Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Inwestycje w energetyce będą napędzać gospodarkę, jak przygotowania do Euro 2012

Wydatki największych firm energetycznych w Polsce na rozbudowę i modernizację sieci do przesyłu prądu wzrosły w zeszłym roku aż o 29 proc. W latach 2012-2015 będą dalej szybko rosnąć i mają wynieść 27 mld zł. To pewne, przesądzone inwestycje, w przeciwieństwie do budowy nowych bloków energetycznych, które nadal obarczone są dużym ryzykiem związanym z unijną polityką energetyczno - klimatyczną.
Inwestycje w energetyce będą napędzać gospodarkę, jak przygotowania do Euro 2012

W 2011r. URE przyjął plany rozwoju sieci energetycznej na lata 2012 - 2015.

Czekający Polskę w najbliższych latach boom inwestycyjny w energetyce, powinien zastąpić w roli silnika napędzającego naszą gospodarkę inwestycje w infrastrukturę transportową (głównie drogowe), które były realizowane w związku z Euro 2012. Na ogół wspomina się jedynie o budowie nowych elektrowni i wymianie starych, zużytych bloków energetycznych na nowe. Choć duża część akurat tych inwestycji wciąż stoi pod znakiem zapytania. Firmy energetyczne na razie wstrzymują się z ich realizacją z powodu dużego ryzyka inwestycyjnego, związanego, ogólnie rzecz ujmując, z unijną polityką energetyczno-klimatyczną.

Od przyszłego roku elektrownie węglowe w UE zaczną płacić za emisję dwutlenku węgla, a nie sposób przewidzieć, jaka będzie cena uprawnień do emisji tego gazu (dotychczasowe prognozy nie sprawdzały się). Nie da się więc napisać porządnego biznesplanu dla tego typu przedsięwzięć, a banki nie palą się do ich finansowania.

Podobnie rzecz się ma z elektrowniami bazującymi na źródłach odnawialnych, bo z kolei w ich przypadku niewiadomą wciąż jest, jakie będzie w najbliższych latach wsparcie państwa dla tych inwestycji i jak długo ono potrwa. A bez owego wsparcia większość takich przedsięwzięć jest na razie nieopłacalna. Z tego powodu wiele firm zamroziło ostatnio projekty związane z budową farm wiatrowych w Polsce, a kilka banków wycofało się z ich finansowania. Co gorsza polscy producenci prądu będą zmagać się z coraz większą i w wielu przypadkach tańszą konkurencją zagraniczną.

Dziś Polska ma dwie czynne transgraniczne linie przesyłowe, którymi można do nas importować prąd ze Szwecji (jest on tam tańszy niż u nas przez dużą część roku, wtedy, gdy pełną parą pracują szwedzkie elektrownie wodne) i z Ukrainy. Ich łączna moc to 800 MW. Do 2015 r. państwowa firma PSE Operator zamierza uruchomić trzy kolejne transgraniczne linie – z Litwą, Czechami i Niemcami, o mocy 1000 MW, a do 2020 r. kilka następnych, na 2,5 tys. MW (pod uwagę brane jest m.in. połączenie z Białorusią i z Obwodem Kaliningradzkim, gdzie powstaje elektrownia atomowa). To oznacza, że dzisiejsze możliwości importowe zwiększą się przeszło pięciokrotnie.

Tych inwestycji nie dotyka ich w żaden sposób unijna polityka energetyczno-klimatyczna. Nie ma tu też mowy o konkurencji – to monopol naturalny. Przychody z tej działalności są pewne i stabilne. Ceny przesyłu też muszą być zatwierdzone przez Urząd Regulacji Energetyki, ale uwzględnia on przy tym potrzeby inwestycyjne sektora.

W zeszłym roku Urząd Regulacji Energetyki przyjął plany rozwoju sieci przesyłowej największych firm energetycznych w Polsce na lata 2012-2015. Przewidują one inwestycje w wysokości 27 mld zł. W 2012 r. mają wynieść one 5,735 mld zł, w 2013 r. 6,25 mld, w 2014 r. – 7,456 mld (wzrost o prawie 20 proc.), a w 2015 r. – 7,416 mld zł. Boom inwestycyjny w tej dziedzinie już się rozpoczął. W 2010 r. siedmiu największych operatorów sieci przesyłowej w Polsce (PSE Operator, PGE Dystrybucja, Enea Operator, Tauron Dystrybucja, Energa Operator, RWE Stoen Operator i Vattenfall Distribution Poland) zainwestowało w nią 4,38 mld zł. W 2011 r. o 29 proc. więcej – 5,65 mld zł. Ten wzrost wynika z kilku czynników.

Pierwszy, to wprowadzenie pewnych ułatwień prawnych i zachęt finansowych dla tego typu inwestycji. Drugim jest wysyp nowych elektrowni i instalacji energetycznych bazujących na odnawialnych źródłach energii (głównie wiatrowych), które trzeba podłączyć do sieci, czyli doprowadzić do nich linie przesyłowe. Trzeci, to fakt, że firmy energetyczne w Polsce uzyskują ostatnio na przesyle prądu wyższą marżę niż na jego produkcji, co zachęca je do budowania nowych linii. Dla przykładu marża EBITDA koncernu Tauron na dystrybucji wyniosła w zeszłym roku 27,4 proc., a na produkcji prądu 18,4 proc. Dzięki temu segment przesyłu wygenerował w Tauronie większą część zysku niż produkcja. Nic więc dziwnego, że firma w ostatnich dwóch latach więcej inwestowała w linie przesyłowe niż w swoje elektrownie.

Czwarty, a zarazem najważniejszy czynnik bierze się z rozwoju gospodarczego Polski i stanu naszej sieci przesyłowej. Z jednej strony jest ona wciąż słabo rozwinięta, za mało „gęsta” w stosunku do potrzeb i tempa rozwoju naszej gospodarki (duża część inwestycji w „przesył” to tzw. przyłączanie do sieci nowych odbiorców, bo np. wiele nowych fabryk czy osiedli mieszkaniowych wymaga budowy nowych linii energetycznych). A także niedostatecznie – w świetle unijnych zaleceń – zintegrowana z sieciami sąsiednich krajów, co zmniejsza bezpieczeństwo energetyczne naszego państwa. Z drugiej zaś strony duża część elektroenergetycznej infrastruktury przesyłowej w Polsce jest bardzo wiekowa, przestarzała, mocno wyeksploatowana i trzeba ją dość pilnie modernizować bądź wymieniać na nową. Firmom energetycznym to się opłaca, bo dzięki temu zmniejszają awaryjność i koszt utrzymania sieci, a także tzw. straty sieciowe, czyli ilość prądu, która „ucieka” podczas przesyłu.

Te same czynniki będą napędzać inwestycje w rozbudowę i modernizację polskiej infrastruktury przesyłowej w najbliższych 10-15 latach. Największe planuje państwowa firma PSE Operator, zarządzająca liniami wysokich napięć. Do 2016 r. zamierza ona zainwestować w nie 8,2 mld zł, a do 2025 r. aż 23 mld zł. Z tej kwoty 2 mld zł pochłonie pierwszy etap budowy mostu energetycznego Polska-Litwa, który ma zakończyć się w 2015 r. (dzięki niemu nasz kraj zyska nową transgraniczną linię przesyłową o docelowej mocy 1000 MW). Po inwestycjach i planach PSE Operator najlepiej widać, jak bardzo rosną i będą rosły w najbliższych latach wydatki na rozbudowę i modernizację sieci przesyłowej w Polsce. W 2010 r. wyniosły one w tej firmie niecałe pół miliarda złotych, w zeszłym roku wzrosły do 650 mln zł, w tym mają sięgnąć 760 mln zł, a w latach 2014-2016 1-1,5 mld zł rocznie.

Polska Grupa Energetyczna (PGE) zamierza wydać na ten cel w latach 2012-2015 5 mld zł. Poznańska Enea – 3,8 mld zł, a do 2020 r. – 7,5 mld zł (średniorocznie o 27 proc. więcej niż w latach 2010-2011). To oznacza, że w najbliższych trzech latach inwestycje tej firmy w sieć przesyłową będą sięgać miliarda złotych rocznie.

Jeszcze więcej chce przeznaczyć na nie gdańska Energa – po 1,4 mld zł w 2012 i w 2013 r., a po 1,35 mld zł rocznie w latach 2014-2015. Nieco mniej ambitne plany ma Tauron, który w najbliższych latach ma wydać na modernizację i rozbudowę swej sieci przesyłowej w południowej Polsce 2 mld zł. Prawie połowę tej sumy (900 mln zł) pożyczy mu Europejski Banki Inwestycyjny, z którym firma podpisała umowę kredytową w lipcu tego roku. Potwierdza to powszechną w branży opinię, że z finansowaniem tych inwestycji – w przeciwieństwie do budowy nowych elektrowni i bloków energetycznych – nie będzie większych problemów.

Przeszkodą może być coś innego. Wciąż długotrwałe i bardzo skomplikowane procedury administracyjne przy uzyskiwaniu pozwolenia na budowę takich sieci, bardzo restrykcyjne w tym przypadku przepisy ekologiczne (uniemożliwiające np. budowę nowych linii przez tereny Natura 2000, obejmujące 1/5 powierzchni kraju) oraz utrudniony dostęp do gruntów, na których prowadzi się takie inwestycje. Największą zmorą firm energetycznych jest ta ostatnia bariera. Istniejące i planowane linie przesyłowe przebiegają przez setki, a nawet przez tysiące działek należących do bardzo wielu osób, firm i instytucji.

Z właścicielem każdej działki trzeba uzgodnić nie tylko budowę nowej linii, ale i modernizację istniejącej. Należy z nim wynegocjować i podpisać umowę tzw. służebności przesyłu lub kupić od niego potrzebny kawałek gruntu. Wielu właścicieli nie zgadza się na zaproponowane odszkodowania za udostępnienie swej ziemi, chce ugrać jak największe rekompensaty, co owocuje sprawami sądowymi i zablokowaniem inwestycji. Są też ludzie, którzy po prostu nie chcą, żeby przez ich działkę przebiegała linia przesyłowa. A wystarczy jedna taka osoba, żeby na lata wstrzymać całą inwestycję.

To wszystko razem sprawia, że przygotowania i formalności związane z budową nowej linii zajmują średnio 4-5 lat, a zdarzają się przypadki, że trwają nawet 15 lat. Rząd wprawdzie od paru lat wprowadza ułatwienia prawno-administracyjne dla takich inwestycji, ale ciągle jest ich zbyt mało. Firmy energetyczne z niecierpliwością czekają na ustawę o tzw. korytarzach przesyłowych, która według zapowiedzi Ministerstwa Gospodarki ma wejść w życie do końca tego roku. Ma ona przede wszystkim uporządkować i ułatwić dostęp do gruntów, wprowadzając unormowany system odszkodowawczy, określający, jak ma być wyliczana wielkość rekompensat.

Jeśli firma energetyczna zaproponuje odszkodowanie wyliczone w oparciu o zapisany w ustawie algorytm, właściciel działki nie będzie mógł zatrzymać inwestycji. Takie rozwiązanie, choć stosowane w różnych krajach (np. w Czechach i Norwegii), budzi u nas jednak kontrowersje. Przeciwko niemu zaprotestowała Polska Federacja Stowarzyszeń Rzeczoznawców Majątkowych, twierdząc, że jest to odejście od wyceniania wartości nieruchomości przez rynek, mogące skutkować naruszeniem praw ich właścicieli. Ten protest może jednak wynikać głównie z tego, że w wyniku wdrożenia ustawy o korytarzach przesyłowych w takim kształcie rzeczoznawcy majątkowi stracą dużą część swych zleceń, bo przestaną wyceniać grunty, przez które mają przebiegać linie przesyłowe.

Rząd zapewne i tak nie weźmie tego protestu pod uwagę, ponieważ musi raczej wprowadzać kolejne ułatwienia dla inwestycji w sieci przesyłowe. Dlatego, że ich brak czy opóźnianie byłoby dla kraju bardzo niekorzystne, groziłoby coraz częstszymi awariami i wyłączeniami prądu, hamowałoby rozwój wielu części Polski i różnych sektorów gospodarki.

Jacek Krzemiński

W 2011r. URE przyjął plany rozwoju sieci energetycznej na lata 2012 - 2015.

Otwarta licencja


Tagi