Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Amerykański socjalizm

Szwecja wcale nie jest o wiele bardziej opiekuńcza niż Stany Zjednoczone – twierdzi prof. Sven Steinmo w książce „The Evolution of Modern States: Sweden, Japan, and the United States”. Rzecz w tym, że jej wydatki widać gołym okiem. 93,7 proc. pieniędzy na politykę społeczną jest dystrybuowane bez względu na dochód, a do programów skierowanych do biednych obywateli trafia w Szwecji najmniej pieniędzy ze wszystkich krajów OECD.
Amerykański socjalizm

Autor pisze w publikacji (jej polski tytuł to „Ewolucja współczesnych państw: Szwecja, Japonia i USA”), że tym, co wyróżnia szwedzki system podatkowy i socjalny, jest jego uniwersalizm. Chodzi o to, że państwo nie wyszukuje potrzebujących, tylko opodatkowuje wszystkich i daje wszystkim świadczenia. W skrócie: każdy płaci i każdy korzysta. 93,7 proc. pieniędzy na politykę społeczną jest dystrybuowane bez względu na dochód, a do programów skierowanych do biednych obywateli trafia w Szwecji najmniej pieniędzy ze wszystkich krajów OECD.

Paradoksalnie jest to bardzo efektywny system redystrybucyjny. Na przykład dochód osoby, która zarabia 37 577 koron rocznie, co sytuuje ją między 1/3 a 1/2 mediany dochodów (pensja, od której wyższy i niższy dochód ma połowa pracowników), już po zapłaceniu podatków będzie prawie dwukrotnie wyższy (72 732 koron). Wszystkie transfery od państwa sięgną 48 109, co daje 85 339 koron dochodu brutto i podatek w wysokości 12 607 koron.

Z kolei ci, którzy mają dochód więcej niż dwa razy większy od mediany – 529 592 koron – w wyniku opodatkowania będą mieli dochód zmniejszony prawie o 1/3, do 377 520 koron (pomimo transferów).

Autor porównuje sytuację samotnych matek w USA, Niemczech i Szwecji. W USA w wyniku działań państwa dochód takiej osoby rośnie z 9483 do 14 982 dol. (dane z 1997 r.), w Niemczech z 10 041 do 13 004 dol. (dane z 1994 r.), a w Szwecji z 9689 do 19 149 dol. (dane z 1995 r.). W efekcie samotne matki w Szwecji mają tylko o 5 proc. mniej pieniędzy, niż wynosi mediana płac.

Klucz do efektywnej redystrybucji

Aby w pełni zrozumieć mechanizm uniwersalizmu szwedzkiego systemu socjalnego, warto spojrzeć na następujący, uproszczony model. Zakładamy, że społeczeństwo składa się z trzech osób. Wszyscy płacą liniowy podatek w wysokości 30 proc. dochodów. Uzyskane w ten sposób pieniądze dzielimy następnie pomiędzy wszystkich obywateli tak, że każdy dostaje taką samą kwotę. W efekcie osoba, która ma 10 tys. dochodu płaci 3 tys. podatku, dostaje 16 tys. od państwa i jej dochód wzrasta do 23 tys. Ten, kto zarabia 50 tys., płaci 15 tys. podatku i dostaje 16 tys. Jego dochód prawie się nie zmienia (51 tys.). Za to osoba, która zarabia 100 tys., płaci 30 tys. podatku, otrzymuje 16 tys. i jej dochód spada do 86 tys. W efekcie pomimo – wydawałoby się – bardzo liberalnego podatku liniowego i kwotowo takich samych świadczeń w państwie tym najbogatszy nie jest już 10, tylko 3,7 razy bogatszy od najbiedniejszego.

Co więcej, rzekomo wysoki odsetek wydatków szwedzkiego państwa– w niektórych zestawieniach przekracza 50 proc. PKB – to iluzja. A to dlatego, że statystyki sztucznie podbija fiscal churning, czyli opodatkowywanie przez państwo przyznawanych świadczeń (oficjalne uzasadnienie takiego działania jest takie, że nie ma powodu, by różnicować opodatkowanie dochodu ze względu na źródło jego pochodzenia). Po uwzględnieniu tego efektu wydatki państwa w Szwecji spadają z 68,3 proc. do 34,1 proc. (dane pochodzą z lat 90. XX w.), a więc wynoszą niewiele więcej, niż średnia w OECD (31,8 proc.) i mniej niż np. we Włoszech (34,7 proc.).

Przez to, że szwedzki system podatkowy i socjalny jest uniwersalny, jest także prosty. Mało który Szwed wypełnia deklaracje podatkową (robią to tylko ci, którzy mają dochody z większej liczby źródeł niż pensja i odsetki od oszczędności). Większość z nich dostaje sms-ową informację z urzędu skarbowego i tylko ją zatwierdza. A ponieważ system nie jest skomplikowany, jest postrzegany przez Szwedów jako sprawiedliwy. Nie daje też wielu okazji do oszustw. Ludzie chcą płacić podatki, bo widzą ich efekty (dzięki uniwersalności systemu każdy coś od państwa dostaje).

Wsparcie zamiast sterowania

We wstępie do wydania „Drogi do zniewolenia” z 1976 r. Friedrich von Hayek zwrócił uwagę, że Szwecja jest o wiele mniej socjalistyczna niż Wielka Brytania czy Austria, choć postrzega się to odwrotnie. Choć szwedzki system ukształtowała Partia Socjaldemokratyczna, nigdy nie był on socjalistyczny w tym sensie, że rząd nigdy nie próbował kierować prywatną częścią gospodarki (Szwecja ma też niewiele państwowych firm). Robił za to wiele, by firmom – w szczególności największym – pomóc.

W 1951 r. dwóch ekonomistów – Gösta Rehn i Rudolf Meidner – zaproponowało, by rząd otworzył szwedzki rynek na globalną konkurencję, a konfederacje związków zawodowych negocjowały z pracodawcami podwyżki w taki sposób, by wyrównywać pensje w poszczególnych branżach. Chodziło o to, by wspomóc odnoszące największe sukcesy globalne szwedzkie firmy. W wyniku wyrównywania płac płaciły one mniej, niż gdyby ich przedstawiciele negocjowali tylko z własnymi pracownikami. Traciły na tym najsłabsze firmy, które musiały płacić pracownikom więcej, niż były w stanie. W efekcie system przyspieszał wyjście najsłabszych firm z biznesu, pracownicy nie odczuwali jednak negatywnych skutków w wyniku uniwersalnego systemu świadczeń socjalnych. Ostatecznym celem było przesunięcie kapitału i siły roboczej do sektorów, w których szwedzkie firmy miały komparatywne przewagi i były konkurencyjne na świecie. Stąd dziś tak duża liczba globalnych firm w tak małym kraju (w Szwecji mieszka tylko około 8 mln osób).

Socjalizm wchodzi tylnymi drzwiami

Według Svena Steinmo Stany Zjednoczone wcale nie są tak niechętne „socjalowi”, jakby się wydawało. Państwo jednak skłania tam do wydatków socjalnych za pomocą ulg podatkowych i to skierowanych zarówno do osób prywatnych, jak i firm (tak, żeby oferowały świadczenia swoim pracownikom). W efekcie całkowite nominalne wydatki socjalne na głowę obywatela (publiczne i prywatne motywowane systemem podatkowym) były w USA wyższe (8652 dol.), niż w Szwecji (8325 dol.), choć oczywiście trzeba pamiętać, że USA są bogatszym krajem. Inaczej mówiąc: gdyby rząd USA przestał manipulować prywatnymi wydatkami za pomocą ulg podatkowych, tylko zbierał te pieniądze do budżetu i sam wypłacał świadczenia, wydatki socjalne w tym kraju osiągnęłyby poziom bliski średniej w krajach OECD (36 proc.).

Najciekawsze są konsekwencje zupełnie innego podejścia do wydatków socjalnych w USA i Szwecji. W USA większość obywateli jest przekonana, że rząd im prawie nic daje, a pieniądze w większości marnotrawi, podczas Szwedzi są przekonani, że państwo daje im bardzo dużo, a środki finansowe wydaje właściwie.

Książka prof. Steinmo to jedna z najbardziej intrygujących pozycji, jakie ostatnio trafiły w moje ręce. Zdecydowanie warto poświęcić jej czas. 61-letni Sven Steinmo urodził się w USA stanie Minnesota, ale jego pierwszym językiem był norweski. Był konsultantem ds. zarządzania w takich firmach jak AT&T, Disney, General Motors i Whirlpool. Obecnie pracuje w European University Institute (EUI) we Florencji. Prowadzi także badania na Oxford University.

 

Otwarta licencja


Tagi