Autor: Zsolt Zsebesi

Jest zastępcą redaktora działu krajowego w węgierskim dzienniku Népszava.

Węgiersko – rosyjski poker energetyczny

Między Putinem a Orbánem przestało iskrzyć. Napięcie opadło, gdy pojawiło się nowe łącze energetyczne, z widokiem na miliardowe kontrakty. Transakcja z niemieckim E.ON, daje wreszcie Węgrom możliwość negocjowania cen gazu bezpośrednio z Rosjanami. A węgierski plan rozbudowy elektrowni jądrowej może skłonić Rosjan, by zapomnieli o urazach.
Węgiersko - rosyjski poker energetyczny

Viktor Orban, premier Węgier, zaprasza rosyjskie firmy do rozbudowy elektrowni jądrowej. (CC By-NC-ND european parliament)

Premier Węgier i prezydent Rosji powoli znajdą wspólny język. Vladimir Putin daje się zapominać o wszystkim co Viktor Orbán robił przez dwadzieścia lat, aby temperaturę stosunków Budapeszt – Moskwa utrzymać na jak najniższym poziomie.

To Orbán, na przełomie lat 90. XX wieku, odesłał radzieckie wojska do domu, w swoim słynnym i ostrym przemówieniu na pogrzebie Imre Nagy, rewolucyjnego premiera z postania w 1956 r. On też, będąc w opozycji, nazywał wszystkie próby poprawy stosunków z Rosją, podejmowane przez rządy socjalistyczne zdradą stanu.

Putinowi nie jest łatwo zapomnieć, że to obecny rząd wyrzucił Rosjan z węgierskiego koncernu naftowego MOL, przymusem odkupując 24 proc. udziałów od firmy rosyjskiej, i to obecny gabinet odprawił rosyjskiego właściciela Malév, renacjonalizując linie lotnicze. Choć sprawa może wydawać się błaha, ale Rosjanom wyjątkowo nie podobało się również przemianowanie słynnego placu Moskwy w Budapeszcie, na Kálmána Széll. Swego wizerunku Orbán nie zdołał poprawić, kiedy ogłosił dwa lata temu „politykę otwarcia na wschód” i wyznaczył w niej poważną rolę dla Moskwy.

Warto przy tej okazji przypominać, że mocno reklamowany program, w którym przewodnią rolę mają grać Chiny, na razie nie przyniósł rezultatów. Wręcz przeciwnie, w zeszłym roku wartość węgierskiej wymiany handlowej z krajami Azji i z Rosją, spadła o 20 proc.

Na kwadrans, ale z E.ON

Nic dziwnego, że przed lutową wizytą Orbána w Moskwie przeważyły głosy pesymistyczne. Opozycja, nie szczędząc złośliwych komentarzy, wręcz podważała celowość całego wyjazdu, wskazując, że spotkanie zaplanowano na 15 minut. Stało się inaczej. Orbán i Putin rozmawiali ponad 2,5 godziny. Już to można uznać za przełom w stosunkach, nawet jeśli oficjalnie nie wiadomo o czym mówili. Sporo jest natomiast interesujących spekulacji.

Tym razem Orbán pojechał do Moskwy z ofertą, która może przyciągnąć uwagę Putina. Ogłosił tam, że jego rząd wykupił węgierskie operacje gazowe, łącznie z kontraktem na import gazu z Rosji, od niemieckiego koncernu E.ON, za ponad 875 mln euro. Za 310 mln euro przejął zasoby gazowe E.ON, zmagazynowane na Węgrzech.

Umowa do dziś nie jest podpisana, bo Niemcy zażądały państwowej gwarancji dla zobowiązania Węgierskich Zakładów Elektrycznych (MVM), które formalnie kupują gazowy interes od E.ON. To zaś wymagało zmiany budżetu Węgier na 2013 r., uchwalonego zaledwie dwa miesiące wcześniej. Korektę już jednak wprowadzono, 19 lutego.

Kontrakt sprawia, że od 2015 r. to węgierski rząd będzie negocjował z Rosją cenę gazu, do tej pory robił to niemiecki E.ON. Orbán podkreślał: „Skończy się nienormalny okres, kiedy Niemcy i Rosjanie decydowali, bez udziału Węgrów, o tym, na jakich warunkach, i za ile dostarczają gaz dla Węgier”.

Premier chce wytargować niższą stawkę, aby pokazywać społeczeństwu, że obiecana obniżka cen gazu dla ludności ma realne podstawy. Od stycznia gaz staniał o 10 proc., ale rząd deklaruje możliwość obniżki sięgającej nawet 30 proc., i nie tylko gazu, ale również energii elektrycznej.

Orbán za niższą cenę gazu, i za ewentualny tani kredyt na jego zakup, ma zamiar zaoferować Rosjanom udział w węgierskim sektorze energetycznym, jak duży – nie wiadomo.

Prasa węgierska i rosyjska informuje, że mowa jest też o zakupie przez Rosjan węgierskich obligacji skarbowych o wartości 4,6 mld dol., z rentownością 2,25 proc. Po spotkaniu w Moskwie obie strony dementowały, jakoby zawarły porozumienie w tej sprawie. Przyznały jednak, że współpraca finansowa była tematem rozmów.

Wiadomo, że kilka miesięcy temu minister gospodarczy Węgier György Matolcsi już prowadził wstępne rozmowy w tej sprawie w Moskwie. Zaraz po ich zakończeniu podał do wiadomości, że za kilka dni znowu pojedzie do stolicy Rosji.

Rentowność obligacji którą mają kupić Rosjanie byłaby na poziomie oprocentowania kredytu Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla Węgrów. Kredytu rząd nie brał, ale przez ponad rok udawał, że ma taki zamiar. Tymczasem nawet nie rozpoczął merytorycznych rozmów z MFW. Dla porównania: rentowność wyemitowanych 12 lutego węgierskich obligacji 5- i 10-letnich, o wartości 3,25 mld dol., była pomiędzy 4,125 a 5,375 proc. Rok temu rentowość dziesięciolatek nominowanych w dolarach (5 mld dol.) sięgała 6,25-6,375 proc.

Mówi się również o rosyjskim kredycie w wysokości 5 mld euro, który ma być wykorzystany na zakup rosyjskiego gazu.

Reaktor przyjaźni

Ale nie to jest najważniejszą zachętą do współpracy energetycznej. Dużo większe znaczenie ma zaproszenie rosyjskich firm do rozbudowy elektrowni jądrowej w miasteczku Paks nad Dunajem. Wartość tego przedsięwzięcia eksperci szacują na 10-13 mld euro. Za tak potężną sumę, 10 proc. rocznego węgierskiego PKB, Moskwa jest gotowa zapominać o ostatnich urazach i przypominać sobie dawne, piękne dzieje z okresu braterstwa broni i nierozerwalnych więzi dwóch narodów.

O tym, że temat nie jest wymyślony przez dziennikarzy, świadczy obecność w rozmowach w Moskwie szefa rosyjskiej koncernu Rosatom, budującego elektrownie atomowe. Koncern już założył swoje biuro w Budapeszcie i według rosyjskiej prasy ma przygotowane dwie propozycje.

Pierwsza, to tak zwany „czeski model” – Rosatom bierze na siebie 2/3 z budowy bloków energetycznych, pozostałą część zostawia węgierskim firmom. Rosjanie finansowaliby przedsięwzięcie i dla zabezpieczenia kredytu Rosatom zostałby częściowym właścicielem elektrowni atomowej, aż do pełnej spłaty pożyczki.

W drugim wariancie, tzw. „tureckim”, Rosja za finansowanie inwestycji podpisałaby długoterminową umowę na dostawy węgierskiej energii elektrycznej.

Czas wszystkich nagli, bo według planu rządu węgierskiego przetarg na inwestycję ma zostać rozpisany jeszcze pod koniec tego roku. Budapeszt ma zamiar zaprosić do konkursu oprócz Rosatomu jeszcze trzy firmy. Pośpiech władz wymuszają też okoliczności: w zeszłym roku trzeba było przedłużyć zezwolenie na działalność pierwszego bloku Paks-1 na następne 20 lat, co oznacza, że jego okres eksploatacyjny wydłużono do pół wieku. Pierwotni miało to być 30 lat.

Elektrownia atomowa Paks ma dla Węgier znaczenie zasadnicze, ponieważ zaspokaja blisko 50 proc. zapotrzebowania kraju na energię elektryczną. Wybudowali ją Rosjanie w latach 70. i 80. ub. wieku na bazie radzieckiej technologii z lat 60-tych. Ma cztery reaktory, każdy o mocy 500 MW. Takich działa na świecie 390-437, liczba jest niepełna, ponieważ Międzynarodowa Agencja Atomowa nie jest pewna losu 47 reaktorów japońskich, których status oficjalny to „działalność przerwana. Jak dotąd Paks nie miał poważnych awarii, ale to już staruszek.

Na całym świecie trwa dyskusja, czy należy korzystać z elektrowni, których technologia sięga lat 60-tych. Węgierscy eksperci mają takie same wątpliwości. Uważają, że po 30-40-tu latach nie powinny już pracować. Nikt bowiem dokładnie nie wie, co te stare kolosy energetyczne kryją w sobie.

Planom rozbudowy elektrowni w Paksie przeciwstawia się węgierski Greenpeace. Zieloni uznając znaczenie elektrowni dla systemu energetycznego Węgier, skandalem nazywają, że bez udziału niezależnych ekspertów, bez społecznej debaty zapadła taka ważna decyzja, określająca przyszłość energetyki kraju na następnych 60 lat. Ich wątpliwości budzą nie tylko kwestie bezpieczeństwa, ale i ekonomii.

Twierdzą, że z sumy przeznaczonej na przebudowę elektrowni każda węgierska rodzina za 4500 euro mogłaby unowocześnić swoje ogrzewanie, wymienić okna i polepszyć izolację ścian. Użycie energii spadłoby do takiego poziomu, że wystarczyłyby istniejące elektrownie gazowe. Zieloni nie uważają tego za najlepsze rozwiązania, ale znacznie lepsze, niż to, które wybrał rząd.

Przeciwnicy elektrowni jądrowej sięgają po jeszcze jeden argument, polityczny: Węgrzy, jako członkowie Unii Europejskiej wybierają rosyjską technologię, umacniają swoją zależność od Moskwy.

OF

Viktor Orban, premier Węgier, zaprasza rosyjskie firmy do rozbudowy elektrowni jądrowej. (CC By-NC-ND european parliament)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Atom daje tanią energię i niskie emisje

Kategoria: Ekologia
Uranu wystarczy na co najmniej 200 lat, a może nawet na dziesiątki tysięcy lat – mówi dr inż. Andrzej Strupczewski, profesor Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Atom daje tanią energię i niskie emisje

Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Po agresji Rosji Na Ukrainę, która spowodowała szokowy wzrost cen surowców energetycznych, ożyły obawy o trwałość postpandemicznego ożywienia gospodarczego. Konflikt zbrojny pokazał jednocześnie skalę uzależnienia krajów członkowskich UE od dostaw węglowodorów i węgla z Rosji.
Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Handel japońsko-rosyjski od dawna w cieniu polityki

Kategoria: Trendy gospodarcze
Surowcowa struktura rosyjskiego eksportu i zaawansowanie technologiczne Japonii teoretycznie powinny czynić oba kraje idealnymi partnerami handlowymi. Jednak odmienne interesy polityczne kładą się cieniem na wzajemnych stosunkach.
Handel japońsko-rosyjski od dawna w cieniu polityki