Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Czy Niemcy ustanowią płacę minimalną dla imigrantów?

Z analizy Instytutu Makroekonomii i Badań Koniunkturalnych (IMiBK) wynika, że koszt pracy w Niemczech to 29 euro za godzinę, co daje siódme miejsce w strefie euro. Koszty pracy rosną jednak nad Renem wolniej niż w większości krajów Unii. W 2009 r. wzrosły o 2,3 proc., podczas gdy przeciętna dla strefy euro wynosiła 2,9 proc. O skutkach tych procesów dla gospodarki rozmawiamy z  dr Torstenem Niechojem z IMiBK.
Czy Niemcy ustanowią płacę minimalną dla imigrantów?

1 maja Niemcy otworzą swój rynek pracy. (CC By-NC-ND Thomas Huston)

Obserwator Finansowy: Koszty pracy w Niemczech rosną wolniej niż w innych krajach Unii. W latach 2000-2009 rosły rocznie przeciętnie o 1,9 proc., podczas gdy w krajach strefy euro ten wzrost wynosił średnio 2,9 proc. To cieszy wielu niemieckich ekonomistów, bo dzięki temu gospodarka dość dobrze poradziła sobie z kryzysem. Pan jednak nie jest szczególnie zadowolony z tych wyników. Dlaczego?

Torsten Niechoj : Z jednej strony dość powolny wzrost kosztów pracy w Niemczech przyczynił się do niemieckich sukcesów eksportowych. W stosunku do innych krajów strefy euro poprawiła się bowiem cenowa konkurencyjność niemieckich przedsiębiorstw i z tego punktu widzenia Niemcy wypadają na tle innych państw Eurolandu lepiej niż przed wprowadzeniem unii walutowej. Jednak z drugiej strony koszty pracy nie mają tylko znaczenia dla eksportu i cen towarów, ale również dla płac pracowników – jeśli rosną wolno, odpowiednio powoli rośnie również konsumpcja, co oczywiście nie pomaga gospodarce. Tak, jak wzrost kosztów pracy był w Niemczech niższy od przeciętnego w Europie, tak również niemiecka gospodarka rozwijała się w wolniejszym tempie niż inne kraje strefy euro. To oznacza, że nasze powodzenie na rynkach zagranicznych aż tak bardzo nam się nie opłaciło.

Jednak z opracowania wynika również, że w ostatniej dekadzie wśród krajów strefy euro najszybciej rosły wynagrodzenia pracowników w Irlandii i Grecji. To nie są chyba dobre wzorce dla Niemiec?

Rzeczywiście końcowy bilans nie jest dobry, ale wzrost płac nie należał do przyczyn kryzysów w tych państwach. Przecież przez lata obydwa kraje rozwijały się szybciej niż inni członkowie strefy euro. Z naszych analiz wynika, że w po 2000 r. koszty pracy i płace rosły generalnie szybciej w państwach z południa Eurolandu oraz w Irlandii i Finlandii, zaś poniżej przeciętnej – w Austrii i Niemczech. Kryzys finansowy spowodował, że również w Niemczech zaczęły rosnąć jednostkowe koszty pracy i to ponadprzeciętnie. Było to jednak spowodowane nie tyle zmianą trendu w tej dziedzinie, lecz faktem, że pracodawcy nie zwalniali pracowników, lecz oferowali im skrócony czas pracy. To w rezultacie opłaciło się przedsiębiorstwom, bo gdy tylko poprawiła się koniunktura za granicą, mogły one natychmiast zareagować – pracodawcy nie musieli na nowo szukać wykwalifikowanych pracowników. Jednak większy wzrost kosztów pracy w Niemczech był tylko tymczasowy i już powrócił do normalnego poziomu.

Według obliczeń IMiBK Belgia jest tym krajem UE, gdzie koszty pracy są najwyższe (37 euro za godzinę; na drugim miejscu jest Dania – 36 euro, a na trzecim Francja – 32,5 euro). Gdyby wprowadzone w życie zostały założenia Paktu dla Konkurencyjności, Belgowie musieliby zrezygnować z automatycznego indeksowania swoich płac o wskaźnik inflacji. Czy takie dopasowanie się do niemieckich standardów byłoby wskazane dla belgijskiej i europejskiej gospodarki?

Dość krytycznie oceniamy to, co zaproponowała kanclerz Merkel. Oczywiście wiele krajów UE musi przeprowadzić pewne reformy, które pomogą ich finansom i gospodarkom. Równocześnie jednak także takie kraje, jak Niemcy, które dziś wydają się być w bardzo dobrej sytuacji, w niektórych dziedzinach również powinny dopasować się do nowych standardów. Bardzo wolny wzrost kosztów pracy w Niemczech zmusza przecież inne kraje UE, które chcą pozostać cenowo konkurencyjne wobec niemieckich firm do ograniczania podwyżek płac. W ten sposób w całej Europie tłumiona jest konsumpcja prywatna, a tym samym osłabiany jest rozwój gospodarczy. Pakt dla Konkurencyjności dotyczy oczywiście również Niemiec i jego częścią powinien być wzrost płac niemieckich pracowników.

Ile powinni zarabiać Niemcy, by nie szkodzić gospodarce swojej i innych?

Wskaźnik wzrostu płac powinien wynosić tyle, ile wzrost inflacji według Europejskiego Banku Centralnego plus przeciętny wzrost produktywności w ostatnich latach. W sumie dałoby to od 3 proc. do 3,5 proc. Przewidujmy jednak, że w tym roku płace w Niemczech wzrosną tylko o 2 proc.

Koszty pracy w sektorze prywatnym są w Polsce (7,5 euro na godzinę) tylko nieznacznie wyższe niż na Węgrzech (7,3) i znacząco mniejsze niż w Czechach (9,3) i Portugalii (12). Jednak postulowany wzrost płac mógłby sprawić, że polskie firmy przestałyby być konkurencyjne wobec zagranicznych.

Działoby się tak, gdyby płace w Polsce rosły szybko, a poza tym nic by się nie zmieniało w polskiej gospodarce. Jednak wpływ na ceny towarów mają nie tylko koszty pracy, ale m.in. również wydajność pracowników. Zwiększenie produktywności sprawia, że wzrost kosztów pracy nie wpływa na konkurencyjność firm. Ta zasada oczywiście nie dotyczy tylko Polski, ale także Niemiec i Belgii, która w tych statystykach jest najwyżej. Przy odpowiednio wysokiej wydajności i wyposażeniu technologicznym polskie firmy mogą płacić nawet 50 euro za godzinę i nie utracą swoich zagranicznych odbiorców na rzecz konkurencji.

Z tego, co Pan mówi wynika, że wynagrodzenia w Niemczech nadal będą rosły w bardzo wolnym tempie. Jaki wpływ na to może mieć otwarcie niemieckiego rynku pracy?

Gdyby doszło do migracji pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej na skalę masową mogłoby dojść do obniżenia płac w niektórych dziedzinach. Jednak z kilku powodów nie spodziewamy się takiego scenariusza. Jednym z nich jest świetna koniunktura gospodarcza w Polsce, co sprawia, że ludzie nie widzą powodów, by opuszczać swój kraj. Dotyczy to również innych krajów na wschodzie UE. Spodziewamy się, że skala napływu pracowników będzie taka, że zostaną oni dość łatwo wchłonięci przez nasz rynek pracy. W niektórych branżach i przedsiębiorstwach może oczywiście dojść do tego, że nowym pracownikom będą oferowane bardzo niskie płace i w ten sposób zwiększy się presja na rozwój płac w całej niemieckiej gospodarce. Jednak władze mają narzędzia, by do tego nie dopuścić. Jednym z nich jest proponowane przez nas wprowadzenie ustawowych płac minimalnych. To chroniłoby pracowników pracujących w firmach sprzątających, czy ochroniarskich, a także wszędzie tam, gdzie płacone są wynagrodzenia, których tak naprawdę pracodawcy powinni się wstydzić. Miałoby to również pozytywny efekt dla całej gospodarki, bo zwiększałoby popyt wewnętrzny w Niemczech.

Pańskim zdaniem tak zwane mini-jobs (tymczasowa praca za 400 euro miesięcznie), które mają zwiększać poziom zatrudnienia w Niemczech i elastycznie reagować na potrzeby pracodawcy, wcale nie służą gospodarce?

Te 400 euro miesięcznie w żadnym razie nie wystarczy na utrzymanie się. Dlatego dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby ci ludzie byli zatrudniani na normalnych zasadach i opłacani według normalnych stawek. Obecne regulacje w dziedzinie pracy czasowej w Niemczech umożliwiają dumping płacowy i nadmierne wykorzystywanie pracowników.

Rozmawiał Andrzej Godlewski

dr Torsten Niechoj jest ekspertem Instytutu Makroekonomii i Badań Koniunkturalnych w Düsseldorfie

1 maja Niemcy otworzą swój rynek pracy. (CC By-NC-ND Thomas Huston)

Otwarta licencja


Tagi