Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Hiszpania może być ciężarem dla Europy

Agencja Moody’s obniżyła we wtorek rating Hiszpanii uzasadniając decyzję podatnością kraju na napięcia na rynkach oraz prognozami wzrostu gospodarczego. Kluczowej dla rozwiązania europejskich problemów Hiszpanii grozi stagnacja lub nawet recesja.  Decyzje w sprawie ratowania eurozony, które zapadną w najbliższą niedzielę mogą być bez znaczenia.
Hiszpania może być ciężarem dla Europy

Hiszpania pod rządami premiera Jose Luisa Zapatero nie rozwinęła się gospodarczo.(CC By0NC0ND European Parliament)

W niedzielę 23 października przywódcy strefy euro mają przyjąć systemowy plan ratowania strefy euro, trafiający we wszystkie słabe punkty – zadłużenie Grecji, niskie kapitały banków, nieufność rynków w stosunku do krajów peryferyjnych, brak koordynacji polityk gospodarczych. Nadzieje są ogromne. Niemieccy politycy już zdążyli jednak ostudzić wiarę, że w niedzielę dojdzie do cudownego uzdrowienia umierającej strefy euro. Mimo to można zakładać, że przyjęte zostaną choć zręby planu, dające podstawę do dalszych negocjacji. Bez tego rynki finansowe zareagują paniką na skalę podobną do przełomu 2008 i 2009 r.

Czego by jednak politycy nie ustalili, jakichkolwiek deklaracji nie przyjęli, jakichkolwiek funduszy nie zaoferowali zagrożonym krajom, Europa nie wyjdzie z kryzysu bez spełnienia jednego podstawowego warunku: wzrostu gospodarczego. Jeżeli PKB nie zacznie szybciej rosnąć, to nie pojawi się strumień pieniędzy konieczny do spłacania długów. A wzrost PKB tylko częściowo zależy od ustaleń na poziomie unijnym, tylko w takim stopniu, w jakim UE może zapewnić stabilność rynkom finansowym. Odpowiedzialność za zmiany strukturalne spoczywa zaś w większej mierze na rządach krajowych, które musza wprowadzić reformy zmierzające do przywrócenia gospodarkom konkurencyjności.

Dlatego warto w sposób szczególny przyjrzeć się Hiszpanii, która jest bramą między spokojem i kryzysem. Jeżeli Hiszpania uniknie problemów z wypłacalnością, Europa ma szanse przejść suchą stopą przez turbulencje. Jeżeli jednak Hiszpania będzie miała problemy z obsługą zadłużenia Europa stanie na skraju pełnowymiarowego kryzysu finansowego – wątpliwe, żeby UE udało się łatwo udźwignąć ciężar restrukturyzacji zadłużenia wartego tyle ile w 2008 r. wynosiły zobowiązania Lehman Brothers.

Tymczasem Hiszpania ma problemy, które się pogłębiają, a nie łagodzą. Charles Dumas, główny ekonomista firmy badawczej London Street Research, twierdzi na łamach Financial Times, że istnieje bardzo wysokie ryzyko wystąpienia depresji w tym kraju. Taka teza wydaje się dość dobrze potwierdzona faktami i liczbami.

Nie ma oszczędności bez konkurencyjności

Pierwszym i głównym problemem Hiszpanii jest wysokie zadłużenie gospodarstw domowych i firm, które ze względu na niskie oszczędności krajowe jest odzwierciedlone w wysokim zadłużeniu zagranicznym kraju. Hiszpanie finansowali rozwój kapitałem zagranicznym. Zadłużenie firm w stosunku do PKB sięga w tym kraju niemal 200 proc., bardzo podobny jest również stosunek zadłużenia zagranicznego do PKB (dla porównania w Polsce oscyluje on wokół 60 proc.).

Niedostrzeganym przez lata symptomem problemu był wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących, który jest miarą uzależnienia gospodarki od zewnętrznego finansowania. Jeszcze cztery lata temu przekraczał on 10 proc. PKB, co oznacza, że mniej więcej tyle kapitału importowała rocznie Hiszpania. Dla porównania, w krajach posiadających własne waluty za bezpieczny uznaje się poziom deficytu do 5 proc. PKB. W strefie euro uwierzono, że deficyt na rachunku bieżącym nie ma znaczenia – błędnie. Byłoby tak, gdyby napływający kapitał finansował sektory charakteryzujące się wysokim wzrostem produktywności i generujące wzrost PKB, a w Hiszpanii finansował rynek nieruchomości, który przeszedł załamanie.

Żeby wyjść z zadłużenia, Hiszpania musi zatem zdecydowanie zmniejszyć swoją zależność od kapitału zagranicznego, czyli więcej oszczędzać. A tak się nie dzieje. Wystarczy spojrzeć na najprostsze porównanie. Estonia musiała przejść recesję w wysokości 20 proc. żeby zmniejszyć deficyt na rachunku obrotów bieżących z 20 proc. PKB do zera. Hiszpania przeszła recesję rzędu 4 proc., a deficyt na rachunku bieżącym spadł z 10 do 5 proc. PKB – wciąż za mało. Wydaje się, że kraj ten powinien obniżyć deficyt na rachunku bieżącym znacznie bardziej, co może kosztować kolejne lata stagnacji lub recesji. W ostatnich trzech latach sektor prywatny powoli zaczną zmniejszać swoje zadłużenie, ale zwiększał je sektor publiczny. W nadchodzących latach zarówno sektor publiczny jak i prywatny będą musiały oszczędzać, co będzie utrudniało wygenerowanie wzrostu gospodarczego.

Różnica między Hiszpanią a krajami bałtyckimi jest taka, że te drugie są bardzo małe i ich zbilansowanie mogło odbyć się w ciągu dwóch lat. Hiszpanii będzie o wiele trudniej, gdyż jest to relatywnie duży kraj. W ten sposób płynnie przechodzi się do kolejnego problemu.

Żeby wygenerować oszczędności, trzeba więcej produkować niż konsumować. Lecz żeby więcej produkować, trzeba być konkurencyjnym, a Hiszpania tę konkurencyjność utraciła i nie może jej odzyskać. Nie posiada własnej waluty i nie może jej zdewaluować, dlatego odzyskiwanie konkurencyjności – czyli de facto obniżenie realnego kursu walutowego (realny oznacza po uwzględnieniu relatywnych zmian w kosztach pracy lub cenach)  – musi się odbyć poprzez redukcję płac. Z danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) wynika jednak, że realny efektywny kurs walutowy w Hiszpanii od początku kryzysu finansowego obniżył się zaledwie o 4,5 proc., głównie w wyniku spadku kurs euro w stosunku do dolara. Część płacowa kursu realnego w ogóle nie drgnęła. W tym samym okresie jednostkowe koszty pracy obniżyły się w Hiszpanii zaledwie o 0,8 proc.

Te dane rzucają nieco inne światło na obraz kraju, który przez wielu obserwatorów był uznawany za lidera w reformach. To prawda, że rząd w Madrycie przeprowadził kilka odważnych zmian, m.in. likwidując część przywilejów scojalnych, ale Hiszpanii są potrzebne nie tyle zmiany odważne co niemal rewolucyjne.

(Opr. DG)

(Opr. DG)

Irlandia może być przykładem

Warto dla porównania zobaczyć, jak radzi sobie Irlandia, jeden z zagrożonych krajów. Kraj ten posiada znacznie wyższe niż Hiszpania zadłużenie publiczne i prywatne, co czyni wyjście z kryzysu wyjątkowo trudnym lub nawet trudniejszym, ale wyniki makroekonomiczne ma lepsze. Można powiedzieć, że Irlandia wpadła w głębszą dziurę niż Hiszpania. Ale wydobywa się z niej dużo sprawniej.

Zielona Wyspa zredukowała do zera deficyt na rachunku bieżącym, co udało się dzięki gwałtownemu wzrostowi eksportu. Ten zaś był możliwy m.in. dzięki deprecjacji realnego kursu walutowego. Obniżył się on od początku kryzysu aż o 12,5 proc., na co wpłynął m.in. spadek jednostkowych kosztów pracy o niemal 10 proc.

Dlaczego Irlandia radzi sobie lepiej pod względem makroekonomicznym? Z różnych powodów. Posiada bardziej elastyczny rynek pracy, co ułatwia dostosowanie płac do sytuacji gospodarczej. W Irlandii zaledwie 20 proc. pracowników podlega pod ustalenia negocjacji zbiorowych, a w Hiszpanii ponad 90 proc. W Irlandii niecałe 10 proc. firm stosuje indeksację płac (dostosowanie do inflacji), a w Hiszpanii jest to procedura obejmująca niemal całą gospodarkę. W Irlandii znacznie łatwiej jest również zwalniać pracowników. Związki zawodowe i lewicowi publicyści mogą to krytykować, ale fakt jest taki, że w Hiszpanii bezrobocie przekracza 21 proc., a w Irlandii nie przekracza 15 proc.

Kolejna różnica między tymi dwoma krajami to struktura gospodarki. Przemysł w Irlandii ma znacznie większy udział w PKB niż w Hiszpanii, dzięki czemu eksport może stać się motorem wzrostu gospodarczego i – co kluczowe – pomóc generować oszczędności. W Irlandii udział przemysłu w tworzeniu wartości dodanej wynosi 31 proc., czyli znacznie powyżej średniej unijnej, która kształtuje się w okolicach 16 proc. W Hiszpanii ten udział jest zaś niższy od średniej i wynosi ok. 12 proc. Hiszpania była krajem ogromnie uzależnionym od budownictwa i usług związanych z tym sektorem. Dlatego tak trudno jest jej wygenrować oszczędności, musi bowiem – opisując w uproszczeniu – sprzedać coś światu, żeby odłożyć pieniądze na bok. A przy relatywnie niskim znaczeniu przemysłu będzie to niezmiernie trudne. Wprawdzie wiele krajów w Europie posiada jeszcze niższy udział przemysłu w gospodarce, jednak nie są one aż tak zadłużone jak Hiszpania (albo są i mają większe problemy, np. Grecja).

Tymczasem Irlandia jest krajem przyciągającym zagranicznych producentów, zarówno dzięki korzystnym stawkom podatkowym, jak też ogólnie sprzyjającym warunkom inwestycyjnym, m.in. angielskojęzycznej kadrze. Spadek kosztów pracy przyciągnął inwestycje zagraniczne, które pozwoliły irlandzkiej gospodarce wygenerować przyzwoity wzrost PKB w 2011 r.

Nie oznacza to, że Zieloną Wyspę uda się uratować przed restrukturyzacją zadłużenia. Jeżeli cała Europa znajdzie się w kryzysie, irlandzka gospodarka sama sobie nie poradzi – eksport siądzie i proces odbudowania oszczędności zostanie przyhamowany. Jednak kraj ten jest w pewien sposób przykładem dla innych, w jaki sposób powinien wyglądać proces przywracania równowagi w gospodarce. Niestety jest to proces, który musi zawierać takie elementy jak spadek płac, wzrost bezrobocia oraz – w większości przypadków – odzyskanie równowagi w wymianie towarowo-kapitałowej zza granicą, czyli ograniczenie zadłużenia zagranicznego i wzrost eksportu.

> czytaj też: Dlaczego rynek pracy w Hiszpanii nie działa

Jeżeli Hiszpania chce wyjść z kryzysu, musi przeprowadzić reformy, które pozwolą jej na obniżenie kosztów pracy i tym samym zwiększenie konkurencyjności. Na razie poczyniła zbyt mało kroków w tym kierunku. Wzbudza to duże obawy co do możliwości szybkiego wyjścia Europy z kryzysu zadłużeniowego.

(Opr. DG)

(Opr. DG)

Autor jest ekonomistą Polskiego Banku Przedsiębiorczości; publicysta

Hiszpania pod rządami premiera Jose Luisa Zapatero nie rozwinęła się gospodarczo.(CC By0NC0ND European Parliament)
(Opr. DG)
prognoza-PKB-PPP
(Opr. DG)
prognoza-PKB

Otwarta licencja


Tagi