Czy samorządy wstrzymają inwestycje

Protestuje Unia Metropolii Polskich i prezydenci miast, a burmistrzowie wyliczają, jakie inwestycje zostaną zahamowane lub odłożone na lata. Wszystko z powodu ograniczeń, jakie na finanse samorządów już nałożył i chce jeszcze nałożyć minister finansów.

Stanowiska rządu i samorządów są jasno określone. Ministerstwo Finansów chce wprowadzić dalsze ograniczenia w inwestowaniu, samorządy straszą konsekwencjami w postaci wstrzymania ważnych dla nich i dla wykorzystania funduszy unijnych inwestycji. Po cichu toczą się jednak negocjacje, które być może doprowadzą do kompromisowych rozwiązań. Póki ich nie ma w ostatecznym kształcie, przypomnijmy o co toczy się bój.

Zadłużenie Polski liczone według krajowej metodologii, z zamieceniem pod dywan funduszu drogowego, osiągnęło w 2010 r. 53 proc. Według standardów unijnych jest ono o dwa punkty procentowe wyższe, czyli na poziomie drugiego progu ostrożnościowego. Nic więc dziwnego, że minister finansów stara się uniemożliwić jego dalszy wzrost, bo po przekroczeniu tej granicy wszystkich czekałyby drastyczne cięcia wydatków budżetowych.

Po zmianie dokonanej w przypadku OFE następnym celem oszczędnościowych działań stały się samorządy. Do obowiązującej już zasady, że ich zadłużenie nie może być wyższe niż 60 proc. rocznego dochodu, a koszt jego obsługi nie może  przekroczyć 15 proc. dochodu, doszło w końcu zeszłego roku rozporządzenie, które nakazuje wliczanie do zadłużenia dalszych kategorii wydatków. W tym m.in. tych umów realizowanych w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, które nie do końca zgodne są z unijną definicją PPP. Chodzi tu o inwestycje, w przypadku których ciężar ryzyka inwestycyjnego nadmiernie spoczął na podmiocie publicznym.

Najwięcej protestów wywołała jednak zapowiedź wprowadzenia zasady, ze w roku 2012 deficyt w budżetach samorządów nie może być wyższy niż 4 proc. ich dochodów i ma stopniowo maleć, do poziomu 1 proc. dochodów w roku 2015.

Minister Jacek Rostowski mówi, że nowa ustawa o finansach publicznych nakłada na władze samorządowe obowiązek równoważenia budżetu bieżącego, począwszy od 2011 r., a od 2014 r. zacznie obowiązywać system indywidualnych limitów zadłużenia. Będą one zależeć od możliwości spłaty zadłużenia przez poszczególne jednostki samorządowe i będą obliczane na podstawie średniej z nadwyżek bieżących (powiększonej o dochody ze sprzedaży majątku) z ostatnich trzech lat.

Z dużych miast najbardziej zadłużony jest Kraków – blisko granicy 60 proc. Jednak według szacunków samorządowców średni poziom zadłużenia wynosi w skali kraju niecałe 27 proc., a przypadki przekroczenia bariery 60 proc. przez małe jednostki są sporadyczne. Samorządowcy mówią też, że za rok, czy dwa skończy się ich inwestycyjny szczyt i w latach 2013, czy 2014 mogą one mieć nadwyżki w swoich budżetach.

Jednym głosem

Samorządy nie zgadzają się na wprowadzenie limitów deficytu, żądają także wycofania rozporządzenia resortu z grudnia ub. r. dotyczącego klasyfikacji tytułów dłużnych.

– Te obostrzenia nie dotkną Gdańska, bo planowane na 2012 rok zaciągnięcie kredytu w wysokości ok. 66 mln zł na inwestycje chcemy przyspieszyć i przełożyć na rok bieżący – mówi skarbnik miasta, Teresa Blacharska. Ale Gdańsk protestuje przeciwko ograniczeniom, jakie rząd szykuje samorządom. Teresa Blacharska uważa, że „jeśli rząd wprowadzi planowane limity zadłużania, to inwestowanie w nowe drogi, szkoły i inne obiekty użyteczności publicznej stanie się wręcz niemożliwe”.

Prezydent Katowic Piotr Uszok przekonuje, że wprowadzenie nowej reguły wydatkowej zmusi tamtejszych samorządowców do zastanowienia, czy będzie ich stać na współfinansowanie głównych inwestycji – budowy Międzynarodowego Centrum Kongresowego za 303 mln zł i nowej siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia za 265 mln zł.

Jeżeli planowane ograniczenia wejdą w życie, to w Katowicach największy problem powstanie w 2012 r., gdyż miasto przewiduje na ten rok 16-proc. deficyt (ok.193 mln zł) z powodu spiętrzenia inwestycji. Wydatki na inwestycje miasto musiałoby obciąć o ok. 178 mln zł, a w 2013 r. – o niespełna 12 mln zł. W następnych latach problemu ma nie być, Katowice planują nadwyżki w budżecie.

Prezydent Poznania Ryszard Grobelny uważa, że ograniczenia planowane przez resort finansów mogą sprawić, że miasta nie będą w stanie zrealizować żadnych większych inwestycji. Poznań ma budżet na poziomie 2,5 mld złotych, jego deficyt w roku 2015 mógłby sięgnąć 25 mln zł.

– W takiej sytuacji nie bylibyśmy w stanie przeprowadzić żadnej znaczącej inwestycji – mówi Ryszard Grobelny. – Miasto nie byłoby w stanie sfinansować m.in. modernizacji Ronda Kaponiera, na które chce przeznaczyć 190 mln złotych. Musielibyśmy zbierać na to przez osiem lat. I to nie jest tak, że przez siedem lat nie mamy żadnego deficytu, a w ósmym roku robimy go na 190 milionów. Tylko modernizację robilibyśmy wówczas przez osiem lat. To będzie ogromne ograniczenie dla samorządów, a szczególnie małych gmin, przy budżecie 20 mln złotych, ich zadłużenie może wynieść zaledwie 200 tysięcy złotych.

Samorządowcy podkreślają, że miasta i gminy realizują ogromne inwestycje; rząd przeznacza na nie ok. 5 proc. budżetu, a samorządy – ponad 23 proc. W 2010 r. samorządy wydały na inwestycje 40 mld zł, podczas gdy rząd na ten cel wydał kwotę prawie trzykrotnie mniejszą, tj. 15 mld zł.

Do Trybunału?

Gdyby ustawa została uchwalona jeszcze w obecnym roku, według samorządowców mogłaby okazać się niezgodna z konstytucją, ze względu nazbyt krótkie vacatio legis.  Wiele inwestycji samorządowych jest rozpoczętych, na inne są już wydane zezwolenia i podpisane umowy. Poprzedni przepis dotyczący zmiany liczenia zadłużenia został uchwalony w 2009 roku, a samorządy mają pięć lat na przygotowanie się do jego wdrożenia. W przypadku limitów deficytu byłoby na to najwyżej pół roku.

Gdyby od nowego roku weszły w życie planowane ograniczenia, wiele umów trzeba by zerwać. Kto będzie płacić kary umowne – pytają prezydenci miast.

Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski zaapelował do władz miast w Polsce, aby występowały ze skargami do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie rozporządzenia ministra finansów z grudnia ubiegłego roku, określającego szczegółowy sposób klasyfikacji tytułów dłużnych zaliczanych do państwowego długu publicznego. – Powinniśmy wszyscy masowo, jako miasta, wystąpić z tą skargą, co spowoduje, że Trybunał Konstytucyjny będzie musiał się nimi szybko zająć – uważa prezydent Krakowa.

Samorządy nie szaleją z zadłużaniem się

Tak uważa wielu ekonomistów. A skoro tak, to wprowadzanie dodatkowych ograniczeń, poza już obowiązującymi, nie jest konieczne.

– Według mnie samorządy swoje finanse kontrolują wystarczająco. Próg zadłużenia  na poziomie 60 proc. rocznego dochodu jest wystarczający, a wzrost płac bezpieczny. Część dużych miast jest już blisko tego progu i więcej nie będą mogły się zadłużać – mówi główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak – Przewidywałem, że po OFE następny krok resortu finansów w dostosowaniach fiskalnych będzie dotyczył właśnie samorządów. Bo jest to stosunkowo łatwe do zrobienia i daje szybki efekt, a inne działania (np. pakiet Balcerowicza) są trudne i żmudne, a efekty będą odłożone w czasie.

– Zmuszenie samorządów do tego, żeby w 2015 roku ich deficyt nie był wyższy niż 1 proc. to jest bardzo silny hamulec nałożony na ich możliwości finansowe – uważa Janusz Jankowiak. Według niego jest to jednak niespójne z założeniami, które mówią o wzroście gospodarczym generowanym przez inwestycje ze środków europejskich. Wymagają one współfinansowania przez samorządy. Jeśli się te inwestycje ograniczy, to trzeba do tego dostosować oczekiwania dotyczące wzrostu gospodarczego.

Ustawa o finansach publicznych mówi, ze samorządy bieżące wydatki mogą finansować wyłącznie z bieżących dochodów, czyli zadłużać mogą się tylko na inwestycje – przypomina Jarosław Neneman, były wiceminister finansów, społeczny doradca prezydenta Polski. Jego zdaniem dotychczasowy zestaw narzędzi kontrolujących finanse samorządów wydaje się bardzo rozsądny i wystarczający.

– Propozycja ograniczenia wysokości deficytu samorządów jest nie mniej bulwersująca niż obcięcie składki do OFE. A samorządy były po OFE następne na liście. Koszt wizerunkowy sięgnięcia po pieniądze z OFE był olbrzymi, ten może być równie duży, a efekt ekonomiczny – nieporównanie mniejszy – mówi Jarosław Neneman.

– Z drugiej jednak strony – ocenia Neneman – potrzebna jest dyskusja o zwiększeniu efektywności gospodarki finansowej jednostek samorządu. Efektywność części inwestycji, jak i wydatków bieżących jest rażąco niska – czas kryzysu finansów publicznych, to dobry moment na niepopularne zmiany.

Zdaniem Nenemana planowane regulacje szczególnie boleśnie dotkną duże miasta, ale nie wszystkie. Lublina na przykład nie, gdyż jego poziom zadłużenia jest niski, ale Katowice i Łódź odczują zmianę mocno.

Resort finansów rozważa też możliwość handlowania długiem przez samorządy. Nie wiadomo jeszcze, jak dokładnie miałoby to wyglądać, ale zasada byłaby taka, że ten, kto ma wolny limit zadłużenia, wystawia go na giełdę. Coś na kształt handlu prawami do emisji CO2. Można by odstąpić po uzgodnionej cenie prawo do zadłużenia się na określoną kwotę na uzgodniony czas. Dla ministra bez znaczenia  jest przecież, czy zadłuży się gmina A czy B, liczy się tylko kontrola nad wolumenem zadłużenia.

Obejść lub przeskoczyć

Duże miasta mają o wiele większą swobodę manewru niż małe gminy. Jeden sposób obejścia planowanych ograniczeń wskazała skarbnik Gdańska Teresa Blacharska.  Można się zadłużyć jeszcze w tym roku. Dla miasta byłby to wzrost zadłużenia bez wzrostu deficytu. W tym samym banku bierze się kredyt i od razu wkłada uzyskane pieniądze na lokatę. Dziś pożycza się na przyszły rok, co oczywiście podwyższa koszty inwestycji o różnicę oprocentowania kredytu i lokaty w czasie, gdy pieniądze nie będą jeszcze potrzebne, ale przy współpracy banku będzie to różnica minimalna. Można też wcześniej wpłacić zaliczkę wykonawcy inwestycji, już w końcu tego roku, na poczet przyszłorocznych robót.

Można też wypuścić obligacje, osiem miesięcy wystarczy, żeby tę operację przeprowadzić. Oczywiście to też oznacza wzrost kosztów inwestycji, bo pieniądze będą czekać, ale pewnie lepsze to niż płacenie kar za zerwanie umów i koszt przerwania rozpoczętych inwestycji. Gorzej będą miały średnie i małe miasta i gminy, które nie są tak atrakcyjnymi i wiarygodnymi partnerami dla banków jak duże. I to pewnie głównie w nie uderzy ograniczenie, jeśli wejdzie w życie.

Czy ustawa o ograniczeniu wysokości deficytu samorządów wejdzie w życie z początkiem 2012 roku? Samorządy zapowiadają skierowanie wniosków do Trybunału Konstytucyjnego, ale jeśli parlament ustawę uchwali, a prezydent podpisze, to zacznie ona obowiązywać i tak. Czy prezydent nie będzie mieć wątpliwości? Wydaje się, że będzie. I czy w roku wyborczym rządząca koalicja będzie tak zdeterminowana, żeby mimo protestów forsować jej uchwalenie?

Rozmowy z samorządowcami trwają, rząd szuka kompromisu w sprawie reguły wydatkowej, czyli zasady 4 – 3 – 2 – 1. Podczas trwania rozmów przedstawiciele Ministerstwa Finansów nie chcą się wypowiadać. Natomiast w sprawie rozporządzenia z 23 grudnia 2010 dyskusji ma nie być. Stanowisko resortu jest proste – rozporządzenie obowiązuje i już

Otwarta licencja


Tagi