Grecja ma szansę uciec spod noża

Kryzys to dla Grecji niepowtarzalna szansa na odkładane od kilkunastu lat reformy. Rząd może za jednym zamachem rozprawić się z korupcją, rozrzutnością w sektorze publicznym, wszechwładzą związków zawodowych i sprzedać źle zarządzany państwowy majątek. W dodatku Grecja wcale nie musi występować ze strefy euro, żeby rozwiązać problem zadłużenia. Wystarczy, że podobnie jak zadłużona Kalifornia wykorzysta pomysł emisji bonów IOU – przekonuje dr Dimitrios Tsomocos z Uniwersytetu w Oxfordzie, były doradca Bank of Greece.
Grecja ma szansę uciec spod noża

Dimitrios Tsomocos, Said Business School, University of Oxford

Wielu ekonomistów sugeruje, że Grecja szybciej by rozwiązała swoje problemy, gdyby choć na chwilę wystąpiła ze strefy euro. Czy Pana zdaniam jest to możliwe i jakie by były tego konsekwencje?

To w ogóle nie wchodzi w grę. Większość greckich długów jest denominowana w euro. Wyjście ze strefy euro prowadziłoby do jednostronnego ogłoszenia bankructwa. Oprócz politycznych reperkusji, taki ruch naraziłby gospodarkę na jeszcze większe napięcia. Dlatego, według mnie, najlepszy jest mechanizm zastosowany w Kalifornii, notabene przydatny również w Hiszpanii i w Portugalii. Mam na myśli tzw. IOU (I Owe You – red.) currency mechanism, wprowadzający w obieg coś w rodzaju bonów walutowych, którymi, po ustaleniu kursu, Grecja mogłaby regulować swoje długi (dla ratowania budżetu Kalifornia wyemitowała skrypty dłużne, którymi spłaca długi – red.) Grecja nie musiałaby w ten sposób występować ze strefy euro. W każdym razie, bez względu na to, czy Grecja zdecyduje się na restrukturyzację zadłużenia, czy na wariant kalifornijski, jestem optymistą.

Optymistą? Przecież Grecja to kosztowne państwo socjalne z rozbuchanym i niewydajnym sektorem publicznym.

Nie użyłbym określenia „państwo socjalne”. Grecki system ubezpieczeń społecznych niespecjalnie różni się od tego, jaki mają Francuzi, Niemcy czy Włosi. Nie sądzę więc, żeby taki model pociągał za sobą jakąś strukturalną niezdolność do przeprowadzenia reform gospodarczych.

Skąd w takim razie tak ogromny sceptycyzm zarówno ekonomistów, jak i inwestorów, którzy nie wierzą, że Grecji uda się wyjść z obecnego kryzysu?

Wielu ekspertów zapomina, że problemy finansowe, z którymi boryka się w tej chwili Grecja, występują także w innych krajach Europy. To nie jest grecka specjalność. Choć rzeczywiście, Grecja przechodzi szczególnie ostrą odmianę kryzysu, ale to dlatego, że oczekiwania rynków finansowych zostały zdestabilizowane. Część odpowiedzialności ponosi za to grecki rząd. W każdym razie reformy są nadal możliwe, choć nie będą łatwe i natrafią na opór wielu grup interesów. Związki zawodowe nie będą chciały utracić swoich przywilejów, a korporacje zawodowe: prawników, notariuszy, kierowców ciężarówek czy wreszcie pracowników portów, nie będą się chciały zgodzić na większą konkurencję. Reformy utrudni także mała elastyczność greckiego rynku pracy. O tym, czy ruszą i się powiodą, zdecyduje też i to, czy obciążenia wynikające z oszczędności i cięć zostaną równomiernie rozłożone  na całe społeczeństwo, a nie tylko na wybrane grupy.

Skąd rząd weźmie pieniądze na zasypanie dziury budżetowej, jeśli już dziś zastrzega, że być może nie uda się ściągnąć zaplanowanych w tym roku podatków?

Nie dziwię się. Działanie sektora publicznego, w tym izb skarbowych, w Grecji pozostawia wiele do życzenia. Kryzys w Grecji to według mnie głównie problem nie działających instytucji, ich rozrzutności i korupcji. Dotychczasowe rządy nawet nie próbowały z tym zrobić porządku. Greccy politycy są chyba chronicznie niezdolni do stworzenia efektywnego systemu, w którym państwo działa sprawnie. Na szczęście tym razem Grecja ma umowę z MFW i EBC, w której wytknięto jej wszystkie te słabości. Być może to międzynarodowe porozumienie zmobilizuje wreszcie polityków do działania.

A jak rząd przekona do reform samych Greków? Według cytowanego w dzienniku „The Wall Street Journal” prof. Theodore Couloumbisa z Uniwersytetu w Atenach, Grecy są dumnym narodem i nie lubią, kiedy zagranica im coś narzuca.

Pozwolę się z nim jednak nie zgodzić. Większość Greków zdaje sobie sprawę ze skali problemów i chce je jak najszybciej rozwiązać. Choć trzeba przyznać, że zaangażowanie MFW gwarantuje pewną surowość zasad. Nie można się więc dziwić, że część Greków zadaje sobie pytanie, czy ich wyrzeczenia będą w dłuższym okresie miały rzeczywiście ozdrowieńczy wpływ na gospodarkę. Mimo to Grecy kierują swoje pretensje i ostrą krytykę pod adresem rządu, a nie instytucji międzynarodowych. Grecja zawsze była bardzo prounijnym krajem. Olbrzymia większość Greków popierała decyzję wstąpienia do strefy euro i myślę, że euro nadal cieszy się szerokim poparciem społecznym, pomimo kryzysu.

Zgodzą się nawet na długo odkładaną prywatyzację? Rząd zapowiada, że pod młotek pójdzie m.in.  49 proc. spółek należących do przynoszących straty państwowych kolei, 39 proc. udziałów w greckiej poczcie i akcje wodociągów dwóch greckich miast.

Publiczne przedsiębiorstwa są w Grecji wyjątkowo źle zarządzane. To pięta achillesowa i jeden z głównych strukturalnych problemów kraju. Nieruchomości należące do państwa są warte około 300 miliardów euro, a zysk, które przynoszą, jest znikomy. Równie kiepsko mają się np. bank rolny i pocztowy czy koleje. Rzetelnie zaplanowana prywatyzacja jest więc od dawna potrzebna, a dziś pomogłaby też rządowi uporać się z deficytem budżetowym.

Czy to dobry moment na prywatyzację?

Dobrze zrealizowana prywatyzacja da dodatkowy zastrzyk finansowy, który pomoże zredukować deficyt budżetowy. Równocześnie jest to sposób na zwiększenie konkurencyjności greckiej gospodarki. Jeśli jednak politycy zdecydują się na pospieszną wyprzedaż majątku wyłącznie po to, żeby zdobyć dodatkowe środki na zasypanie dziury budżetowej, to gospodarka grecka na tym nie zyska.

Prawie codziennie z Grecji napływają doniesienia o manifestacjach i protestach. Do strajku szykują się nawet pracownicy przemysłu turystycznego, na który tak bardzo liczy w tym roku rząd. Jak w takich warunkach reformować gospodarkę?

To prawda, że Grecy protestują, ale moim zdaniem nie chodzi im o sprzeciw wobec zapowiadanych reform. Domagają się ukrócenia korupcji i rozliczenia polityków odpowiedzialnych za dramatyczny stan gospodarki.

To dlaczego protestują np. aptekarze? Czy nie chodzi czasem o obawy przed zapowiadanym przez rząd wprowadzeniem większej konkurencji na rynku aptecznym i ograniczeniem przywilejów niektórych korporacji zawodowych?

Ależ Grecy chcą konkurencyjnej gospodarki, choć akurat aptekarze to jedna z grup interesów, o których mówiłem wcześniej. Wiele korporacji zawodowych sprzeciwia się otwarciu na konkurencję i właśnie dlatego stawiają opór. Większość Greków chce głębokich strukturalnych zmian, rezygnacji z tego oligopolistycznego modelu gospodarki, w którym niewielka liczba firm w ogóle ze sobą konkuruje.

Administracja publiczna chyba już do tej większości Greków popierających reformy nie należy?

Wprost przeciwnie. Oczywiście, funkcjonariusze publiczni nie są specjalnie zachwyceni oszczędnościami, ale rozumieją, że sytuacja tego wymaga. Zresztą sektor publiczny, przynajmniej jeśli chodzi o urzędników średniego szczebla, nie jest znów aż tak bardzo dobrze opłacany. Emerytury także nie są przesadnie wysokie. Urzędnicy mogą jednak liczyć na dodatkowe dochody, bo pleni się łapówkarstwo i korupcja. Zdarza się, że niektórzy urzędnicy przechodzą na emeryturę w wieku 50 lat. Choć z drugiej strony, korupcja zdarza się w całej Europie. Przypomnę, że jeden z najgłośniejszych skandali korupcyjnych ostatnich lat (chodzi o sprawę firmy Siemens z 2006 roku, która miała specjalny fundusz na łapówki – red.) zdarzył się w Niemczech, nie w Grecji.

Poprzednie rządy nie próbowały uporządkować sektora publicznego?

Niestety nie, jeśli nie liczyć absolutnie kosmetycznych zmian. Prawdziwych, poważnych reform nie było. Nikt nie próbował dotąd otwarcia korporacji zawodowych, uelastycznienia rynku pracy, osłabienia nieproporcjonalnie silnych wpływów związków zawodowych. Na tym właśnie polega problem. Dopiero obecny kryzys nie pozostawia politykom wyboru.

Wielu ekonomistów jest zdania, że Grecji nie uda się zdusić deficytu z 13,6 proc. PKB do 8,1 proc. w ciągu niecałego roku. Jednoczesne podniesienie podatków i oszczędności budżetowe tylko zmniejszą szanse na wzrost gospodarczy i koło się zamyka.

Wbrew pozorom potencjał greckiej gospodarki nie jest taki mały. Wystarczy m.in. sprawić, by spora część greckich przedsiębiorców, niektórzy oceniają, że to 30-40 procent gospodarki, wyszła z szarej strefy i zaczęła płacić podatki. Trzeba też usprawnić działanie urzędów skarbowych, zmniejszyć biurokrację, ograniczyć korupcję. Konieczne jest także zatrzymanie gwałtownego odpływu dobrze wykształconych i wykwalifikowanych pracowników. Początki reform będą naprawdę trudne, ale w ciągu 2-3 lat wyłoni się wreszcie system, w którym łatwiej będzie się poruszać przedsiębiorcom, w którym środki unijne zostaną wreszcie sensownie wykorzystane i w którym będzie miejsce na prawdziwą konkurencję. Nie ma alternatywy dla reform.

Rozmawiała Anna Gwozdowska

Dimitrios Tsomocos, wykładowca Said Business School, Uniwersytet w Oksfordzie, były doradca Bank of Greece i Bank of England, specjalizuje się w dziedzinie regulacji bankowych, teorii ekonomicznej i stabilności finansowej

Dimitrios Tsomocos, Said Business School, University of Oxford

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse