Kręte ścieżki do prywatyzacji

Trwająca właśnie oferta akcji GPW dobrze pokazuje dylematy prywatyzacyjne. Sprzedaż państwowych spółek, zwłaszcza z branż uznawanych za strategiczne, budzi solidarny opór nie tylko klasy politycznej, ale i dużej części opinii publicznej. Wciąż  mówi się o konieczności budowania przez państwo „narodowych czempionów”, zdolnych do zagranicznej ekspansji.

„-Prywatyzacja  Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie będzie ukoronowaniem trwającego od ponad 20 lat procesu transformacji i prywatyzacji polskiej gospodarki” – mówił na XX Forum Ekonomicznym w Krynicy Aleksander Grad, minister Skarbu Państwa. To z pewnością deklaracja przesadzona. Upublicznienie akcji GPW SA będzie wydarzeniem ważnym, ale nie przełomowym dla polskiej gospodarki. Co więcej – chociaż MSP sprzedaje ponad 60 proc. akcji spółki, będzie dysponowało ponad 50 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Ze statutu GPW w Warszawie wynika, że akcjonariusze inni niż Skarb Państwa, niezależnie od liczby posiadanych papierów, będą mogli korzystać maksymalnie z 10 proc. głosów. Częściowa prywatyzacja zapewne pozytywnie wpłynie na funkcjonowanie giełdy, która będzie poddana silniejszej presji rynkowej, a jej strategia i bieżące działania będą poddane ocenie analityków bankowych.  Ale rząd wciąż obawia się oddania kontroli nad giełdą, podobnie jak nad wieloma innymi częściowo sprywatyzowanymi i upublicznionymi spółkami, w których posiada strategiczne udziały.

Tak, albo nie

Niechęć do oddawania pełnej kontroli nad spółkami obecny rząd odziedziczył po poprzednim, jeszcze bardziej sceptycznym wobec prywatyzacji. W 2007 roku minister Wojciech Jasiński rozważał możliwość sprzedaży kilku pakietów 5-10-procentowych akcji GPW polskim inwestorom instytucjonalnym, przede wszystkim funduszom emerytalnym, przy czym Skarb Państwa miał utrzymać co najmniej 51 proc. akcji. „ Prywatyzacja Giełdy nie buduje sama w sobie pozycji tej Spółki mierzonej udziałem kapitalizacji w PKB, płynnością obrotu itp. W związku z powyższym Ministerstwo Skarbu Państwa nie widzi konieczności szybkiej i całkowitej prywatyzacji Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie S.A.” – mówił w Sejmie minister Jasiński, odpowiadając na interpelację. Zapowiadał jednak, że zbycie akcji może nastąpić na przełomie 2007 i 2008 roku. „Prywatyzacja Giełdy Papierów Wartościowych ma zakończyć się najdalej w I kwartale 2008 roku” – precyzował wiceminister skarbu Paweł Szałamacha. Ale jesienią 2007 roku zmienił się rząd, a kilka miesięcy później załamała się koniunktura giełdowa i prywatyzacja giełdy została odłożona. We wrześniu 2007 roku firma doradcza McKinsey sporządziła na zlecenie GPW raport analityczny, który nie wykluczał udziału zagranicznych podmiotów w procesie prywatyzacji. Ale ostateczna decyzja należała do właściciela, czyli Skarbu Państwa. W 2009 roku MSP przedstawiło nowy plan prywatyzacji warszawskiej giełdy, który zakładał sprzedaż minimum 51 proc. akcji inwestorowi strategicznemu oraz około 23 proc. akcji członkom giełdy. Ostatecznie na krótkiej liście inwestorów, zainteresowanych zakupem warszawskiego parkietu znalazły się cztery renomowane giełdy zagraniczne: Deutsche Börse, London Stock Exchange (LSE), NASDAQ OMX oraz New York Stock Exchange Euronext (NYSE Euronext). W listopadzie 2009 wydawało się, że zwycięzcą będzie Deutsche Börse, która zaakceptowała większość postulatów MSP – szczególnie dotyczących autonomii warszawskiej giełdy i przedstawiła program jej rozwoju, który wzmacniał pozycję warszawskiego parkietu, jako głównego rynku finansowego w Europie Środkowo-Wschodniej. I nagle minister Skarbu Państwa (mający zapewne wsparcie szefa rządu) rozmyślił się. „Giełda świetnie sobie radzi. I dlatego tylko spełnienie ostrych warunków, które miały sprzyjać rozwojowi warszawskiej giełdy, skłoniłoby nas do sfinalizowania takich negocjacji” – komentował fiasko negocjacji z Niemcami szef rządu  Donald Tusk.

Dwie wyceny

Według nieoficjalnych informacji podawanych przez stronę niemiecką ministerstwo wyceniło giełdę na ponad 1 mld euro, co dla prezesa zarządu  Deutsche Börse Boerse Reto Francioniego było wyceną zdecydowanie za wysoką. Obecnie Ministerstwo Skarbu Państwa ustaliło maksymalną cenę akcji na 43 zł, co oznacza, że dziś MSP wycenia wartość giełdy na 1,8 mld zł, czyli przeszło dwa razy niżej niż w negocjacjach z Niemcami. Wprawdzie Deutsche Börse miała przejąć kontrolę nad warszawskim parkietem, za co zawsze płaci się premię, ale czy aż tak znaczną? Zwróćmy zresztą uwagę, że w ciągu roku indeksy na warszawskiej giełdzie wzrosły o kilkanaście procent, co rzutuje na obecną wycenę giełdy. Krótko mówiąc, utrzymanie przez Skarb Państwa kontroli nad prywatyzowaną giełdą oznaczało ubytek dochodów budżetu państwa o jakiś 1 mld zł.

Warszawska giełda pozostała jedną z ostatnich w Europie rynków kapitałowych kontrolowanych przez rząd. Giełda w Budapeszcie została w 2004 roku przejęta przez grupę banków austriackich oraz wiedeńską giełdę (Wiener Börse). O zakup większościowych udziałów w Giełdzie Praskiej starała się przed dwoma laty Giełda Warszawska, ale ostatecznie przegrała konkurencję z Wiener Börse. Giełda w Bratysławie jest własnością kilkunastu podmiotów państwowych i prywatnych, przy czym ponad 75 proc. posiada Fond národného majetku SR, czyli słowacki fundusz prywatyzacyjny.

Giełda w Bukareszcie ma 306 udziałowców – w tym 219 osób prywatnych oraz banków i funduszy, przy czym żaden nie ma więcej niż 3 proc. udziałów. Bułgarska giełda w  44 proc. należy do państwa (nadzór właścicielski sprawuje Ministerstwo Finansów), ponad 5 proc. do osób fizycznych, a reszta do osób prawnych, banków i funduszy.

Obawy ciągle silne

Próba sprzedaży Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie inwestorom zagranicznym, a następnie wycofanie się z tej transakcji i prywatyzacja poprzez upublicznienie akcji pokazuje dylematy i obawy Ministerstwa Skarbu Państwa i kolejnych polskich rządów. Z jednej strony istnieje pokusa sprzedaży większościowych pakietów spółek inwestorom strategicznym, z drugiej strony w polskich elitach politycznych silna jest obawa, że pozbycie się przez państwo pakietów większościowych i kontroli nad ważnymi spółkami (określanymi arbitralnie jako spółki strategiczne) może przynieść trudne do przewidzenia konsekwencje.  Dylemat ten wynika z pozycji Polski w Europie. Jesteśmy jednym z większych krajów europejskich, o znaczącym potencjale gospodarczym, który nie idzie w jednak parze z pozycją naszych firm, jako inwestorów zagranicznych. O ile nasi mniejsi sąsiedzi bez oporów zaakceptowali silną obecność kapitału zagranicznego w strategicznych obszarach gospodarki, polscy politycy marzą o „narodowych czempionach” zdolnych do zagranicznej ekspansji.

Sprzedaż zagranicznym inwestorom spółek, zwłaszcza z branż uznawanych za strategiczne (energetyki, infrastruktury) budzi opory i jest przez część opinii publicznej uznawana za porażkę rządu. Tak było choćby z prywatyzacją STOEN, warszawskiej spółki energetycznej, której sprzedaż niemieckiemu koncernowi RWE wywołała w grudniu 2002 roku burzę w Sejmie. Przez ponad 10 lat kolejne rządy toczyły walkę o utrzymanie kontroli państwa nad PZU, a niektórzy politycy uważali zaniechanie tej walki za zdradę interesów narodowych.

Dla polityka bezpieczniej jest zaniechać prywatyzacji lub sprywatyzować spółkę tylko częściowo, zachowując kontrolę Skarbu Państwa. Bezpieczniejszą z politycznego punktu widzenia strategią jest upublicznienie spółki (wprowadzenie jej akcji na giełdę) niż sprzedaż  inwestorowi strategicznemu. Opinia publiczna nie zwraca uwagi na straty, jakie ponosi budżet państwa i cała gospodarka w wyniku zaniechania prywatyzacji lub stosowania „ostrożnych” strategii. Znacznie mocniej (i bardziej negatywnie) reaguje na argumenty nawet słabo uzasadnione, że spółka została sprzedana za tanio lub że państwo oddało kontrolę nad „strategicznym” sektorem gospodarki.

Pod kontrolą państwa

Takie nastawienie do prywatyzacji sprawia, że mimo ponad dwudziestu lat transformacji państwo kontroluje przedsiębiorstwa oraz całe działy: energetykę, przemysł paliwowy, koleje, porty, gazociągi i rurociągi z ropą, wydobycie i przetwórstwo miedzi oraz przemysł zbrojeniowy. Przy czym kontrola rządu jest wielowymiarowa. Nawet w sprywatyzowanych spółkach państwo zachowuje pakiet kontrolny. Tak dzieje się w dwóch największych spółkach paliwowych, a także w KGHM, PKO BP, PGNiG. Niektóre z nich już od lat są na giełdzie, lecz państwo nie godzi się na sprzedaż większych pakietów akcji inwestorom branżowym, którzy mogliby wpływać na strategiczne przedsiębiorstwa.

Nawet gdy państwo posiada tylko 28 proc. akcji jakiejś firmy (jak w PKN Orlen), tak naprawdę najczęściej sprawuje pełną nad nią kontrolę.

W roku 2005 Sejm przyjął ustawę o szczególnych uprawnieniach Skarbu Państwa oraz ich wykonywaniu w spółkach kapitałowych o istotnym znaczeniu dla porządku publicznego lub bezpieczeństwa publicznego, zwaną popularnie „złotym wetem”. Ustawa pozwalała ministerstwu na delegowanie do dwóch obserwatorów, informujących Skarb Państwa o strategicznych decyzjach spółki, które następnie będzie można zaskarżyć i zablokować. Do decyzji takich zalicza się na przykład przeniesienie siedziby spółki za granicę, zmianę profilu jej działalności, zbycie, wydzierżawienie lub ograniczenie dysponowania majątkiem firmy. Rząd PiS pracował nad przepisami, które pozwalałyby państwu jeszcze mocniej kontrolować gospodarkę. Ustawa o bezpieczeństwie narodowym, która na szczęście nie weszła w życie, umożliwiała nacjonalizację ważnych dla polskiego bezpieczeństwa przedsiębiorstw w sytuacji ich wrogiego przejęcia. Oczywiście to rząd decydowałby, czy rzeczywiście doszło do zagrożenia.

Platforma Obywatelska, gdy była w opozycji, krytykowała rząd PiS za wstrzymywanie prywatyzacji, lecz gdy powstał rząd PO-PSL polityka prywatyzacyjna zmieniła się niewiele. Jeszcze w czasie kampanii wyborczej, jesienią 2007, premier Tusk przyrzekł, że jego rząd utrzyma kontrolę nad dużą spółką KGHM, w której bardzo silną pozycję mają związki zawodowe. Spółka wymaga restrukturyzacji, na co nie godzą się związki zawodowe. Państwowy właściciel nie jest w stanie takiej restrukturyzacji przeprowadzić.

W październiku 2009 Komisja Europejska zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu ustawę o „złotym wecie”, uznając że łamie ona unijną swobodę przepływu kapitału i przedsiębiorczości.

Sprzedaż pod przymusem

W lutym 2010 Sejm przyjął zaproponowany przez rząd projekt nowej ustawy o szczególnych uprawnieniach Skarbu Państwa, tym razem ograniczony do sektora energetycznego i paliwowego. Szef resortu Skarbu może sprzeciwić się uchwałom władz spółek sektora gazowego, elektroenergetycznego i paliwowego, jeśli uzna, że zagrażają one interesom państwa. Za przyjęciem ustawy głosowało aż 377 posłów (przeciw było 31), co pokazuje, że niemal cała klasa polityczna podziela fobie odnośnie prywatnego kapitału.

Gdy w ubiegłym roku giełdowa spółka PKO BP (zdominowana przez Skarb Państwa) podniosła kapitał, duży pakiet akcji  objął państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego, by nie dopuścić do osłabienia w spółce pozycji SP.

Prywatyzacja ruszyła dopiero w ostatnim roku, gdyż wpływy z prywatyzacji są jedyną szansą na zahamowanie przyrostu długu publicznego. W ubiegłym roku z prywatyzacji uzyskano niespełna 7 mld zł,  głównie dzięki sprzedaży „resztówek” – będących w posiadaniu MSP małych pakietów spółek dawno sprywatyzowanych. Plan na rok 2010 zakłada uzyskanie 25 mld zł i prawdopodobnie będzie przekroczony (dochody wyniosą zapewne nieco ponad 30 mld zł). Gros dochodów tegorocznych przypada na sprzedaż spółek energetycznych: Energi, Enei oraz małego pakietu akcji Polskiej Grupy Energetycznej.

A mimo to wiele działań Ministerstwa Skarbu Państwa budzi zastrzeżenia. Najbardziej kontrowersyjną tegoroczną „prywatyzacją” jest sprzedaż spółki Energa innej państwowej spółce Polska Grupa Energetyczna. Dzięki tej transakcji do kasy MSP wpłynie 7,5 mld zł, lecz transakcja ta, zdaniem wielu ekspertów, doprowadzi do ograniczenia konkurencji na polskim rynku energetycznym.

Poprzedni rząd poparł nacjonalizację giełdowej spółki Bank Ochrony Środowiska SA. Udziały posiadane przez szwedzką grupę finansową SEB AB zostały wykupione przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Minister Skarbu Państwa obecnego rządu próbował (na szczęście nieskutecznie) znacjonalizować bank znacznie większy – BZ WBK, w dodatku będący niemal całkowicie w rękach kapitału zagranicznego.

Transakcje bez zastrzeżeń

Kilka dużych transakcji przeprowadzonych w ostatnich miesiącach lub zapowiedzianych świadczy o tym, że możliwe są pozytywne zmiany polityki prywatyzacyjnej. W czerwcu 2009 na warszawskim parkiecie zadebiutowała pierwsza kopalnia węgla kamiennego spółka  Lubelski Węgiel „Bogdanka” SA. Skarb Państwa posiada w niej obecnie jedynie kilku procentowy pakiet.

Duża spółka energetyczna Enea zostanie sprzedana inwestorowi strategicznemu. Obecnie wyłączność na negocjacje ma Kulczyk Investment. Kontynuowana jest pełna prywatyzacja Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ), w którym Skarb Państwa posiada 37,28 proc. akcji (większościowy pakiet należy do Rabobank International Holding B.V.).

Z nieoficjalnych wypowiedzi polityków związanych z rządem wynika, że MSP może w przyszłym roku zmniejszyć swą obecność w banku PKO BP z obecnych 51,24 do 25 proc. Możliwe jest podobne wycofanie się z PZU. To wciąż tylko zapowiedzi i to nieoficjalne. Przyszły rok, w którym odbędą się wybory, nie będzie sprzyjał śmiałym decyzjom. Ale później, kto wie. Może PO, która uchodziła kiedyś za partię liberalną odważy się sprywatyzować spółki, które dziś uważa za zbyt ważne, by pozbyć się nad nimi kontroli.

Otwarta licencja


Tagi