Autor: Krzysztof Bień

Departament Analiz Ekonomicznych NBP.

Kryzys w Europie nam też już może zaszkodzić

Nie wiemy co się stanie w ciągu najbliższych miesięcy, ale jest poważne ryzyko, że zbliża się kolejna burza, która może bardzo dotknąć kraje Europy Środkowej i Wschodniej.
Kryzys w Europie nam też już może zaszkodzić

Witold Orłowski, Zbigniew Jagiełło i Jan Krzysztof Bielecki (fot. Adrian Krawczyk)

Spowalnia tempo wzrostu gospodarczego UE, najbardziej w przypadku krajów południa strefy euro. Na jakim poziomie spadek ten może się zatrzymać – nie wiadomo. Pogarsza się też ocena wypłacalności krajów. W przypadku Grecji możemy mówić o bankructwie. Hiszpania, Portugalia, Włochy są w pół drogi do bankructwa, tak przynajmniej widzą to agencje ratingowe – ocenia prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny firmy konsultingowej PWC, współautor raportu „Nadchodząca burza. Raport z  transformacji”.

Dotychczasowe oceny perspektyw były przyjmowane z optymistycznym założeniem, że recesja w Europie Zachodniej, a zwłaszcza w strefie euro, nie będzie głęboka. Jeśli chodzi o  Europę Środkową i Wschodnią, im bardziej na południe tym perspektywy są gorsze. Kraje Europy Środkowej i Wschodniej są na tyle silnie finansowo i realnie związane z Europą Zachodnią, że nie ma sposobu, aby nie odczuły osłabienia na zachodzie.

Można mówić o trzech kanałach wpływu.

Realna gospodarka. Ważne będą realne efekty spowolnienia, czy recesji w krajach zachodniej Europy. Będą one tym silniejsze, im bardziej kraj jest otwarty na konkurencję. Słowacja, Słowenia, Węgry, Estonia i inne kraje bałtyckie są w gorszej sytuacji niż te, które mają większy rynek wewnętrzny i są mniej uzależnione od eksportu.

Finanse. Mamy do czynienia z recesją i z wysokim poziomem zadłużenia. Kraje wysoko zadłużone będą musiały ograniczyć swoje potrzeby kapitałowe, co też przełoży się na ich recesję. Jak się zsumuje dług publiczny i poziom zadłużenia prywatnego, to się okazuje, że łączne zadłużenie zagraniczne jest problemem Europy Środkowej, głównie dla Węgier, krajów bałtyckich, Słowenii. Ważny dla oceny jest także poziom rezerw walutowych. Gigantyczne rezerwy walutowe ma tylko Rosja. Duże zadłużenie jest więc czynnikiem poważnego ryzyka.

Banki. Nie wiadomo co się będzie działo z tym sektorem. W krajach Europy Środkowej i Wschodniej dominujący jest udział banków zagranicznych, albo banków państwowych, bądź też banków mających nie do końca jasny związek z sektorem niefinansowym, co też oznacza ryzyko. Jest obawa, iż banki będą gwałtownie zmniejszać akcję kredytową, jeszcze bardziej wciskając gospodarki w kryzys.

Nie wiadomo w jakim stopniu banki krajowe będą musiały poddać się zaleceniom polityki centrali. Zachowania mogą być różne. Może się np. okazać, że najłatwiej będzie centrali ograniczyć aktywność w Polsce, a nie w Hiszpanii, bo w Hiszpanii i tak się nie odzyska pożyczonych pieniędzy, kredytobiorca może co najwyżej zbankrutować. Szczególnie niebezpieczne są kredyty denominowane w walutach obcych, gdyż w przypadku osłabienia walut wielkość kredytu gwałtownie wzrośnie. W szczególnie zagrożonej sytuacji jest Chorwacja, Węgry i kraje bałtyckie.

Jak na te zagrożenia można reagować narzędziami polityki gospodarczej? W przypadku polityki fiskalnej w Europie Środkowej generalnie dużego pola manewru nie ma. Węgry w ogóle go nie mają. Bułgaria jest w nieco lepszej sytuacji, w zdecydowanie lepszej są kraje bałtyckie, Rosja, Białoruś.

W polityce pieniężnej, w której narzędziem mogłoby być np. osłabienie waluty, też są ograniczenia. Wynikają one nie tylko z ryzyka inflacji i pogorszenia deficytu obrotów bieżących. Niektóre kraje nie mają własnej polityki pieniężnej, wtedy pola manewru nie ma. Kraje bałtyckie nie mają praktycznie żadnej możliwości działania, Białoruś nie ma żadnego pola manewru, kraje bałkańskie – poza Bułgarią – niezłe, a Rosja ma spore.

Łotwa i Ukraina to kraje zagrożone głębokim kryzysem finansowym, Słowenii i Węgrom grozi recesja i kryzys finansowy. Dzięki dużym rezerwom walutowym w dobrej sytuacji jest Rosja. Polska i Czechy są w nienajgorszej sytuacji, ale jest ona mniej komfortowa niż w roku 2009.

Jak sytuację widzą eksperci, prezesi największych banków w Polsce i komentatorzy ekonomiczni:

Witold Orłowski:

Czy będzie łatwiej czy trudniej niż w roku 2009?

Jan Krzysztof Bielecki, przewodniczący Rady Gospodarczej przy Premierze:

Sytuacja jest trudniejsza. Po pierwsze istnieje już pewne zmęczenie materiału. Mamy za sobą 5 lat kryzysu, a końca nie widać. Ponadto w czasie pierwszego uderzenia kryzysu polski rząd miał pole manewru w zakresie polityki fiskalnej, teraz ma niewielkie. Jeśli chodzi o politykę monetarną jest ona bardzo niezależna. Reputacja RPP jest niezwykle istotnym czynnikiem, więc jaka będzie polityka pieniężna, trudno powiedzieć. Tworzenie wzrostu czy zatrudnienia nie jest funkcją banku centralnego.

I wreszcie, gdy słucha się wypowiedzi amerykańskiego sekretarza Tima Geithnera, czy władz chińskich widać, że bardziej martwią się oni europejskim kryzysem niż niektórzy w Europie. Jeżeli uwzględni się konsekwencje kryzysu dla rynku produktów żywnościowych widać, że mamy do czynienia z kryzysem nie europejskim, a światowym.

od lewej: Sławomir S. Sikora, Krzysztof Kalicki, Witold Orłowski, Zbigniew Jagiełło, Jan Krzysztof Bielecki, Cezary Stypułkowski, Jan Cieński (fot. Adrian Krawczyk)

od lewej: Sławomir S. Sikora, Krzysztof Kalicki, Witold Orłowski, Zbigniew Jagiełło, Jan Krzysztof Bielecki, Cezary Stypułkowski, Jan Cieński (fot. Adrian Krawczyk)

Jan Cieński, korespondent Financial Times w Polsce:

W pierwszej fazie kryzysu Polska miała o wiele większe możliwości. Były cięcia podatkowe wprowadzone jeszcze przez rząd PiS-u. Być może były one kontrowersyjne, ale okazały się bardzo przydatne. Polscy konsumenci wydawali oszczędności, banki jeszcze w miarę łatwo dawały kredyty konsumpcyjne i to napędzało gospodarkę przez 2-3 lata pierwszej fali kryzysu.

Wszystko to się wyczerpało. Banki niechętnie pożyczają; KNF być może trochę rozluźni politykę wobec banków, żeby ludzie mogli ponownie pożyczać. Nie ma mowy o cięciach podatkowych, widać, że rząd zacieśnia teraz politykę podatkową. Nadal mocną stroną polskiej gospodarki jest eksport. Korzystamy też na tym, że zachodnie firmy obniżają koszty i produkcja płynie na Wschód.

Rząd robi, mniej więcej, to co jest oczekiwane. Nowe parametry budżetowe są ostrożne, rząd dosyć konserwatywnie patrzy na przyszły wzrost. Konserwatywnie też podchodzi do daty wejścia do strefy euro. Polska do 2015 r. ma być przygotowana do spełnienia kryteriów z Maastricht. Widać też, że bank centralny jest pod ogromną presją, żeby obciąć stopy procentowe.

To, co mógłby robić rząd, to poprawianie warunków dla biznesu. Pamiętam mój pierwszy wywiad z premierem Tuskiem po wygranych wyborach. Użył wówczas terminu, że weźmie maczetę do walki z biurokracją. Maczeta się nie pojawiła. Tu rząd mógłby zrobić znacznie więcej.

Witold Orłowski:

Jak, biorąc pod uwagę wszystkie te zagrożenia, zachowają się banki?

Cezary Stypułkowski, prezes BRE Banku:

Zakładamy, że w przyszłym roku polska gospodarka będzie rosła w tempie ok. 1,5 proc. Nie ma siły, aby tak znaczący spadek dynamiki nie odbił się na jakości portfeli. Spadek będzie oznaczał zacieśnienie kryteriów kredytowych.

Pole manewru jest bardzo małe. Spodziewam się, że 2013 rok będzie gorszy z powodu redefinicji budżetu unijnego i niezdolności nowych podmiotów do szybkiego przystosowania się do nowych zasad. A właśnie środki unijne wydawane na infrastrukturę były – oprócz polityki fiskalnej – czynnikiem kreowania koniunktury.

Kluczową rzeczą jest utrzymanie w Polsce kredytu konsumpcyjnego. Innego instrumentu nie mamy. Z tego punktu widzenia jesteśmy skazani na gwałtowną obniżkę stóp procentowych. Jakoś trzeba wybrnąć z ich majowej podwyżki. Wiem, że w grę wchodzą kwestie prestiżowe, ale trzeba byłoby je porzucić i szybko reagować, bo problemy narastają.

Oceniam, że w naszym regionie najlepiej z kryzysu wyjdą Czesi. Ich gospodarka jest mniejsza i bardziej otwarta niż nasza, ale bardziej zdyscyplinowana. Czesi mają większe pole manewru w obszarze fiskalnym.

Zbigniew Jagiełło, prezes Banku PKO BP:

Od 2009 roku dyskutujemy o potrzebie działań antycyklicznych w gospodarce. Dobry czas by zastosować je w praktyce. Co trzeba robić, żeby stymulować wzrost gospodarczy? Rząd zużył już część amunicji i nie można mówić o stymulacjach fiskalnych. Pozostaje – jak mówił prezes Stypułkowski – możliwość poluzowania w polityce pieniężnej. Ale nie tylko.

Polska jest w apogeum budownictwa infrastrukturalnego, ale bankrutują wielkie polskie firmy budowlane. To, czy branża budowlana zdoła się podnieść jest ważne z punktu widzenia całej gospodarki. Według różnych opinii ekonomicznych jedno miejsce pracy w branży budowlanej daje 2-3 miejsca pracy w całej gospodarce. Warto o to walczyć także po stronie publicznej, która zleca różnego rodzaju przedsięwzięcia infrastrukturalne. Trzeba poluzować harmonogramy i płatności, wówczas również po stronie obligatariuszy i banków będzie sens restrukturyzować zobowiązania finansowe budowlanki.

Krzysztof Kalicki, prezes Deutsche Bank Polska:

W Europie Środkowej i Wschodniej, z wyjątkiem Węgier i Czech, większość krajów wykazuje wzrost wyższy niż w Europie Zachodniej. My patrzymy na sytuację z generalnie większym optymizmem niż obywatele tych krajów. Nie jest to nieracjonalne, gdyż dużo procesów dostosowawczych wystąpiło już w roku 2012 i prawdopodobnie od roku 2013 powinny one przynosić pierwsze pozytywne efekty.

Możliwości rozwoju banków w tych krajach wciąż wydają się bardzo duże. W krajach Europy Zachodniej wielkość aktywów bankowych oscyluje między 200 a 300 proc. PKB, w krajach Europy Środkowej poniżej 100 proc. Problemem w naszym regionie jest niskie tempo przyrostu oszczędności w postaci depozytów. I niska relacja depozytów do kredytów. Na Węgrzech relacja kredytów do depozytów sięga 150 proc. i trudno zakładać, że banki będą mogły się dynamicznie rozwijać bez zwiększenia krajowych oszczędności.

Powodem do optymizmu są także oceny inwestorów. W Europie Zachodniej wskaźnik market to value w przypadku większości banków kształtuje się poniżej 1, co oznacza, że inwestorzy dosyć pesymistycznie oceniają tempo wychodzenia tych instytucji z kryzysu i możliwości ich rozwoju. W przypadku banków Europy Środkowej i Wschodniej ten sam wskaźnik kształtuje się na poziomie: 1,1 – 1,3. Inwestorzy bardziej dostrzegają możliwości dalszego rozwoju.

Byłoby dobrze, gdyby rządy, a szczególnie nadzory nie pomagały tak intensywnie, jak to się zdarza. Statek nie jest po to, żeby stał w porcie, banki też nie są po to, żeby były zamknięte w swojej działalności, w ocenie ryzyka projektów. Fundamentalne podejście nadzoru do regulacji utrudnia sprawę. Cieszę się, że polski nadzór bankowy wyciągnął wnioski i część regulacji ma zostać uelastyczniona.

Wszystkie inne elementy, jak działanie na obniżanie stopy procentowej, budowanie jakichś systemów wspierania kredytu nie specjalnie się spełniają.

Witold Orłowski:

Czy istnieje ryzyko zarażenia się banków w Europie Środkowej kłopotami banków europejskich, które mogą powstać w związku z polityką delewarowania aktywów?

Sławomir S. Sikora, prezes Citibanku Handlowego:

Takie ryzyko istnieje. I jest ono poważne. Dzisiaj w Europie banki zachowują się zupełnie „nie po unijnemu”. Chcą równoważyć swoje pozycje bilansowe na bazie geograficznej i krajowej. Czyli, jak jestem we Włoszech, mam kredyty we Włoszech, to chciałbym mieć we Włoszech depozyty. Jak nie mogę tego osiągnąć, to sprzedaję włoskie aktywa. To dotyczy praktycznie każdego kraju w Europie.

Trzeba sobie uświadomić, że Europa bez względu na to czy spojrzymy na nią jak na organizm polityczny, gospodarczy, czy tylko geograficzny, jest dziś uważana za chory region świata. A jednocześnie Polska sprzedała w sierpniu obligacje pięcioletnie o najniższej rentowności w historii. Dodatkowo mniej więcej od maja kurs złotego oderwał się od euro. Coraz więcej osób stawia wobec tego pytanie, czy nie mamy do czynienia z oderwaniem się rzeczywistości gospodarczej w Polsce od tego, co się dzieje w Europie.

Takiego oderwania na dłuższą metę nie będzie i stąd ryzyka, które płyną z Europy Zachodniej, czy z południa, są ryzykami istotnymi. Takie systemy bankowe jak w Polsce, dzisiaj postrzegane jako bezpieczne, długoterminowo też muszą liczyć się z ryzykiem, że ich aktywa też będą sprzedawane. Trzeba się liczyć, że będzie dążenie do wycofania finansowania z polskich banków.

Jeżeli sektor jest dociśnięty przez regulacje, to powstają instytucje finansowe, które uciekają spod regulacji. Istotne jest więc pytanie o granice regulacji. Odpowiedź wpłynie na to, jakie ryzyka weźmie na siebie polska gospodarka i jak będzie wyglądał sektor bankowy w Polsce. Zapowiedzi nadzoru złagodzenia regulacji dotyczących kredytu konsumenckiego to krok we właściwym kierunku.

Krzysztof Kalicki:

Zastanówmy się ile plag spadło na sektor bankowy w ostatnim czasie. Mamy wyższe opłaty do BFG, wyższe opłaty nadzorcze, różne wyłączenia z kosztów uzyskania przychodów. Trwa dyskusja na temat podatku od transakcji bankowych, CRD III i CRD IV. Nie wiem, gdzie jest balans między postulatem, żeby rządy pomagały rozwijać się bankom, a coraz wyższymi kosztami bycia w sferze zainteresowania władz.

Jan Cieński:

Wzrost gospodarczy w Europie Środkowej i w Polsce wynosi 2 do 2,5 proc. W porównaniu z Francją czy Niemcami to dużo, ale punktem odniesienia powinny być rynki wschodzące, a tam wzrost jest wyższy. W Europy Środkowej bardzo dobrze radzi sobie z kryzysem Słowacja. Lepiej niż Polska i Czechy. Słowacja przyciąga ogromne inwestycje. Polska gospodarka jest w orbicie gospodarki niemieckiej, ale inwestorzy wybierają Słowację, bo kraj ten wszedł do euro i tam nie ma ryzyka kursowego.

Jeżeli strefa euro nie rozpadnie się Polska powinna jak najszybciej się w niej znaleźć.

Cezary Stypułkowski:

Czy nie dojdzie do jakiejś transformacji problemów sektora bankowego w Europie Zachodniej na banki zależne w krajach naszego regionu? Ten problem pojawił się w czasie kryzysu 2008. Już pewnie niewielu pamięta wiedeńską inicjatywę, której istota sprowadzała się do podtrzymania finansowania środkowoeuropejskiego via sektor bankowy. W 2008 roku wszyscy byli zaskoczeni, że w bankach europejskich tak wiele złego się zdarzyło. I w konsekwencji były interwencje państwowe.

Dzisiaj fiskalne pole manewru w zakresie wsparcia banków jest bardzo małe. Prawdopodobieństwo upadku paneuropejskich banków, czy narodowych banków w Europie Wschodnie jest jednak zerowe. Nikogo na to nie stać, co w praktyce oznacza, że mówienie o rynkowym aspekcie wycen w stosunku do sektora bankowego jest wątpliwe, gdyż większość tych banków zależy od państw.

Wszystkie instytucje finansowe, mówił o tym prezes Sikora, zaczynają się koncentrować wokół jednego motywu – trzeba mieć depozyty żeby móc funkcjonować. Europejski nacisk regulacyjny będzie zmierzał do koncentracji w grupach, ale banki macierzyste wcale nie będą chciały się angażować w sprawy banków-córek.

Jan Krzysztof Bielecki:

Co Unia Europejska może zrobić dla nas, dla Polski? Na nadzwyczajnym szczycie w listopadzie powinna uchwalić nową perspektywę finansową.

Jeśli zaś chodzi o porównanie z rokiem 2008, to najbardziej porażającym dla mnie przykładem jest Hiszpania. Przed wejściem Hiszpanii do unii walutowej ekspozycja banków niemieckich i francuskich była w tym kraju na poziomie 50 mld euro. W momencie wybuchu kryzysu w 2008 r. była na poziomie ponad 500 mld euro. Dzisiaj jest na poziomie 250 mld euro. Ryzyko odpływu kapitału jest jedną z przyczyn, dlaczego sektor bankowy w Hiszpanii potrzebuje dziś 100 mld euro, chociaż jeszcze niedawno twierdzono, że wystarczy 6 czy 8 mld euro.

Nie mam wątpliwości, że to samo może się zdarzyć jeżeli chodzi o nasz region. Jeśli coś będzie się złego działo, może nastąpić repozycjonowanie się niektórych dużych banków zagranicznych, szczególnie tych, które mają dużą nierównowagę między stroną aktywną i pasywną.

Zbigniew Jagiełło:

Delewaryzacja w Polsce już następuje. Nie odnawia się linii kredytowych na poszczególne ekspozycje. Na razie odbywa się to w sposób dosyć stabilny. W sytuacjach szokowych wyzwaniem będzie pokrycie niedoboru płynności ze strony polskich oszczędności – cały czas mamy w Polsce nierównowagę kredytów do depozytów. Będą droższe kredyty, a to oznacza gorsze warunki funkcjonowania polskich firm.

Krzysztof Kalicki:

Zachowanie banków Europy Zachodniej i USA w stosunku do naszego regionu będzie zależało od sprawności polityki makroekonomicznej. Jeżeli będziemy stabilizować finanse publiczne i zachowywać umiar oraz rozsądek, to nie ma powodu, żeby firmy macierzyste nie utrzymywały przynajmniej dotychczasowego poziomu refinansowania. W swoim banku nie spotykam się z wycofywaniem środków z Polski. Na razie nie widzę żadnych ograniczeń finansowania.

Witold Orłowski:

Na ryzyka trzeba się przygotowywać, bo najgorsze niebezpieczeństwo, to niebezpieczeństwo nieuświadamiane. Ale poradzimy sobie, nie ma co popadać w depresję.

Not. Krzysztof Bień

Opinie pochodzą z debaty „CEE a euro – wyzwania, perspektywy, zagrożenia”, która odbyła się 5 września na Forum Ekonomicznym w Krynicy.

Witold Orłowski, Zbigniew Jagiełło i Jan Krzysztof Bielecki (fot. Adrian Krawczyk)
od lewej: Sławomir S. Sikora, Krzysztof Kalicki, Witold Orłowski, Zbigniew Jagiełło, Jan Krzysztof Bielecki, Cezary Stypułkowski, Jan Cieński (fot. Adrian Krawczyk)
fot_Adrian_Krawczyk_capital24_006__MG_7162

Otwarta licencja


Tagi