Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Jak muzyka stała się darmowa

Pracownik wytwórni płytowej z USA i niemiecki inżynier sprawili, że muzyka stała się darmowa – pisze Stephen Witt w książce „How Music Got Free: The End of an Industry, the Turn of the Century, and the Patient Zero of Piracy”. Czy stracili na tym twórcy, a jeśli tak, to ile?
Jak muzyka stała się darmowa

Autor przyznaje się, że jeszcze w 1997 r. nie słyszał o plikach mp3. W 2005 r. miał na twardym dysku 15 tys. albumów z muzyką w tym formacie, od Abby po ZZ Top (co ciekawe, większości z nich nie przesłuchał nawet raz). Od 2000 r. nie zdarzyło mu się kupić płyty. Kiedy któregoś dnia przeglądał swoją kolekcję, przyszło mu do głowy pytanie: skąd się ta cała muzyka wzięła w internecie?

Próbował pytać znajomych, ale nikt nie znał odpowiedzi. Oczywiście w prasie i internecie pojawiały się informacje o fenomenie mp3 i Napstera (program do ściągania plików z internetu), ale niewiele wiadomo było o osobach, które stały za tymi produktami. A praktycznie żadnych informacji nie można było znaleźć o piratach, którzy udostępniali muzykę w sieci. Czy po prostu było ich tak wielu, iż nie sposób było ich namierzyć? To założenie było błędne.

Siatka w fabryce

Ze śledztwa, jakie przeprowadził, wynika, że zdecydowana większość plików z muzyką, które rozpowszechniano w internecie, pochodziła od kilku dobrze zorganizowanych grup. Co jednak najciekawsze, autor zidentyfikował jedną osobę, która jest odpowiedzialna za udostępnienie większości najpopularniejszych plików z muzyką w internecie. To niejaki Lydell Gloger, były pracownik średniego szczebla należącej do wytwórni płytowej Polygram fabryki płyt kompaktowych w stanie Północna Karolina w USA.

Udostępnił on w internecie prawie 2 tys. płyt, często przed ich oficjalną premierą. Szacowano, że straty, jakie spowodował, wynoszą 21 mld dol., za co w 2010 r. odsiedział trzy miesiące w więzieniu. Lydell twierdzi, że nigdy osobiście nie wyniósł płyty z fabryki, tylko płacił za to nisko opłacanym pracownikom tymczasowym. A ponieważ decydował o grafiku, mógł sprawić, że jego człowiek był na miejscu, gdy płyta, na której mu zależało, była tłoczona. Jego kariera skończyła się 12 września 2007 r., gdy do jego domu weszli agenci FBI, wręczając mu sądowy nakaz przeszukania. Miał już jednak wielu naśladowców.

Udostępnianie plików w internecie nie byłoby możliwe, gdy nie technologia plików mp3 stworzona przez niemieckiego inżyniera Karlheinza Brandenburga. Pokaźna część książki to właśnie szczegółowa historia powstania tego formatu. Najciekawsze w niej jest to, że Brandenburg był zdecydowanym przeciwnikiem nieautoryzowanego kopiowania muzyki. Gdy tylko dowiedział się, do czego używane są pliki mp3, osobiście doniósł władzom na kilku piratów.

Cena chciwości

Z książki Witta wynika jednoznacznie, że do rozwoju piractwa walnie przyczyniły się same koncerny muzyczne. Bardzo długo blokowały możliwość legalnej elektronicznej dystrybucji plików z muzyką, sądziły bowiem, że sprzedając płyty, zarobią więcej. Światowym rynkiem muzycznym rządziło wówczas kilka wielkich wytwórni, które miały wyłączność na swoich artystów i fani musieli kupować od nich płyty. Sam pamiętam, jak w połowie lat 90. XX w. płyta kompaktowa kosztowała w Polsce około 30 zł (po uwzględnieniu inflacji warte tyle, ile dzisiaj ok. 80 zł), a wytwórnie płytowe twierdziły, że nie mogą one być tańsze.

Światło na działania wytwórni płytowych rzucił Mick Jagger. W wywiadzie, którego udzielił kilka lat temu BBC, stwierdził, że kiedy zaczynał karierę, prawie w ogóle nie zarabiał na sprzedaży płyt – honoraria z tego tytułu były symboliczne. Wokalista The Rolling Stones powiedział, że w historii przemysłu muzycznego był tylko „krótki okres” (lata 1970–1997), kiedy artyści faktycznie mogli się dorobić na sprzedaży płyt. Wszystko wskazuje na to, że ma rację: w pierwszej dwudziestce na liście najbogatszych muzyków w Wielkiej Brytanii są wyłącznie artyści, którzy byli popularni w tym okresie, np. Elton John, Eric Clapton czy Tom Jones.

Kto naprawdę stracił

Książka Witta jest bardzo interesująca i zdecydowanie godna polecenia (dziennik „Financial Times” już nominował ją do nagrody Książki Roku 2015). To tak naprawdę szczegółowy reportaż z życia ludzi, których działania doprowadziły do tego, że – jak pisze autor – muzyka stała się darmowa. Czyta się go bardzo dobrze, pozwala lepiej zrozumieć rewolucję fonograficzną ostatnich 15 lat. Mimo wszystko publikacja pozostawia niedosyt. Nie odpowiada bowiem na pytanie o skutki. Czy artyści faktycznie przymierają głodem?

Tego możemy się dowiedzieć z tekstu „Kreatywna apokalipsa, której nie było” opublikowanego 19 sierpnia 2015 r. w „The New York Times”. Autor postanowił sprawdzić, jak obecnie radzą sobie twórcy w porównaniu z 1999 r., a więc z czasem sprzed masowego piractwa internetowego. Z danych statystycznych wynika, że w 1999 r. 53 tys. Amerykanów podawało jako swoje główne zajęcie bycie muzykiem albo kompozytorem. W 2014 r. takich osób było 60 tys. To wzrost o 15 proc. w liczbie zatrudnionych w tej branży, podczas gdy w całej gospodarce liczba miejsc pracy wzrosła tylko o 6 proc. Wśród samozatrudnionych muzyków wzrost był jeszcze większy: w latach 2001 – 2014 o 45 proc. (liczba samozatrudnionych kompozytorów wzrosła w tym okresie o 20 proc.).

Może muzyków jest coraz więcej, ale są też coraz biedniejsi? Dane tego nie potwierdzają. Dochody muzyków i kompozytorów wzrosły od 1999 r. o 60 proc. Dane uwzględniające samozatrudnionych artystów pokazują wzrost o 25 proc. w latach 2002–2012 r. To tyle, ile wyniosła w tym okresie inflacja.

W sumie z danych wynika, że osób utrzymujących się tworzenia albo wykonywania muzyki jest obecnie więcej niż przed erą internetowego piractwa i mają oni średnio więcej pieniędzy. Jak to możliwe? Otóż spadkowi sprzedaży płyt w ostatnich latach towarzyszył wzrost przychodów z koncertów: w skali światowej z 10 mld dol. w 1999 r. do 30 mld dol. ostatnio. Ludzie są skłonni płacić więcej za oglądanie swoich ulubionych artystów na żywo. Cena biletu na koncert wzrosła w latach 1997–2012 r. o 150 proc., podczas gdy inflacja w tym okresie wyniosła 100 proc. Tak więc internetowe piractwo nie tyle pozbawiło artystów dochodów, ile istotnie ograniczyło rolę wytwórni płytowych i zmusiło popularnych muzyków, którzy chcą dobrze zarabiać, do częstszego koncertowania.

Otwarta licencja


Tagi