Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Gospodarcze znaczenie Facebooka jest wyolbrzymiane

Napędzamy rozwój Internetu i gospodarki - chełpią się władze Facebooka. Firma poinformowała, że liczba reklamujących się w serwisie przekroczyła 2 mln – głównie małych i średnich - przedsiębiorców. Inwestorzy zdają się równie mocno wierzyć w wartość portalu, wyceniając go na 213 mld dolarów. Wpływ Facebooka na świat może być mniejszy i wcale nie tak pozytywny, jak im się wydaje.
Gospodarcze znaczenie Facebooka jest wyolbrzymiane

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Budzi Cię z rana alarm zaprogramowany w smartfonie. Wyłączasz ten irytujący dźwięk, ale przy okazji sprawdzasz, co tam nowego na Facebooku. Ktoś wrzucił zdjęcie kota? Niby już przebrzmiałe, ale: „Lajk”. Potem droga do pracy. Korki – więc znów Facebook. Możesz nawet napisać: „Znowu te korki!” i skrytkować bezpardonowo prezydenta swojego miasta. Zawsze ktoś to „zalajkuje”. Potem przerwa obiadowa. Niby przy twoim stoliku siedzą jeszcze trzy osoby z twojego biura, ale rozmowa jakoś się nie klei, wszyscy dyskretnie zerkają na telefony. I tak z Facebookiem mija Ci cały dzień. Zasypiasz, myśląc, jak e-znajomi skomentują twój najnowszy status…

Przesadny, wyolbrzymiony opis – zwłaszcza w twojej grupie zawodowej, czy twoim pokoleniu? To po prostu odzwierciedlenie wyników badań firmy analitycznej Pew Research Center, wg których z Facebooka korzysta ponad 71 proc. użytkowników Internetu, z czego 70 proc. loguje się na nim codziennie, a 45 proc. po kilka razy dziennie. Większość osób traktuje ten serwis jako stronę domową, „portal” do innych serwisów – Instagramu, Twittera, Pintrestu, czy stron z newsami. Badania Pew Research dotyczą Stanów Zjednoczonych, ale sytuacja w Polsce wcale szczególnie się nie różni. Według zeszłoroczych badań TNS OBOP na społecznościowym komunikowaniu się ze znajomymi spędzamy rocznie ok. 300 godzin, czyli 12,5 doby. Facebook to w dziedzinie mediów społecznościowych wciąż lider, można więc spokojnie stwierdzić, że niemal dwa tygodnie rocznie poświęcamy właśnie temu serwisowi. Sporo, prawda?

Facebook jak maszyna parowa

To, czy serwis jest tylko rozrywka i pożeraczem czasu, czy jednak mamy z niego jakieś korzyści zależy tylko od nas – zależy, do czego serwis ten wykorzystujemy. Możemy grać, ale równie dobrze możemy poświęcać czas na wyszukiwanie wydarzeń, czy miejsc wartych odwiedzenia, reklamowanie produktu, prowadzenie fanpage’a swojej firmy/zespołu/fundacji itd., albo ważne rozmowy w kręgach zainteresowań, czy choćby organizowanie imprez. Można też zrobić z FB , swojego rodzaju newsletter z najciekawszymi publikacjami w mediach. Wtedy korzystanie z serwisu trudno nazwać stratą czasu.

Ale jaki jest efekt netto korzystania z Facebooka dla całej gospodarki? Co gdyby wziąć serwis jako całość, zagregować wszystkie dane dotyczące 1,35 miliarda użytkowników i ocenić, czy przyczynia się on do rozwoju gospodarki, czy może ją hamuje?

Takie pytanie zadał sam Facebook a odpowiedzi w styczniu tego roku udzieliła firma konsultingowa Deloitte.

Wnioski z raportu

Według Deloitte Facebook oddziałuje na gospodarkę na trzy sposoby: służy wprowadzaniu produktów na rynek i promowaniu ich, jest platformą rozwoju aplikacji mobilnych oraz platformą „łączności” dla swoich użytkowników. W samym tylko 2014 r. Facebook tymi trzema kanałami „wytworzył” w gospodarce dodatkową wartość 227 mld dolarów.

148 mld dolarów z tej kwoty przypada na działania marketingowe, wprowadzające na rynek produkty i usługi. 29 mld dolarów warte są rozwijane w oparciu o Facebooka aplikacje, a 50 mld dolarów to kwota odpowiadająca wartości zakupionych – dzięki Facebookowi – urządzeń mobilnych i komputerów. Oczywiście wpływ Facebooka koncentruje się najmocniej w USA (100 mld dolarów), ale w Europie też jest spory (51 mld dolarów). Chin z oczywistych względów (nie ma tam dostępu do Facebooka) raport Deloitte nie bierze pod uwagę.

Z raportu wynika także, że Facebook umożliwił w 2014 r. wykreowanie – uwaga! – aż 4,5 mln miejsc pracy, spełniając funkcję facylitatora działalności gospodarczej. Deloitte uznał, że lokalne biznesy dzięki FB stają się globalne, spada koszt promowania produktów, w efekcie konkurencja między małymi a dużymi jest bardziej wyrównana, powstają nowe ekosystemy gospodarcze (jak aplikacje), rośnie globalny dostęp do sieci internetowej, itp.

Autorzy raportu podkreślają, że świat zawdzięcza to wszystko firmie, która ma jedynie 8 mld dolarów kosztów własnych. Cały ten – zamówiony przecież przez Facebooka – raport można podsumować stwierdzeniem, że portal upewnił się w swoim przekonaniu, że jego wynalezienie jest równe mniej więcej wynalezieniu maszyny parowej, albo koła. Do wyboru. Tak, jak wynalazki te przyśpieszyły rozwój cywilizacji, znajdując zastosowanie w wielu dziedzinach ludzkiej egzystencji, tak też Facebook ów rozwój przyśpiesza. Jest społeczną infrastrukturą cyfrowej komunikacji, prywatną autostradą, która daje firmom z całego świata możliwość przeprowadzania błyskawicznych rynkowych blitzkriegów i zarazem agorą, na której panuje globalna wymiana opinii i zacieśnianie międzyludzkich więzi.

Twórca portalu Mark Zuckerberg okazuje się nie tylko wytrawnym biznesmenem, ale i nolens volens dobroczyńcą ludzkości, któremu kiedyś postawią pomniki, albo przynajmniej wybudują muzeum.

Cóż, nie do końca.

Skutek, czy przyczyna

Ekonomiści przekonują, że badania Deloitte mają wielką wartości informacyjną, jeśli chodzi o nagie fakty statystyczne dotyczące Facebooka, ale gorzej już z interpretacją tych faktów.

Prof. Roger Noll z Uniwersytetu Stanforda mówi wprost: „Wyniki raportu są pozbawione znaczenia. Facebook jest rezultatem, a nie przyczyną globalnego wzrostu dostępu do Internetu i jego użycia.” Równie bezlitosny jest prof. Tyler Cowen z Uniwersytetu George’a Masona: „Kalkulacje raportu są oparte na błędzie w rozumowaniu. Wartość smartfonów bierze się stąd, że umożliwiają ci logowanie na Facebooku i używanie masy innych udogodnień, a nie vice versa. To nie Facebook umożliwia korzystanie ze smartfonów, czy Internetu.”

Ponadto, zauważają eksperci, potężnych i istotnych dla życia gospodarczego firm internetowych jest znacznie więcej – dlaczego Facebook miałby być szczególnie wyróżniony?

Weźmy Google i jego sztandarowe produkty: wyszukiwarkę, darmową pocztę internetową, czy choćby system operacyjny Android, z którego korzysta ponad 80 proc. wszystkich smarfonów. Google podaje, że jego własny wpływ na gospodarkę to wartość dodana na poziomie ok. 111 mld dolarów. Mniej niż w przypadku Facebooka, ale wciąż bardzo dużo. Nawiasem mówiąc, złośliwi żartują, że dane o wpływie Google opublikowano w 2014 r., więc opublikowanie jeszcze bardziej „rozdmuchanych” danych przez konkurencję z Facebooka było tylko kwestią czasu.

Założony przez Steve’a Jobsa koncern Apple także nie ustępuje konkurentom pod względem braku pokory – we własnej opinii jest również „motorem wzrostu” gospodarki i tworzenia miejsc pracy. Szefostwo Apple twierdzi, że dotąd sama tylko amerykańska gospodarka wytworzyła o ponad milion miejsc pracy więcej niż gdyby ta firma nie istniała. Ale przecież podobne przekonanie może z powodzeniem żywić też właściel produkującej oprogramowanie firmy Oracle, Larry Ellison i wielu, wielu innych, którzy dorobili się majątku na internecie i komputerach…

Tyle, że prawdopodobnie większość z tego typu enuncjacji to tylko sprytny marketing.

Ekonomiści upierają się przy swoim: to nie Internet jedzie po torach położonych przez Facebooka i inne firmy, ale to one jadą po torach położonych przez Internet. Gdyby nie było Facebook, albo Apple’a, ich miejsce zajmowałyby inne firmy. Dla gospodarki nie ma znaczenia, jak nazywa się firma, której „pociągi” jeżdżą po torach. Dla gospodarki nie ma znaczenia, kto tworzy miejsca pracy – są one wynikiem gry podaży i popytu skrzyżowanej z ludzką chęcią zysku, a nie bezinteresownej chęci pomagania światu ze strony wielkodusznych biznesmenów.

Z taką optyką nie do końca zgadza się (co za zaskoczenie!) Sheryl Sandberg, szefowa operacyjna Facebooka. Upiera się, że Facebook jest rzeczywistą przyczyną rozwoju Internetu.

-Ludzie wchodzą do sklepu i zamiast pytać o smartfona, mówią: chcę mieć Facebooka. Utożsamiają wręcz Facebook z Internetem. Pamiętajmy też, że technologia tworzy miejsca pracy także w nietechnologicznych sektorach i to na wielką skalę. Nasz raport wziął się z tego, że chcemy sami zrozumieć wpływ na gospodarkę, jaki wywieramy – przytacza jej słowa prestiżowy dziennik „The Wall Street Journal”.

Internet przeceniany?

Gdyby słowa te były do końca szczerze, to Facebook spojrzałby także na drugą stronę medalu – tj. na swój negatywny wpływ na gospodarkę i jej aktorów. Nie rzuca się on tak bardzo w oczy, ale niezaprzeczalnie istnieje. Np. na poziomie małych firm.

Catherine Lovering, autorka portalu smallbusiness.chron.com przekonuje na przykład, że firmy, które dotą podchodziły do marketingu w sposób tradycyjny, muszą teraz ponosić koszty dostowania się do wymogów mediów społecznościowych. Są pozostawione bez alternatywy. Rosną też koszty zwlaczania negatywnego PR (w biznesie liczy się przecież reputacja!), bo dzięki Facebookowi po prostu znacznie łatwiej go uprawiać, ot choćby rozprzestrzeniając nieprawdziwe informacje. Jednocześnie w sieci trudniej kłamców identyfikować, czy ścigać, gdy to konieczne.

– Serwisy społecznościowe podkręcają negatywne zachowania klientów wobec firm. W Internecie nie ma poczucia winy, ma się „wsparcie” od innych robiących to samo, jest się anonimowym i nie ponosi się odpowiedzialności. Przykład: w Internecie rozprzestrzeniono masę zmyślonych negatywnych legend o firmie McDonald’s i tym, co rzekomo dodają do swoich produktów – podkreśla Jeff Wilson, specjalista od marketingu z firmy Sensei Marketing.

Innym obciążeniem dla biznesu, które tworzy Facebook i inne portale społecznościowe jest obniżona produktywność w pracy. Ludzie logują się na tych portalach, wracając tam co chwilę, co utrudnia im koncentrację na powierzonych im zadaniach. Badania firmy Nucleus Research wykazują, że w rezultacie produktywność spada o ok. 1,5 proc. Szacuje się, że na przykład w Wielkiej Brytanii przeklada się to na stratę przedsiębiorstw w wysokości 2,2 mld dolarów rocznie. Nie powinno więc nikogo dziwić, dlaczego niektóre firmy blokują portale społecznościowe w swoich wewnętrznych sieciach.

Media społecznościowe mogą mieć także negatywne efekty psychologiczne. To oddziaływanie przekłada się w ostatecznym rozrachunku na koszty gospodarcze.

Badań w tym zakresie przeprowadzono już wiele – wiadomo więc, że korzystanie z serwisów społecznościowych może zwiększać na przykład poczucie samotności, czy życiowego niespełnienia. Brytyjskie Towarzystwo Neuropsychoanalityczne wykazało np., że ok. 2/3 użytkowników Facebooka kłamie, lub nagina rzeczywistość. Problem w tym, że to naginanie służy kreowaniu nierzeczywistego wizerunku samych siebie w siecie. Naukowcy podkreślają, że ludzie popadają wręcz w depresję, niepotrafiąc dorównać swoim własnym internetowym projekcjom. Wykazano nawet istnienie zjawiska „cybernetycznej amnezji”, czyli niemożności rozróżnienia pomiędzy rzeczywistością w wspomnieniami, które sztucznie stworzyliśmy w wyobraźni i zamieściliśmy w sieci. Często takie osoby wymagają kosztownych terapii.

Prof. Steven Strogatz z Cornell University przekonuje, że media społecznościowe zaburzają u nich zdolność wartościowania – osoby te nie są zdolne wybierać pomiędzy realnymi relacjami a tymi przypadkowymi relacjami internetowymi. Osłabiane jest w ten sposób poczucie więzi.

Oczywiście wszystkie koszty generowane przez Facebooka są zapewne mniejsze niż korzyści z tego serwisu, jednak nie należy o nich zapominać. Warto zdać sobie także sprawę, że cała dyskusja o wpływie Facebooka na gospodarkę i społeczeństwo to tak naprawdę pochodna dyskusji o wpływie internetu na rozwój cywilizacji. Z punktu widzenia tempa wzrostu gospodarczego nikt nie kwestionuje tezy, że to wpływ pozytywny, ale wielu sugeruje, że być może jest nieco przeceniany. Dowód? Bańka dotcomowa z końca millenium. Wtedy również zachłystywano się wszystkim, co ma przedrostek www, by w końcu rynek srogo te zachwyty zweryfikował.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Social media pod dyktando

Kategoria: Analizy
Totalitarne państwa nie mają oporów przed inwigilacją obywateli i decydowaniem, co mogą wiedzieć, a od jakich informacji należy ich odciąć.
Social media pod dyktando