Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Miliard w kukiełkach

Niewielu ludzi w show-biznesie mogłoby się równać się z Waltem Disneyem. Jest wśród nich twórca muppetów Jim Henson. W USA ukazała się jego pierwsza autoryzowana przez rodzinę biografia „Jim Henson: The Biography” autorstwa Briana Jaya Jonesa. Porównanie do legendarnego Walta Disneya nie jest na wyrost. Na hollywoodzkiej Alei Gwiazd tylko cztery osoby mają oprócz swojej gwiazdy także gwiazdę postaci, którą stworzyli. To Walt Disney i Myszka Miki, Mel Blanc i Królik Bugs, Mike Myers i Shrek oraz właśnie Jim Henson i Kermit.
Miliard w kukiełkach

Jim Henson urodził się 24 września 1936 r. w mieście Greenville w stanie Missisipi jako syn Paula Ransoma Hensona, eksperta w amerykańskim Ministerstwie Rolnictwa. Od małego zafascynowany był dopiero zyskującą masowych odbiorców telewizją. Marzył, by w niej pracować. Późną wiosną 1954 r. (miał wówczas 18 lat i uczył się w liceum Northwestern High School w stanie Maryland) lokalny oddział telewizji CBS ogłosił, że szuka nastolatków, którzy potrafią obsługiwać marionetki, do pracy przy nowym porannym programie dla dzieci.

Jak później przyznawał w wywiadach, jako dziecko nigdy nie widział teatrzyku kukiełkowego i wiedział o tej sztuce bardzo niewiele. Był jednak zdeterminowany, by dostać pracę w telewizji. Ze szkolnej biblioteki wypożyczył dwie książki, które – jak pisze biograf – zmieniły życie Hensona. Pierwsza to wydana w 1947 r. „The Puppet Theatre Handbook” (Podręcznik lalkarza), druga to „My Profession” (Mój zawód) z 1950 r. – autobiografia rosyjskiego lalkarza Siergieja Obrazcowa.

Opierając się na wskazówkach z książek, wraz z kolegą ze szkoły Rusellem Wallem zbudował w salonie rodzinnego domu coś, co można nazwać pierwowzorem muppetów. Jedna z lalek nazywała się Szczur Pierre i oparta była na postaci, którą Henson wymyślił do historyjki rysunkowej opublikowanej w licealnym magazynie „Wildcat Scratches”. Koledzy zgłosili się ze zbudowanymi przez siebie lalkami na przesłuchanie kandydatów do telewizji i je wygrali.

Prawdziwy początek kariery Hensona nastąpił rok później, 7 marca 1955 r. Wówczas to po raz pierwszy w programie telewizyjnym pojawiła się nazwa muppet, która stała się takim znakiem rozpoznawczym Hensona, jak Myszka Miki dla Walta Disneya. Nazwa pochodziła od połączenia angielskich słów oznaczających na marionetkę (marionette) i lalkę (puppet), choć w niektórych wywiadach Henson twierdził, że zwyczajnie wymyślił to słowo, nie posiłkując się innymi wyrazami.

Nowa jakość

Lalki Hensona faktycznie zasługiwały na własną nazwę, ponieważ wyraźnie różniły się od dotychczas używanych kukiełek. Przede wszystkim były bardzo kolorowe, z bujnymi włosami. Wykonywano je z elastycznej gumowej pianki, dzięki której ich twarze mogły pokazywać emocje (wówczas jeszcze wiele lalek robiło się z drewna). Do tego Henson do poruszania ramionami kukiełek zamiast sznurków (tak jak w przypadku marionetek) używał kijków. Twórca muppetów dbał także o to, by ruch ust kukiełek był możliwie dokładnie zsynchronizowany z tym, co mówiły (wcześniej nie przywiązywano do tego wagi), oraz by osoby poruszającej kukiełką nie było widać na ekranie telewizora.

Za popularnością muppetów bardzo szybko przyszły pieniądze. Kiedy zaczynał pracować, Henson za występ otrzymywał 5 dol. Niedługo potem podpisał kontrakt, dzięki któremu zarabiał 100 dol. za tydzień pracy. Jak sam przyznawał, była to dla ówczesnego studenta kwota astronomiczna. Większość zarabiała, pracując jako kelnerzy albo obsługa stacji benzynowych i otrzymywała 75 centów za godzinę. Henson zarabiał wówczas 5,2 tys. dol. rocznie, co miało siłę nabywczą dzisiejszych 40 tys. dol., czyli około 120 tys. zł.

Mimo to twórca muppetów bardzo długo nie traktował lalkarstwa poważnie.

– To nie wyglądało na coś, co dorosły facet robi, by zarobić na utrzymanie – uzasadniał w wywiadach.

Uważał to raczej za tymczasową robotę w oczekiwaniu na lepszą okazję. Tymczasem już w 1959 r. dziennik „The Christian Science Monitor” szacował, że Jim Henson w 1959 r. (miał wówczas 23 lata) wraz ze swoją żoną Jane (także była lalkarką) zarobili ponad 100 tys. dol., co odpowiada dzisiejszym 250 tys. dol.

Henson i pieniądze

Znajomi Hesona mówili, że pieniądze nie robiły na nim wrażenia aczkolwiek lubił się nimi cieszyć. W maju 1960 r. ukończył University of Maryland (przez pracę zajęło mu to sześć lat). 24-latek na ceremonię wręczenia dyplomów przyjechał kupionym za zapracowane przez siebie pieniądze Rolls-Roycem Silver Cloud.

W 1968 r. Henson nakręcił jeden ze swoich pierwszych filmów (jego tytuł to „Body Parts vs. Heavy Machinery”), w którym jedną z ról odgrywał jego syn Brian (w sumie Jim Henson miał piątkę dzieci). Młody Henson wspominał, jak to po zakończeniu kręcenia filmu podczas śniadania jego ojciec oświadczył: „A więc, Brianie, ciężko przepracowałeś tydzień i zarobiłeś to”, a następnie wręczył mu czek na 50 dol. „ A teraz zrobimy tak: wpłacimy te pieniądze do banku i będziesz mógł liczyć odsetki od nich” – dodał. Brian Henson do dziś z sentymentem wspomina to doświadczenie i uważa, że bardzo wiele go nauczyło.

Tymczasem zarobki Jima Hensona – i tak niemałe – istotnie się powiększyły. Okazało się, że ludzie bardzo chętnie kupują wszystkie produkty z jego kukiełkami. Pod koniec emisji pierwszego sezonu „Ulicy Sezamkowej” Columbia Records wypuściła na rynek książkę i płytę. Sprzedało się 0,5 mln egzemplarzy. Co więcej, płyta znalazła się nawet na 23. miejscu listy magazynu „Billboard” i otrzymała nagrodę Grammy, a singiel z piosenką „Rubber Duckie”, którą śpiewał Jim Henson jako muppet Ernie, znalazła się we wrześniu 1970 r. nawet na miejscu 16. (a trzeba wiedzieć, że był to rok, w którym piosenki muppetów konkurowały z płytami „The Beatles” i „Led Zeppelin”).

Gadżety dają zysk

Wówczas to producent telewizyjny i filmowy Bernie Brillstein zaproponował Jimowi Hensonowi, by podpisał umowę na sprzedaż zabawek z muppetami. Henson był temu przeciwny. Miał powiedzieć, że nie można wykorzystywać miłości dzieci do tych postaci. Ostatecznie się zgodził, ale ściśle kontrolował, komu i na produkcję jakich zabawek z muppetami pozwalano. Przekonał go argument, że dzięki tym pieniądzom zdobędzie niezależność i będzie mógł produkować takie programy, jak sobie wymarzy. Tylko w pierwszym roku zyski z licencji na zabawki przekroczyły 5 mln dol. (choć trzeba się było nimi podzielić z organizacją non-profit Children’s Television Workshop, która zajmowała się produkcją „Ulicy Sezamkowej”). W połowie lat 70. było to już około 10 mln dol. rocznie.

Henson inwestował te pieniądze w produkcję swoich programów, ale nie tylko. Był również bardzo hojny w stosunku do ludzi, z którymi pracował. Wspomnianemu Berniemu Brillsteinowi pożyczył 100 tys. dol., kiedy ten stracił prawie cały majątek w wyniku rozwodu, z informacją, że nie musi się spieszyć ze spłatą.

Brain Henson wspominał, jak któregoś dnia w czasie śniadania ojciec oświadczył poważnym tonem: „Dzisiaj włamano mi się do auta i ukradziono moje rzeczy, ale zdaję sobie sprawę, że mam cudowne życie, mnóstwo pieniędzy… Ktokolwiek ukradł mi portfel, z pewnością potrzebował jego zawartości bardziej niż ja, więc mu wybaczam”.

Muppety u Disneya

Jim Henson uważał, że wszyscy w jego ówczesnej firmie Henson Associates, lalkarze czy księgowi, są równie wartościowi i potrzebni.

– Jesteśmy firmą kreatywnych ludzi, których sztukę próbujemy pokazać światu – mówił.

Nie bujał jednak w obłokach.

– Zdajemy sobie sprawę, że to biznes pozwala sztuce zaistnieć i rozumiemy jego niezastąpioną rolę w komunikacji sztuki szerokiej publiczności – tłumaczył.

Słowa Hensona o tym, jak ważni są wszyscy pracownicy firmy, nie było czczą gadaniną. Gdy w 1990 r., na kilka miesięcy przed śmiercią, negocjował sprzedaż swojej firmy koncernowi Disneya (chciał się skupić na działaniach twórczych, a prowadzenie biznesu przekazać menedżerom koncernu), zrobił listę pracowników z kwotami, jakie wypłaci każdemu z nich, kiedy transakcja dojdzie do skutku. Ostatecznie wówczas do sprzedaży nie doszło ze względu na kwestie podatkowe po śmierci Jima Hensona.

Disney i tak w końcu kupił muppety w 2004 r. Ceny nie ujawniono, ale szacowano ją na „poniżej 200 mln dol.” Tymczasem w 2011 r. do kin wszedł pierwszy film z muppetami pod egidą tego koncernu. Kosztował 45 mln dol., a zarobił 165 mln dol. w kinach i kolejne 53 mln dol. ze sprzedaży nośników z filmem (DVD, BluRay itd.). Razem 218 mln dol., co oznacza, że już na pierwszym filmie Disneyowi zwróciła się inwestycja w kukiełki Jima Hensona. Nic dziwnego, że do kin wszedł kolejny obraz z Kermitem i Miss Piggy.

„To wyczerpująca praca, która nigdy nie wyczerpuje” – napisał w recenzji biografii Jima Hensona „The New York Times”. Widzowie telewizji CNN umieścili ją wśród dziesięciu najlepszych lektur roku. Warto sięgnąć po tę książkę, bo Henson jest wart uwagi nie mniej niż lepiej w Polsce rozpoznawany Walt Disney. Nawet w Wikipedii na temat twórcy muppetów pada zaledwie kilka zdań. Książka Jonesa ma 591 stron, jest ułożona chronologicznie, pełna zdjęć i bardzo szczegółowa. Dowiemy się z niej i o prapradziadku Hensona, niejakim Richmondzie Doltonie, i o tym dlaczego Jim nosił brodę (bo miał na blizny po trądziku).

Autor otrzymał “błogosławieństwo” rodziny Hensona (dzięki czemu mógł bez ograniczeń korzystać z archiwum firmy znajdującym się na Long Island), ale cenzury nie było – nie stronił od trudnych wątków takich jak na przykład jego separacja z żoną.

Czytelnikom książki nie zabraknie też wzruszeń chociażby wówczas gdy przeczytają list jaki Henson kazał adwokatom wręczyć swoim dzieciom w wypadku jego przedwczesnej śmierci.

 

Otwarta licencja


Tagi