Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Gdzie są winni kryzysu?

Krynicka debata „Europejski sektor finansowy – od jednego do drugiego kryzysu?” skupiła się na poszukiwaniu przyczyn tego pierwszego, z końca 2007 roku. Politycy chcieli rozliczać nieodpowiedzialnych bankierów i wirtualną ekonomię. Eksperci tłumaczyli, że wirtualna ekonomia nie istnieje, a bankom trzeba było pomóc żeby uniknąć jeszcze większej katastrofy.

Banki europejskie znajdują się w epicentrum kryzysu. Nie tylko kryzysu europejskiego, ale wykraczającego poza Europę – tymi słowami zaczął swoje wystąpienie pierwszy panelista, prezes NBP, prof. Marek Belka.

Są trzy przyczyny tego stanu rzeczy:

Po pierwsze banki te są zbyt duże w porównaniu ze swoimi krajami ojczystymi.

Po drugie bilanse banków zapełnione są aktywami, które można nazwać toksycznymi.

Po trzecie europejskie banki są uzależnione od finansowania ze Stanów Zjednoczonych, a więc także od tamtejszej koniunktury i kursu dolara. Na razie dużym problemem nie są ultraniskie stopy procentowe, które skłaniają do poszukiwania nadmiernie ryzykownych inwestycji, ale gdy pójdą one w górę wiele banków czeka „twarde lądowanie”, także z tego powodu.

Polski system bankowy to przeciwieństwo europejskiego. Jest mały – wielkości 73 proc. naszego PKB, dokapitalizowany i konserwatywny. Ma dwa czynniki ryzyka – nieprzewidywalność rekacji zagranicznych właścicieli gdy kryzys w Europie się zaostrzy oraz kredyty walutowe.

– Jest to jeden z najbardziej destabilizujących czynników w gospodarce polskiej, coś co zatruwa rynek, podważa stabilność systemu bankowego i stabilność polskiej waluty. Zrobimy wszystko żeby to ograniczyć – zapowiedział prezes NBP.

Milorad Katnić, minister finansów Czarnogóry nie potwierdził tezy o konserwatyźmie banków w Europie Środkowej i Wschodniej jako całości. – Fatalną słabością całego modelu rozwoju w naszym regionie było poleganie na szybkim rozwoju akcji kredytowej – zauważył. Lokalne banki za pieniądze z depozytów oraz za środki pochodzące od spółek-matek udzieliły ogromnej ilości kredytów. Kiedy pojawił się kryzys i bańka pękła ucierpieli więc także zagraniczni właściciele banków z naszej części Europy. Dziś są oni aż nadmiernie konserwatywni. Kredytów nie udziela się prawie wcale, co jednak prowadzi do utraty płynności i problemów gospodarczych.

– Kiedyś państwo było jednym z najlepszych kredytobiorców, dziś wiele firm prywatnych to lepsi kredytobiorcy – zauważył Katnić.

Ciekawe były też wystąpienia kolejnych dwóch ministrów finansów. Jurgen Ligi z Estonii podkreślał zaniedbania państw. Co za tym idzie postulował wzmocnienie nadzoru finansowego oraz zbilansowane budżety, które pozwolą odzyskać zaufanie rynków. Ivan Mikloš minister finansów i wicepremier Słowacji okazał się za to zwolennikiem rozliczania bankowców za popełnione błędy.

– Moim zdaniem jedną z najważniejszych przyczyn obecnego kryzysu było przekonanie rynków, że możliwe jest zarabianie bez ponoszenia ryzyka – ocenił Mikloš. Zyski brali bankierzy, ryzyko musieli poneść politycy. Wicepremier Mikloš przytoczył dane, z których wynika, że suma wszystkich transakcji finansowych na świecie wyniosła w zeszłym roku 955 bilionów dolarów, a światowy PKB wyniósł w tym czasie tylko 63 biliony dolarów. Teraz prawdziwa ekonomia musi pokryć straty tej wirtualnej.

Mikloš jasno wyznaczył granice pomocy dla państw i firm. Pieniądze można wyłożyć bezwarunkowo tylko jeśli mamy problem z płynnością, jeśli mamy problem z wypłacalnością to obok dofinansowania konieczna jest restrukturyzacja. W przypadku banków może dojść nawet do nacjonalizacji, a na pewno do wymiany zarządu. Tylko takie działania dają bowiem gwarancję, że obecne problemy się nie powtórzą.

Podziałowi na realną gospodarkę i oddzielony od niej system finansowy sprzeciwił się prezes warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych Ludwik Sobolewski. Tłumaczył, że są one wzajemnie od siebie zależne. Prezes giełdy sprzeciwił się także nadmiernej liberalizacji rynku, na którym działa jego spółka. Jego zdaniem działalność paragiełd i różnych platform inwestycyjnych tuż przed wybuchem kryzysu doprowadziła do nadmiernego zdecentralizowania obrotu papierami wartościowymi, co spowodowało też fragmentację płynności. A to właśnie płynność jest najcenniejszą rzeczą i dla inwestorów i dla emitentów.

Wiele emocji wzbudziła runda pytań zainicjowana przez moderatora Christophe’a Destais’a – zastępcę dyrektora Centrum Studiów Prospektywnych i Informacji Międzynarodowych we Francji. Zapytał on prof. Marka Belkę o długofalowe skutki utrzymywania niemal zerowych stóp procentowych. Prezes NBP odpowiedział, że plusem tej sytuacji jest fakt, że banki nie toną. Minusem jest jednak prawie zerowy koszt ponoszenia ryzyka. Konsekwencją są coraz wyższe ceny surowców i rzadkich towarów, które stają się regularnymi aktywmi, w które się inwestuje.

Wypowiedź słowackiego wicepremiera spodobała się przemieszaczającemu się w Krynicy od panelu do panelu Declanowi Ganleyowi – słynnemu także w Polsce irlandzkiemu przedsiębiorcy i aktywiście politycznemu. Jego zdaniem Mikloš był jedynym politykiem, który powiedział wprost, że ryzykujemy teraz cały europejski projekt, żeby uratować parę prywatnych biznesów zwanych bankami. – Spójrzecie tylko jak lewarowany jest Deutsche Bank 50:1. Lehman miał 44:1 kiedy upadł – grzmiał Ganley.

Sensowności dokapitalizowania banków w pierwszej fazie kryzysu bronił Marek Belka. Tłumaczył, że bańka była tak duża i tak przenikała całą ekonomię, że trzeba było po prostu ponieść tego konsekwencje. Pozwolenie na bankructwo Lehman Brothers oznaczałoby konieczność natychmiastowego dokapitalizowania takich gigantów jak np. Goldman Sachs i całego łańcuszka innych instytucji finansowych.

– Czasem sądzę, że to twierdzenie, że są banki zbyt duże aby upaść, to szukanie sposobu w jaki ci wielcy mogliby upaść nie topiąc przy tym całej gospodarki – podsumował prezes NBP.

>video relacja z debaty „Europejski sektor finansowy – od jednego do drugiego kryzysu?”

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP

Kategoria: Analizy
Na koniec 2021 r. rezerwy dewizowe NBP osiągnęły równowartość 166 mld dol., wzrastając sześciokrotnie w stosunku do poziomu z 2000 r. i niemal dwukrotnie w ciągu ostatniej dekady. W rankingu krajów dysponujących największymi rezerwami dewizowymi Polska plasuje się na wysokiej 20. pozycji.
Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP