Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Hongkong odczuwa kłopoty wielkiego sąsiada

Osłabienie chińskiej gospodarki oraz operacje poluzowania ilościowego, czyli inaczej mówiąc prowadzenie luźnej polityki pieniężnej m.in. przez USA i Wielką Brytanię sprawiły, że nowym bohaterem rynków walutowych stał się dolar Hongkongu. Ta trochę zapomniana waluta broni się przed silną presją aprecjacyjną, co z kolei uderza w gospodarkę tej chińskiej enklawy.
Hongkong odczuwa kłopoty wielkiego sąsiada

Hongkong (CC By-NC betta design)

Przed przejęciem Hongkongu – w tym roku minęło już 15 lat od tego momentu – Chińska Republika Ludowa zobowiązała się do prowadzenia polityki pod hasłem dwóch systemów gospodarczych w ramach jednego państwa. A dwa systemy gospodarcze oznaczają również dwie waluty. W dwa dni po zdjęciu flagi Wielkiej Brytanii w Hongkongu, Azję Południowo – Wschodnią uderzył kryzys walutowy. Rozpoczął się on w Tajlandii i bardzo szybko rozprzestrzenił na inne kraje regionu (w tym i Koreę Południową i właśnie Hongkong). Dolar Hongkongu jako jedna z niewielu walut wyszła z tego kryzysu obronną ręką.

Już w chwili wybuchu kryzysu, ChRL i Hongkong stanowiły w dużym stopniu jedność, więc trudno oceniać jedną część kraju bez wspomnienia o drugiej. W pierwszej fazie kryzysu usiłowano obciążyć winą za jego wybuch właśnie ChRL, a dokładniej decyzje władz chińskich o ujednoliceniu kursu renminbi w 1994, co de facto oznaczało jego silną dewaluację.

Wraz z narastaniu kryzysu rosły obawy dotyczące ewentualnej kolejnej dewaluacji renminbi, co mogłoby oznaczać spiralę dewaluacji w całym regionie i w efekcie pogrążenie się w długoletnim kryzysie gospodarczym. ChRL nie tylko nie zdewaluowała kursu swojej waluty, ale stała się oazą stabilności gospodarczej. Rozsądna, uwzględniająca interesy gospodarcze swoich sąsiadów, polityka Chin została szybko docenia a nagrodą było utorowanie ChRL drogi do WTO.

Juan zastąpił jena w roli wroga USA

W latach 2000 – 2002 kursem walutowym Chin najbardziej interesował się chyba Kongres USA, dla którego stosunkowo niski poziom juana był przyczyną wszelkiego zła. Zresztą waluta Chin świetnie wypełniła werbalną próżnię, jaka powstała po zaniechaniu ataków wymierzonych w walutę Japonii. To właśnie jen do początku lat dziewięćdziesiątych był dyżurnym chłopcem do bicia dla większości amerykańskich polityków.

Rynek zaczął się uważniej przyglądać juanowi dopiero w lipcu 2005 r., kiedy nastąpiła jego minimalna rewaluacja i równocześnie uruchomiono mechanizm pełzającej aprecjacji. Brak wymienialności w transakcjach kapitałowych bardzo jednak studził zainteresowanie juanem ze strony inwestorów zagranicznych. Dopiero w 2009 r. kiedy Chiny podjęły pierwsze kroki w kierunku znoszenia ograniczeń, nastąpił przełom. A kiedy rząd ChRL przestał kryć swoje ambicje w zakresie internacjonalizacji swojej waluty, juan stał się języczkiem u wagi już nie tylko analityków, ale także uczestników rynku. Największe centra finansowe wręcz biją się o to aby móc zapewnić sobie handel chińską walutą.

Brytyjczycy stawiali na lokalne waluty

Trudno w takich okolicznościach było dolarowi Hongkongu skupiać na sobie uwagę większości inwestorów. Waluta ta nie straciła jednak znaczenia, o czym świadczą ostatnie wydarzenia na rynkach walutowych. Warto tu przy okazji przypomnieć historię tej waluty. Tym bardziej, że była ona inspiracją dla wielu decydentów w różnych częściach świata, w tym w wielu krajach Europy Środkowej i Wschodniej.

Historia dolara Hongkongu jest nierozerwalnie związana z obecnością Wielkiej Brytanii w Azji. Co ciekawe Brytyjczycy szybko sobie dali spokój ze staraniami wprowadzenie funta w tej części świata (podobnie jak i w przypadku kolonii w Ameryce Północnej). Być może dlatego w 1863 r. zadecydowano się wprowadzić w Hongkongu tzw. dolara srebrnego.

Tak zaprojektowany system przetrwał aż do 1935 r., kiedy władze Hongkongu zdecydowały się na powiązanie swojej jednostki pieniężnej z kursem funta sterlinga. Związki dolara Hongkongu z funtem zaczęły się poluzowywać już w 1967 r. (za sprawą dewaluacji tego ostatniego 18 listopada 1967), a zostały całkowicie zerwane 22 czerwca 1972 wraz z rozwiązaniem strefy funta sterlinga.

Przez stosunkowo krótki okres czasu próbowano powiązać dolara Hongkongu z kursem amerykańskiego dolara. Wpierw na poziomie 5,65 dolarów HK za 1 dolara USA. Później za sprawą chronicznej słabości amerykańskiego dolara podniesiono wartość dolara Hongkongu  do poziomu 5,085. Ale i to rozwiązanie nie przetrwało próby czasu i w listopadzie 1974 r. zdecydowano się na upłynnienie kursu walutowego. Jak szybko okazało się nie było to najlepsza decyzja.

Kłopoty otwartej gospodarki

Hongkong jest małą i otwartą gospodarką i trudno było jej funkcjonować w formule kursu płynnego. A kiedy zapanowała niepewność co do politycznej przyszłości Hongkongu  kursem walutowym  zainteresowali się przede wszystkim – jak to zwykle bywa  w takich chwilach – spekulanci walutowy. Z upływem czasu stawało się jasne, że Chiny wymuszą na Wielkiej Brytanii ustępstwa i powrót Hongkongu do macierzy stał się już tylko kwestią czasu.

Percepcja ChRL na początku lat 80-tych (reformy gospodarcze dopiero raczkowały) nie miała wiele wspólnego z obecnym widzeniem Państwa Środka. Dlatego wraz z postępem negocjacji między Wielką Brytanią a ChRL, rosło przerażenie związane z przyszłością tej małej enklawy. Nastroje te miały przełożenie na wartość miejscowego dolara, który systematycznie tracił na wartości. We wrześniu 1983 r. osiągnął rekordowo niski poziom względem dolara USA.

Kolebka currency board

I wtedy nastąpił przełom. Władze kraju zdecydowały się na rozwiązanie żywcem wyjęte z okresu waluty złotej. Zdecydowały się na wprowadzenie mechanizmu currency board, wiążącego kurs dolara Hongkongu  z dolarem USA w sposób stały. Od tej pory każdy emitowany dolar HK musiał mieć pokrycie w dolarach. Kurs między dwoma dolarami miał kształtować się wokół poziomu 1 do 7,8.

Głównym architektem tego rozwiązania – obok dzisiejszego prezesa Hongkong Monetary Authority, Joseph’a Yam’a – był Sir Alan Walters.17 października 1983 r. (dzień w którym uruchomiono ten mechanizm) był jego największą godziną chwały.

Przykład Hongkongu zainspirował innych. Zainteresowali się nim zarówno Domingo Cavallo jak i Siim Kallas, decydując się na wprowadzenie currency board w Argentynie i w Estonii. Co ciekawe mechanizmu tego nie stosuje się ani w jednym ani w drugim kraju. W Argentynie jego wprowadzenie zakończyło się całkowitym niepowodzeniem, ale Estonii mechanizm ten przyczynił do spektakularnego sukcesu kraju. Dziś Estonia jest już w strefie euro.

Currency board nadal funkcjonuje w Hongkongu. Podlegał on jednak różnym modyfikacjom. We wrześniu 1998 wzmocniono rolę tamtejszego banku centralnego (HKMA) w procesie wyznaczania stóp procentowych. Miało to na celu zmniejszenie zmienności obserwowanej wówczas na rynkach. Równocześnie parytet wymiany został delikatnie przesunięty w kierunku poziomu 7.75 dolarów Hongkongu za 1 dolara USA. W maju 2005 r. wprowadzono korytarz walutowy, pozwalający wahać się kursowi w granicach 7,75 do 7,85 za 1 dolara USA.

Kłopoty bezpiecznej przystani

Mechanizm currency board w Hongkongu urósł do rangi barometru odzwierciedlającego stan gospodarki światowej. Kiedy spekulanci przypominają sobie o walucie Hongkongu, to ich zainteresowanie jest oznaką tego, że w międzynarodowym systemie walutowym naprawdę się źle dzieje.

Tak też jest obecnie, czego efektem jest presja na wzmacnianie wartości dolara Hongkongu. Powodem jest nasilenie w głównych gospodarkach światowych operacji luzowania ilościowego w polityce pieniężnej. Ubocznym tego efektem jest poszukiwanie przez inwestorów bezpieczniejszych, pewniejszych miejsc lokowania kapitału. Jedni inwestorzy szukają takiego schronienia w Szwajcarii, inni w Norwegii, a jeszcze inni w Azji.

Nieustannej presji aprecjacyjnej poddawanych jest obecnie wiele walut azjatyckich (w tym Korei Południowej i Tajlandii). Jeszcze do niedawna wśród inwestorów modne były Chiny ze względu m.in. na plany internacjonalizacji juana. Realizacja tych planów wyraźnie jednak spowolniła, podobnie jak gospodarka Chin, w efekcie czego inwestorzy szybko zaczęli się przerzucać na walutę Hongkongu.

Kosztowne skupywanie zagranicznych walut

Kombinacja tych dwóch czynników (czyli luzowania ilościowego w świecie zachodnim oraz pierwsze symptomy spowolnienia w Chinach) spowodowały, że władze Hongkongu musiały zacząć skupywać interwencyjnie dolary USA w celu osłabienia własnej waluty. A poziom rezerw dewizowych Hongkongu w relacji do PKB już dawno przekroczył psychologiczny próg 100 proc. Za sprawą ostatnich zakupów interwencyjnych może się zbliżyć do poziomu nawet 130 proc. Pomimo intensywnych interwencji na początku listopada poziom kursu dolara Hongkongu  przekroczył dopuszczalny poziom 7.75. Kurs forwardowy zbliżył się nawet do poziomu 7.735.

Dawniej presję na aprecjację własnej waluty można było powstrzymać za pomocą interwencji niesterylizowanych. Nie jest to teraz możliwe, gdyż amerykańska Rezerwa Federalna  upiera się za pomocą operacji QE przy polityce zerowych stóp procentowych.

Obserwatorzy przypatrują się obecnie z uwagą na poczynania władz Hongkongu, chociażby z racji stosunkowo wysokiej inflacji. Jeszcze na początku 2012 r. wynosiła ona 6 proc., a przy uwzględnieniu cen nieruchomości, nawet 8 proc. W tych okolicznościach – pomimo spadku inflacji w dalszej części 2012 r. do 4 proc. – skupywanie dodatkowych dolarów USA (i rzucanie na rynek dodatkowej ilości waluty lokalnej) może być wyjątkowo niebezpieczne.

W cieniu Wielkiego Brata

Pojawiają się w związku z tym głosy nawołujące do zreformowania systemu currency board w wydaniu Hongkongu. Jest jednak mało prawdopodobne aby Hongkong zdecydował się na upłynnienie kursu swojej waluty. Zresztą doświadczenia mającego podobne problemy Singapuru wyraźnie wskazują, że przejście w kierunku bardziej płynnego kursu walutowego (nastąpiło ono tam w 1985 r.) nie rozwiązuje wszystkich problemów.

Hongkongu wydaje się, że jest skazany na presję inflacyjną niezależnie od scenariusza. Bo jeżeli gospodarka Chin będzie nadal spowolniać, to za sprawą interwencji walutowych (będących pochodną napływu kapitału do Hongkongu), będzie rosła baza monetarna. Jeśli z kolei nastąpi ożywienie w Chinach, będzie ono sprzyjało wyższym cenom (zwłaszcza nieruchomości) w Hongkongu.

Dlatego już nie brakuje głosów, że currency board w Hongkongu nie doczeka swoich 30 urodzin. Głosy te pojawiały się zawsze przy okazji wzmożonej presji na dolar Hongkongu.  A currency board jak funkcjonowało, tak dalej funkcjonuje. A jak poczyta się materiały na stronie banku centralnego tego kraju, widać wyraźnie dużą determinację do zachowania status quo.  Zwłaszcza, że za sprawą ostatnich wydarzeń na rynkach walutowych Hongkongowi udało się wyjść z cienia swojego Wielkiego Brata.

Hongkong (CC By-NC betta design)

Otwarta licencja


Tagi