Bez reform gospodarka Białorusi znowu popadnie w kryzys

Aleksander Łukaszenko całkowicie kontroluje białoruską politykę. Wskazuje na to wynik ostatnich wyborów parlamentarnych, w których jego zwolennicy zdobyli wszystkie 110 mandatów. Największym dla niego wyzwaniem w nadchodzących miesiącach będzie jednak gospodarka.
Bez reform gospodarka Białorusi znowu popadnie w kryzys

Aleksander Łukaszenko (CC BY-NC-ND Socialism Expo)

Stan białoruskiej gospodarki od dawna jest słabym punktem Łukaszenki i wydaje się, że tak będzie nadal. Łukaszenko wywołał kryzys ekonomiczny w swoim kraju w 2011 roku obiecując przed wyborami prezydenckimi w grudniu 2010 roku podwyżkę płac. Kryzys mógł mu nawet wytrącić władzę z ręki. Wybuchła inflacja – w ciągu roku ceny wzrosły o 109 proc. Potem została zachwiana równowaga w bilansie płatniczym kraju i doszło do ostrej deprecjacji białoruskiego rubla.

Brutalne represje wobec opozycji po sfałszowanych wyborach prezydenckich zamknęły rządowi Białorusi możliwość uzyskania pomocy na Zachodzie. Łukaszenkę uratowały 3 mld dolarów kredytu z kontrolowanej przez Rosję organizacji państw postsowieckich EurAsEc, 1 mld dolarów kredytu otrzymanego ze Sbierbanku i sprzedaż Gazpromowi za 2,5 mld dolarów udziałów w gazociągu Beltransgaz.

Te nadzwyczajne środki ustabilizowały sytuację. Importowane produkty znów pojawiły się w sklepach, kolejki do kantorów wymiany walut znikły, a rosnące niezadowolenie społeczne przycichło. Łukaszenko nie wykorzystał jednak czasu, który dostał dzięki pomocy z Rosji, aby wprowadzić poważniejsze reformy i wzmocnić białoruską gospodarkę. Zamiast tego powtórzył on błędy, które wpędziły go w kłopoty dwa lata temu. Łukaszenko teraz znowu obiecuje, że wzrosną płace. Do końca roku chce aby średnie pensje osiągnęły pułap 500 dolarów, czyli ponad dwa razy więcej niż na początku 2012 roku.

– Rząd powtarza błędy z przeszłości – mówi Swetlana Kalinkina, redaktor Narodnej Wolji, największej niezależnej gazety na Białorusi. – Przed wyborami prezydenckimi podnieśli płace i wówczas zawaliła się piramida – dziś robią to samo.

Rząd także wycofał się z planów prywatyzacji – jedyna udana sprzedaż to Beltransgaz. Ale Rosjanie chcieliby nabyć i inne strategiczne białoruskie firmy, rafinerie oraz Belaruskali, producenta potasu.

– Coś takiego jak plan prywatyzacji nie istnieje – mówi przygnębiony Aleksander Chubrik, szef IPM Research Center, niezależny think-tank ekonomiczny. – Nikt nie wie jak ten proces będzie zorganizowany – dodaje.

Mimo, że rząd Białorusi zgodził się na program prywatyzacji, co było warunkiem udzielenia pomocy przez EurAsEC, Mińsk nie chce sprzedać reszty strategicznych firm Moskwie, obawiając się, że to pozbawi go ostatnich śladów niezależności od Rosji. Około 90 proc. białoruskiej gospodarki jest rękach państwa i rząd obawia się, że sprzedaż firm prywatnym właścicielem, osłabi kontrolę rządu nad społeczeństwem. Dziś opozycjonistom grozi się tym, że stracą pracę. Taki instrument nacisku stanie się słabszy gdy firmy przestaną być państwowe.

– Łukaszenko obawia się reform, które mogą podważyć jego rządy. Nie chce oddać ani kawałka władzy – mówi Kalinkina.

Otoczenie międzynarodowe jest obecnie jeszcze gorzej nastawione do Białorusi niż to było w 2011 roku. Strefa euro jest pogrążona w kryzysie, więc popyt na białoruskie towary w UE jest mały. Na wysokich urzędników państwowych Białorusi są nałożone sankcje i w UE nie ma żadnej woli, aby pomóc Białorusi, dopóki jej rząd nie stanie się bardziej demokratyczny. Oznacza to, że margines błędu dla Łukaszenki jest nawet mniejszy.

Obecnie Białoruś prowadzi rozmowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym na temat program pomocowego, ale negocjatorzy przyznają, że praktycznie nie ma szans żeby został on przyjęty przez zarząd MFW jeśli nie zmieni się rząd.

Kraj doświadczył także spadku inwestycji zagranicznych – poza rosyjskimi nie było żadnych istotnych bezpośrednich inwestycji zagranicznych na Białorusi w 2012 roku.

Sankcje oznaczają również to, że duże firmy białoruskie nie mogą otrzymać finansowania z zagranicy i nie mogą tam inwestować. Ogranicza to ich zdolności do modernizacji w kluczowym momencie, gdy Rosja weszła do Światowej Organizacji Handlu. Rosja, która jest w unii celnej z Białorusią, otworzyła się na znacznie ostrzejszą konkurencję międzynarodową.

„Po pierwsze, ostrzejsza konkurencja na rynku rosyjskim, pogorszy szanse białoruskich eksporterów. Po drugie, sytuacja białoruskich producentów na rodzimym rynku prawdopodobnie także stanie się trudniejsza. Według naszych szacunków, wejście Rosji do WTO najbardziej i najszybciej dotknie białoruskie fabryki samochodów ciężarowych. W dłuższej perspektywie, pogorszenie odczują też producencie farmaceutyków, lodówek, telewizorów, opakowań plastikowych” stwierdza raport IPM.

– Nie możemy dać się wypchnąć z tego rynku – mówi Siergiej Dobkow, wiceprezes białoruskiego banku centralnego. Ale już w czerwcu po raz pierwszy w tym roku spadł eksport do Rosji takich towarów jak traktory, samochody ciężarowe i maszyny rolnicze. Na dodatek Rosja wycofała się z porozumienia, na mocy którego Białoruś nie musiała płacić Rosji około 2,5 mld dolarów za eksport produktów rafinacji ropy. Dziś Rosja uznaje je za rozpuszczalniki, które nie wchodzą w zakres porozumienia.

W konsekwencji prawdopodobnie spadną także dochody budżetu państwa. Tymczasem na początku przyszłego roku Białoruś ma rozpocząć spłatę 3,5 mld dolarów pożyczki z MFW.

Kraj ma i inne problemy. Z Białorusi wyemigrowało bardzo wielu pracowników, którzy w Rosji mogą legalnie pracować za dużo wyższe stawki niż u siebie. Nie ma oficjalnych statystyk w tej sprawie, ale komentatorzy mówią, że mogło wyjechać nawet 10 proc. Białorusinów w wielu produkcyjnym. Brak wykwalifikowanych pracowników spowodował nawet problemy przy budowie nowego hotelu w centrum Mińska.

Aby poprawić sytuację gospodarczą kraju konieczne są reformy. Zamiast jednak podjąć reformy, rząd zamierza ugruntować poparcie społeczne przez stymulację wzrostu gospodarczego. Choć gospodarka rozwija się obecnie w tempie zaledwie 2,8 proc. rocznie, rząd planuje, że bieżący rok zamknie się wzrostem 5 proc. w 2013 r. osiągnie 8,5 proc. tempo wzrostu i – brzmi to niewiarygodnie – 12,7 proc. w 2015 roku. Ekspansja taka może wywołać kolejną spiralę inflacji i deprecjacji waluty.

W Białorusi coraz bardziej widać symptomy narastania kryzysu. Choć twarde waluty są nadal dostępne w sprzedaży, ekonomiści zwracają uwagę, że Białorusini obawiając się kolejnej fali deprecjacji kiedy tylko mogą wymieniają swoje ruble na dolary i euro. A w małych fabrykach z dala od Mińska, pracownicy coraz częściej protestują, mówi Kalinkina.

– Sytuacja wygląda bardzo niestabilnie – mówi zachodni dyplomata na placówce w Mińsku.

Jan Cieński

Aleksander Łukaszenko (CC BY-NC-ND Socialism Expo)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane