Autor: Bohdan Wyżnikiewicz

Prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych.

Bankier może spać spokojnie

Zarobki prezesów największych korporacji ponadnarodowych od dawna bulwersują międzynarodową opinię publiczną. Prawdziwą burzę wywołały informacje, że pieniądze podatników z wielomiliardowych pakietów ratunkowych były wydawane na wysokie premie dla zarządów banków. Ale pomysły regulacji płac menedżerów mają niewielkie szanse na realizację.

Według brytyjskiego dziennika The Times starsi menadżerowie (senior managers) londyńskiej siedziby banku inwestycyjnego Goldman Sachs mogą otrzymać od 5 do 20 mln funtów nagrody w grudniu tego roku. Bank wyasygnował 14 mld funtów na ten cel. Natomiast 31700 pracowników ma otrzymać bonus o wartości 428 tys. funtów do końca roku.

W lipcu tego roku w Stanach Zjednoczonych został opublikowany raport prokuratora generalnego stanu Nowy Jork Mario Cuomo, który dowodzi, iż dyrektorzy niektórych banków sfinansowali bonusy dla siebie i swoich rad nadzorczych z pakietu stymulacyjnego. Zdaniem Cuomo Morgan Stanley, którego zysk ubiegłoroczny wyniósł USD 1,7 mld, otrzymał USD 10 mld z pakietu i wypłacił bonusy warte łącznie USD 4, 48 mld. Podobnie postąpiły CitiGroup i Meryl Lynch, które straciły łącznie USD 54 mld, a kadry menadżerskie tych korporacji wypłaciły sobie bonusy w wysokości łącznie USD 9 mld.

Prezydent Obama 22 października powiedział: “menadżerowie wypłacający sobie wysokie bonusy i wykorzystujący środki publiczne, przeznaczone na ratowanie ich firm, postępują niezgodnie z naszym systemem wartości”. I ogłosił, że w bankach komercyjnych korzystających z pomocy publicznej zostaną wprowadzone drastyczne ograniczenia wysokości wynagrodzeń prezesów.

Dziwne, że dotychczas rządy nie stawiały warunków, w jaki sposób można wydawać publiczne pieniądze, przeznaczone na ratowanie banków przed upadkiem lub na poprawę płynności w sektorze bankowym. Jedynym wytłumaczeniem jest brak wyobraźni polityków. W gospodarce rynkowej nie było i nie ma do tej pory ograniczeń wysokości wynagrodzeń w największych światowych korporacjach, włączając banki. Dopiero w obecnym kryzysie gospodarczym, wywołanym przez system finansowy, podejmowane są próby wprowadzenia regulacji, które ograniczą swobodę w ustalaniu wysokości wypłat zarządzającym największymi bankami. Pazerność tamtejszych bankowców przeszła bowiem wszelkie granice przyzwoitości.

Jestem zdania, że budowany przez lata system wynagradzania elity zarządzającej największymi korporacjami przetrwa próby zmian czy reform, a nawet jeżeli poniesie aktualnie jakieś „straty”, to po zakończeniu obecnego kryzysu wszystko wróci do normy. Standardy etyczne przegrają z logiką rynku.

Zarobki bez górnego limitu

Średnie pobory prezesów największych korporacji są w USA prawie 500 razy większe niż szeregowych pracowników. Wysokie zarobki zarządów największych korporacji ponadnarodowych osiągających wielomiliardowe zyski są normą, która kształtowała się przez lata.

Pierwsza na Liście 500 Fortune w 2008 roku korporacja amerykańska Exxon Mobile w 2008 roku osiągnęła przychody ponad 442 mld dolarów i zysk ponad 45 mld dolarów. Druga z kolei na liście Wal-Mart Stores osiągnęła obroty 405,6 mld dolarów i zysk 13,4 mld dolarów. Wśród korporacji o wysokich zyskach warto wspomnieć o trzeciej na Liście 500 Chevron z prawie 24 mld dolarów czy 35. Microsoft z 17,7 mld dolarów.

Przy tak wysokich zyskach korporacje mogą sobie pozwolić  na sowite wynagradzanie zarządów, nie uszczuplając z tej okazji specjalnie swoich zasobów. Odbywa się to najczęściej poprzez przydział czołowym menadżerom samych akcji lub opcji na akcje z odroczonym terminem wykupu. Powszechnie stosowaną techniką motywowania szefów są kontrakty menadżerskie, przewidujące wysokie premie za wykonanie i przekraczanie postawionych celów. Chodzi o stworzenie systemu, w którym menadżerowie są żywotnie zainteresowani w mnożeniu tak zysków i przychodów korporacji, jak i w rezultacie cen akcji korporacji na giełdach.

Teoretyczne straty ponoszą akcjonariusze poprzez pozaemisyjne i bezwpływowe zwiększanie liczby akcji, ale przy skali operacji finansowych można uznać, że są to straty symboliczne.     W 2007 roku zarządzający dziewięcioma największymi amerykańskimi bankami otrzymali wynagrodzenia od kilkuset tysięcy do półtora miliona dolarów, zaś łącznie z premiami i opcjami od kilku do ponad 70 milionów dolarów na osobę. Telewizja CNN pokazała listę ponad 60 bankierów z takimi apanażami.

Bardzo wysokie zarobki prezesów korporacji stały się w rozwiniętym kapitalizmie normą. Z jednej strony drażni to ludzi o przeciętnych dochodach. Niby dlaczego jeden dzień pracy najlepiej opłacanego prezesa banku amerykańskiego odpowiada ośmioletnim zarobkom pielęgniarki. Z drugiej strony taki system stanowi niebywałe zachęty do podejmowania wysiłku edukacyjnego i do naśladowania karier najlepszych menedżerów, nie wspominając już o korzyściach dla banków.

Krytyka niewiele zmienia

Joseph Stiglitz, noblista z ekonomii z 2001 roku od pewnego czasu prowadzi na łamach prasy światowej zdecydowaną kampanię przeciwko, jego zdaniem, niczym nie uzasadnionym i nadmiernie wysokim wynagrodzeniom zarządów banków. Powołując się na teorie ekonomiczne, dowodzi, że przy stratach banków i szkodach dla gospodarki i społeczeństwa racjonalność ekonomiczna nakazywałaby wypłacanie bankierom wynagrodzeń w wysokości zmuszającej ich do korzystania z zasiłków dla ubogich.

Stiglitz w szczególności krytykuje system wynagradzania w największych bankach. System ten uzależnia premie od krótkookresowych zysków i zmian cen akcji prowadzących do bąbli spekulacyjnych. Zdaniem noblisty, ukształtowany system wynagradzania skłania bankierów do świadomego podejmowania nadmiernego ryzyka na rynkach finansowych bez ryzyka jakichkolwiek sankcji finansowych w przypadku niepowodzenia i z gwarancją, że ich zarobki nie zostaną zredukowane. Uważa wręcz system wynagradzania prezesów banków za jedną z ważniejszych przyczyn powstania obecnego kryzysu, jeżeli nie najważniejszą.

Trudno odmówić argumentom Stiglitza racji, aczkolwiek trzeba zauważyć, że raz ustanowiony system wynagradzania staje się praktycznie nienaruszalny.

Polscy bankierzy gonią świat

W Polsce zarządzający bankami „wymusili” na systemie wysokie wynagrodzenia, wyższe niż w jakimkolwiek innym sektorze. Dzieje się tak w ramach kontraktów menedżerskich i systemów premiowania.

Znamienna była już sytuacja wynagradzania zarządów banków w Polsce w latach 90. Wyjaśnienie jest anegdotyczne, ale prawdopodobnie prawdziwe. Kiedy do sektora bankowego zaczęli wchodzić inwestorzy zagraniczni zarządy usiłowały wymusić na nich wynagrodzenia na poziomie londyńskiego City, największego centrum finansowego Europy. Zagraniczni właściciele nie przystali na takie rozwiązanie, ale wynagrodzenia udało się wywindować odpowiednio wysoko. Polscy prywatni właściciele banków siłą rzeczy musieli dostosować się do obowiązującego standardu. W przeciwnym przypadku groziłaby im tzw. negatywna selekcja kadr, co oznaczałoby przechodzenie najlepszych bankowców do pracy u zagranicznych konkurentów.

W czerwcu PAP podał za specjalizującą się w badaniach wynagrodzeń Kancelarią Sedlak & Sedlak, że zarządom pięciu banków notowanych w indeksie WIG-20 wypłacono w 2008 roku łącznie 72,4 mln złotych, co dawało ponad 200 000 złotych miesięcznych wynagrodzeń średnio na jednego członka zarządu. Tymczasem roczne wynagrodzenia przekraczające 200 000 złotych rocznie otrzymuje w Polsce mniej niż 1 procent zatrudnionych.

Paradoksalnie, nieliczne polskie banki państwowe lub z przewagą kapitału państwowego (np. PKO BP) w niewielkim stopniu odczuwają efekt negatywnej selekcji kandydatów na członków zarządów. Mimo ograniczenia wysokości wynagrodzeń z racji obowiązywania osławionej ustawy kominowej, znajduje się wielu chętnych do zarządzania bankami państwowymi. Traktują oni pracę w takim banku jako początek („trampolinę”) dalszej kariery w sektorze prywatnym. Obok zdobywania praktycznego doświadczenia w zarządzaniu bankiem osoby takie łatwiej uzyskują akceptację KNF jako prezesi banków prywatnych, z racji wymaganego stażu na wysokim kierowniczym stanowisku w bankowości. Bankowiec z doświadczeniem i sukcesem w banku państwowym może liczyć na standardowo wysokie wynagrodzenie przy przejściu do sektora prywatnego.

Dodatkowym, i to całkiem niebagatelnym, źródłem dochodów menadżerów z najwyższej półki jest powszechnie stosowany w umowach zapis o zakazie konkurowania, czyli podejmowania pracy w konkurencyjnych firmach po zakończeniu pracy. Chodzi o ochronę tajemnic handlowych, wiedzy o strategiach działania, czy wreszcie utrzymanie kontrahentów. Wartość wiedzy o korporacji, którą inni uczestnicy rynku mogliby wykorzystać w walce konkurencyjnej jest na tyle wysoka, że warto słono płacić za zapobieganie zagrożeniu jakichkolwiek niekorzystnych działań przeciwko korporacji.

W ostatnim czasie polska opinia publiczna dowiedziała się o idących w setki tysięcy złotych wypłatach z takiego właśnie tytułu dwóm urzędnikom zajmującym wysokie stanowiska w Kancelarii Prezydenta i w rządowych służbach specjalnych. Urzędnicy ci byli bowiem zobowiązani do złożenia odpowiednich oświadczeń o swoich dochodach i czynili to. Standardy rozwiniętego kapitalizmu na dobre zadomowiają się także w naszym kraju.Przyczyny kominowych wynagrodzeń

Wiele jest przyczyn i mechanizmów prowadzących do stworzenia i utrzymywania się systemów kominowych wynagrodzeń. Chodzi o  wielokrotnie wyższe wynagrodzenia dla wąskiej grupy zarządzających dużymi korporacjami.

Pierwszą  przyczyną jest niewątpliwie ostra walka konkurencyjna między dużymi korporacjami ponadnarodowymi. Odpowiednio wysokie wynagradzanie najbardziej skutecznych zarządów w tej walce jest w gruncie rzeczy stosunkowo niewielkim kosztem korporacji w świetle wielomiliardowych korzyści odnoszonych przez te korporacje dzięki działalności najlepszych menedżerów. Konkurencja tego rodzaju przebiega między korporacjami w ramach tych samych sektorów, a także pomiędzy sektorami.

Po drugie, poza nielicznymi wyjątkami, największe korporacje są własnością rozproszonego akcjonariatu, co oznacza brak dbającego o swoje interesy właściciela. Ponadto, banki stosując dźwignie finansowe, obracają kapitałami wielokrotnie przewyższającymi kapitał własny banków. Dysponowanie ogromnymi kwotami przez bankowców wzmacnia w negocjacjach kontraktów menedżerskich ich siłę przetargową. Z kolei przy uzyskiwaniu ponadprzeciętnych zysków nikt nie jest w stanie zabronić prywatnym właścicielom dysponowania w dowolny sposób nadwyżkami finansowymi w korporacjach dla motywowania zarządów. Czynnikiem, który mógłby powstrzymać wypłacanie horrendalnie wysokich gaży jest jedynie obawa przed psuciem sobie wizerunku w oczach opinii publicznej. Oddziaływanie tego czynnika jest na razie jednak niewielkie.

Po trzecie, przy tak wysokich dochodach zarządzających dużymi firmami w naturalny sposób powstaje silna konkurencja w tym segmencie „rynku pracy”. Prowadzi to do ukształtowania się stosunkowo wąskiej, elitarnej grupy menadżerów o wybitnych umiejętnościach, których należy odpowiednio wynagradzać. Jak wiadomo, na rynki kapitałowe silnie oddziałują czynniki psychologiczne, choćby takie, jak oczekiwania poprawy wyników finansowych korporacji dzięki znanym sprawnym menadżerom. Już samo pojawienie się w dużej korporacji nazwiska prezesa o dużej renomie jest w stanie długotrwale zwiększać giełdowe ceny akcji korporacji.

Po czwarte, w korporacjach ukształtowana jest wieloszczeblowa hierarchiczna struktura zarządzania i wiążący się z nią hierarchiczny system wynagradzania. Przy mnożeniu szczebli zarządzania i podwyżkach wynagrodzeń w rezultacie poprawy wyników finansowych znacząco narastają różnice w poziomach wynagrodzeń, co dodatkowo winduje w górę wynagrodzenia zatrudnionych na najwyższych szczeblach zarządzania.

Po piąte, sektor finansowy w dotychczasowej historii rzadko kiedy przynosił straty. Bankowcy nie dostrzegli powodów, dla których mieliby ograniczać swoje pobory.     Niezadowolenie czy wręcz złość opinii publicznej z astronomicznych zarobków pozostawia na uboczu zarobki prezesów korporacji spoza sektora finansowego. Ogień krytyki skierowany został przeciwko bankowcom, uważanych powszechnie za sprawców kryzysu.  Wychodzi się najwyraźniej z założenia, że w sektorze niefinansowym nie ma możliwości dokonania jakichkolwiek zmian sytuacji, natomiast pojawiła się szansa na ograniczenie zarobków w bankach.

Małe szanse na zmiany

Po informacjach o ogromnych premiach, wypłacanych z publicznych pakietów ratunkowych, do głosu doszli politycy (głównie prezydent Francji Sarkozy), którzy między innymi postanowili w ramach spotkania grupy G20 we wrześniu w Pittsburghu zająć się tą sprawą. Materia okazała się dość trudna, przywódcy państw o bardziej liberalnych gospodarkach widzą w podejmowanej akcji zagrożenia dla konkurencyjności banków. Na pewne efekty można będzie liczyć w strefie euro dzięki działaniom Europejskiego Banku Centralnego.     Przywódcom krajów G-20 udało się opracować kilka rekomendacji, które mają ograniczyć wysokie wynagrodzenia w komercyjnym sektorze finansowym:

1. unikać stosowania wieloletnich gwarantowanych premii; zmienne części wynagrodzeń (roczne bonusy) winny być znacząco ograniczane i ściśle związane z tworzeniem nowej wartości dla banków.

2. powiązać wynagrodzenia zarządzających z efektami finansowymi, dostosować je do podejmowanego ryzyka, które nie mogłoby być nadmierne.

3. limitować zmienne części wynagrodzeń (roczne bonusy) w przypadkach zagrożenia utrzymania bazy kapitałowej na odpowiednim poziomie.

4. komitety wynagrodzeń miałyby działać w pełni niezależnie. Nadzorcy byliby zobowiązani do przyglądania się podejmowanemu instytucjonalnemu i systemowemu ryzyku. Tam, gdzie polityka wynagrodzeń naruszałaby przyjęte reguły, stwierdzone nadmierne ryzyko byłoby łagodzone podejmowaniem działań naprawczych poprzez zwiększanie wymagań kapitałowych.

Proponowane  rozwiązania są rekomendacjami, choć pojawiają się nieistniejące dotąd elementy działań nadzorczych (powoływanie komitetów ds wynagrodzeń – jednak nie wiadomo, kto by je tworzył i przez kogo oraz według jakich zasad byłyby powoływane).

O małej skuteczności tego typu działań świadczy zachowanie banku Goldman Sachs. Po zwrocie pomocy rządowej bank ten zapowiedział wypłatę premii pracownikom o łącznej wysokości 23 mld dolarów. Przy wstrzymaniu wypłat premii w 2008 roku członkowie zarządu z pewnością zostaną wynagrodzeni według dawnych zasad.

Niemniej należy przypuszczać, że w sektorze finansowym w krótkim okresie zostanie osiągnięty pewien efekt. Banki korzystające z publicznych pakietów ratunkowych zastosowują się do regulacji zapobiegającym wypłatom premii idącym w miliony dolarów. W perspektywie kilku lat po zakończeniu kryzysu najprawdopodobniej dojdzie do prób powrotu do wypłacania wysokich premii, tyle że będzie to przeprowadzane w taki sposób, by nie bulwersować opinii publicznej.

Nie wydaje się natomiast, żeby w korporacjach spoza sektora finansowego cokolwiek się zmieniło w sposobach motywowania zarządzających do pomnażania obrotów i zysków. Takie oblicze kapitalizmu ma prawo nie podobać się wielu, ale trzeba się z nim pogodzić.

Bohdan Wyżnikiewicz (ur. 21 kwietnia 1947)

Dr nauk ekonomicznych

Były prezes GUS, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Wykłada gościnnie w kilku wyższych uczelniach. Ekspert GPW, PKPP Lewiatan, The Conference Board Europe i Oxford Analytica. Autor prac naukowych, artykułów, studiów, raportów i ekspertyz publikowanych w kraju i zagranicą.

Czytaj więcej: Wojciech Kwaśniak: Banki brzydko się bawiły, to się doigrały

Krzysztof Pietraszkiewicz: Musimy budować system skłonności do oszczędzania

Otwarta licencja


Tagi