Cuda zdarzają się wszędzie

Botswana należała niegdyś do krajów najbiedniejszych, a dzisiaj ma poziom dochodów na mieszkańca zbliżony do Polski. Szybki wzrost gospodarczy jest zatem możliwy pod każdą szerokością geograficzną. A wstrząsy prowadzące do gospodarczej katastrofy rzadko są wynikiem braku szczęścia, dużo częściej są następstwem złej polityki gospodarczej – mówi dr Andrzej Rzońca, członek RPP.
Cuda zdarzają się wszędzie

dr Andrzej Rzońca fot. J. Deluga-Góra

Obserwator Finansowy: Jakie tajemnice odkrył Pan w wydanej niedawno wspólnie z Leszkiem Balcerowiczem książce „Zagadki wzrostu gospodarczego”?

Andrzej Rzońca: Wzrost gospodarczy jest najważniejszym sposobem na wyciąganie całych społeczeństw z biedy. Mimo, że wiemy to od bardzo dawna, zaskakujące jest to, jak wiele krajów wciąż nie wkroczyło na drogę systematycznego wzrostu. Poza tym, mamy kraje, które w przeszłości należały do najbogatszych, a przez kilkadziesiąt kolejnych lat w ogóle się nie rozwijały. No i mamy również kraje, które 50 lat temu były bardzo biedne, a teraz mają umiarkowany, a nawet wysoki poziom dochodów na mieszkańca. Historia pokazuje więc wiele przykładów katastrofy z jednej strony i cudów gospodarczych z drugiej.

Skąd najczęściej bierze się cud gospodarczy? Jakie warunki musza być spełnione, aby startując z bardzo niskiego poziomu rozwoju w przeciągu kilku dekad dana gospodarka dołączyła do grona rozwiniętych?

Po pierwsze, musi unikać wstrząsów. Kraje, które doświadczały dużo głębokich wstrząsów rozwijały się  w wolnym tempie. To nie jest tak, że po kryzysie gospodarka zawsze powraca do wcześniejszego tempa wzrostu gospodarczego. Wstrząsy rzadko są wynikiem braku szczęścia, częściej są wynikiem złej polityki gospodarczej. Głębokość spadku produkcji po wystąpieniu wstrząsu w dużym stopniu zależy od polityki gospodarczej.

Jednocześnie brak wstrząsów nie wystarcza do tego, żeby szybko się rozwijać. Do tego konieczne jest uruchomienie sił systematycznego rozwoju. W niektórych sytuacjach zmiany sił systematycznego wzrostu w pożądanym kierunku uruchamiają szczególne mechanizmy wzrostu. Te zaś pozwalają krajowi przez pewien, czasami przez długi czas, bardzo szybko się rozwijać. Szczególne mechanizmy wzrostu  mogą pojawić się tam, gdzie wcześniej dochodziło do deformacji gospodarki. Jeżeli pakiet reform wzmacniających systematyczne siły wzrostu nie będzie dostatecznie głęboki, szczególne mechanizmy wzrostu po pewnym czasie się wyczerpią i kraj przestanie się szybko rozwijać. Jedyny rodzaj wzrostu, który nie musi wygasnąć, to wzrost oparty na innowacjach.

Omówmy te kluczowe pojęcia po kolei. Czym są szczególne mechanizmy wzrostu?

Jak wspomniałem, te mechanizmy wzrostu po jakimś czasie wygasają. Na przykład kraje Europy Środkowej i Wschodniej rozwijały się szybko w latach 90., bo zniknęło masowe marnotrawstwo właściwe gospodarce planowej. Mechanizm szczególnego wzrostu napędzał też kraje Europy Zachodniej w okresie powojennym. W czasie II wojny światowej został zniszczony kapitał fizyczny. Natomiast ludzie nadal posiadali umiejętności obsługiwania zaawansowanych na tamte czasy technologii. Dzięki temu Niemcy, Francja i inne kraje zachodniej Europy szybko się rozwijały. Na dodatek w okresie powojennym nastąpiła liberalizacja międzynarodowej wymiany handlowej. Zaczęto odchodzić od protekcjonizmu, który wybuchł po Wielkim Kryzysie. Otwartość gospodarki z jednej strony daje możliwość transferu technologii, która stanowi mechanizm systematycznego wzrostu, z drugiej strony wiąże się z uzyskaniem korzyści, których wpływ na tempo wzrostu gospodarki po pewnym okresie wygasa. Chodzi tu o przypływ czynników wytwórczych do tych sektorów, w którym dany kraj ma przewagę komparatywną w stosunku do swoich partnerów handlowych. Jeżeli te czynniki wytwórcze już znajdą się w tych sektorach, w których dana gospodarka potrafi wytwarzać relatywnie taniej niż jej partnerzy handlowi, to drugi raz nie będzie tego pozytywnego efektu dla wzrostu.

Czy każde społeczeństwo jest zdolne do tego, aby rozwój oprzeć na innowacjach? Czy może to być uniwersalny wzorzec rozwoju, zważywszy na fakt, że niektóre kraje są patologicznie mało innowacyjne?

W zdecydowanej większości krajów wprowadzanie innowacji nie wiąże się wyłącznie, ani nawet głównie, z wymyślaniem nowych technologii. Kraje mogą importować technologie z zagranicy. Transfer technologii z zagranicy wyjaśnia nawet 90 proc. postępu technicznego w gospodarkach wschodzących. Jeżeli spojrzymy na przypadki cudów gospodarczych, one mogą się zdarzyć pod każdą szerokością geograficzną. Cudy gospodarcze mieliśmy w Europie, ale także w Afryce. Botswana w 1950 roku należała do krajów o najniższym dochodzie na mieszkańca. Dzisiaj ma poziom dochodów na mieszkańca zbliżony do Polski. Cudy gospodarcze mieliśmy w Azji, ale także w Ameryce Łacińskiej.

Jaka powinna być rola sektora rządowego w pobudzaniu innowacyjności? Ze wspomnianej książki przebija postulat zmniejszania roli państwa w gospodarce, podczas gdy wielu ekonomistów twierdzi, że wzrost innowacyjny rozpoczyna się zwykle od inwestycji państwowych w obiecujące technologie czy w kapitał społeczny.

Dla zdecydowanej większości krajów, najważniejszym źródłem postępu technologicznego jest transfer technologii z zagranicy. Skoro tak, to czy rząd w danym kraju może wpłynąć na wymyślanie nowych technologii w innych krajach? Do adaptowania technologii, które powstały za granicą, najważniejsze jest nie tyle wykładanie pieniędzy na badanie i rozwój, ile dbanie o otwartość gospodarki. Jeżeli nie można swobodnie importować,  to niemożliwy jest import najlepszych technologii. Barierą dla międzynarodowej wymiany handlowej są nie tylko cła i pozataryfowe ograniczenia, ale także niestabilność, powodująca wahania kursów i niepewność utrudniająca przedsiębiorcom podejmowanie decyzji gospodarczych.

Popatrzmy na przykład Stanów Zjednoczonych, które w latach 80-tych, kiedy był duży deficyt budżetowy i duży deficyt handlowy, rozwijały się szybko i był to silnik napędowy dla innych krajów. Można argumentować, że gdyby w Stanach Zjednoczonych istniała wtedy instytucja zapewniająca stabilność, uniemożliwiająca powiększanie deficytu i zadłużenia, wzrost nie byłby tak szybki. Jak więc instytucje zapewniające stabilność powinny być skonstruowane, żeby zapobiegały wstrząsom, ale nie utrudniały ekspansji?

Stany Zjednoczone w latach 80-tych rozwijały się szybko nie dlatego, że miały wysoki deficyt budżetowy, ale dzięki reformom, które odblokowały przedsiębiorczość Amerykanów. Poza tym trzeba pamiętać, że deficyt budżetowy rodzi różne skutki, w zależności nie tylko od sposobu jego finansowania, ale także od tego, co jest jego źródłem. Podstawowym źródłem amerykańskiego deficytu budżetowego w latach 80-tych była obniżka podatków, a nie wzrost wydatków. Rosły wydatki na zbrojenia, ale takie wydatki są łatwiej redukowalne niż wydatki socjalne, które często są gwarantowane przez instytucję praw nabytych.

Odpowiadając na postawione pytanie ogólnie – to jest właśnie zagadka dlaczego kraje nie rozwijają instytucji stabilizujących, chociaż wstrząsy tak dużo kosztują. W rezultacie, zagadką pozostaje również, jak powinny być skonstruowane te instytucje. Ekonomia nie odpowiada na to pytanie w dostatecznie szczegółowy sposób.

Jak wartości kulturowe wpływają na szanse długoterminowego rozwoju gospodarczego?

Nie lekceważę znaczenia kultury. Uważam jednak, że ekonomiści powinni odwoływać się do różnic kulturowych na samym końcu badań. Stwierdzeniu, że jakieś zjawisko ekonomiczne wynika z czynników kulturowych, to jest zbyt często nazwanie problemu, a nie jego wyjaśnienie. Jak mówiłem, pod każdą szerokością geograficzną zdarzają się cudy gospodarcze i pod każdą szerokością geograficzną zdarzają się katastrofy gospodarcze. Mieliśmy cud gospodarczy w Korei Południowej, mamy katastrofę gospodarczą w Korei Północnej. Mieliśmy cud gospodarczy w Niemczech zachodnich i mieliśmy kiepskie wyniki gospodarcze w Niemczech wschodnich. Mieliśmy cud gospodarczy w katolickiej Irlandii, czy w katolickiej Austrii i kryzys w katolickiej Portugalii. Ludzie są dostatecznie podobni, żeby w podobny sposób reagować na takie same bodźce.

Jak bogactwa naturalne wpływają na rozwój państw?

Bogactwa naturalne bardzo często są przekleństwem, bo uruchamiają pogoń za rentą, czyli za podziałem zasobów, a nie ich pomnażaniem. Tak było np. w analizowanej w naszej książce Wenezueli. Ale w naszej książce opisujemy również doświadczenia dwóch krajów – Chile i Australii, których bogactwa naturalne sprzyjały bogaceniu się tamtejszych społeczeństw.

Kraje skandynawskie są raczej daleko od modelu, który w książce opisywany jest jako najbardziej sprzyjający wzrostowi gospodarczemu. To kraje bogate, ale z dużym udziałem wydatków państwa w PKB. Czy ten przykład nie przeczy państwa ustaleniom?

Nie. Kraje skandynawskie, poza wysoką fiskalną pozycją państwa, czy wysoką relacją wydatków socjalnych do PKB, mają bardzo silne pozostałe instytucje napędowe gospodarki. Poza tym fiskalna pozycja była w tych krajach znacznie niższa wtedy, kiedy budowały one swoje bogactwo. Kiedy te kraje były na naszym obecnym poziomie rozwoju, wydatki publiczne w relacji do PKB wynosiły poniżej 30 proc., a więc były o jedną trzecią niższe niż u nas teraz. Ponadto, wydatki publiczne mają w tych krajach lepszą strukturę, niż w wielu innych. Duża część transferów socjalnych to są transfery rzeczowe, a nie pieniężne. Dobra edukacja zamiast zasiłku daje dobry efekt. I wreszcie warto też przyjrzeć się wysokości wydatków socjalnych po odjęciu podatków, które na te wydatki socjalne są nakładane. Okazuje się, że w Szwecji tak liczone wydatki socjalne są niższe niż np. w Niemczech, Francji czy Belgii. Kraje skandynawskie mają znacznie więcej rynku w bardzo wielu sferach, niż na ogół się uważa i więcej niż na ogół w innych krajach wysoko rozwiniętych. To jest sekret ich sukcesu, zupełnie zgodny z naszymi tezami.

Jakie wnioski wynikają z państwa książki dla Polski?

Podstawową różnicą pomiędzy krajami, które szybko się rozwijały, a Polską, jest wysoka dziś fiskalna pozycja naszego państwa. Żeby cud gospodarczy trwał po wygaśnięciu szczególnych mechanizmów wzrostu, potrzebne jest jej ograniczenie. Przypomnijmy, że na pozycję fiskalną państwa składają się relacja wydatków publicznych do PKB, wysokość deficytu budżetowego i wreszcie struktura podatków. U nas problemem są wydatki publiczne. Źródłem tych wydatków publicznych są rozdęte wydatki socjalne. Co gorsza, znaczną ich część stanowią transfery pieniężne, które na dodatek w dużej części trafiają do osób w wieku produkcyjnym. W rezultacie, naszym problemem jest też niska aktywność zawodowa, zwłaszcza wśród osób powyżej 50 roku życia. Ale oprócz rozdętych wydatków publicznych, mamy również wysoki deficyt. Jest on zagrożeniem dla stabilności naszej gospodarki. Ma też negatywny wpływ na systematyczny wzrost. Wypycha prywatne inwestycje, zwiększa nierówności w podziale dochodu, osłabia powiązania gospodarki ze światem, hamuje rozwój instytucji finansowych.

Ale w państwie prawa nie można zmusić zdrowych rencistów czy młodych emerytów do powrotu do pracy, ponieważ ich prawa nabyte są chronione.

Ważne jednak, aby nie pojawiali się kolejni zdrowi renciści i młodzi emeryci. Sprawa zdrowych rencistów została w dużej mierze załatwiona, kiedy pod koniec lat 90-tych zaostrzono możliwości przechodzenia na rentę. Dzięki temu, teraz wydatki na renty się zmniejszają. Sprawę młodych emerytów częściowo załatwiono w 2009 roku, kiedy rząd zawęził możliwości przechodzenia na wcześniejsze emerytury. W dalszym ciągu jednak są grupy, które mają ten przywilej – w tym służby mundurowe i górnicy. Poza tym, mamy niski, jak na rosnącą, oczekiwaną długość życia, wiek emerytalny. Procesy demograficzne, które obserwujemy od lat 90-tych, będą źródłem wielu problemów w naszej gospodarce. Jeśli nie zostanie podniesiony wiek emerytalny, populacja osób w wieku produkcyjnym do 2020 roku zmniejszy się o ok. 2 miliony, a do roku 2030 o 3 miliony. Podniesienie wieku emerytalnego nie zapobiegnie negatywnemu wpływowi demografii na wzrost gospodarczy  w naszym kraju, ale opóźni i osłabi te negatywne efekty.

Rozmawiał: Krzysztof Nędzyński

Dr Andrzej Rzońca jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej i współredaktorem wydanej niedawno książki „Zagadki wzrostu gospodarczego”.

dr Andrzej Rzońca fot. J. Deluga-Góra

Tagi


Artykuły powiązane

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają