Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Biedni na własne życzenie

„Bieda i bogactwo są jednocześnie przyczyną i skutkiem tego, co się w biednych i bogatych krajach produkuje” – pisze prof. Erik S. Reinert w książce „How Rich Countries Got Rich... and Why Poor Countries Stay Poor”.
Biedni na własne życzenie

Pracownik firmy produkującej piłki do golfa zarabia 30 razy więcej niż pracownik firmy produkującej piłki do baseballu. W wydawnictwie (jego polski tytuł to „Jak bogate kraje stały się bogate… i dlaczego biedne są biedne”) norweski akademik podaje, że najbardziej efektywni na świecie producenci piłek do baseballu są na Haiti, w Hondurasie i na Kostaryce. Jest tak dlatego, że piłki są szyte ręcznie, bo nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, jak ten proces zmechanizować. W efekcie płace nawet najbardziej efektywnych na świecie pracowników, którzy się tym zajmują, są bardzo niskie. Na Haiti są na poziomie 30 centów, na Kostaryce w okolicach 1 dol. za godzinę.

Pracownicy zarabiają niewiele, ale bardzo ciężko pracują. Każda piłka do baseballu ma 108 szwów, a przeciętny robotnik musi uszyć cztery takie piłki w ciągu godziny. Do tego wymaga się od niego takiej precyzji, jakby to było robione na maszynie. To ciężka praca fizyczna. 90 proc. szyjących piłki do baseballu na Kostaryce cierpi przynajmniej na jedną chorobę zawodową. Na Haiti warunki pracy są jeszcze gorsze.

Średnia cena takiej piłki w sklepie w USA to 15 dol.

Piłki do golfa są natomiast produktem high-tech. W produkcji tych piłek istotne znaczenie mają badania i rozwój. Jednym z największych ich producentów (ma 40 proc. amerykańskiej produkcji) jest firma z New Bedford w stanie Massachusetts. Koszty pracy – mimo że płace są wysokie – stanowią tylko 15 proc. kosztów produkcji. Przeciętna godzinowa stawka pracownika firmy z New Bedford to 14–16 dol.

Rynek nagradza więc najbardziej efektywnego producenta piłek golfowych dochodem 12–36 razy większym niż najbardziej efektywnego producenta piłek do baseballu. Co prawda w praktyce różnica jest mniejsza ze względu na to, że w krajach rozwijających się ceny są niższe, ale i tak pozostaje ogromna. Do tego ryzyko, że praca zostanie przeniesiona z USA na Haiti jest znikome, ponieważ udział kosztów pracy w całkowitym koszcie produkcji jest niewielki, a do tego przy produkcji piłek golfowych potrzebna jest wykwalifikowana siła robocza.

Bieda Haiti i bogactwo USA są jednocześnie przyczyną i skutkiem tego, co się w tych krajach produkuje. To o tyle istotne z polskiego punktu widzenia, że prof. Reinert uważa, że ten sam podział pracy, jaki ma miejsce między USA i krajami Ameryki Środkowej i Południowej, występuje również między krajami Europy Zachodniej i byłymi państwami socjalistycznymi, które wstąpiły do Unii Europejskiej. Pisze o tym w wydanych w 2013 r. pracach „Primitivization of the EU Periphery: The Loss of Relevant Knowledge” (Prymitywizacja peryferii UE: utrata istotnej wiedzy) oraz „Failed and Asymmetrical Integration: Eastern Europe and the Non-financial Origins of the European Crisis” (Nieudana i asymetryczna integracja: Europa Wschodnia i niefinansowe przyczyny kryzysu w UE).

Z punktu widzenia ekonomii neoklasycznej wszystkie rodzaje aktywności gospodarczej są równie dobre. Na przykład teoria przewagi komparatywnej Davida Ricardo, której uczy się każdego studenta ekonomii, nie czyni żadnego rozróżnienia w tym względzie. I przy takim założeniu prowadzona jest polityka Unii Europejskiej. Reinert tłumaczy absurd tego podejścia w następujący sposób. Załóżmy, że pracownicy szpitala w Berlinie zostali podzieleni i przeniesieni do dwóch różnych krajów. Do jednego chirurdzy, do drugiego sprzątaczki. Jeżeli następnie otworzymy granicę, okaże się, że „kraj chirurgów” ma znacznie wyższe płace i wyższy standard życia niż „kraj sprzątaczek”. Nie dojdzie więc do wyrównania płac, lecz raczej do ich polaryzacji.

Kiedy pojawi się duża różnica w pensjach między krajami (taka jak np. między Polską a zachodem Europy) rynek automatycznie przydziela działalności, w których nie ma wzrostu produktywności spowodowanego przez postęp technologiczny (a więc takie, które wymagają nisko wykwalifikowanej siły roboczej) krajom rozwijającym się.

O tym, że Erik S. Reinert ma rację, można się przekonać chociażby oglądając wyprodukowany dla kanału National Geographic film zatytułowany „Megfactories: Ikea” (Megafabryki: Ikea). Autorzy pokazują w nim, jak w fabryce w Kättilstorp w Szwecji koncern produkuje regał Billy (jeden z bestsellerów firmy: w ciągu 30 lat sprzedano 40 mln sztuk). Co tydzień z w pełni zautomatyzowanej (łącznie z pakowaniem) linii produkcyjnej schodzi 130 tys. regałów. Całość nadzoruje bardzo niewiele osób, którzy zarabiają bardzo wysokie, szwedzkie pensje. Dla Ikei produkuje się także w Polsce. W fabryce podwykonawcy firmy w Nowych Skalmierzycach, niewielkim mieście w województwie wielkopolskim, produkowano do niedawna fotele z czterema poduszkami PS Selma.

Dlaczego akurat w Polsce? Dlatego, że większość pracy wykonywana jest ręcznie i nie dało się jej zmechanizować. Pracownicy ręcznie wycinają materiał na poduszki, potem zszywa się je na maszynie. Poduszki są ręcznie wypełnianą pianką. Ręcznie robiona (i ręcznie pakowana) jest też rama fotelu. Dziennie produkuje się tylko 100 takich foteli. Polscy pracownicy harują w pocie czoła i zarabiają ułamek tego, co siedzący przy komputerach w fabryce produkującej w Szwecji regały Billy.

Prof. Reinert zwraca uwagę, że bezkrytyczne przyjmowanie wyroków rynku odnośnie do tego, co w danym kraju powinno się produkować, prowadzi do biedy. Nawet bowiem gdyby w którymś momencie doszło do wynalezienia technologii, która zmechanizuje produkcję piłek do baseballu czy wypychanie poduszek foteli, całość wynikających z tego korzyści i tak przejmie kraj bogaty.

W latach 80. XX w. na piżamach sprzedawanych w USA zamieszczona była następująca informacja: „Tkanina wyprodukowana w USA, pocięta i zszyta w Gwatemali”. W latach 90. pojawiła się kolejna: „Tkanina wyprodukowana i pocięta w USA, uszyta w Gwatemali”. Wynaleziono bowiem bardzo precyzyjną laserową technologię cięcia tkanin, która wyeliminowała konieczność pracy ręcznej. Nie skorzystała na tym Gwatemala, lecz USA, gdzie stworzono wysoko płatne miejsca pracy przy obsłudze tych maszyn.

Zdaniem norweskiego akademika to pokazuje, dlaczego rynek nie prowadzi do wyrównania poziomu płac na świecie, lecz jeszcze zwiększa istniejące różnice. Kraje bogate dbają bowiem o to, by do krajów rozwijających się nie trafiła praca, którą można z zyskiem wykonać w kraju bogatym.

W przypadku piłek do baseballu ich gumowe wnętrze robi się w fabryce w Missouri. Nici, którymi są szyte, pochodzą z Vermont, a skóra z Tennessee. Biedny kraj nie ma żadnych dodatkowych korzyści z tego, że piłki szyją jego obywatele. Warunkiem importu bez podatku i cła do USA jest to, że wszystkie części składowe mają pochodzić z… USA (takie są na przykład warunki amerykańskiej „pomocy” dla Afryki).

Jeżeli więc zdajemy się na wyrok rynku, a nie na świadomą politykę przemysłową, to w kraju zaczyna brakować miejsc pracy w szczególności dla osób wykształconych. Reinert podaje, że z Łotwy po wejściu do UE wyjechało 20 proc. obywateli. Więcej Bułgarów pracuje obecnie za granicą, niż w kraju. Podobnie z Polski po 2004 r. wyemigrowało 2 mln osób, z czego 1,2 mln z wykształceniem co najmniej średnim. To oznacza, że więcej ludzi wykształconych jest wśród emigrantów (67 proc.) niż w Polsce (49 proc.).

Profesor przytacza też historię, jak to konsultanci z Banku Światowego, którzy po 1989 r. pojawili się w Estonii, zarekomendowali, by zamknąć tamtejsze wyższe uczelnie, ponieważ w przyszłości Estonia będzie się specjalizować (będzie mieć przewagę komparatywną) w rodzajach działalności, które nie wymagają wyższego wykształcenia.

Dlaczego warto uważnie słuchać, co mówi prof. Erik S. Reinert? Otóż urodził się w Norwegii, ale licencjat uzyskał na University of St. Gallen w Szwajcarii, tytuł magistra na Harvardzie w USA (gdzie jest zresztą gościnnym wykładowcą), a doktorat na Cornell University w (USA). Wykłada w pięciu językach, obecnie regularnie na politechnice w Tallinie (Estonia). I nie jest tylko teoretykiem. Przez prawie 20 lat prowadził własną firmę przemysłową (produkcja komponentów do lakierów samochodowych), która stała się największą w swojej branży (siedzibę miała we Włoszech, a fabryki w Norwegii i Finlandii). W 1991 r. sprzedał ją, by móc całkowicie poświęcić się swojej pasji: badaniom nad przyczynami biedy i bogactwa narodów. Ten trud się opłacił. Książkę Dreinerta zaliczyłbym do najciekawszych ekonomicznych wydawnictw, jakie kiedykolwiek trafiły w moje ręce.

OF

Otwarta licencja