Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Omijanie płacenia podatków stało się elementem życia

Szef jednego z włoskich portów jachtowych ocenił, że tego lata cum nie zrzucono ani razu z ok. 20 proc. jachtów się w jego przystani. We Włoszech jest pełna zgoda, że stoi za tym fiskus i podatki.
Omijanie płacenia podatków stało się elementem życia

(oprac DG/CC BY-SA tracy the astonishing)

Bardzo liczne zastępy umundurowanych i ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy Guardia di Finanza wyposażonych w nową ustawę prowadziły nad włoskami morzami regularne naloty polując na amatorów nieopodatkowanych luksusów na wodzie. Jest czego szukać. Nowe przepisy stanowią, że właściciele i dzierżawcy (leasingobiorcy) łodzi o długości 10-12 metrów płacą 800 euro rocznie.

Im więcej pokładu, tym drożej. Podatek od jednostki o długości między 20 a 24 metry wynosi już 4 400 euro, a za jacht na którym z rufy na dziób przemierzyć trzeba ponad 64 metry – 25 tys. euro. Nic dziwnego, że spora część „żeglarzy” unikała kontaktu z policją podatkową i nie pojawiała się nawet w pobliżu swoich jachtów. W wielu takich przypadkach nie musiało nawet chodzić o pieniądze na podatek, ale przede wszystkim o pytania o pochodzenie środków na zakup tak charakterystycznych znamion (nieujawnianego do końca) bogactwa.

Oszukuje fiskusa kto może

Nie zalatuje to domniemanie nadmierną poprawnością polityczną, ale słońce i ciepłe wody Południa dawkowane mieszkańcom od małego mogą mieć jakiś szczególny dar. Athens News – anglojęzyczna gazeta grecka informowała w lipcu tego roku o działaniach policji podatkowej SDOE. W ciągu kilkunastu lipcowych dni skontrolowano ponad 1400 biznesów prowadzonych w miejscowościach turystycznych. Przypadki unikania podatków ujawniono w ponad 800 z nich, czyli w 6 na każdych 10. Największym obrzydzeniem obdarzali swojego fiskusa sklepikarze, restauratorzy i inni biznesmeni na wyspach Zakynthos i Leflkada, w Rethymno na Krecie i w Kastorii – tam wyniki kontroli były jeden do jeden, czyli nie znalazło się ani jedno skontrolowane miejsce, gdzie nie było żadnych uchybień.

Podobnych opisów i relacji pochodzących z południa Europy, ale nie tylko stamtąd, jest na pęczki. Współgrają bowiem znakomicie ze sporami, czy kłopoty ekonomiczne wynikające z dotychczasowej szalonej rozrzutności i niefrasobliwości należy przezwyciężać za pomocą ekwilibrystyki monetarnej w rodzaju quantative easing lub ekstraordynaryjnych aplikacji Europejskiego Banku Centralnego, czy też iść za głosem np. kanclerz Angeli Merkel i stawiać na staromodną oszczędność, przewidywalność i roztropność.

Te nudne cechy mogą znajdować wyraz m.in.. w konsolidacji fiskalnej, czyli redukowaniu deficytów budżetowych i zmniejszaniu tempa przyrostu długów publicznych np. poprzez skuteczne ściąganie z patrycjuszy i ludu danin już kiedyś uchwalonych. Wydaje się wszakże, że ludność w swej masie, a już zwłaszcza politycy, wolą sztuki i sztuczki, bo osób miłujących podatki jest stanowczo za mało, chyba że chodzi o podatki płacone wyłącznie przez „onych”, czyli nie przez nas, a przez innych.

Premier Włoch Mario Monti kibicował funkcjonariuszom Guardia di Finanza lustrującym jego rodaków ze swej wakacyjnej kwatery w Szwajcarii. Mówił stamtąd, że walka z unikaniem podatków jest jak wojna, więc tym lepiej, im jest bardziej nieprzejednana. Jeśli szacunki są w miarę prawidłowe, to jest o co się bić w Italii ze spryciarzami i złoczyńcami. Według przybliżeń, niezapłacone, a należne podatki to równowartość 18 proc. włoskiego PKB, a to jest obecnie jakieś 285 mld euro. Ciekawe, jak tzw. rynki potraktowałyby Włochy, gdyby udało się znaleźć sposób na wyegzekwowanie co roku na początek choćby 15, czy 20 proc. tej kwoty, a potem jeszcze więcej?

Oszustwa idą w miliardy

Ale to nie wszystko. W czerwcu br. Anna Tarantola – wówczas wicedyrektor generalna Banca d’Italia podzieliła się z opinią publiczną oceną ekspertów włoskiego banku centralnego, że jakieś 16,5 proc. tamtejszego PKB powstaje w podziemiu gospodarczym, a kolejne 10,9 proc. to owoc działalności kryminalnej, zwłaszcza prostytucji i obrotu narkotykami. Miesiąc później p. Tarantola była już szefową państwowego koncernu radiowo-telewizyjnego RAI i chyba głównie wskutek tej zmiany posady, zdecydowała się wziąć na siebie ciężar przywołanego wyznania.

Gdyby Italia zdołała opodatkować czarną i szarą strefę o łącznej wielkości ok. 400 mld euro rocznie, to przy stawce CIT w wysokości 45 proc. (obecnie krajowy i regionalny CIT to nominalnie od ok. 32 do ok. 37 proc.) mogłaby spłacić dług publiczny wynoszący 2 000 mld euro (120 proc. PKB) w ciągu niecałej dekady lub zmniejszyć go do magicznego poziomu 60 proc. już w 2017 r. Jest to w obecnym stanie włoskiej i europejskiej polityki założenie czysto hipotetyczne. We Włoszech próbuje rządzić pozbawiony bazy tzw. rząd fachowców, a jeśli chodzi o Europę, to zauroczona jest ona inżynierią finansową i odżegnuje się od poparcia programu oszczędności – nie takich w końcu wielkich, jak na bogactwo jej zachodnich terenów.

Zwykło się twierdzić, a celują w tym zwłaszcza masowe partie i równie masowe media, że propozycje nieco oszczędniejszego życia po ekscesach konsumpcyjnych ostatnich paru dekad są wyrazem bezduszności, zakłamania i oszukańczych zamiarów, zwłaszcza ze strony tzw. neoliberałów i monetarystów przebrzydłej maści. Nie da się zaprzeczyć, że wszędzie, a dotyczy to nawet naftowych szejkanatów, znajdą się mniejsze czy większe obszary biedy lub ubóstwa, ale wina za to spada w bogatym świecie nie na mitycznych liberałów, a na państwa, które zajmują się wszystkim, tylko nie tym co trzeba i czego oczekiwaliby ludzie w potrzebie.

Jest też argument statystyczno-ekonomiczny za tezą, że ruchy tzw. „oburzonych” na Zachodzie są w sporej części błazenadą bez silnego związku z materialną rzeczywistością. Pogląd ten zyskuje na wiarygodności, gdy poznać jeszcze jedną tajemnicę wyjawioną przez włoski bank centralny, że przeciętnie rzecz ujmując Włochom wcale nie żyje się tak źle jak lubią o tym płakać. Średnie bogactwo przypadające na statystyczne gospodarstwo domowe jest tam 8-krotnie wyższe niż jego dochód rozporządzalny powstający po zsumowaniu wszelkich dochodów gospodarstwa i pomniejszeniu ich o podatki oraz obowiązkowe składki. Proporcja jak proporcja. Cymes polega na tym, że Niemcy, Francuzi, czy Amerykanie – znacznie bogatsi od Włochów w potocznej ocenie, legitymują się gorszymi relacjami całkowitego dobrostanu statystycznej rodziny do jej realnych dochodów.

Grecy jak Włosi

Do równie ciekawych konkluzji doszli badacze zajmujący się przyzwyczajeniami dochodowo-podatkowymi Greków. W opublikowanej w czerwcu br. pracy pt. „Tax Evasion Across Industries: Soft Credit Evidence from Greece” Nikolaos Artavanis z Virginia Tech oraz Adair Morse i Margarita Tsoutsoura z University of Chicago Booth School of Business doszli do wniosku, że same tylko osoby samozatrudnione mogły wykpić się w 2009 r. z uregulowania podatków na łączną sumę 28 mld euro. Rząd grecki nie otrzymał zatem należnych mu pieniędzy stanowiących 31 proc. deficytu budżetowego sprzed 3 lat. Prym w oszustwach wiedli (wiodą?) lekarze, inżynierowie, korepetytorzy, księgowi, agenci finansowi i ci, których zabraknąć w tym „interesie” nie mogło, a więc prawnicy.

Trzeba też dodać, że 28 mld euro to kwota z dolnego przedziału szacunku, a zjawisko obchodzenia i oszukiwania na podatkach nasilało się statystycznie wraz z malejącymi wymaganiami dotyczącymi ewidencji działań i sprawozdawczości oraz równolegle do rosnącego zainteresowania danym rodzajem biznesu ze strony tamtejszych parlamentarzystów. Tak się jakoś składało, że formalno-prawne warunki gospodarowania okazywały się tym lepsze, im więcej było posłów zajmujących się w życiu prywatnym taką „preferowaną” działalnością.

Metodę badawczą trójka ta obrała tyleż skuteczną co nietypową. Przewertowali bardzo dokładnie dokumentację kredytową jednego z dużych greckich banków za lata 2003-2010 r. Okazało się, że spłata kredytów pochłaniała co miesiąc przeciętnie 82 proc. deklarowanych dochodów kredytobiorców. Kwoty ujawniane w bankach były tożsame z wielkościami wykazywanymi w deklaracjach podatkowych, a więc nie mogło to mieć sensu, bo przy takich spłatach jak miałoby starczyć na kalmara, rybkę i ouzo. Tym bardziej, że w przypadku niektórych profesji (lekarze, prawnicy) średnia rata kredytowa przekraczała 100 proc. miesięcznych dochodów pożyczkobiorcy wpisanych do podania o kredyt. Bankowcy przyznali autorom z amerykańskich uniwersytetów, że nie brali tych deklaracji dochodowych za dobrą monetę, lecz na podstawie wiedzy o jaką w bankach nie tak znowu trudno ustalili na własne potrzeby mnożniki dochodowe dla każdej istotnej profesji. W ten sposób szacowali rzeczywiste dochody swoich klientów oraz własne ryzyka kredytowe.

Najniższy był mnożnik dla transportowców – 1,60, a najwyższy dla lekarzy 2,45. Stąd prosta droga do skalkulowania rozmiarów oszustw podatkowych w grupie samozatrudnionych tworzących w Grecji bardzo dużą grupę. Według „OECD Factbook 2011-2012” (rozdział Self-employment), samozatrudnieni stanowili w 2010 r. w Grecji 35,5 proc. pracujących, a w OECD wyprzedzali ich pod tym względem jedynie Turcy – 39,1 proc. W 1990 r. odpowiednik naszej jednoosobowej działalności prowadziła aż prawie połowa (47,7 proc.) spośród wszystkich zatrudnionych Greków. Ówczesna wielkość tego wskaźnika aż kusi do spekulowania jak wiele podatków musiało umknąć tamtemu fiskusowi we wcześniejszych latach.

Wierzchołek góry lodowej

Powyższe przykłady są frapujące, ale w skali globalnej jedynie przyczynkarskie. Niestety, to tylko wierzchnia warstwa, pod która kryją się przypadki poważniejsze o całe rzędy wielkości. W Wielkiej Brytanii działa od kilku lat Tax Justice Network. W tym roku ta dość mała organizacja finansująca się głównie z grantów paru rządów europejskich zdobyła swoje pięć minut dzięki publikacji zatytułowanej „The Price of Offshore Revisited: new estimates for „missing” global private wealth, income, inequality and lost taxes”. Tytuł dzieła długi, a mowa jest krótka – chodzi o globalne i ponadgraniczne przekręty fiskalne.

Demaskatorzy z „Sieci Sprawiedliwości Podatkowej”, którym przewodzi James Henry, w przeszłości główny ekonomista wielkiej firmy doradczej McKinsey, kierują się maksymą lorda Kelvina uwiecznionego w historii za sprawą zera absolutnego, że „jeśli nie umiesz wyrazić tego w liczbach, twoja wiedza jest kusa i wątła, a jej poziom niezadowalający”.

Szukali zatem kwot i sądzą, że je znaleźli. W ocenie autorów raportu, globalna elita super-bogaczy zdołała wyprowadzić spod majchrów i brzytew fiskusa nie mniej niż 21 000 miliardów dolarów, czyli majątek równy sumie produktów krajowych brutto USA i Japonii. Posługując się danymi m.in. z MFW i Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) sugerują, że wartość kapitału, który począwszy od 1970 r. odpłynął skrycie z wielu państw rozwijających była tak duża, że wystarczyłaby z naddatkiem na spłatę długów tych państw wobec reszty świata.

Podają (m.in.), że wedle ich najlepszej wiedzy w latach 1992-2009 z Rosji wytransferowano potajemnie aktywa o łącznej wartości 611 mld dolarów (mowa o dolarach USA o sile nabywczej z 2000 r.). Aktywa te przyniosły w tym czasie w ukryciu przed rosyjskim fiskusem dochód w wysokości prawie 160 mld dolarów z 2000 r., a więc całkowity wypływ korzyści można szacować na 770 mld dolarów sprzed 12 lat, czyli ok. 1000 mld dzisiejszych dolarów. Sporo, nawet jak na przerozległą Rosję.

Dopełnieniem historii z Włoch i Grecji może być obrazowy przykład podany w raporcie. Gdyby kapitał schowany gdzieś po globalnych kątach, a to w Szwajcarii, a to na Kajmanach, przynosił bardzo skromny zwrot 3 proc. rocznie, to dochód do opodatkowania, np. według stawki 30 proc. wyniósłby 630 mld dolarów, a przychód podatkowy 190 mld dolarów. Trochę mało w skali jednego roku, ale potęga Zachodu zbudowana została przecież na cierpliwości i stosowaniu zasady „grosz do grosza”.

Niepokój podczas zapoznawania się z raportem budzi retoryka Jamesa Henry, który w opisie procederów „offshore” używa określeń uwielbianych przez anarchizujących lewaków. Nikt jednak nie każe wierzyć w jego szacunki bezgranicznie. Raport Tax Justice Network przywołany został głównie po to, żeby uzmysłowić, że oszustwa podatkowe (tax evasion) i omijanie podatków (tax avoidance) to procedery na ogromną skalę i że mało jest państw, gdzie praktyki te są bardziej wyjątkiem, niż regułą.

Jan Cipiur

(oprac DG/CC BY-SA tracy the astonishing)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Kategoria: Oko na gospodarkę
Wysoka inflacja to w dużej mierze cena za wyjście gospodarki światowej z kryzysu wywołanego pandemią i wojną w Ukrainie. Nawet w najbardziej rozwiniętych krajach świata wzrost cen zbliża się już do 10 proc. w skali rocznej. Kosztem jest także wzrost długów, a inną realną konsekwencją – wzrost podatków.
Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Co się stało z etosem pracy fizycznej?

Kategoria: Analizy
W społeczeństwie pokutuje przekonanie, że wykształcenie zawodowe jest gorsze niż akademickie. Co zrobić, aby to zmienić?
Co się stało z etosem pracy fizycznej?

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają