Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Grecja podobna do Argentyny, co źle jej wróży

Ciągnące się negocjacje między rządem Grecji i jej międzynarodowymi wierzycielami - MFW, EBC oraz Komisją Europejską - w sprawie nowej umowy pożyczkowej wkraczają w niebezpieczną fazę. Każda pomyłka po którejś stronie grozi przekształceniem w incydent, który mógłby przyspieszyć nowy kryzys w Europie.  
Grecja podobna do Argentyny, co źle jej wróży

Wydaje się, że MFW jest gotów się poddać – choćby ze względu ma ujawniony ostatnio fakt, że zamiast planowanej na ten rok sporej nadwyżki w budżecie pierwotnym (który pomija płatności odsetkowe) Grecja może mieć niewielki deficyt. A ponieważ gospodarka Grecji znowu dołuje, jej rząd jest przekonany, że obecny program spłat nie działa – i że bez znaczących korekt nie zadziała nigdy.

Podstawowym argumentem na rzecz nowych warunków programu ratunkowego dla Grecji stanowi narracja (wzmacniana przez obecne trudności ekonomiczne), według której kraj ten jest ofiarą nadmiernych oszczędności. Pomija się w niej jednak pewien kluczowy fakt: w innych dotkniętych kryzysem krajach Europy oszczędności zadziałały. W Portugalii, Irlandii, Hiszpanii i nawet na Cyprze widać przecież wyraźne oznaki ożywienia, a bezrobocie wreszcie spada (choć powoli i z wysokiego poziomu), zaś dostęp do rynków kapitałowych został przywrócony.

Dlaczego więc z Grecją jest inaczej?

Krótka odpowiedź brzmi: eksport. We wszystkich innych krajach dotkniętych kryzysem (a właściwie w większości z licznych państw, jakie w ostatnich dekadach dostały pożyczki MFW) rosnący eksport kompensuje, przynajmniej częściowo, gwałtowny spadek popytu, jaki nastąpił, gdy dążące do zrównoważenia rachunków rządy ścięły wydatki i podniosły podatki.

Oczywiście w dużej gospodarce, gdzie – jak w Stanach Zjednoczonych czy w strefie euro -finansowanie zewnętrzne nie stanowi problemu, próba zmniejszenia deficytu budżetowego mogłaby pewnie prowadzić do tak wielkiego spadku popytu (a więc i przychodów podatkowych), że oszczędności stałyby się daremne. W odniesieniu do Grecji ta argumentacja nie ma jednak zastosowania.

Gdy bowiem w latach 2008 – 2009 zanikło nagle finansowanie zewnętrzne, Grecja miała bardzo duży – przekraczający 10 proc. PKB – deficyt rozrachunków bieżących, co wymusiło korektę wydatków krajowych. Gdyby rząd grecki takiej korekty nie przeprowadził, popyt krajowy i zatrudnienie utrzymałoby się z pewnością na wyższym poziomie, ale utrzymałby się na nim również import, a deficyt zewnętrzny byłby wciąż duży. Tak więc choć oszczędności rzeczywiście wywołały głęboką recesję, to umożliwiły Grecji uniknięcie dużego deficytu zewnętrznego, zmniejszając tym samym wielkość potrzebnego krajowi pakietu ratunkowego.

Klucz do uniknięcia pułapki oszczędności stanowią zatem wyniki eksportu. Dla Grecji problem stanowi to, że osiągnięty ostatnio niewielki przyrost wywozu jest na ogół iluzoryczny, bo pochodzi w większości ze sprzedaży produktów naftowych. Ponieważ Grecja ropy nie wydobywa, może to oznaczać tylko tyle, że dysponujące obecnie znacznymi nadwyżkami mocy tamtejsze rafinerie eksportują importowaną ropę naftową w trochę innej formie. Zarobek rafinerii wynosi zwykle niespełna 5 proc., gospodarka uzyskuje więc z tego eksportu niewiele wartości dodanej. Podobne problemy dotyczą innych rosnących dziedzin eksportu, np. metali.

W dodatku największa pozycja greckiego eksportu usług – przewozy morskie – ma niewielki związek realny z resztą gospodarki, bo firmy z tego sektora nie płacą żadnych podatków i zatrudniają nielicznych tylko Greków (załogi rekrutują się z krajów o niskich płacach). Wkład tego sektora w gospodarkę osłabia także i to, że ostatnio spadają globalne ceny surowców, a od nich właśnie zależą stawki frachtu. Towary przetworzone, które naprawdę zwiększają krajową wartość dodaną oraz zatrudnienie, mają w ogólnym eksporcie tylko niewielki udział.

Faktycznie bowiem cały handel zagraniczny Grecji odpowiada (przy odpowiednim pomiarze) zaledwie 12 proc. jej PKB. To o wiele mniej niż można by się spodziewać po tak małej gospodarce. Jeszcze bardziej uderzający jest fakt, że łączny deficyt handlowy Grecji (obejmujący towary i usługi) był w 2008 roku większy, bo sięgał 13 proc. PKB. Sugeruje to, że w celu uniknięcia późniejszego spadku importu (a więc i popytu wewnętrznego), eksport powinien był wzrosnąć ponad dwukrotnie.

W Portugalii natomiast deficyt handlowy odpowiadał w 2008 roku tylko około jednej trzeciej eksportu, co oznaczało, że do wyrównania deficytu zewnętrznego wystarczał wzrost wywozu o jedną trzecią, i to bez zmniejszania importu. Od tego czasu Portugalia zwiększyła eksport o ponad jedną czwartą (licząc narastająco), choć więc od 2007 roku wzrósł nieco także import, to ma ona nadwyżkę handlową.

Należy zaznaczyć, że w Grecji deficyt handlowy także zmalał, ale wyłącznie wskutek załamania importu. W eksporcie była stagnacja – mimo, że płace spadły tam o ponad 20 proc. To właśnie – a nie oszczędności – stanowi prawdziwy problem Grecji. Gdyby Grecja osiągnęła taki sam wzrost eksportu jak Portugalia (kraj podobnej wielkości i o zbliżonym dochodzie per capita), nie dotknęłaby ją tak głęboka recesja, a wpływy podatkowe byłyby wyższe, co rządowi znacznie ułatwiłoby uzyskanie nadwyżki pierwotnej w budżecie.

Sugeruje to, że kombinacja konsolidacji fiskalnej, niższych płac oraz nastawionych na eksport reform mogłaby umożliwić Grecji postęp w kierunku trwałego ożywienia. To podejście wypróbowano już przedtem i zawiodło ono tylko raz, w przypadku Argentyny, która w 2002 roku musiała ogłosić niewypłacalność w zakresie długów zagranicznych i odejść od utrzymywanego przez dekadę powiązania swojej waluty z dolarem w stosunku 1:1.

Grecja pod dwoma istotnymi względami przypomina niestety Argentynę. Obydwa kraje mają tylko niewielki sektor eksportowy, co znacznie utrudnia dostosowania zewnętrzne. W obydwu także struktura wywozu bazuje na surowcach; zmiana ich podaży jest nieprawdopodobna, nawet przy wprowadzeniu reform strukturalnych czy obniżkach płac.

Nie oznacza to oczywiście, że Grecja skazana jest na pójście w ślady Argentyny i na niewypłacalność. Uwypukla to jednak wyzywanie, przed jakim stoi dziś ten kraj – odbudowy eksportu właściwie niemal od zera.

Przyszła pora, by rząd Grecji uznał tę konieczność i poszerzył zakres negocjacji z wierzycielami, tak aby obejmowały one nie tylko sam budżet, ale i strategie pobudzenia eksportu. Najpierw jednak Grecja musi wreszcie uznać, że oszczędności nie są szkodliwe.

© Project Syndicate, 2015

www.project-syndicate.org


Tagi


Artykuły powiązane