Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Poskromienie liberała

Wyższe podatki dla najbogatszych i więcej państwa w gospodarce – postuluje w swojej najnowszej książce „ The Price of Civilisation” (Cena cywilizacji) prof. Jeffrey Sachs, jeden z twórców tzw. planu Balcerowicza. Wzorcowymi państwami są dla Sachsa kraje skandynawskie.
Poskromienie liberała

58 letni Jeffrey Sachs to ekonomista z Harvard University, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni profesorów (tytuł otrzymał w 1983 r., miał wtedy 28 lat). Obecnie jest dyrektorem Instytutu Ziemi (Earth Institute) na Columbia University. Był specjalnym doradcą Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki-moon w kwestii osiągnięcia tzw. celów tysiąclecia (193 państw członkowskich zgodziło się, że do 2015 r. należy m.in. wyeliminować skrajną biedę i głód na świecie).

Sachs napisał trzy bestsellery z listy „The New York Times”: „The End of Poverty: Economic Possibilities for Our Time”(„Koniec z nędzą: Zadanie dla naszego pokolenia” – 2005 r. ), „Common Wealth”(„Powszechne bogactwo” w 2008 r.) i właśnie „The Price of Civilization” (książka ukazała się pod koniec 2011 r.).

W 2004 r. i 2005 r. magazyn „Time” w umieścił go na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi świata. W 2007 r. powstał nawet w USA komitet (Sachs for President Draft Committee), który próbował przekonać Sachsa, by wystartował w wyborach prezydenckich w 2008 r.

W 1985 r. Sachs doradzał rządowi Boliwii, jak zwalczyć hiperinflację. To wówczas po raz pierwszy zaproponował tzw. terapię szokową. Zliberalizowano dostęp do boliwijskiego rynku, wyeliminowano rządowe subsydia, ograniczenia w imporcie i związano kurs boliwijskiej waluty z dolarem. W wyniku planu Sachsa inflacja w Boliwii spadła z 11 750 proc. w 1985 r. do 15 proc. w 1987 r. I właśnie sukces w walce z inflacją sprawił, że Sachsa zaproszono do przygotowania wstępnego projektu planu reform dla Polski w 1989 r., a następnie doradzał Rosji.

Sachs pisze w swojej najnowszej książce, że od lat 30. do 60. rząd w USA aktywnie sterował gospodarką i miał w tym względzie poparcie obywateli. Rząd federalny postrzegany był jako kompetentna instytucja, która działa w interesie większości Amerykanów. Wpływ na to miało pokonanie Wielkiego Kryzysu, zwycięstwo w II wojnie światowej i pomoc w odbudowie dobrobytu w Europie Zachodniej i Japonii.

Apogeum rządowego sterowania gospodarką w USA miało miejsce w latach 60., za prezydentury Lyndona B. Johnsona. W 1964 r. zadeklarował on wojnę z ubóstwem. W 1959 r. 35,2 proc. starszych osób kwalifikowano jako ubogie. W 1969 r. było to już tylko 25,3 proc. a w 2007 r. – 9,7 proc. Odsetek ubogich wśród Afroamerykanów spadł z 55,1 proc. w 1959 r. do 32,2 proc. w 1969 r. i 24,5 proc. w 2007 r. Zdaniem Sachsa było to możliwe, ponieważ aż do połowy lat 60. rząd korzystał z dodatkowego źródła pieniędzy. A to dlatego, że po zakończeniu Wojny w Korei (1950-1953) zmniejszono wydatki na wojsko, ale podatki pozostawiono na tym samym poziomie (wówczas stanowiły w USA 18-19 proc. PKB).

Zdaniem Sachsa rząd stracił zaufanie Amerykanów w latach 70. nie ze swojej winy. Utrzymuje on, że nie ma żadnych dowodów na to, że rozpoczęta wcześniej wojna z ubóstwem przyczyniła się do pogorszenia sytuacji ekonomicznej kraju (podaje, że podatki federalne wzrosły w niewielkim stopniu, z 17-18 proc. pod koniec lat 50. do 21 proc. PKB pod koniec lat 70.).

Twierdzi natomiast, że przyczyną kryzysu były m.in. gwałtowne podwyżki cen ropy naftowej, forsowane przez kraje OPEC. Tymczasem powszechnie uznano, że to właśnie zwiększająca się rola rządu odpowiada za załamanie społecznego poparcia. Właśnie na tej fali niezadowolenia w latach 70. do władzy doszedł Ronald Reagan. Jego receptą były: obniżki podatków dla najbogatszych, ograniczenie wydatków państwa, deregulacja gospodarki.

Sachs uważa że, największy błąd Reagana polegał na demonizacji podatków. Podaje on, że w latach 1955-1970 najwyższy próg podatku dochodowego wynosił w USA średnio 82,3 proc. W latach 1981-2000 było to już tylko 39,3 proc. Tymczasem w tym pierwszym okresie gospodarka rozwijała się w tempie 3,6 proc. rocznie przy bezrobociu 4,9 proc., podczas gdy w drugim wzrost wynosił 2,8 proc. a bez pracy było 6,3 proc. Amerykanów.

Co więcej, w okresie wyższych podatków zarobki mężczyzn zatrudnionych na pełny etat rosły w tempie 2,9 proc., przy niższych już tylko o 0,2 proc. Zdaniem Sachsa oznacza to, że recepta Reagana nie zdała egzaminu, a mniejsze podatki nie spowodowały boomu gospodarczego. Sprawiły natomiast, iż dramatycznie wzrosły w USA nierówności. W 1980 r. do 1 proc. najzamożniejszych trafiało 10 proc. dochodu narodowego, w 2009 r. było to już 21 proc.

Zdaniem Sachsa, kluczem to naprawy Ameryki jest skorygowanie błędu Reagana i podwyższenie podatków dla najbogatszych. USA mają najniższe wpływy podatkowe, zaraz za Australią, ze wszystkich krajów rozwiniętych. A największe problemy budżetowe w 2010 r. miały właśnie kraje, w których fiskus zabiera najmniej: Grecja, Irlandia, Portugalia, Hiszpania, Wielka Brytania i właśnie USA. Jednocześnie Ameryka ma największy, po Irlandii, deficyt budżetowy.

Sachs zwraca uwagę, że od ponad wieku USA ma PKB na głowę obywatela o ok. połowę wyższe, niż kraje Europy Zachodniej. A mimo tego, jakość życia w Ameryce jest dla przeciętnego obywatela pod wieloma względami niższa, niż na przykład w krajach skandynawskich. I dlatego Sachs postuluje, by podwyższyć podatki dla najbogatszych, a pieniądze zebrane w ten sposób zainwestować na przykład w edukację czy infrastrukturę. I to jest właśnie tytułowa „cena cywilizacji”, którą jego zdaniem Amerykanie, w szczególności najbogatsi, powinni zapłacić.

Na początek Sachs proponuje podwyższenie najwyższej stawki podatku dochodowego z 35 proc. do 39,6 proc. dla gospodarstw zarabiających powyżej 250 tys. dol. rocznie. Może to przynieść dodatkowy 0,5 proc. PKB dochodów podatkowych. Ale docelowo ta stawka powinna wzrosnąć do poziomów takich, jak w krajach europejskich.

Dodatkowo, zdaniem Sachsa, należy wprowadzić podatek od majątku. Najbogatsze 1 proc. Amerykanów ma 35 proc, narodowego bogactwa (czyli 20,6 bln dol.), czyli mniej więcej tyle, ile posiada 90 proc. najbiedniejszych mieszkańców USA. Na każde gospodarstwo domowe z 1 proc. najbogatszych przypada majątek o średniej wartości 18,2 mln dol. Sachs podaje, że przy założeniu, iż 1 proc. podatkiem obłożono by majątek powyżej 5 mln dol., dałoby to dodatkowe 150 mld dol. przychodów do budżetu, czyli 1 proc. PKB USA.

Wyższy podatek dochodowy oraz podatek majątkowy zabrałyby 2 proc. PKB z portfeli najbogatszych. Sachs twierdzi, że to i tak śmiesznie mało, ponieważ gdyby jeszcze dołożono im kolejne 2 proc. PKB podatku, to i tak najbogatsi mieliby dochód po opodatkowaniu na poziomie 10 proc. PKB USA, o dwie trzecie więcej, niż mieli w 1980 r. (wówczas było to 6 proc. PKB).

Sachs nie jest najciekawiej piszącym ekonomistą świata. W szczególności mógłby oszczędzić sobie banalnych pouczeń o tym, że pieniądze szczęścia nie dają i nie należy za wszelką cenę dążyć do bogactwa i się z nim obnosić (pisze o tym w rozdziale „Mindful society” – „Świadome społeczeństwo”).

Książka Sachsa warta jest jednak uwagi z tego powodu, że pokazuje sposób myślenia człowieka, którego koncepcje ukształtowały system gospodarczy III RP. W szczególności zwraca uwagę rozdział „Błędy wolnego rynku” („Free market fallacy”), w którym Sachs udowadnia, że państwo ma do spełnienia ważną rolę w gospodarce. W innych rozdziałach widać wyraźnie, że wzorcowymi państwami są dla Sachsa państwa skandynawskie a nie USA. I, jak powiedział w jednym z wywiadów, to właśnie budowę takiego państwa doradzał m.in. polskim władzom.

OF

Otwarta licencja


Tagi