Autor: Marcin Jendrzejczak

Dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.

Każdemu od państwa po równo, ale raczej mało

Gdy w społeczeństwach wzrastają różnice dochodowe na popularności zyskują idee ich wyrównywania, w tym koncepcja bezwarunkowego dochodu podstawowego. Rozwiązanie to wywodzące się z XVIII-wiecznej myśli ekonomicznej funkcjonuje w Brazylii. Dyskusja na ten temat toczy się w Szwajcarii, którą rozstrzygnie zapewne referendum. Koncepcja ta ma swoich zwolenników także w Polsce.
Każdemu od państwa po równo, ale raczej mało

(CC BY NC SA Candy Tian)

Czym jest bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP)? Odpowiedź kryje się w samej nazwie – to stały dochód, który otrzymuje od państwa każdy, bez konieczności spełniania jakichkolwiek warunków. Idea ta jest dość rewolucyjna i rzeczywiście jej wprowadzenie w życie postawiłoby do góry nogami cały obecny system opieki społecznej. Zniknęłyby kolejki do urzędów pracy i miejskich ośrodków pomocy społecznej, stosy papierów niezbędnych do udowodnienia trudnej sytuacji bytowej oraz kontrole pracowników socjalnych. Zyskałaby na tym efektywność ekonomiczna i godność potrzebujących – argumentują zwolennicy. Przeciwnicy widzą jednak w tej idei demoralizację i zachętę do lenistwa.

Trochę historii

Pojęcie bezwarunkowy dochód podstawowy upowszechniło się stosunkowo niedawno. Sam pomysł jest jednak znacznie starszy. Twierdzenie, że udział w dochodzie społecznym powinien mieć każdy dorosły obywatel wysunął już Thomas Paine. Jeden z Ojców Założycieli USA argumentował, że ziemia była pierwotnie własnością całej ludzkości, dlatego jej właściciele powinni być opodatkowani na rzecz wspólnoty. Z tych funduszy pochodziłoby „odszkodowanie” za brak udziału w ziemi, które otrzymywaliby wszyscy obywatele – czytamy w opracowaniu książki  Yannica Vanderborghta i Philippe’a Van Parijs’a „L’allocation universelle” na basicincome.org.

W latach 60. XX wieku idea BDP odżyła m.in. w Stanach Zjednoczonych. Robert Theobald (1929-1999) argumentował, że automatyzacja pracy doprowadzi do sytuacji, gdzie mniej zadań pozostanie do wykonania dla ludzi, którym trzeba będzie zapewnić siłę nabywczą pozwalającą na zakup produktów wytworzonych przez maszyny. Z kolei Milton Friedman twierdził, że osoby zarabiające poniżej pewnego minimum powinny być zwolnione nie tylko od płacenia podatku, ale i otrzymywać wyrównanie do wysokości osiąganego przez nie dochodu. Miało to ograniczyć koszty systemu pomocy społecznej przez połączenie go z systemem podatkowym. Natomiast lewicujący ekonomiści, tacy jak James Tobin (1918-2002) czy John Kenneth Galbraith (1908-2006) przekonywali, że BDP byłby korzystniejszy dla potrzebujących i w mniejszy sposób uzależniałby ich od państwa.

8660 zł na miesiąc dla Szwajcara

Coraz bliżej wprowadzenia dochodu podstawowego jest Szwajcaria. W tym kraju kojarzonym raczej z wolnym rynkiem i niskimi podatkami uzbierano wymaganych 120 tysięcy podpisów pod inicjatywą obywatelską dotyczącą tego świadczenia. W niedługim czasie odbędzie się tam referendum.  Gwarantowany dochód podstawowy miałby wynosić 30 tysięcy franków rocznie na osobę. To ok. 104 000 zł/rok i ok. 8660 zł/miesiąc. Czyli więcej, niż trzy średnie krajowe pensje w Polsce. W Szwajcarii taka kwota to „jedynie” ok. 40 proc. tamtejszej średniej krajowej, która wynosi ok. 6000 franków brutto. Jak zauważył Stephan Faris na businesswek.com sam pomysł referendum to odejście od dotychczasowej liberalnej koncepcji gospodarki panującej w tym jednym z najbogatszych krajów Europy (PKB per capita wynosi tam 80 tysięcy dolarów).

W USA jedyny stan, w którym idea BDP jest w pełni realizowana to Alaska. Jego władze utworzyły fundusz Alaska Permanent Fund, którego zadaniem jest wypłacanie obywatelom dywidendy za wydobycie ropy z ogromnego złoża Prudhoe Bay. Od 1982 r. z funduszu korzysta każdy, kto mieszka na terenie stanu od co najmniej 6 miesięcy. A roczna dywidenda wynosi ok. 2000 dolarów.

Pierwszym krajem, w którym uchwalono prawo o dochodzie podstawowym jest Brazylia.  Zatwierdził je  w 2004 r. prezydent Luiz Inácio Lula da Silva. Brazylia zaczęła wprowadzać to prawo poprzez tzw. Bolsa Família Program. Wbrew przekonaniu niektórych nie chodzi tu o gwarantowany dochód podstawowy w ścisłym sensie. Programem są objęte tylko ubogie rodziny z dziećmi (46 milionów osób). Warunkiem otrzymywania comiesięcznej równowartości 35 dolarów jest posyłanie dzieci do szkoły i na szczepienia – podaje portal web.worldbank.org. Według Banku Światowego, który wspiera program, Bolsa Família doprowadziła do zmniejszenia ubóstwa, a także do skutecznej walki z niedożywieniem.

Działania próbne

Pilotażowe projekty związane z dochodem podstawowym przeprowadzono też w innych krajach.  M.in. w wiejskim rejonie Namibii – Otjivero-Omitara. dwuletni program był tam realizowany przez kościoły i organizacje pozarządowe. Każdy mieszkaniec regionu otrzymywał równowartość 12.4 dolarów miesięcznie. Niewiele, ale dla tamtejszych mieszkańców kwota ta nie była bez znaczenia. Według Assessment Report z kwietnia 2009 r. program doprowadził m.in. do zminimalizowania odsetka uczniów nie chodzących do szkoły z 40 do prawie 0 proc. Procent dzieci z niedowagą spadł natomiast z 42 do 10 proc. Granty nie tylko, że nie zniechęciły do pracy, ale zmotywowały do zakładania nowych małych biznesów, na korzystanie z których pojawił się popyt.

Podobny program pilotażowy rozpoczęto w ośmiu indyjskich wioskach w 2011 r., a zrealizował go indyjski związek samozatrudnionych kobiet we współpracy z UNICEF. Rezultaty, jak podaje portal globalincome.org również były pozytywne: od lepszego odżywiania i stanu zdrowia aż po większe uczestnictwo dzieci w lekcjach.

Programy indyjskie czy namibijskie nie są jednak w pełni miarodajne. Funkcjonowały tylko przez określony czas i były finansowane z zewnątrz. Nie wiązały się więc z koniecznością wzrostu obciążeń fiskalnych, co jest nieuniknione w przypadku, gdy kraj nie dysponuje np. możliwością uzyskiwania dochodu ze złóż surowców.

Dochód podstawowy nad Wisłą

Dochód podstawowy zyskuje sobie zwolenników także w Polsce. „Rozpoczęła się dyskusja o tysiącu złotych dochodu podstawowego dla każdego, ale to może być nawet dwa tysiące złotych. To nie jest inicjatywa populistyczna. To realne”- powiedział jeden ze zwolenników BDP Ryszard Kalisz w wywiadzie dla RMF FM we wrześniu 2013 r. cytowany przez Konrada Piaseckiego.

Dochód podstawowy w takiej wysokości wydaje się jednak utopią. Przyjmując, że przysługiwałby on tylko dorosłym Polakom – w przybliżeniu 30 milionom – i wynosił 1000 zł oznaczałby wydatek miesięczny budżetu na poziomie 30 mld zł, a rocznie – 360 mld zł. Dla porównania – budżet na 2014 r. zakłada wydatki w wysokości ok. 324,64 mld zł (i przychody w wysokości 276,98 mld zł). Gdyby więc dochód podstawowy wynosił 1000 zł oznaczałoby to konieczność podwojenia budżetu, a jeśliby wynosił 2000 zł – jego potrojenia. Konieczne stałoby się więc znaczące podniesienie podatków.

Z drugiej strony – jak argumentują zwolennicy BDP – jego wprowadzenie spowodowałoby radykalne uproszczenie biurokratycznych procedur. Pozwoliłoby to na ograniczenie  zakresu bezproduktywnych zadań i kosztów z nimi związanych. Pozwoliłoby to na zwolnienie niektórych urzędników. Ich liczba i tak wydaje się zbyt wysoka i – jak wynika z analizy resulto.pl – wzrosła w Polsce od 1989 r. ok.3-krotnie (do niemal 450 tys. osób) . BDP służyłby także jako zabezpieczenie socjalne, więc jego wprowadzenie umożliwiłoby likwidację lub znaczne ograniczenie pomocy społecznej.

Ile pieniędzy można by w ten sposób uzyskać? Według wyliczeń Fundacji Republikańskiej udostępnionych na stronie mapawydatkow.pl nakłady na pomoc społeczną w sektorze publicznym (nie tylko w budżecie centralnym) w 2013 r. wyniosły ok. 41,266 mld zł. Gdyby wszystkie te środki przeznaczyć na BDP dla każdego dorosłego Polaka, to mógłby on liczyć na ok. 110 zł miesięcznie. Ograniczenie zatrudnienia urzędników o 200 tysięcy osób jak chce Kalisz pozwoliłoby na kolejne ok. 33 zł (przyjmując, że całkowity koszt zatrudnienia urzędnika to 5 tysięcy zł miesięcznie).

Dochód podstawowy, jaki można uzyskać bez podwyżek podatków to ok. 150 zł miesięcznie na dorosłego Polaka. Czyli mniej niż jedna trzecia minimum egzystencji.

Rozwiązanie to – w połączeniu z likwidacją pomocy społecznej – skrzywdziłoby choćby osoby niezdolne do pracy i pobierające obecnie zasiłek stały (529 zł). Aby dochód podstawowy mógł zastąpić pomoc społeczną powinien być zbliżony do kwoty minimum egzystencjalnego. Obecnie jest to niemożliwe, ale dlaczego do tego celu nie dążyć? Warto pomyśleć o szukaniu dodatkowych źródeł przychodu na ten cel np. w walce z szarą strefą. Jak przypomina PwC w raporcie „Luka podatkowa w VAT – jak to zwalczać?” opublikowanym na pwc.pl, straty budżetu z powodu samego niezapłaconego VAT wynosiły w 2012 r. między 36,4 a 58,2 mld złotych. To kolejne potencjalne 100 zł dla każdego Polaka. Pomóc mogłaby także likwidacja przywilejów emerytalnych.

Kto nie pracuje nadal je

Ale nawet gdy już znajdą się środki na comiesięczne transfery w wysokości np. 500 zł, to czy rozwiązanie to będzie mieć sens z etycznego i ekonomicznego punktu widzenia? Czy nie zniechęci ludzi do pracy?

Takie ryzyko istnieje, ale z drugiej strony z obecnym systemem socjalnym także wiążą się poważne problemy. Primo – konieczność funkcjonowania biurokracji, której głównym zadaniem jest sprawdzanie czy ktoś jest dostatecznie ubogi. Secundo – konieczność bycia biednym do otrzymywania zasiłku. Zniechęca to do poprawy własnej sytuacji. Obywatel nie ma motywacji do pracy, gdyż często uzyskany przez niego dochód będzie niewiele wyższy niż kwota świadczenia, które utraci. W przypadku BDP problem ten nie istnieje.

Środowiska radykalnie wolnorynkowe kojarzą BDP ze zwykłą promocją nieróbstwa. Np. Tomasz Teluk z Instytutu Globalizacji porównał go na łamach nczas.com do skompromitowanych pomysłów typu „100 mln dla każdego”. Przyznajmy, że przeciwnicy dochodu bezwarunkowego wiążąc go z rozdawnictwem pieniędzy za nic mają pełną rację. Bezwarunkowość oznacza, że w zamian za uzyskane fundusze nie jest wymagane żadne świadczenie. Jednak już dziś dochód np. spadkobierców czy zwycięzców loterii nie pochodzi z pracy.

Zresztą kto jeszcze wierzy w naiwne liberalne przekonanie o adekwatności zarobków do zasług? Przecież, jak szacuje na heymancenter.org Branko Milanovic, główny ekonomista z World Bank’s Research Department, co najmniej 50 proc. dochodu człowieka zależy od tego w jakim kraju mieszka. Pozostała część jest efektem loterii genetycznej, wychowania i edukacji zapewnionej przez państwo/rodziców, umiejętności cenionych przez społeczeństwo (cóż po zdolnościach maklera w kraju, w którym nie ma rozwiniętego rynku finansowego), szczęścia etc. Skoro tylko mniejsza część naszych zarobków jest tak naprawdę naszą zasługą, to może nie powinniśmy upierać się, by zatrzymywać je w całości dla siebie?

Liberalny socjal

Co ciekawe, pomimo, że bezwarunkowy dochód podstawowy kojarzy się z rozdawnictwem pieniędzy, to popiera go całkiem spora grupa ekonomistów liberalnych. Milton Friedman argumentował za negatywnym podatkiem dochodowym, zgodnie z którym osoby zarabiające poniżej określonego progu nie tylko nie płaciłyby podatku, ale także otrzymywały dopłatę od państwa.

Za klasycznym dochodem podstawowym opowiadał się z kolei amerykański socjolog i krytyk opieki społecznej Charles Murray. Jak przypomina Noah Gordon na theatlantic.com przekonywał on, że każdy Amerykanin powinien dostawać 10 000 dolarów rocznie. Miałaby to być alternatywa dla kosztownych i szkodliwych programów socjalnych (obecnie jest ich w USA ok. 80). Nawet znany libertariański publicysta Matt Zwolinski twierdzi, że zwolennicy wolnego rynku z przyczyn pragmatycznych powinni obecnie popierać bezwarunkowy dochód podstawowy. Do atutów tego rozwiązania zalicza: mniejszą biurokrację, niższe koszty oraz brak paternalizmu. Oparcie bezpieczeństwa socjalnego na BDP to także mniej działań ukierunkowanych na zdobycie zasiłków (rent seeking) – argumentuje publicysta libertarianism.org.

Obecnie pomoc społeczna nie dociera do najbardziej potrzebujących, ale do tych, którzy potrafią przeforsować swój pomysł. Rzadko są to rzeczywiście najubożsi, którym brakuje środków na działania lobbingowe i „propagandowe”. Częściej zdeterminowani przedstawiciele klas średnich i wyższych. Jak – w rozmowie z Georgem Meckem z portalu faz.net – zauważył niemiecki zwolennik dochodu gwarantowanego Götz Werner, w Niemczech dopłaty do biletu operowego dla małżeństwa są wyższe niż zasiłek z programu Hartz IV. To jeden z wielu przykładów pokazujących, że to nie biedni są głównymi beneficjentami dzisiejszego systemu socjalnego.

Bezwarunkowy dochód podstawowy nie jest więc tak „socjalistycznym” rozwiązaniem, na jakie wygląda. Jego wprowadzenie pozwoliłoby na uproszczenie systemu socjalnego i ograniczenie biurokracji. Ale nie powinniśmy robić tego na gwałt, bo koszty mogłyby okazać się zbyt wysokie. Z pewnością jednak warto już teraz rozpocząć na ten temat poważną debatę.

 

(CC BY NC SA Candy Tian)

Otwarta licencja


Tagi