Udomowić, czyli co? Jak nie stracić nadzoru nad bankami

Zawrotną karierę zrobiło hasło udomowienia banków w Polsce. Na czym miałoby to polegać – odpowiedzi są mgliste. Nikt nie proponuje nacjonalizacji banków, raczej przejęcie nad nimi kontroli w przypadku, gdyby ich zagraniczni właściciele chcieli się z Polski wycofać. Kto miałby kupić, na jakich zasadach i czy państwo ma tu coś do powiedzenia?

Dyskusję wywołał artykuł Stefana Kawalca opublikowany 7 listopada w Obserwatorze Finansowym, pt.: Banki w Polsce powinny być pod krajową kontrolą.

Na czym konkretnie miałoby polegać udomowienie banków w Polsce? Towarzystwo Ekonomistów Polskich zorganizowało w końcu listopada debatę na ten temat. Wzięli w niej udział Jan Krzysztof Bielecki, przewodniczący Rady Gospodarczej przy premierze RP, Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, Mariusz Grendowicz b. prezes BRE Banku oraz autor idei i publikacji, Stefan Kawalec, prezes zarządu Capital Strategy. Dyskusję prowadził Ryszard Petru, przewodniczący TEP.

Oto obszerny zapis dyskusji w trakcie tego spotkania.

Ryszard Petru:

petru3 CC BY Michał PałaszewskiBanki europejskie są w trudnej sytuacji finansowej, muszą poprawić swoje wskaźniki bezpieczeństwa. Mogą to zrobić poprzez dokapitalizowanie się, albo poprzez zmniejszenie swoich aktywów. Poprzez swoje banki i spółki mówią, że przyszedł czas w niektórych przypadkach ograniczyć akcję kredytową w Polsce, a być może nawet wyjść z Polski. Nasuwa się tu wiele pytań – po pierwsze dlaczego.

Banki europejskie są w trudnej sytuacji finansowej, muszą poprawić swoje wskaźniki bezpieczeństwa. Mogą to zrobić poprzez dokapitalizowanie się, albo poprzez zmniejszenie swoich aktywów. Poprzez swoje banki i spółki mówią, że przyszedł czas w niektórych przypadkach ograniczyć akcję kredytową w Polsce, a być może nawet wyjść z Polski. Nasuwa się tu wiele pytań – po pierwsze dlaczego. Czy dlatego, że banki udzieliły dużo więcej kredytów niż wzięły depozytów? Po drugie – co na to polski nadzór finansowy? A po trzecie – co na to polski rząd? Rodzą się także dalsze pytania – czy jest w Polsce kapitał, który byłby zainteresowany zakupem akurat banku? Zacznijmy od autora głośnej obecnie koncepcji udomowienia banków w Polsce.

Stefan Kawalec:

Kawalec2 pap_20051210_096

W roku 2008 banki w USA i w Europie poniosły bardzo duże straty i wiele z nich musiało być wspartych przez rząd. Wynikiem kryzysu finansowego były nowe regulacje, m.in. trzecia bazylejska umowa kapitałowa. Uzgodnienia w skali międzynarodowej przewidywały w szczególności zwiększenie przez największe banki międzynarodowe wymogu kapitałowego banku do dziewięciu procent całego kapitału.

Unia Europejska poszła dalej i rozciągnęła ten wymóg na wszystkie banki. Szczyt Unii Europejskiej wezwał też duże banki europejskie, ażeby podniesienie współczynników kapitałowych nastąpiło już do połowy 2012 roku. Zapowiedział też, że jeżeli banki nie zdołają tego zrobić same to wtedy będą zobowiązane do skorzystania z pomocy publicznej, w szczególności z europejskiego funduszu stabilności finansowej.

Jednocześnie banki europejskie zostały zobowiązane do uznania utraty 50 proc. wartości posiadanych obligacji greckich, co automatycznie oznacza powstanie strat kapitałowych. Według europejskiego urzędu nadzoru bankowego, banki europejskie aby sprostać tych wymogom będą musiały zebrać 107 miliardów euro dodatkowego kapitału. Według innych ocen kwota potrzebnego kapitału może być nawet czterokrotnie większa. Banki europejskie mogą wkrótce zostać także zmuszone do uznania strat na portfelu obligacji innych zagrożonych krajów strefy euro, w szczególności Włoch, Hiszpanii i Portugalii.

Jak można poprawić współczynnik kapitałowy? Jest on ilorazem kwoty kapitału, który bank posiada oraz ważonej sumy aktywów obciążonych ryzykiem. Współczynnik można poprawić albo przez zwiększenie kapitału, albo poprzez zmniejszenie sumy aktywów obciążonych ryzykiem. To drugie można osiągnąć poprzez sprzedaż  kawałka banku, na przykład jego córki w jakimś kraju. Można też zmniejszyć portfel kredytowy spowalniając lub wstrzymując udzielanie kredytów. Jeżeli nowe kredyty będą udzielane wolniej niż spłacane są stare, wtedy kwota kredytów będzie się obniżała.

Jest dość powszechna zgoda, że w tej sytuacji banki europejskie będą usilnie starały się zaspokoić swoje potrzeby kapitałowe przede wszystkim poprzez obniżanie aktywów obciążonych ryzykiem. Ceny akcji banków są bardzo niskie, znacznie poniżej ich wartości księgowej. Sprzedaż byłaby bardzo niekorzystna dla akcjonariuszy, banki będą jednocześnie starały się uniknąć pomocy rządowej, dlatego że ta pomoc łączy się z nieprzyjemnymi restrykcjami. Poza tym politycy też będą bardzo niezadowoleni, gdyby musieli po raz kolejny dosypywać pieniędzy publicznych do banków. Pozostaje więc obniżanie aktywów obciążonych ryzykiem.

Na tym tle, z punktu widzenia bezpieczeństwa, sytuacja banków w Polsce wygląda dobrze. Banki polskie mają wysokie współczynniki kapitałowe, wyższe niż te nowo określone przez Unię Europejską, nie muszą ich zwiększać. Nie mają też w swoich portfelach obligacji zagrożonych krajów strefy euro.

Sytuacja w bankach europejskich nie zagraża bezpośrednio bezpieczeństwu polskich banków. Może jednak utrudnić ich działalność i rozwój ze względu na strukturę własnościową polskiego sektora bankowego. Ponad dwie trzecie aktywów polskiego sektora bankowego należy do banków, które są spółkami-córkami banków zagranicznych. 60 procent aktywów polskiego sektora bankowego to są aktywa bezpośrednio kontrolowane przez spółki-córki banków z Unii Europejskiej.

Zagraniczne grupy bankowe obliczając swoje współczynniki kapitałowe uwzględniają zarówno aktywa jak i kapitał z polskich spółek-córek. Banki zagraniczne zmuszone do obniżenia swoich skoncentrowanych aktywów, mogą to robić obniżając lub hamując wzrost aktywów w spółkach-córkach, w szczególności również w Polsce. Po to, aby to zrobić, banki te nie muszą fizycznie dokonywać żadnego transferu środków, nie muszą pobierać dywidendy, ani przelewać nigdzie pieniędzy. Można utrzymać nadwyżkę w banku zależnym natomiast obniżenie wzrostu akcji kredytowej przez córkę będzie automatycznie przyczyniać się do poprawy współczynnika wypłacalności w całej grupie.

Oznacza to w praktyce, że bank będący częścią międzynarodowej grupy bankowej będzie w swojej działalności musiał kierować się nie tylko oceną tego co się dzieje na polskim rynku, ale będzie musiał brać pod uwagę także współczynnik kapitałowy matki. I może zostać zmuszony do ograniczenia działalności kredytowej mimo, że ma nadwyżkę kapitału i widzi możliwości bezpiecznego rozwoju. W ostatnim czasie były komunikaty banków i nadzorów, w szczególności nadzoru austriackiego, które potwierdzają, że takie tendencje występują.

Uważam, że sytuacja ta powinna być impulsem do dokonania oceny struktury polskiego systemu bankowego. Obecna struktura jest wynikiem procesu prywatyzacji, który był uzasadniony tym, że w Polsce nie było kapitału i nie było bankowego know-how. Ale to było 20 lat, czy 15 lat temu. Dziś nie ma żadnego powodu, żeby utrzymywać taką strukturę sektora bankowego, która dla dużej gospodarki europejskiej jest czymś zupełnie nienaturalnym, że większość sektora bankowego jest de facto zarządzana zza granicy. Uważam, że władze regulacyjne powinny podjąć działania ażeby doprowadzić do zmiany proporcji struktury własności w sektorze bankowym. Rozsądnym byłoby doprowadzenie do stopniowego odwrócenia obecnej struktury, w której dwie trzecie to są dziś banki kontrolowane zza granicy i tylko jedna trzecia to banki kontrolowane lokalnie.

Transakcja była, ale nikt jej nie chciał

Ryszard Petru:

Mam wątpliwość, czy wystarczy sam silniejszy nadzór aby nie doszło do sytuacji, w której następuje ograniczenie akcji kredytowej poprzez fakt, że bank w Portugalii, Hiszpanii, we Włoszech, czy w Niemczech ma problemy kapitałowe. Czy Polska, w tym i polski nadzór, może na arenie międzynarodowej silniej walczyć o swoje banki?

Jan Krzysztof Bielecki:

Bielecki2 pap_20110929_14DMamy dziś w Europie całą masę zdarzeń, które wpływają i być może jeszcze bardziej będą wpływać na sytuację naszego sektora bankowego. Przy diagnozie nie mogę nie cofnąć się o 20 lat, kiedy premierem rządu był premier Bielecki. W ramach komitetu ekonomicznego Rady Ministrów wydaliśmy instrukcję prywatyzacyjną sektora bankowego, która zakładała, że będziemy importowali know-how do zarządzania bankami i że będziemy prywatyzować 30 proc. banków. Ta instrukcja nigdy nie została uchylona, ale w połowie lat 90-tych sprzedano pakiet kontrolny Banku Śląskiego, a potem już poszło dalej. W efekcie dzisiaj mamy taką strukturę banków, o jakiej mówił przed chwilą Stefan Kawalec.

Lista międzynarodowych problemów, które wymienił Kawalec jest niepełna. Dołożyć tu trzeba także dążenia bankowych grup ponadnarodowych do tego żeby zarządzać płynnością grupy w sposób zcentralizowany. W jakimś momencie może to prowadzić do tego, że oszczędności powstają w jednym kraju, a najbardziej efektywne metody inwestowania są zupełnie w innym kraju.

Do listy problemów trzeba dorzucić także skalę ryzyka walutowego występującego w polskich bankach. Kluczowa zasada bezpieczeństwa walutowego mówi, że pożycza się w walucie, w której obywatele zarabiają, czy mają inne dochody. Inaczej wzrasta tzw. ekspozycja na rynku Forex. Jak to był poważny problem odczuliśmy w roku 2008, gdy banki zostały zaskoczone tym, że z dnia na dzień skończyła się możliwość finansowania aktywów jednodniowymi pasywami. Problem ten dotknął banków i klientów indywidualnych, ale w małym stopniu korporacji. Ciekawe, że korporacje które często mają przychody w walutach obcych były bardzo rozsądne jeśli chodzi o zaciągnięcie kredytu walutowego. Natomiast gospodarstwa domowe, szczególnie, młodzi, inteligentni i dynamiczni dziennikarze w 100 proc. wierzyli, że ryzyko kursowe leży tylko po stronie banków, a nie po stronie gospodarstw domowych.

Tyle jeśli chodzi o diagnozę. A co można zrobić? Pojawiła się koncepcja udomowienia banków. Ja tego nie rozumiem. Jak mieliśmy prawdziwy deal do zrobienia i transakcja kupna BZ WBK przez PKO BP leżała na stole, nikogo to nie interesowało. Przeciwnie, podniósł się rwetes, że to fatalny kierunek, że to nacjonalizacja. A teraz z podziwem patrzę, jak wszyscy państwo chcecie dyskutować o transakcji udomowienia, której nie ma. Bo wcale nie jestem taki przekonany, że właściciele banków, o których tyle było mowy w analizie, tak chętnie będą je sprzedawali i pozwalali Polakom na ich udomowienie. W dodatku jeszcze –  jak to zastrzegł Stefan Kawalec – udomowienie takie miałoby być dokonywane wyłącznie przez sektor prywatny.

Problem nie polega bowiem jedynie na samym kupnie banku, ale na zapewnieniu mu płynności. Załóżmy, że jakiś bank-córka – nie chcę tu wymieniać nazw – miał wartość 3 miliardów złotych. Jutro jego wartość spadnie do 2, może do 1 miliarda złotych, ale on nadal będzie miał zapewnione finansowanie ze strony banku-matki na poziomie 10 mld złotych. Zanim taki bank zostanie sprzedany ktoś powinien wiedzieć skąd ten bank ma mieć zapewnione następnego dnia finansowanie ażeby uzyskać równowagę między aktywami i pasywami.

Oczywiście, kwestia sprzedaży być może wróci, kiedy – odpukać – sytuacja w strefie euro się pogorszy i banki matki zostaną zmuszone do szybkiego działania. Wtedy  nie do końca będzie jednak biznes, ale raczej działalność ratunkowa. Do akcji wkracza państwo, wchodzi NBP, czy inne instytucje, bo tylko tacy potentaci mogą zająć się ratowaniem.

Ryszard Petru:

Pana przekaz był dosyć jednoznaczny. Banki-matki chcą i wiemy, że na poziomie Unii Europejskiej dyskutuje się, żeby płynność banków była zarządzana centralnie. Czy polski rząd w tej sprawie będzie walczył o nasze sprawy, albo inaczej, co my w tej sprawie w ogóle możemy?

Jan Krzysztof Bielecki:

Chciałbym się uchylić od odpowiedzi na to pytanie, bo na Radzie Gospodarczej nie dyskutowaliśmy na ten temat.

Ryszard Petru:

Czy dzisiaj jest w Polsce duży prywatny kapitał, który byłby skłonny kupić bank?

Banki-matki mają sposoby na ograniczenie akcji kredytowej

Mariusz Grendowicz:

Grendowicz2 pap_20110511_0E2Można postawić pytanie dlaczego w poprzedniej odsłonie kryzysu struktura własnościowa polskiego sektora bankowego nie miała negatywnego wpływu na sytuację w bankach? Po pierwsze mieliśmy do czynienia z bardzo wysokim autorytetem państw i banków centralnych, które pospieszyły gdy to było konieczne. Wiadomo było podskórnie, że jeżeli któremuś z inwestorów w polskie banki powinie się noga, znajdą się zasoby finansowe, za pomocą których bank taki będzie dokapitalizowany. Dlatego m.in. banki zagraniczne zdecydowały się kontynuować wsparcie dla swoich środkowoeuropejskich córek w ramach tzw. inicjatywy wiedeńskiej. Oprócz autorytetu państw i banków centralnych ważnym czynnikiem była także idea solidarności europejskiej.

W kolejnej odsłonie kryzysu sytuacja może być zgoła odmienna. Od czasu pierwszej odsłony kryzysu istotnie ograniczone zostały autorytety państw i ich finansowa sprawność. Żadne z państw nie dysponuje w tej chwili zasobami finansowymi, a te które dysponują nimi, nie dysponują wolą polityczną by przeprowadzić kolejną rekapitalizację banków. Dotyczy to nawet najzdrowszej w tej chwili gospodarki niemieckiej. Idea solidarności europejskiej też została mocno nadwątlona. Pomimo oficjalnych deklaracji bankructwo Grecji nie jest już dziś tematem tabu.

Co w tej sytuacji mogą robić grupy bankowe? Wspomniane było, że są mechanizmy pozwalające ograniczyć działalność kredytową banku-córki. Takich mechanizmów jest znacznie więcej. Nie odbędzie się to poprzez oficjalne memorandum zakazujące działalności kredytowej, ale innymi drogami. Prowadzą do tego m.in. ustalane centralnie dla całej grupy stawki transferowe funduszy, rozmaite ciała kredytowe, które tak naprawdę są ciałami kredytowymi spółek-matek. I przez te dwa kanały może następować ograniczanie akcji kredytowej banków-córek.

Chciałbym zwrócić uwagę na inne aspekty pomysłu udomowienia banków niż do tej pory zostały poruszane. W sytuacji, kiedy cały świat walczy o pozyskanie bezpośrednich inwestycji zagranicznych, Polska dysponując wciąż szczupłymi zasobami kapitałowymi wewnątrz kraju, nie powinna ich wykorzystywać na spłacanie kapitału zagranicznego. Jeśli udomowienie miałoby polegać na przywróceniu decyzyjności bankom na grunt polski, to tak. Spróbujmy to jednak zrobić z wykorzystaniem kapitału innego, niż krajowy, bo polski zasób kapitałowy jest bardzo skromny.

Jest jeszcze aspekt podatkowy ewentualnego udomowienia. Z punktu widzenia interesów polskiego budżetu i podatnika bardzo wygodna jest obecna sytuacja, pozostawienia odpowiedzialności za stabilność polskiego sektora bankowego na barkach inwestorów zagranicznych, a poprzez to na barkach innych państw niż państwo polskie. Dlatego szukając odpowiedzi na pytanie o udomowienie konieczne jest wypracowanie w Polsce klarownej wizji na czym nam bardziej zależy – na wzroście gospodarczym i zwiększeniu podaży kredytu, czy raczej na tym aby ewentualne problemy polskich banków nie były problemami polskimi, ale problemami zagranicznymi.

Wycofanie się z Polski nie miałoby ekonomicznego sensu

Ryszard Petru:

Prezes Grendowicz wspomniał o różnych możliwościach ograniczania akcji kredytowej przez banki-córki w Polsce. Czy polski nadzór finansowy może coś zrobić, aby tego typu praktyki nie uderzały w polski sektor bankowy? I na ile dzisiaj mamy szansę wygrać kwestie zarządzania płynnością banków na poziomie krajowym?

Wojciech Kwaśniak:

Kwasniak Wojciech2 003Na szczęście polskie banki są nie tylko bezpieczne i stabilne, ale i bardzo efektywne. Wynik finansowy tego roku jest jak dotychczas o 40 procent wyższy niż w ubiegłym roku. Ryzyka występują na zewnątrz, w niektórych instytucjach finansowych, działających transgranicznie oraz w niektórych państwach, z których one pochodzą. To oczywiście przekłada się na transfer ryzyka na rynek polski. Jak dotychczas jednak w żadnym stopniu nie wpłynęło to na kwestie związane z bezpieczeństwem funkcjonowania polskich podmiotów zależnych.

Sytuacja jest o tyle jednak nowa, że w związku z nowymi regulacjami i wymogami pojawił się problem szybszego dochodzenia przez instytucje globalne do ustalonych wskaźników kapitałowych. Jest to dyskusja natury biznesowej, po części może inspirowana polityką, której istotą jest odpowiedź na pytanie, jak zmniejszyć koszty owego dostosowania. Nie wyciągałbym jednak pochopnych wniosków. Wcale nie jest powiedziane, iż inwestorzy zechcą masowo wychodzić z inwestycji w polskim sektorze bankowym. Wręcz przeciwnie. Inwestorzy mają świadomość, że ich zaangażowanie w Polsce, które w aktywach grupy sięga od 0,2 proc. jak w przypadku grupy BCP do niecałych 12 proc. generuje grupie od 1 proc. zysku jak w przypadku grupy ING do ponad 40 proc. jak w przypadku UniCredit.

Jednocześnie wartość księgowa polskich banków zależnych od tych grup jest od 2 do 5 razy wyższa w stosunku do wartości ich własnych akcji. A to oznacza, że z ich punktu widzenia byłoby rzeczą kompletnie nieracjonalną i szkodliwą dla akcjonariuszy wyzbywanie się akcji banków w Polsce. Nie wyklucza to oczywiście działań inspirowanych polityką, albo wygodą z powodu której wrzuca się do jednego worka akcje wszystkich banków w naszej części Europy, bez próby rozróżniania sytuacji poszczególnych banków i krajów.

W przypadku tak dużych banków i inwestorów o jakich tu mowa w grę wchodzą nie tylko prawa, ale także obowiązki. Potwierdziła to inicjatywa wiedeńska, w efekcie której banki-matki wspierały swoje córki gdy było to konieczne. Pytanie czy mogłoby być w ogóle inaczej. Czy można wyobrazić sobie sytuację, że inwestor uznany za nie dający rękojmi prowadzenia działalności bankowej w sposób bezpieczny i stabilny, mógłby dalej ją prowadzić gdzie indziej w ramach jednolitego rynku europejskiego. Oczywiście nie.

Skąd wziąć kapitał?

Stefan Kawalec:

Moja propozycja kładzie nacisk na to, żeby zmianę własnościową robić w oparciu o kapitały prywatne, czyli bez nacjonalizacji banków. Zgadzam się w części z tym, co mówił pan Mariusz Grendowicz, mianowicie że należy w maksymalnie dużym stopniu wykorzystać kapitał zagraniczny. Udomowienie banku nie musi wcale oznaczać, że bank ma być kontrolowany przez kapitał polski. Powinniśmy dążyć do takiej struktury własnościowej, w której żaden akcjonariusz nie ma więcej niż 10 procent udziałów.

Wszystkie największe banki światowe J.P. Morgan, Citibank, HSBC mają taką właśnie strukturę. Przykładem może też być Kanada, w której przez wiele lat była zasada, że bank, który zbiera depozyty krajowe, nie może mieć akcjonariusza, który posiada więcej niż 10 proc. akcji. Obecnie granica ta została podniesiona do 20 proc. akcji. Kanadyjskie banki przeszły przez obecny kryzys obronną ręką.

Jan Krzysztof Bielecki:

Na czym wobec tego ma polegać udomowienie? Jeżeli miałby to być rodzaj management bail-outu, który jest wspomagany przez zagraniczne fundusze private equity, to co to za udomowienie? Jeden kapitał przychodzi, drugi odchodzi, menedżerowie może mają trochę większy głos. I co z tego ma wynikać?

W efekcie takiego udomowienia nie będzie żadnej zmiany struktury własności banków, bo żadne private equity nie będzie „siedziało” na takiej transakcji dłużej niż przez 5 lat. cały na dodatek czas pilnując odpowiedniej stopy zwrotu ze swojej inwestycji. A mamy kilka banków, których wynik zależy od portfela we franku szwajcarskim. Jak przewidzieć ich efektywność? Z całego tego udomowienia wychodzi jak u Szekspira – „Wiele hałasu o nic”.

Zagraniczne banki zrobią wszystko by uniknąć pomocy publicznej

Mariusz Grendowicz:

Pan przewodniczący Kwaśniak powiedział, że wycofywanie się z polskiego rynku byłoby dla inwestorów działaniem irracjonalnym, a nawet wręcz nieodpowiedzialnym. Zgadzam się z tą opinią. Gdyby jednak otaczający nas świat był racjonalny, to negatywne zmiany na Węgrzech nie powodowałyby spadku wartości złotego. A brutalna prawda jest taka, że większość inwestorów traktuje nas w jednakowy sposób.

Nie jestem przekonany, że międzynarodowe grupy bankowe mogą sobie pozwolić na racjonalne myślenie. Muszą do połowy przyszłego roku doprowadzić poziom współczynnika adekwatności kapitałowej do 9 proc. Jeżeli tego nie zrobią, to banki zostaną znacjonalizowane. Pomoc z EFSF, czy jakichkolwiek innych funduszy Unii Europejskiej wiązać się będzie z bardzo dużymi restrykcjami, z ograniczeniem zarobków zarządu włącznie. Zarządy banków zrobią wszystko, żeby nie zostały one znacjonalizowane, łącznie ze sprzedażą spółek-córek, pomimo ich dobrych wyników.

Z punktu widzenia interesu polskiej gospodarki, polskiego sektora bankowego dobrze byłoby być aktywnym w tych procesach i zacząć myśleć o nich zanim problemy wystąpią. Nie liczmy na racjonalizm ze strony banków. Dodam na koniec, jeżeli fundusze private equity mogłyby dziś zainwestować w Europie w banki to prawdopodobnie tylko w Polsce albo w Turcji. To są dziś jedyne dwa rynki atrakcyjne z punktu widzenia inwestorów finansowych, a jeżeli kiedykolwiek tego typu możliwość istniałaby, to właśnie teraz.

Jakie banki lubi nadzór

Ryszard Petru:

Jeżeli o irracjonalności banków mówi były prezes BRE Banku to ma to wartość. Jak te procesy powinny wobec tego przebiegać?

Wojciech Kwaśniak:

Rynek bankowy jest regulowany i tak jak limitowane było zaistnienie na nim, tak samo limitowane jest wyjście z niego. Takie wyjście z inwestycji nie jest sprawą łatwą, nawet gdyby chciał tego inwestor, a regulator akceptował. W każdym przypadku potrzebna byłaby dyskusja nad czasem wyjścia, sposobem, funkcjonowaniem banku w okresie przejściowym. Nie jest tak, że jeżeli ktoś przez lata kształtował model biznesowy polskiego banku, to może wyjść z inwestycji bez konsekwencji dla siebie tak, jakby kupił i sprzedał 5 akcji. Jest to kwestia rozlicznych zobowiązań. Nie myślcie państwo, że bez rozwiązania tego problemu można wyjść z polskiego rynku.

W procesie ewentualnego stopniowania przejmowania kontroli nad bankiem polskim, chcemy, żeby ten bank był dalej bankiem giełdowym, żeby płynność jego akcji była nie mniejsza, a większa. Wcale nie oczekujemy zamiany jednego inwestora dominującego na drugiego inwestora dominującego, chcemy zachować dywersyfikację z punktu pochodzenia kraju inwestora. Chcemy też żeby wpływ inwestora o znaczącym udziale wzmacniał bank a nie osłabiał bank.

W dyskusji:

Wiesław Rozłucki: Mariusz Grendowicz mówił, że udomowienie może polegać nie tylko na zmianie strategicznego właściciela, ale także na rozproszony polski i międzynarodowy kapitał. Jaki jest stosunek KNF do takiej perspektywy?

Adam Szejnfeld, przewodniczący sejmowej Komisji Skarbu Państwa: Uspokoiłem się, że nikt tu włącznie z autorem kija, który został wsadzony w mrowisko nie nawołuje, aby nacjonalizować polskie banki. O co jednak tak naprawdę chodzi z tym udomowieniem banków? Czy chodzi tu np. o rozszerzenie kompetencji zakresu działań na przyszłe a niepewne sytuacje, które mogą nastąpić w Europie i w Polsce? Czy polskiemu nadzorowi potrzebny jest jeszcze jakiś zakres kompetencji, który byłby korzystny dla polskiego nadzoru?

CRDIV, czyli może być o nas bez nas

Wojciech Kwaśniak: Są przypadki banków działających globalnie z bardzo rozproszonym akcjonariatem. Niewątpliwie łatwiej jest jednak nadzorować bank, który ma skoncentrowany akcjonariat. Gdy mamy skoncentrowany akcjonariat, w skład którego wchodzą podmioty o dużej wiarygodności finansowej można w jasny sposób adresować odpowiedzialność do akcjonariuszy, którzy odpowiadają za ostrożne i stabilne zarządzanie bankiem. W przypadku rozproszonego akcjonariatu, gdy nie ma takich podmiotów, nie ma do kogo adresować postulatów w momencie, gdzie trzeba bank restrukturyzować, albo udzielić mu wsparcia. Są wyłącznie władze a akcjonariusze patrzą jak by tu wyjść z inwestycji przy najmniejszym poziomie strat dla siebie. W działalności preferują krótkoterminowe podejście, czyli liczy się wzrost wartości akcji oraz krótkoterminowy wynik finansowy.

Było pytanie o zakres kompetencji nadzoru. Dzisiaj nadzory mają szerokie kompetencje na poziomie krajowym. Ograniczania takiej swobody mogą następować jedynie przez standardy techniczne, wydawane przez nadzór europejski. Groźny jest natomiast pomysł ograniczenia swobody nadzorców krajowych w stosunku do europejskich transgranicznych grup bankowych w obszarze kapitału i płynności, zawarty w projekcie dyrektywy CRDIV. Projekt ten nakłada m.in. obowiązek pełnej harmonizacji w tym zakresie, co zrywa z dotychczasową zasadą Unii harmonizacji na poziomie minimalnym. W drugim, związanym z tym projekcie, dotyczącym zarządzania kryzysowego w odniesieniu do działalności banku, zakłada się pominięcie nadzorców krajowych. Zakłada się także pominięcie w decydowaniu podmiotów zależnych i ich władz, ustalanie pewnych rozwiązań na poziomie grupowym i władz odpowiedzialnych za daną grupę.

Jakie będzie rozstrzygnięcie, ta decyzja nie należy do nadzorców. W obecnym kryzysie nadzorców nikt nie słucha. To politycy rozwiązują kryzys i proponują określone rozwiązania i regulacje. Od decyzji rządu zależy jaka będzie polska opinia w tej sprawie. Dodam, że Parlament Europejski jest tą instytucją, która bardzo mocno naciska, żeby takie rozwiązania zostały wprowadzone.

Stefan Kawalec: Projekt dyrektywy CRDIV to niezmiernie istotna kwestia. Wejście w życie tej dyrektywy, de facto ubezwłasnowolni polski nadzór finansowy i będzie miało bardzo poważne konsekwencje makroekonomiczne. Uniemożliwi na przykład stosowanie instrumentów nadzorczych do powstrzymywana nadmiernej ekspansji w jakiś segmentach rynku. Uważam, że polski rząd powinien zdecydowanie bardziej aktywnie działać, aby nie dopuścić do tego żeby dyrektywa ta weszła w życie w zaprojektowanej postaci.

Mariusz Grendowicz: Padło pytanie o co właściwie chodzi z tym udomowieniem banków. Nie chodzi o nacjonalizację. Chodzi o to, żeby prawdziwe procesy decyzyjne banku były w Polsce, a nie poza Polską. Z jednej strony mamy status prawny, a z drugiej strony są realia i mówmy o nich, a nie tylko o prawnych wymaganiach. Chodzi o to aby rozwój produktów bankowych i informatyczny następował w Polsce, a nie w produktowych hubach poza naszym krajem i oderwanych od naszych realiów. Ważne jest także aby interes ekonomiczny banku był spójny z interesem naszego państwa. Nie ma powodów by działalność kredytowa była w Polsce hamowana dlatego, że gdzie indziej są kłopoty.

Ryszard Petru: Podsumowując – zbliża się spowolnienie gospodarcze. Przyrost kredytów będzie wolniejszy a dostęp do kapitału będzie droższy, bez względu na to czy są to polskie, czy zagraniczne banki. Nie udało się nam wspólnie zdefiniować hasła udomowienia banków. Każdy to inaczej rozumie. Przynajmniej ja zrozumiałem je w ten sposób, że ważne jest żeby polski nadzór był silny i był w stanie zapanować nad tym co się u nas dzieje. Mamy jednak wspólny mianownik – polskie władze nie powinny dopuścić do ubezwłasnowolnienia polskiego nadzoru, co jest planowane w projekcie dyrektywy CRDIV.

Notował Krzysztof Bień

petru3 CC BY Michał Pałaszewski
petru3 CC BY Michał Pałaszewski
Kawalec2 pap_20051210_096
Kawalec2 pap_20051210_096
Bielecki2 pap_20110929_14D
Bielecki2 pap_20110929_14D
Grendowicz2 pap_20110511_0E2
Grendowicz2 pap_20110511_0E2
Kwasniak Wojciech2 003
Kwasniak Wojciech2 003

Tagi