Autor: Aleksandra Fandrejewska

Dziennikarka, laureatka nagrody im. W. Grabskiego dla najlepszego dziennikarza ekonomicznego.

Póki budżet jest niezrównoważony rezerwy demograficznej nie będzie

Jeśli sprawdzą się wstępne dane GUS, to pod koniec grudnia 2013 r. mieliśmy tyle samo dzieci i młodzieży, co osób w wieku emerytalnym. W obu przypadkach ponad 7 milionów. Ubiegły rok był też pierwszym, kiedy rząd wziął więcej pieniędzy z emerytalnej rezerwy demograficznej niż ich dał z prywatyzacji. Fundusz Rezerwy Demograficznej ma coraz mniejsze rezerwy.
Póki budżet jest niezrównoważony rezerwy demograficznej nie będzie

(infografika Darek Gąszczyk/ CC BY-SA by Bromford)

W dwunastym roku istnienia na koncie Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD) jest tyle pieniędzy, że wystarczy na wypłacanie emerytur tylko przez trzy i pół miesiąca. Kwota ta mogłaby pokryć niedobór w funduszu emerytalnym tylko w jednym roku, ale dziura jest permanentna i z roku na rok staje się coraz większa.

Dzieci oddają pola nestorom

Sytuacja demograficzna Polski jest trudna – przyznaje GUS w „Informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej kraju w 2013 roku” i pokazuje dane, z których wynika, że jako społeczeństwo starzejemy się szybciej niż dotychczas prognozowali demografowie i różne instytucje. Według wstępnych danych urzędu na koniec 2013 roku osoby w wieku poprodukcyjnym (czyli 60 i więcej dla kobiet i 65 i więcej dla mężczyzn) dogoniły pod względem liczebnym dzieci i młodzież (do lat 18). Każda z tych grup stanowi po 18,2 proc. społeczeństwa.

Na każde 100 osób w wieku produkcyjnym przypada po prawie 29 osób w wieku zarówno przedprodukcyjnym, jak i w poprodukcyjnym. Jeszcze w 2000 roku było w tym gronie 40. młodych niepełnoletnich ludzi i 24. nestorów. Na początku lat dziewięćdziesiątych proporcje wynosiły 50 do 22 na korzyść dzieci i młodzieży. Wtedy jednak, w 1990 roku, dzieci i młodzież stanowiły 29 proc. polskiego społeczeństwa, a osoby w wieku 60/65 i więcej – 12,8 proc.

– Gdy mówię, że ZUS czy FUS załamie się w 2022 roku i zbankrutuje, to nie ma w tym wiele przesady. W tym czasie grozi nam załamanie ze względów demograficznych i emerytalnych finansów publicznych – mówi prof. Krystyna Iglicka–Okólska, ekonomistka i rektor warszawskiej uczelni im. Łazarskiego.

– Baby boom po II wojnie światowej trwał naprawdę długo – 11 lat. Rodziło się wtedy ok 800 tysięcy dzieci rocznie. I te ówczesne niemowlęta właśnie teraz i przez najbliższe lata będą tworzyły coraz pokaźniejsze tłumy ludzi w wieku emerytalnym. Dzieje się to w czasach, gdy rodzi się coraz mniej dzieci, a jednocześnie spora część młodych wciąż migruje – tłumaczy ekonomistka.

Nie wierzy, że istnieje inny sposób na poradzenie sobie z problemem nierównowagi finansowej w FUS niż jak najszybsze obniżenie składek, podatków i uwolnienie indywidualnej przedsiębiorczości.

Z prognoz ZUS wynika, że największa dziura finansowa czeka nas jednak dopiero dekadę później niż prognozuje prof. Iglicka.

– Bez względu na to, jaka to data, nie mamy rezerwy demograficznej. Co więcej, nie ma już tytułu, z którego można by próbować ją budować. Pomysł na dopływ pieniędzy z prywatyzacji był sensowny, ale po pierwsze obecne plany prywatyzacyjne pokazują, że źródło to się wyczerpuje, a po drugie i tak politycy nie potrafią poskromić pokusy sięgania po rezerwę by zmniejszać deficyt budżetu – dodaje Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Bank.

Za mały kopczyk

O Funduszu Rezerwy Demograficznej na nowo głośno, gdyż z jego pomocą rząd „schował” 19 mld zł dziury budżetowej. Fundusz istnieje już 12 lat. Do końca 2013 roku zasiliło go ponad 11 mld złotych ze składek emerytalnych, a 21,5 mld zł wpłynęło z prywatyzacji. Na inwestowaniu obligacjami i akcjami fundusz zarobił znacznie ponad 3 mld zł. Na koncie FRD na koniec 2013 roku było jednak tylko ok. 18 mld zł, gdyż od 2010 roku ok. 16,9 mld zł zgromadzonych w funduszu przekazano do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) na bieżącą wypłatę emerytur. W ubiegłym roku rząd po raz pierwszy wyciągnął więcej pieniędzy z FRD niż wpłacił ich z prywatyzacji. Tak samo będzie w tym roku. W budżecie zapisano, że FUS w tym roku, podobnie jak w zeszłym, dostanie 2,5 mld zł z FRD. Z prywatyzacji zaś wpłynąć ma miliard złotych mniej.

– FRD będzie pewnie istniał jeszcze przez parę lat, bo rządowi wygodniej jest podbierać z niego pieniądze niż go likwidować – przypuszcza Wiktor Wojciechowski.

Agnieszka Chłoń–Domińczak, wykładowca SGH, była wiceminister pracy, mówi dosadniej: – FRD zamienia się w przepustownię. Tu wpłacamy, tam wypłacamy. Szkoda, że zaginęła refleksja nad problemem przyszłych i rzeczywistych emerytalnych problemów demograficznych.

FRD od momentu powstania zasilany jest częścią składki emerytalnej (obecnie jest to 0,35 proc. podstawy składki emerytalnej). Początkowo zakładano, że składka będzie odprowadzono do końca 2008 roku. Na początku 2009 roku zmieniono jednak przepisy: wydłużono czas opłacania składek (nie wpisano daty granicznej) oraz zdecydowano, że 40 proc. kwot uzyskanych z prywatyzacji przeznaczanych będzie na rezerwę demograficzną. W 2010 r. była to pokaźna kwota prawie 9,6 mld zł, ale skala prywatyzacji zmniejsza się i w 2014 ma być tylko 1,5 mld zł. Od 2010 r. pieniędzmi z FRD zaczęto zasilać FUS.

Ekonomiści coraz częściej uważają, że do momentu osiągnięcia równowagi w finansach publicznych nie jest możliwe stworzenie realnej rezerwy emerytalnej pomyślanej jako fundusz, gdzie rzeczywiście trzymane będą pieniądze na przyszłość.

– W naszej sytuacji nie jest rozwiązaniem rezerwa rozumiana jako odłożony gdzieś woreczek z miedziakami, czy nawet złotymi dukatami. W życiu prywatnym mało komu przychodzi do głowy następujący plan: zaciągnę kredyt i odłożę z niego na starość albo na wypadek, gdy nie będę miął pracy. A taka jest sytuacja funduszu rezerwy demograficznej w sytuacji niezrównoważenia finansów publicznych – mówi Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.

Także Marcin Mrowiec, główny ekonomista Baku Pekao, uważa, że rzeczywista rezerwa może się pojawić, kiedy będziemy mieli co najmniej zrównoważone finanse publiczne.

– I to powinien być nasz cel strategiczny, a nie osiągnięcie deficytu tuż poniżej 3 proc. PKB. Tak długo jak będzie deficyt jakiekolwiek „wolne” pieniądze (np. z FRD) będą rozdysponowane na bieząco. Sprawa staje się jeszcze bardziej pilna, bo właśnie zagospodarowano dużą „rezerwę demograficzną” w postaci OFE. Pozwala to kupić nieco czasu – ale jeśli nie nastąpi istotne ograniczenie deficytu budżetu, to w stosunkowo krótkim czasie wskaźniki zadłużenia powrócą do poziomu dozwolonych progów. Jaka rezerwa wtedy zostanie „zagospodarowana”? – pyta ekonomista.

Prof. Iglicka nie ma wątpliwości: – Wciąż będzie pokusa po sięganie po kolejne pieniądze w OFE.

Lista grzechów zawsze ta sama

Historia FRD to odprysk zaniechanych reform strukturalnych. Gdyby w okresie piętnastu lat od zmiany emerytalnej w 1999 roku zrealizowano w pełni jej założenia (szybko ograniczono wcześniejsze przechodzenie na emeryturę, zrównano wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, utrzymano służby mundurowe w systemie powszechnym, zmieniono system rentowy, nie powiększano przywilejów górniczych, stworzono system podatkowy dla rolników) oraz wykorzystano przystąpienie Polski do Unii Europejskiej bieżące potrzeby wsparcia systemu ubezpieczeń społecznych byłyby jeśli nie o połowę, to na pewno o jedną trzecią mniejsze. Ba, nawet to co udało się wprowadzić w 1999 roku czyli system zdefiniowanej składki został popsuty przez zmiany w waloryzacji.

– Od długiego już czasu działamy w permanentnym syndromie przykrótkiej kołdry. Jak się gdzieś poprawi to gdzieś się też odkryje. Wynika to m.in. z nadrabiania zaległości cywilizacyjno-inwestycyjnych w dostępie do wszelkiej infrastruktury, czy z nadrabiania opóźnień w zakresie jakości oferowanych przez państwo usług dla obywateli – uważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE.

W ten jednak sposób FRD zawsze będzie przegrywał.

– Rezerwę demograficzną mają państwa o zrównoważonych finansach publicznych, które dodatkowo wymyśliły wydajne źródło ich zasilania. W Norwegii są to dochody ze sprzedaży ropy i gazu, a w Singapurze nadwyżki budżetowe. Dopóki nie znajdziemy podobnego źródła finansowania (łupki, miedź) trudno będzie zasilać FRD – pesymistycznie ocenia Soroczyński.

Jeśli nie FRD to co

Jaka więc odpowiedź?

– Reformy strukturalne, ale to można powtarzać jak mantrę – przyznaje Wojciechowski.

– Jeśli chcemy się skutecznie zmierzyć się z presją demograficzną to naprawy wymaga tak samo polityka rodzinna, emigracyjna i ochrony zdrowia, wszystkie działania, które prowadzą do podniesienia wydajności pracy (kwestie innowacyjności, infrastruktury, sprawności administracji, warunków prowadzenia biznesu) – wymienia katalog niezbędnych działań Adam Antoniak, ekonomista Banku Pekao, który wspólnie z Marcinem Mrowcem napisał raport o wpływie zmian demograficznych na perspektywy wzrostu gospodarczego w Polsce.

Wszystkie wdrażane kompleksowo (jednocześnie, a nie tylko wybrane) mogą ograniczyć presję demograficzną – zaznacza Antoniak. Dla wątpiących ma taką przestrogę: – Za dziesięć, piętnaście lat osoby w wieku 65+ będą miały gigantyczną siłę polityczną z uwagi na swoją liczebność. Presja na podnoszenie emerytur będzie duża i łatwo będzie na tym zbić kapitał polityczny.

Czasu na kompleksowe zmiany właściwie nie ma.

OF

(infografika Darek Gąszczyk/ CC BY-SA by Bromford)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Praca dla uchodźczyń z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Czy gdyby rozpętana przez Rosję wojna z Ukrainą trwała dłużej niż góra dwa miesiące lub gdyby z hipotetycznych dziś powodów powrót uchodźców do Ojczyzny był niemożliwy przez np. najbliższy rok, to czy bylibyśmy w stanie zapewnić im w Polsce pracę? Trudne pytanie, ale trzeba spróbować na nie odpowiedzieć.
Praca dla uchodźczyń z Ukrainy

Cyfrowe rezerwy na polu i w zagrodzie

Kategoria: Ekologia
Aby uchronić świat od głodu, produkcja rolna powinna wzrosnąć w najbliższych 30 latach aż o 70 proc. Utrata w handlu surowców rolnych z Ukrainy i Rosji skalę potrzeb jeszcze potęguje. Przyszłe rolnictwo to wydajniejsze technologie, zgodne jednak z ideą ochrony klimatu.
Cyfrowe rezerwy na polu i w zagrodzie