Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Od większej liczby łóżek w szpitalu zdrowia nie przybywa

Kilka miesięcy temu przedstawiłem propozycję powołania w Polsce Rady Dobrego Państwa i Gospodarki. Nie wzbudziła zainteresowania, co nie martwi, bo pomysł nie musi być genialny. Irytuje, że stale przybywa spraw, którymi mogłaby się zająć taka instytucja, a państwo nadal nie potrafi, a może nie chce poznawać odpowiedzi, dlaczego giną publiczne pieniądze.
Od większej liczby łóżek w szpitalu zdrowia nie przybywa

(infografika Darek Gąszczyk/CC BY-SA by brykmantra)

Według prasy codziennej („Przedwyborcza bitwa na zdrowie PiS-PO”. GW, 8 kwietnia 2014 r), minister zdrowia Bartosz Arłukowicz cytował ostatnio jednego ze swych poprzedników martwiącego się o strukturę i liczbę szpitali. Chodzi o prof. Zbigniewa Religę, który powiedzieć miał, że nie mają racji bytu szpitale z liczbą łóżek mniejszą niż 150. Publicyści oszacowali wtedy, że gdyby prof. Religa zdołał wyciągnąć wnioski z tej oceny, to zlikwidowałby ok. 200 z ponad 700 istniejących wówczas w Polsce szpitali. Zabierał się nawet do zrobienia tego, o czym świadczy jego wniosek o zabezpieczenie w budżecie 375 mln zł na odprawy dla pracowników lecznic tracących rację bytu, ale z powodów zapewne społeczno-politycznych rewolucji tej nie przeprowadził.

Bazy danych wielkiej i szacownej instytucji międzynarodowej z wglądem w zakamarki zdecydowanej większości państw świata zdają się potwierdzać, że pogląd min. Religi wart jest głębokiego zastanowienia. W Polsce mamy prawdopodobnie zbyt dużo łóżek szpitalnych, a już z pewnością za dużo łóżek do leżenia zamiast do leczenia, a m.in. wskutek tego stanowczo zbyt mało zdrowia.

Jedno z rozlicznych zestawień zawartych z bazie danych Banku Światowego przedstawia liczbę łóżek szpitalnych na 1000 mieszkańców. Dane pochodzą z okresu lat 2009-2012 więc nie grzeszą nadmierną precyzją, lecz jak będzie widać już za chwilę, nie są w nim istotne miejsca po przecinku, a naprawdę wielkie i niekiedy (Polska) zupełnie niezrozumiałe różnice w fizycznych wielkościach szpitalnictwa w poszczególnych państwach.

Łóżek w szpitalach w Polsce nie brakuje

Absolutnym liderem zestawienia jest Japonia, gdzie na 1000 mieszkańców kraju przypadało w 2009 r. 13,7 łóżek w szpitalach. Jeśli pominąć specyficzny przypadek Korei Północnej (podobno 13,2 w 2012 r.), to na drugim miejscu jest Korea Południowa (10,3 w 2009 r.). Poza tą szpicą, ale w najściślejszej czołówce są Niemcy (8,2 w 2011 r.), Austria (7,7 w 2009 r.) i Francja (6,9 w 2009 r. lecz 6,4 w 2011) a obok niej… Polska (6,7 w 2009 r. i 6,5 w 2011 r.). Pod względem tego (ważnego chyba) wskaźnika plasujemy się zatem w absolutnej awangardzie. Daleko za nami, chciałoby się powiedzieć w drugiej, a nawet trzeciej lidze, jest Szwajcaria (5,0), Holandia (4,7), Włochy (3,4), Norwegia (3,3), Wielka Brytania i USA (po 2,9), Szwecja (2,7), a także piekielnie już bogaty (i mały, a małemu prawie zawsze łatwiej) – Singapur (2,0).

Bank Światowy informuje, że zestawienie obejmuje łóżka przeznaczone dla osób hospitalizowanych w szpitalach państwowych i prywatnych, ogólnych i specjalistycznych, a także w ośrodkach rehabilitacyjnych. Dodaje, że w większości przypadków ujęte są łóżka zarówno w leczeniu przypadków nagłych, jak i chorób przewlekłych. Nawet jeśli założyć, że ze względu na nieznane nam przyczyny natury metodologiczno-statystycznej, dane mogą być nie do końca porównywalne, to – jak już zostało podkreślone – problem nie tkwi w drobiazgach, a w rzędach wielkości.

Niezwykle wysokie wskaźniki dla Japonii i Korei Płd. wyjaśniane są dużą tam liczbą miejsc w szpitalach świadczących długoterminową opiekę geriatryczną dla osób w bardzo podeszłym wieku, co ma związek z tamtejszym kultem czcigodnych starców. Być może oba państwa są już na etapie, który dopiero czeka inne, starzejące się szybko społeczeństwa rozwinięte, ale to tylko dygresja. Nie mam specjalistycznej wiedzy oraz dostępu do szczegółowych statystyk i analiz, żeby wyciągać wnioski z porównań wskaźnika niemieckiego z dwuipółkrotnie mniejszym norweskim, a obu z polskim. Jedno jest wszakże pewne. Polska jest o rzędy wielkości uboższa od wszystkich wymienionych państw, lecz mimo to jest pod względem liczby łóżek szpitalnych per capita bardzo blisko bezdyskusyjnych liderów, wśród których są niesłychanie zamożne Niemcy. A wyprzedzamy wyraźnie (niekiedy aż o 2-3 długości) takich krezusów jak Holandia, Norwegia, Wielka Brytania, czy Stany Zjednoczone.

Ostrożność nakazuje brać pod uwagę najróżniejsze możliwe różnice definicyjne, a w związku z tym przekłamania natury metodologicznej. Nie mogą one jednak zmienić poglądu, że na tle czołówki państw świata jest z Polską coś nie tak. Nasuwa się nieodparcie refleksja, że na leczenie szpitalne w zbyt dużej liczbie szpitali wydajemy znacznie więcej niż należy i że jest to jedna z najbardziej wymownych ilustracji koszmaru systemowego trapiącego naszą służbę zdrowia.

Wnioski z postępu technicznego

Tymczasem, w całym OECD liczba łóżek per capita maleje. Główny powód to postęp medycyny, czego ilustracją może być stale zwiększający się udział tzw. zabiegów jednego dnia, skracanie przeciętnej długości pobytu pacjentów w szpitalu, a także postępujące zmniejszanie się liczby hospitalizacji. Ten ostatni skutek, to przejaw rosnącej w świecie rozwiniętym efektywności tzw. podstawowej opieki zdrowotnej oraz profilaktyki. W Polsce najwymowniejszym chyba przykładem zaniedbania w tych obszarach jest brak szkolnych gabinetów stomatologicznych. Polski wskaźnik łóżek szpitalnych zdaje się unaoczniać, że wolimy wydawać ciężkie pieniądze na leczenie bolesnych skutków, zaniedbując relatywnie niedrogiego wystrzegania się przyczyn prowadzących do owych boleści.

Wprawdzie liczba łóżek szpitalnych na 1000 mieszkańców maleje także w Polsce, ale u nas musimy (prawdopodobnie) schodzić znacznie szybciej ze zbyt wysokiego pułapu, na jaki drapaliśmy się przez wiele dekad, uznając że zdrowie = szpitale, a najlepiej kliniki akademickie w każdym prawie powiecie. Racjonalizacja liczby i struktury wydaje się pilną koniecznością.

Przemawia za tym przede wszystkim fakt, że współczesne szpitale świata to świątynie najbardziej zaawansowanych technologii, do obsługi których trzeba mistrzów pracujących w dużych, stale zmieniających się (od jednego do drugiego przypadku medycznego) zespołach. Takie placówki mają rację bytu w miejscowościach liczących przynajmniej 100 tys. mieszkańców. Wydaje się, że lepiej inwestować w sprawny system łączący potencjalnego pacjenta ze szpitalem w odleglejszej metropolii, niż w lecznicę gminną z tomografem nieczynnym z powodu permanentnego braku fachowej obsługi do przeprowadzenia badania i sporządzenia precyzyjnego opisu wyników.

Medycyna jest coraz droższa, więc wysokość i struktura ponoszonych kosztów to kwestia podstawowa. Z wydatkami per capita na zdrowie w okolicach 1500 dolarów rocznie Polska jest w końcowej części zestawienia obejmującego państwa OECD i kilka innych krajów świata służących jako tło. Z tak niewielkimi pieniędzmi do dyspozycji i z tak wielkim aspiracjami do leczenia na najwyższym możliwym poziomie jesteśmy jednak w stanie brylować wśród państw z najwyższą liczbą łóżek szpitalnych. Jeśli jest w tym jakaś głębsza logika lub sensowne wytłumaczenie, to warto je czym prędzej poznać, przekazać obywatelom i porozsyłać jeszcze do wiadomości innych państw, niech też skorzystają z naszej wiedzy tajemnej.

Zdrowie, jak zgadzają się wszyscy, to sprawa śmiertelnie poważna, a usprawnienie systemu przez doraźne interwencje, jak stało się bardzo złą praktyką w Polsce, prowadzi wyłącznie na manowce. Niepoważne byłoby też wyciąganie generalnych wniosków na podstawie jednego tylko, choćby nie wiadomo jak intrygującego, zestawienia.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Zdrowie, leczenie, medycyna, profilaktyka to także ocean wiedzy, którą trzeba jednak próbować ogarniać. Nie powinien robić tego minister zdrowia, bo nie wystarczy mu czasu na pilne zadania zlecane co rusz przez premiera. NFZ to kolos na intelektualnych nogach z gliny, obarczony podziałem pieniędzy zgodnie z lepszymi lub gorszymi algorytmami. Z uwagi na rozległość i zróżnicowanie tematyki oraz konieczność przekładania języka lekarskiego na biznes-plany, nie jest to zadanie dla pojedynczej osoby, czy nawet kilkuosobowej grupy ekspertów. Na tym przykładzie widać więc, jak bardzo brakuje nam instytucji w rodzaju proponowanej Rady Dobrego Państwa i Gospodarki. Nie będzie takiej, nie będzie dobrego zdrowia, a życzenia stu lat pozostawimy Japończykom, chlubiącym się najwyższą w świecie liczbą stulatków, ale niewiążących tego bynajmniej z pierwszą pozycją w zestawieniu łóżek szpitalnych per capita.

OF

(infografika Darek Gąszczyk/CC BY-SA by brykmantra)
(infografika Darek Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi