Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chiny odbijają debatując jednocześnie nad dalszą drogą rozwoju

Skoro chińska gospodarka znów łapie oddech, to czy warto cokolwiek zmieniać? Takie głosy można teraz usłyszeć w całych Chinach. W końcu nikt nie lubi zmian. Euforii w wynikach wprawdzie nie ma, ale tegoroczny cel wzrostu ustalony na poziomie 7,5 proc. wydaje się niezagrożony.
Chiny odbijają debatując jednocześnie nad dalszą drogą rozwoju

China Mobile, PetroChina, COSCO to państwowe koncerny, w których część wysokich menedżerów staje przed sądem pod zarzutem korupcji. (CC By ND Tenth Dragon)

Chińskie władze uznały, że potwierdza się skuteczność przyjętej w czerwcu polityki stabilizowania gospodarki, choć przyznają, że dobre dane makroekonomiczne, to również zasługa ożywienia gospodarki globalnej, głównie, amerykańskiej. Pomogło to odzyskać wigor, zwłaszcza chińskiemu eksportowi.

Korekta chińskiej polityki gospodarczej polegała głównie na zaostrzeniu polityki finansowej, ograniczeniu rządowych dotacji do wielkich inwestycji oraz przykręceniu kurka z pieniędzmi dla największych firm państwowych. Efekty tych działań nadeszły szybciej, niż się spodziewano.

Ma Jun, główny ekonomista chińskiej filii Deutsche Banku, twierdzi, że odwrócenie złych trendów w gospodarce utrzyma się przez najbliższe miesiące.

Nie brakuje jednak ostrzeżeń, że gospodarka Państwa Środka najtrudniejsze ma wciąż przed sobą i cały czas działa „na sterydach”. Nie powinno to usypiać czujności i skłaniać do odkładania reform, bowiem stare problemy mogą szybko powrócić. Premier Li Keqiang ostrzega, że nie należy zmieniać orientacji polityki gospodarczej ze względu na tymczasową zmianę (poprawę) wskaźników ekonomicznych.

Ekonomista Andy Xie na łamach opiniotwórczego, liberalnego czasopisma ekonomicznego Caixin twierdzi, że mimo zapowiedzi reform, bez głębszych zmian, zwłaszcza, w polityce finansowej będą one tylko propagandą i przedłużaniem „status quo pod inną nazwą”. Uważa, iż: „Prawdziwa gospodarka jest nadal zdominowana przez rząd a warunki rynkowe dla reform finansowych mylące”. Chiny – zauważa – nie mają rynkowego systemu finansowego a niedawna sekurytyzacja kredytów i liberalizacja stóp procentowych reklamowane, jako poważne reformy – w rzeczywistości takimi nie są. Apeluje, więc o zmiany fundamentalne, faktyczne urynkowienie systemu finansowego w Chinach oraz pozbycie się urzędników z państwowych firm, którzy są partyjnymi funkcjonariuszami wspierającymi się nawzajem i popieranymi przez chińskie banki, których kadra to także partyjni nominaci. „Wzrost koncentracji środków finansowych w sektorze państwowym jest naturalnym wynikiem systemu” – twierdzi Xie.

Przez Chiny przetacza się właśnie antykorupcyjna kampania, na której celowniku znaleźli się menedżerowie, a raczej urzędnicy z największych firm kontrolowanych przez państwo. Nie brak głosów, że kampania ma nie tylko cel propagandowy, ale jest próbą „wymuszenia” reform w tych przedsiębiorstwach i złamania ich potęgi, w tym również politycznej. Zawiodły, bowiem dotychczasowe metody wprowadzania w nich nowoczesnego ładu korporacyjnego.

Państwo chińskie kontroluje 113 wielkich firm. W ponad połowie z nich prezesi zarządów to jednocześnie dyrektorzy naczelni, zaś rady nadzorcze są takimi wyłącznie z nazwy. Prezesami zostają sekretarze partii komunistycznej a pozostali członkowie zarządu, to także działacze KPCh. Dotąd pozostawali oni poza wszelką kontrolą, ze względu na swą polityczną pozycję. Lecą więc głowy w takich gigantach na światową skalę jak CNPC, China Mobile, PetroChina, COSCO (branża naftowa, telekomunikacyjna, transportowa) i innych, których część wysokich kadr staje pod zarzutem korupcji i łamania dyscypliny.

Nie brakuje jednak opinii, iż coraz większe urynkowienie gospodarki Państwa Środka jest zagrożeniem.

Shi Zhengfu, szef Centrum Nowej Polityki Gospodarczej Uniwersytetu Fudan i autor książki o gospodarce Chin między rokiem 1979 a 2049, nie jest entuzjastą rynku w stylu zachodnim. To w forsownych inwestycjach upatruje on nadal źródła wzrostu kraju. „To, co Chiny potrzebują najbardziej, to inwestycje”. (…) „Nie jest nam potrzebna kopia gospodarki rynkowej w zachodnim stylu, ale gospodarka rynkowa o cechach chińskich” – twierdzi.

Według niego wystarczy jedynie „usprawnić zarządzanie, zoptymalizować funkcje rządu, wykorzenić korupcję i wdrożyć niezbędne reformy, by chińska gospodarka nadal mogła się szybko rozwijać”. Uważa dalej, że niektórzy chińscy uczeni próbują wykorzystać zachodnią wiedzę do modernizacji Chin, ale „im więcej wiemy o USA, tym mniej zaufania pokładamy w przyjmowaniu ich zasad. Choć Zachód zmodernizował społeczeństwo i stworzył nową erę ludzkości, jego systemy mają wady” – dlatego Chiny muszą znaleźć własny sposób, aby „wejść do świata”.

Podobne poglądy prezentuje Hua Min, dyrektor Instytutu Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej w Fudanie, krytykujący tych ekonomistów i polityków, którzy uważają, że obecne spowolnienie gospodarki jest dla niej korzystne, bo pozwala przeprowadzić niezbędne zmiany. Takie poglądy nazywa „strategicznym błędem”. Twierdzi, że kraje o rosnącej populacji, jak Chiny, muszą utrzymać wysoki wzrost, bo inaczej „wpadną w maltuzjańską pułapkę”. Kreśli, więc czarny scenariusz gospodarczego spowolnienia w Chinach, twierdząc: „Mamy miliony studentów kończących studia. Bez boomu gospodarczego rynek pracy będzie słabnąć. Wysokie bezrobocie doprowadzi do niestabilności. Spadek dochodów z tytułu podatków wpłynie na stabilność gospodarczą, podważając w ten sposób społeczną harmonię”. Uważa, że wsparcie rynku przez rząd jest wciąż niezbędne, zwłaszcza, przy podziale zasobów. Dlatego, w jego opinii, nadal trzeba silnie wspierać handel zagraniczny, bo najlepsze okresy w historii gospodarczej Chin zawsze z nim były związane. „Należy przestrzegać zasad WTO i otwarcia naszego rynku” – podkreśla.

Słowem, zwolennicy tych poglądów uważają, że trzeba robić to, co robiono dotąd, lecz jeszcze skuteczniej, a nie upatrywać lekarstwa na spowolnienie w większym urynkowieniu gospodarki.

Są jeszcze i tacy, którzy próbują godzić liberałów z tymi, którzy krytycznie odnoszą się do ich recept.

Sun Lin, ekspert szkoły partyjnej KC KPCh, zaleca raczej rozważne balansowanie między rynkiem a państwem, które zapobiegnie zarówno nadmiernemu schładzaniu gospodarki, jak i jej przegrzaniu, oraz wyraźniejsze oddzielenie administracji rządowej od zarządzającej przedsiębiorstwami. Według niego trzeba kontynuować budowę „socjalistycznego systemu gospodarki rynkowej”, bardziej jednak zorientowanego na rynek.

Kolejny analityk Damien Ma twierdzi, że Chiny stały się ofiarą własnego sukcesu, zaś system oparty na mobilizacji ogromnej liczby ludzi i kapitału nie pasuje już do obecnych wyzwań i wymagań społecznych, w tym oczekiwań klasy średniej stanowiącej już ponad 10 procent ludności Chin. Twierdzi, że: „Ta elita (jak ich określa) skorzystała najbardziej na wzroście gospodarczym, ale, paradoksalnie, jest też najbardziej krytyczna wobec obecnego systemu (…) „przechylonego w kierunku tych, którzy należą do potężnego establishmentu politycznego”.

Andrew Sheng, prezes Fung Global Institute i adiunkt na Uniwersytecie Tsinghua w Pekinie oraz Xiao Geng, dyrektor ds. badań w tym Instytucie, twierdzą zgodnie, że zrównoważenie chińskiej gospodarki wymagać będzie „rewizji ram podziału dochodów między centralnymi a lokalnymi władzami, jak również przejrzystości w finansach samorządów”.

Łatwo zatem dostrzec, że rady udzielane sternikom państwa przez różnych tutejszych ekspertów, często są ze sobą sprzeczne i się wykluczają. Choć wszyscy mówią o reformach, to pod tym pojęciem rozumieją zupełnie co innego. Główna oś sporu dotyczy tego czy nadeszła już pora bardziej urynkowić chiński system, czy pozostawić wszystko tak jak jest, a ograniczyć się jedynie do drobnych korekt.

Eksperci partyjno – rządowi sprowadzają reformę raczej do „liftingu” aktualnego modelu, który, co akcentują, dał Chinom bezprecedensową w skali świata prosperity.

Eksperci bardziej niezależni o wyraźnie liberalnych poglądach uważają, że kraj znalazł się na rozdrożu i dalej powinien pójść drogą faktycznego, nie zaś pozorowanego urynkowienia oraz odpolitycznienia gospodarki.

Wydaje się, że obecna ekipa bardziej skłania się ku ostrożnej, ale jednak, realizacji koncepcji prorynkowej. Tak przynajmniej wynika z oficjalnych deklaracji władz, choć część zachodnich ekspertów traktuje je, jako grę pozorów a niektórzy nawet krytykują, bo dlaczego Chiny mają zmieniać coś, co się przez tyle lat sprawdzało?

Jako dowód świadczący o tym, iż chińska gospodarka pójdzie jednak bardziej w stronę „kontrolowanej”, ale jednak liberalizacji, traktuje się niedawne uruchomienie wielkiej eksperymentalnej strefy wolnego handlu w Szanghaju. Będą w niej testowane dalsze zaawansowane reformy gospodarczo-finansowe, od których – jeżeli się powiodą – nie będzie już odwrotu.

OF

China Mobile, PetroChina, COSCO to państwowe koncerny, w których część wysokich menedżerów staje przed sądem pod zarzutem korupcji. (CC By ND Tenth Dragon)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1