Autor: Bruce Bartlett

b. doradca ds. ekonomicznych prezydenta USA

Potrzebujemy wyższych podatków

Deficyt budżetowy Stanów Zjednoczonych wzrósł z  2,9 proc. PKB w 2007 do 8 proc. w 2008 r. Deficyt w 2009 r. szacowany jest na 10,2 proc. - Na przestrzeni prawie całych dziejów naszego narodu konserwatystów łączyła w rzeczywistości tylko jedna rzecz: wierzyli w zrównoważony budżet federalny. Dziś pogląd ten wydaje się staroświecki – mówi ekonomista amerykański Bruce Bartlett.

Mogli nie zgadzać się w sprawach religii, polityki zagranicznej i wielu innych sprawach, jednak każdy, kto uważał się za konserwatystę, wierzył bezwzględnie w konieczność corocznego równoważenia budżetu. Ale to się zmieniło.

Republikanie składają  deklaracje poparcia dla równoważenia budżetu – gołosłownie, bo jedynie w czasie kadencji Demokratów. Gdy byli u władzy pod wodzą George’a W. Busha, wszyscy zgadzali się z wiceprezydentem Dickiem Cheneyem, który sekretarzowi skarbu Paulowi O’Neillowi oświadczył: „Reagan dowiódł, że deficyty nie mają znaczenia”.

Nie jest w zasadzie istotne, czy Cheney mówił o polityce czy ekonomii deficytów. Wyrażał pogląd, powszechny obecnie wśród konserwatystów, że deficyty nie są warte walki, która by narażała na szwank polityków. A na pewno nie należy podnosić podatków w celu zmniejszenia deficytów. Jest to lek gorszy od choroby, jak uważają dzisiaj właściwie wszyscy konserwatyści.

To odwrócenie historycznego stanowiska konserwatystów miało ogromne implikacje dla naszych finansów krajowych. Poprzez skuteczne zdjęcie podatków z wokandy konserwatyści mimowolnie uruchomili lawinę wydatków.

Powodem, dla którego konserwatyści pierwotnie wspierali zrównoważony budżet, były nie tyle względy ekonomiczne, co chęć ograniczenia wydatków i rozrastania się rządu. Fakt, że deficyty prowadziły do inflacji, wzrostu stóp procentowych i do wypierania przez papiery rządowe instrumentów komercyjnych – co zmniejszało wzrost gospodarczy, miał tu drugorzędne znaczenie.

Wzrost deficytu pociąga za sobą zwykle wzrost podatków. Ponieważ ludzie nie lubią płacić podatków, konserwatyści nakładali hamulce na wydatki, które nie mogły być sfinansowane z bieżących przychodów. W przypadku nowego programu, który został powszechnie uznany za pożądany, takiego jak ubezpieczenia społeczne lub opieka medyczna dla osób starszych (Medicare), przyjmowano, że niezbędnym wymogiem do wprowadzenia legislacji jest uchwalenie nowych podatków wyłącznie dla tych programów.

Programów, które nie mogły być sfinansowane, nie brano poważnie pod uwagę do czasów administracji Busha, 43. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wbrew doświadczeniom z systemem ubezpieczeń społecznych i Medicare, Bush nie zaoferował finansowania specjalnie przeznaczonego dla programu świadczeń na leki w ramach Medicare. Program ten po prostu powiększył deficyt budżetowy i w kolejnym dziesięcioleciu będzie wpływał na amerykańską gospodarkę tak samo jak pakiet stymulacyjny, przeciwko któremu głosowali wszyscy Republikanie.

I oczywiście, nie podjęto żadnych wysiłków, aby uzupełnić budżet, uszczuplony przez cięcia podatkowe lub projekty pochłaniające ogromne środki, które cieszą się poparciem opinii publicznej. Republikanie odrzucili w 2002 roku zasady budżetu, w którym wydatki były finansowane z bieżących przychodów (PAYGO). Zostały one po raz pierwszy wprowadzone w budżecie w roku 1990, do którego przyjęcia doprowadził George H.W. Bush, ponosząc ogromne koszty osobiste i polityczne. Jednak wielu ekspertów z dziedziny budżetu uważa, że stanowiły one podstawowy powód powstania nadwyżek w latach dziewięćdziesiątych, ponieważ wymagały opłacania nowych programów z podwyżek podatków lub cięć wydatków. Utrudniło to znacznie wprowadzenie podwyżki podatków lub obniżenia wydatków, pozostawiając budżet na łasce pilota automatycznego i pozwalając na pojawienie się nadwyżek.

Gdy zarzucono im, że przestali popierać zrównoważony budżet, Republikanie oznajmili, że popieranie wyższych podatków w celu zmniejszenia deficytów zamieniało ich jedynie w poborców podatkowych państwa opiekuńczego. Demokraci kupowali głosy przy użyciu pozornie nic niekosztujących deficytów i kontrolowali Kongres przez dziesięciolecia. Republikanie skarżyli się na deficyty i przez dziesięciolecia pozostawali w mniejszości.

Ostatecznie Republikanie zdecydowali, że walka z deficytami nie przyniosła im korzyści. Ludzie mogli wspierać zrównoważony budżet w badaniach opinii publicznej, jednak sprzeciwiali się każdej rzeczy, która w rzeczywistości mogła zmniejszyć deficyt, w szczególności wyższym podatkom.

W latach siedemdziesiątych konserwatyści wmówili sobie, że cięcia podatkowe stanowią lepszy sposób na ograniczenie rozrastania się rządu niż wspieranie zrównoważonego budżetu. Wystarczy zabrać Kongresowi kartę kredytową, mawiał Ronald Reagan, a zostanie zmuszony do cięcia wydatków.

Ta zmiana stanowiska, które długo zajmowali konserwatyści, okazała się niezmiernie nośna politycznie i walnie przyczyniła się do przejęcia Kongresu przez Republikanów w 1994 roku. To, że podatków nigdy nie wolno podwyższać, bez względu na rozmiar deficytu, stanowi obecnie dogmat republikański. Ostatni Republikanin, który to zrobił, prezydent Bush (41. prezydent Stanów Zjednoczonych) został za to wyrzucony z Białego Domu, jak uważają republikanie.

Taki los nie spotka dzisiaj żadnego Republikanina w Kongresie. Zdanie powtarzane przez nich jak mantra mówi o tym, że podwyżkom podatków należy przeciwdziałać przy użyciu wszystkich możliwych sposobów i że panaceum na rozwiązanie każdego problemu jest obniżenie podatków.

Za administracji Billa Clintona ekonomiści demokratyczni postanowili skorygować  swoje podejście do deficytów. Wierzyli, że to właśnie podwyżka podatków przez Clintona w 1993 roku zapoczątkowała boom gospodarczy. Dostrzegli również, że przejście budżetu federalnego z deficytu do nadwyżki wywarło ogromny pozytywny skutek ekonomiczny poprzez zwiększenie zasobów oszczędności narodowych oraz zmniejszenie realnych stóp procentowych, co spowodowało zwiększenie inwestycji i spadek bezrobocia.

Wielkim błędem Clintona było, że w jakiś sposób nie utrzymał nadwyżek. Jednym z pomysłów mogło być wykorzystanie nadwyżek do stworzenia prywatnych kont ubezpieczenia społecznego, których Republikanie nie ważyliby się ruszyć, podobnie jak nie ważą się redukować świadczenia z tytułu ubezpieczeń społecznych.

Zamiast tego nadwyżki całkowicie rozpłynęły się na tymczasowe cięcia podatków i programy wydatków, które kupiły Republikanom reelekcję w roku 2002 i 2004, jednak nie przyczyniły się w jakikolwiek trwały sposób do wzrostu gospodarki. Nawet gdy nadwyżki zmieniły się w deficyty, stanowisko Republikanów nie zmieniło się – nadal opowiadali się za dużymi obniżkami podatków, bez względu na uwarunkowania budżetowe.

Dlatego też jeszcze w lutym, gdy Kongres debatował nad pakietem bodźców, a Skarbowi Państwa groził w tym roku deficyt wynoszący 1,2 biliona USD, Republikanie reprezentowali stanowisko, że cięcia podatków – i jedynie cięcia podatków – powstrzymają głęboką recesję. Nikt jednak nie wyjaśnił, w jaki sposób mogłoby to pomóc w sytuacji, gdy dochody spadały tak bardzo, że wpływy z podatków praktycznie załamywały się. Obniżki podatków stanowiły mantrę, którą należało powtarzać bez końca, bez względu na to, czy miały jakikolwiek racjonalny związek z problemami gospodarki, czy też nie.

Wiadomo, że dyscyplina fiskalna musi w końcu zostać przywrócona, w przeciwnym razie staniemy przed przerażającymi konsekwencjami – niewywiązanie się ze spłaty zadłużenia, niewypłacanie świadczeń z ubezpieczeń społecznych, upadający dolar oraz dwucyfrowa inflacja i stopy procentowe. Wiadomo również, że potrzebne będą wyższe przychody w połączeniu z niższymi wydatkami. Pomysł, że można przywrócić zdrowie fiskalne wyłącznie dzięki cięciom wydatków, jest dziecinny, jak próbowałem wyjaśnić w zeszłym tygodniu.

Mamy tu do czynienia z grą w cykora. Republikanie uważają, że jeśli odczekają do ostatniej sekundy z poparciem najmniejszej możliwej podwyżki podatków, aby można było zrealizować porozumienie w sprawie budżetu, będą mogli uzyskać największe możliwe cięcia wydatków. Nie istnieją jednak nawet najdrobniejsze dowody historyczne na to, że taka strategia będzie skuteczna. Porozumienia w sprawie budżetu z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych kształtowały się w proporcji mniej więcej 50-50: połowa podwyżek podatków, połowa cięć wydatków.

W pewnym momencie podatki muszą zostać wzięte pod uwagę jako cena, którą trzeba zapłacić za rozrzutność w wydatkach. Dopiero wtedy obywatele amerykańscy zdadzą sobie sprawę, że nie mogą „zjeść ciastka i mieć ciastko”, jak to głosili Republikanie przez ostatnie dziesięć lat. Dopiero wówczas, gdy Amerykanie znów dojdą do przekonania, że za wydatki trzeba zapłacić, przestaną żądać czegoś za nic i ponownie skierują kraj na drogę prowadzącą do dobrej kondycji fiskalnej.

Bruce Bartlett był ekonomistą w Departamencie Skarbu prezydenta Georga Busha i doradcą prezydenta Ronalda Reagana.

Prace:

  • Bruce R. Bartlett, The New American Economy: The Failure of Reaganomics and a New Way Forward, Palgrave Macmillan (October 13, 2009) ISBN 978-0230615878
  • Bruce R. Bartlett, Wrong on Race: The Democratic Party’s Buried Past, Palgrave Macmillan (January 8, 2008) ISBN 978-0230600621, Palgrave Macmillan (January 6, 2009) ISBN 978-0230610996
  • Bruce R. Bartlett, Impostor: How George W. Bush Bankrupted America and Betrayed the Reagan Legacy, Doubleday (February 21, 2006) ISBN 978-0385518277
  • Bruce R. Bartlett, Reagonomics, Arlington House (1981) ISBN 978-0870005053, Random House Value Publishing (March 24, 1982) ISBN 978-0517548172
  • Bruce R. Bartlett, Cover-Up: The Politics of Pearl Harbor, 1941-1946, Arlington House Productions (1978) ISBN 978-0870004230

  • Tagi


    Artykuły powiązane

    Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

    Kategoria: Analizy
    Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
    Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

    Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?

    Kategoria: Analizy
    Polityka fiskalna nie jest jednoczynnikowa i zmiany w niej działają na rozmaitych polach. Z tego względu nie ma jednoznacznie ugruntowanej w literaturze zależności między polityką fiskalną a inflacją.
    Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?