Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Więcej za mniej, czyli co oferują w świecie systemy emerytalne

Do wyboru 650 funduszy. Możliwość kupienia sobie domu albo mieszkania za obowiązkowe oszczędności emerytalne. To tylko niektóre opcje, jakie dają najlepsze na świecie systemy emerytalne. A to wszystko za ułamek kosztów polskiego systemu Otwartych Funduszy Emerytalnych. Można sobie zadać pytanie dlaczego właściwie tak kurczowo trzymamy się dotychczasowego modelu OFE.
Więcej za mniej, czyli co oferują w świecie systemy emerytalne

Szwedzki system emerytalny należy do najlepszych na świecie (CC BY-NC-SA olalindberg)

W latach 70-tych XIX w. grupa maklerów zgromadziła się w porcie w mieście Newport w stanie Rhode Island, aby podziwiać olbrzymie jachty należące do maklerów i zarządzających funduszami inwestycyjnymi na Wall Street. W pewnej chwili jeden z brokerów, William R. Travers, zapytał kolegów: „A gdzie są jachty należące do ich klientów?”. I zapadła krępująca cisza.

Podobne pytanie, tylko dotyczące polskich klientów funduszy emerytalnych, zadał na początku 2010 r. Jan Krzysztof Bielecki, ówczesny prezes banku Pekao SA. W wywiadzie udzielonym „Dziennikowi. Gazecie Prawnej” oświadczył: „Pekao ma fundusz emerytalny i jego wyniki są dla nas bardzo korzystne. Pytanie tylko czy – patrząc na cały rynek OFE – są równie korzystne dla jego członków. Na pewno tutaj jakaś korekta, po 10 latach funkcjonowania reformy emerytalnej, jest wskazana. Myślę, że przydałby się przegląd tego, co można poprawić.”

Jak zatem zbudowane są najlepsze na świecie systemy emerytalne?

Szwedzki portfel na miarę

Pod koniec 2011 r. firma konsultingowa Mercer opublikowała ranking systemów emerytalnych (tzw. Melbourne Mercer Global Pension Index). Analitycy do czterech najlepszych na świecie zaliczyli system działający w Szwecji. Jest on o tyle ciekawy, że wprowadzano go w życie mniej więcej w tym samym czasie (2000 r.), kiedy w Polsce powołano do życia Otwarte Fundusze Emerytalne (1999 r.). Różnice między oboma systemami są jednak kolosalne.

Polacy zostali praktycznie pozbawieni możliwości wyboru polityki inwestycyjnej. Wszystkie OFE mają prawie identyczną strategię (ok. 40 proc. środków w polskie akcje i ok. 60 proc. w polskie obligacje).

Tymczasem Szwedzi postanowili dać obywatelom możliwość praktycznie nieograniczonego wyboru. Mogą na emeryturę odkładać w każdym z 650 funduszy inwestycyjnych (w Polsce jest tylko 14 OFE), które otrzymały pozwolenie na działanie w Szwecji. To pokazuje, że nie było konieczności tworzenia w Polsce specjalnych funduszy – OFE – przeznaczonych tylko na oszczędności emerytalne.

Większość funduszy w Szwecji to fundusze inwestujące tylko w akcje, a połowa działa głównie na rynku międzynarodowym. Dla porównania: polskie OFE za granicą mają tylko 0,5 proc. aktywów. Bardzo niewiele jest szwedzkich funduszy, które w założeniu prowadzą politykę inwestycyjną odpowiednią dla osób oszczędzających na emeryturę, czyli długoterminowo. Oczekuje się, że obywatele sami stworzą sobie portfel inwestycyjny, odpowiedni dla ich wieku, poziomu zarobków i skłonności do ryzyka.

Dlatego mogą podzielić swoją składkę między pięć różnych funduszy, a następnie, nawet codziennie, ten wybór zmieniać i to bez jakichkolwiek kosztów (w Polsce bez opłat można zmieniać fundusz tylko raz na dwa lata). To oznacza, że prawie każdy z blisko 4,5 mln Szwedów, którzy mają konta w nowym systemie emerytalnym, posiada portfel inwestycyjny „skrojony na miarę”. Nie mają go tylko ci (było ich 32 proc.), którzy nie chcieli, albo nie wiedzieli, jak wybierać. Dla nich powołano jeden państwowy fundusz tzw. Premiesparfonden, do którego można także w każdej chwili przenieść pieniądze z innych kont inwestycyjnych, jeżeli nie jest się zadowolonym z własnych wyborów.

Okazało się, że szwedzka reforma emerytalna jest naturalnym eksperymentem, która pozwala sprawdzić, jakie decyzje inwestycyjne podejmują obywatele. I okazało się, że są one zadziwiająco racjonalne. W przeciętnym portfelu Szweda akcje stanowiły 70 proc., co ma sens, biorąc pod uwagę, że horyzont inwestycyjny to kilkadziesiąt lat.

Do funduszy trafia zaledwie 13 proc. oszczędności emerytalnych, pozostałe 87 proc. przejmuje odpowiednik polskiego ZUS-u.

Im więcej obywatel zarabiał, tym bardziej ryzykowny był jego portfel inwestycyjny. Z jednym wyjątkiem. Najmniej zarabiający mieli bardziej ryzykowne portfele, niż średnio zarabiający. Wynika to z tego, że szwedzki rząd gwarantuje dość wysoką emeryturę minimalną (ok. 9 tys. dol. rocznie dla samotnej osoby i 16 tys. dol. dla małżeństwa). A jak ktoś zarabiał mało, to nawet jeśli za bardzo zaryzykował i stracił, i tak dostanie od państwa emeryturę minimalną.

Sztuka zbijania kosztów

Najciekawsze jest jednak to, że szwedzki system emerytalny, który daje dużo większy wybór niż system polski, był przez lata od niego wielokrotnie tańszy. Jak podają Marten Palme, Annika Suden i Paul Soderlind, z Wydziału Ekonomii Uniwersytetu w Sztokholmie, w pracy „Investment choice in the swedish premium pension plan” („Wybór inwestycyjny w szwedzkim systemie emerytalnym”) średnie koszty systemu to ok. 0,73 proc. aktywów rocznie.

Tymczasem polski system jeszcze w 2003 r., czyli w piątym roku po starcie, miał koszty na poziomie 3,07 proc. aktywów, czyli ponad czterokrotnie wyższe! Dopiero w 2011 r., po zmasowanej kampanii medialnej i ustawowym ograniczeniu prowizji, spadły one do poziomu takiego jak w Szwecji (w 2011 r. polskie OFE miały koszty na poziomie 0,73 proc.). Tu warto przypomnieć, że przy 40-letnim okresie oszczędzania koszty wyższe tylko o 1 punkt procentowy oznaczają, aż o 20 proc. niższą emeryturę!

Jak Szwedom udało się od początku działania systemu osiągnąć taki poziom kosztów? Otóż postanowiono, zachowując możliwość swobodnego wyboru funduszy, maksymalnie wykorzystać efekty skali. Powstała rządowa agencja tzw. Premiepensionsmyndigheten, której zadaniem jest zarządzanie systemem emerytalnym, a działa jako izba rozrachunkowa.

Oznacza to, że Szwedzi mają konta emerytalne w tej państwowej instytucji, a nie w poszczególnych funduszach. Agencja codziennie robi zbiorcze transfery środków do poszczególnych funduszy, w zależności od decyzji inwestycyjnych obywateli. Zarządzający nie wiedzą zatem czyje pieniądze inwestują, wiedzą tylko, że są to pieniądze emerytalne.

Prywatnym funduszom nie wolno pobierać opłaty administracyjnej (tę ściąga rządowa agencja – wynosi ona 0,3 proc. rocznie), a jedynie opłatę za zarządzanie pieniędzmi. I co ważne, prawnie zakazano, by od przymusowych oszczędności emerytalnych była ona wyższa, niż od dobrowolnych wpłat. W ten sposób władze zapobiegły sytuacji, do jakiej doszło w Polsce, gdzie OFE za samo przelanie na swoje konto przymusowej składki emerytalnej zabierały z niej nawet 7 proc., podczas gdy od dobrowolnych oszczędności lokowanych w funduszach inwestycyjnych często nie pobierano żadnej prowizji za wpłatę.

Federalni mistrzami emerytur

Szwedzki system jest bez porównania lepszy i przez lata był tańszy od polskiego, ma jednak także swoje wady. Najważniejszą jest to, że mimo wszystko, w rozliczeniu globalnym jest relatywnie drogi. Udowodnili to amerykańscy politycy i urzędnicy, którzy tylko dla siebie stworzyli system emerytalny najbliższy ideałowi.

To tzw. Thrift Savings Plan, amerykański program emerytalny służb mundurowych oraz urzędników służby cywilnej (w tym byłych kongresmenów). Należy do niego 4 mln członków. Koszty ma na poziomie 0,025 proc. aktywów, czyli jest prawie 30 razy tańszy niż system szwedzki i polskie OFE. Nie bez powodu Walter Updegrave, komentator CNN Money Magazine, zauważył ostatnio z przekąsem, że „jeżeli chodzi o inwestowanie własnych pieniędzy na emeryturę, to urzędnicy federalni wiedzą, co robią.”

Jak udało im się tak zbić koszty? Otóż genialność amerykańskiego systemu TSP polega na jego prostocie. Nie ma tam bowiem żadnych funduszy aktywnie zarządzanych, czyli takich, w których zarządzający podejmuje decyzje w jakie spółki inwestować. Zamiast nich jest pięć tzw. funduszy indeksowych (dużych, małych i zagranicznych spółek, obligacji oraz bonów skarbowych), czyli takich, które tylko kopiują indeksy giełdowe, a nie próbują ich pokonać. To strategia wyjątkowo skuteczna. Jak bowiem wynika z badań Burtona G. Makiela, opublikowanych w książce „Błądząc po Wall Street. Dlaczego nie można wygrać z rynkiem”, nawet 90 proc. funduszy aktywnie zarządzanych osiąga w długim okresie wyniki gorsze niż fundusze indeksowe.

Dzieląc własną składkę emerytalną pomiędzy te pięć funduszy indeksowych, amerykańscy urzędnicy i politycy mogą, podobnie jak w systemie szwedzkim, zbudować portfel dopasowany do własnego wieku, poziomu dochodów i skłonności do ryzyka. Nie ponoszą jednak wysokich kosztów aktywnego zarządzania, które jest zwyczajnie nieopłacalne (nie bez powodu prezydent USA Barack Obama wszystkie swoje prywatne oszczędności, które trzyma na rynku kapitałowym, ulokował właśnie w funduszach indeksowych).

Konto w domku

Przy reformowaniu polskiego systemu emerytalnego warto jeszcze rozważyć skopiowanie rozwiązania z systemu Szwajcarii. Należy on do czterech najlepszych na świecie według, wspomnianej wcześniej, firmy consultingowej Mercer.

Otóż Szwajcarzy, którzy nie ukończyli 50 lat mogą w tym systemie wycofać całość środków z tzw. II filaru systemu emerytalnego (odpowiedniki polskich OFE) i kupić za nie nieruchomość, albo wykorzystać, jako wkład własny przy jej zakupie na kredyt. Warunek – wypłata z konta emerytalnego nie może być mniejsza, niż 20 tys. franków szwajcarskich, czyli ok. 70 tys. zł.

W ten sposób, częściowo rozwiązalibyśmy problem mieszkaniowy w Polsce. A nieruchomość zakupiona za oszczędności emerytalne zawsze może zostać wykorzystana do wypłaty emerytury za pomocą odwróconej hipoteki, gdyby okazało się, że jej właścicielowi, mimo dochodów z wynajmu, brakuje „na życie”.

Problem polega tylko na tym, że otworzenie worka z pieniędzmi z OFE na rynku nieruchomości musiałoby odbywać się stopniowo, tak by deweloperzy zdążyli zwiększyć podaż mieszkań. Inaczej nagły wzrost popytu, przy stałej podaży, doprowadziłby do szybkiego wzrostu cen, takiego jak ten, który miał miejsce w latach 2006-2009. Skończyło by się tym, że znaczną część oszczędności emerytalnych Polaków przejęliby właściciele firm deweloperskich.

Aleksander Piński

Szwedzki system emerytalny należy do najlepszych na świecie (CC BY-NC-SA olalindberg)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane