Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

PIT komunalny zamiast podatkowego Janosika

Samorządy chcą zwiększenia ich udziału w podatku PIT. Miałaby to być rekompensata za straty ponoszone w wyniku zmian polityki podatkowej państwa. Alternatywą dla tego rozwiązania jest wprowadzenie tzw. PIT komunalnego, stosowanego m.in. w Skandynawii i Szwajcarii. Rekomendacje możliwych rozwiązań przygotowali doradcy Prezydenta RP Jarosław Neneman i prof. Paweł Swianiewicz.
PIT komunalny zamiast podatkowego Janosika

(infografika D. Gąszczyk)

Jednym z głównych źródeł dochodów polskich samorządów jest ich udział w podziale wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT). Dla miast i powiatów (a więc nie uwzględniając samorządów wojewódzkich) ma on dużo większe znaczenie niż udział w podziale pieniędzy z podatku od osób prawnych (CIT). W 2012 r. udział w PIT stanowił 15 proc. dochodów wszystkich gmin 13 proc. – w przypadku powiatów ziemskich i aż 23 proc. wpływów budżetowych 66 największych polskich ośrodków miejskich, czyli tzw. miast na prawach powiatu. W przypadku CIT jego udział w dochodach samorządów, nie licząc województw, wynosił jedynie 1-3 proc., a podatku od nieruchomości, pobieranym przez wszystkie gminy poniżej 15 proc.

To właśnie dzięki udziałowi w podatku PIT zawdzięczają w dużym stopniu swą zamożność samorządy dużych miast, w których mieszka sporo dobrze zarabiających ludzi. Dla przykładu: w 13-miliardowym budżecie samorządu Warszawy na 2013 r. aż 3,8 mld zł to zaplanowane dochody z udziału w podatku PIT. Przy 670 mln zł z CIT, miliardzie złotych z podatku od nieruchomości czy raptem 28 milionach z podatku od środków transportowych (ciężarówek, autobusów i innych pojazdów o wadze powyżej 3,5 tony).

(infografika darek Gąszczyk)

(infografika darek Gąszczyk)

Udział w PIT jako źródło dochodów ma dla samorządów wiele zalet. Jedną z największych jest to, że wpływy z tego tytułu są mniej podatne na wahania koniunktury gospodarczej niż w przypadku wielu innych podatków, choćby właśnie CIT. W 2008 r., gdy wybuchł kryzys finansowy, dochody struktur samorządowych w Polsce z udziału w podatku od firm zaczęły gwałtownie spadać. Dużo bardziej niż wpływy z PIT.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Sejm uchwala, samorząd płaci

Różnica ta zaznaczyłaby się w jeszcze większym stopniu, gdyby nie to, że w latach 2006-2007 Sejm uchwalił ulgę na dzieci w podatku dochodowym od osób fizycznych i zmniejszył sam podatek, wprowadzając dwie nowe stawki (18 i 32 proc.) zamiast dotychczasowych trzech (19, 30 i 40 proc.). Ograniczenie progresji PIT zostało wprowadzone w życie w 2009 r. Obie zmiany spowodowały znaczące zmniejszenie wpływów z tego podatku, którego samorządom nie udało się dotąd – mimo zamrożenia progów podatkowych i rosnących znów od 2011 r. dochodów z PIT – odrobić. W przeciwieństwie do wcześniejszego wprowadzenia liniowego CIT.

Trzeba dodać, że w ostatnich latach nie była to jedyna niekorzystna dla finansów samorządów modyfikacja polityki podatkowej państwa. Dość wspomnieć o wprowadzeniu możliwości przekazywania 1 proc. z podatku dochodowego od osób fizycznych na wybrane organizacje pożytku publicznego.

>>czytaj więcej: Ile kosztują nowe obowiązki narzucone na samorządy przez rząd

Zmiany te były szczególnie bolesne dla budżetów dużych miast, które straciły najwięcej straciły (mając więcej dobrze zarabiających mieszkańców niż pozostała część Polski, a przez to większy udział wpływów z PIT w swych dochodach). Szacowały one, że samorządy przez wprowadzenie w PIT ulgi prorodzinnej i zmniejszenie stawek straciły 6,8 mld zł rocznie. Państwo nie zrekompensowało im tych strat. Z ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego z 2003 r. usunięto w ostatnich latach obowiązującą wcześniej zasadę rekompensowania ubytków, jakie w ich dochodach własnych powodują zmiany prawne uchwalane przez Sejm. Co więcej państwo wciąż przekazywało samorządom do wykonywania nowe zadania albo poszerzało zakres dotychczasowych, nie zapewniając pełnego pokrycia wynikających z tego kosztów.

Samorządowcy czują się pokrzywdzeni, twierdząc, że państwo zrekompensowało sobie zmiany w podatku PIT, podnosząc VAT, akcyzę paliwową, składkę rentową czy wprowadzając podatek od kopalin. Samorządy nie miały takiej możliwości, a na domiar złego powyższe podwyżki dotknęły także samorządy.

Przedstawiciele środowiska samorządowego nie podnosiliby jednak zapewne larum, gdyby nie to, że spowolnienie gospodarcze w Polsce uderza boleśnie także w lokalne finanse. Uderza m.in. w taki sposób, że rząd – w związku z koniecznością zahamowania wzrostu długu publicznego – wprowadził ostrzejsze rygory dotyczące wskaźnika zadłużenia samorządów. Rygory te będą obowiązywać od przyszłego roku. To bardzo istotne, bo z tego powodu samorządowcom będzie trudniej sięgnąć po unijne dotacje na lata 2014-2020 (przy projektach unijnych potrzebny jest wkład własny). Dlatego samorządowcy szukają wszelkich sposobów na to, żeby w najbliższym czasie zwiększyć dochody swych gmin, miast czy powiatów. Stąd wziął się m.in. postulat znaczącego zwiększenia udziału samorządów w podatku PIT. Ostatnio znów został on postawiony przez Związek Miast Polskich, gdy okazało się, że rząd finansowe skutki likwidacji Funduszu Kościelnego chce przerzucić na samorządy.

W obecnej sytuacji budżetu państwa i jego zadłużenia spełnienie tego postulatu wydaje się jednak nierealne. Poszukuje się więc „neutralnych” dla państwowych finansów rozwiązań. Jednym z nich jest postulowana od pewnego czasu przez samorządowców reforma podatku od nieruchomości (polegająca na geograficznym zróżnicowaniu jego stawek, np. w zależności od wysokości PKB per capita w danej gminie – w tych, gdzie byłby on wyższy od średniej, mogłyby zostać wprowadzone wyższe podatki od nieruchomości).

Lokalny podatek dochodowy

Drugim zaś pomysłem jest tzw. PIT komunalny lub lokalny, którego jedną z głównych zalet są niskie koszty administracyjne. Czym on jest? Oddzielną częścią podatku od osób fizycznych (czy po prostu dodatkiem do niego), nad którą władztwo przekazuje się samorządom. W praktyce oznaczałoby to, że podatek PIT składałby się z dwóch części: „państwowej” i „komunalnej”, np. 15 proc. podatku państwowego i 5 proc. komunalnego. W polskiej koncepcji lokalnego PIT władztwo samorządów nad podatkiem polegałoby m.in. na tym, że wpływy z niego trafiałyby w całości do samorządów i że nie można by od tego podatku odpisywać wprowadzanych przez państwo ulg podatkowych. Samorządy mogłyby też ewentualnie decydować o wysokości komunalnej części PIT i wprowadzać w nim progresję podatkową, czyli wyższe stawki dla lepiej zarabiających.

W raporcie, pt. „Koncepcje, warianty i konsekwencje wprowadzenia PIT-u komunalnego w Polsce” (powstałym dzięki wsparciu Banku Gospodarstwa Krajowego i Związku Miast Polskich), jego autorzy, dr Jarosław Neneman, były wiceminister finansów, oraz prof. Paweł Swianiewicz, społeczni doradcy Prezydenta RP, wskazują, że w Europie dominują dwa modele podatków lokalnych.

W pierwszym, który obowiązuje m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji i Polsce, najważniejszą taksą samorządową jest podatek od nieruchomości. W drugim, którego prekursorem była Skandynawia, gdzie wprowadzono komunalny PIT, głównym lokalnym podatkiem jest lub stopniowo staje się podatek dochodowy od osób fizycznych. Komunalny PIT wprowadzono m.in. w USA, Kanadzie, Japonii, Szwecji, Szwajcarii, Finlandii, Danii, Norwegii, Włoszech, Belgii i Hiszpanii. Największe znaczenie ma on jednak w Skandynawii i w Szwajcarii, gdzie jego maksymalne stawki wahają się od kilkunastu do 30 proc. (w Szwecji, Finlandii i Norwegii jest on progresywny).

Przy tak wysokim pułapie trudno się dziwić, że w Szwecji i Finlandii wpływy z lokalnego podatku dochodowego od osób fizycznych stanowią aż 68 proc. dochodów budżetowych tamtejszych samorządów, w Danii – 51 proc., w Finlandii – 47 proc., a w Norwegii – 42 proc. W każdym z tych krajów na samorządy nie nałożono prawnych ograniczeń w ustalaniu wysokości lokalnego PIT, choć w praktyce nie mają one pełnej swobody w podwyższaniu go i negocjują jego stawki z rządem. Np. w Szwecji i Danii, jeśli samorządy podniosą go nadmiernie, rząd karze za to zmniejszeniem subwencji i dotacji centralnych. W Norwegii jest na odwrót: wszystkie gminy stosują maksymalną stawkę lokalnego PIT, obawiając się, że jeśli wprowadzą niższą, to rząd uzna je za takie, które mogą sobie na to pozwolić. Czyli za zbyt bogate. A wtedy obcina transfery z budżetu państwa.

Ciekawym przykładem jest Szwajcaria, w której lokalne i regionalne władze mają, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, bardzo dużą swobodę w ustalaniu swoich podatków. To sprawia, że różnice pomiędzy poszczególnymi tamtejszymi gminami i regionami w dziedzinie lokalnych taks – ich wysokości, progresji, rodzajów, zakresie i skali ulg podatkowych – są ogromne. Sama tylko podstawowa stawka tzw. podatku kantonalnego – czyli regionalnego – waha się w Szwajcarii w zależności od kantonu od 1,8 do 26 proc.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Jak ktoś płaci, będzie wymagał

Jakie są zalety komunalnego PIT? Dlaczego część ekspertów zaleca wprowadzenie go w Polsce? Pierwszym atutem jest „zwiększenie świadomości podatkowej”. Chodzi o to, że u nas bardzo wielu ludzi nie zdaje sobie jeszcze sprawy, jak ważne dla funkcjonowania ich lokalnego samorządu są wpływy z podatku dochodowego. Gdyby na swym formularzu PIT zobaczyli informację, jaka część tego podatku trafia do ich własnej gminy, mogliby zacząć inaczej do niego podchodzić, bardziej go akceptować. I np. chętniej niż dziś meldować się w swym obecnym miejscu zamieszkania, co byłoby najbardziej istotne dla dużych miast oraz okalających je gmin, których spora część mieszkańców jest zameldowana gdzie indziej i nie płaci gdzie mieszka podatku dochodowego.

W samej Warszawie liczbę takich osób szacuje się na 300 tysięcy.

– Dzięki temu rozwiązaniu więcej mieszkańców uzmysłowiłoby sobie, że worek z samorządowymi pieniędzmi trzeba najpierw zapełnić, mieć co do niego włożyć, by później móc z niego wyjmować i dzielić go – mówi Mirosław Czekaj, skarbnik stolicy.

Samorządowi, mającemu dzięki komunalnemu PIT większą niezależność finansową od państwa i możliwość zwiększenia swych dochodów, łatwiej byłoby też poprawiać stan infrastruktury na swoim terenie, np. dróg, podnosić poziom gminnych usług. A więc sprzątania ulic, wywozu śmieci, dostarczania wody i odbioru ścieków, komunikacji miejskiej itd. Włodarze danego miasta czy gminy mogliby bowiem powiedzieć mieszkańcom: chcemy podnieść poziom danej usługi, np. poprawić jakość wody w kranach, ale w tym celu trzeba zwiększyć lokalny PIT, zgadzacie się? W Szwajcarii w takich przypadkach przeprowadza się lokalne referenda. Zdając sobie sprawę, że to „ich pieniądze”, mieszkańcy mogliby też zacząć bardziej interesować się, w jaki sposób i na co są one wydawane. To zaś sprzyjałoby efektywniejszemu ich wykorzystywaniu.

Różnice między samorządami

PIT komunalny ma jeszcze inne zalety. Warto wspomnieć o tym, że dziś najbogatsze polskie samorządy mają nawet kilkadziesiąt razy większe dochody – w przeliczeniu na jednego mieszkańca –  z udziału w podatku dochodowym od osób fizycznych od najbiedniejszych gmin wiejskich. W swym raporcie Jarosław Neneman i prof. Paweł Swianiewicz podają konkretne przykłady tego zjawiska. Mediana owych dochodów to 320 zł per capita, ale w kilku gminach podwarszawskich – Konstancinie, Podkowie Leśnej i Michałowicach – przekracza 2000 zł.

Dla porównania w podlaskich Przytułach to jedynie 98 zł, a w kolejnych kilkunastu gminach wiejskich – niewiele ponad 100 zł. Aż w 300 gminach, głównie z biedniejszej, wschodniej części Polski, to mniej niż 200 zł. Na drugim biegunie jest 57 dużych miast i okalających je gmin (aż 25 to miejscowości podwarszawskie) ze wskaźnikiem powyżej 1000 zł.

Skąd tak duży rozstrzał? M.in. z tego, że w najbiedniejszych gminach – w przeciwieństwie do bogatszych miejscowości – nie ma tam prawie nikogo, kto płaciłby wyższą, 32-procentową stawkę PIT. W dodatku na ogół to gminy wiejskie, z dużą liczbą rolników, którzy na razie nie płacą podatku dochodowego. Co ma do tego PIT komunalny? A to mianowicie, że jeśli jest liniowy, to dzięki niemu wyżej opisane różnice się spłaszczają, prowadzi on do bardziej równomiernego rozkładu wpływów z podatku dochodowego.

Łatwy do liczenia

Oceniając skutki wprowadzenia lokalnego PIT w Polsce Jarosław Neneman i prof. Swianiewicz przyjęli następujący model:

PIT komunalny w naszym kraju byłby liniowy (bez progresji). Miałby identyczną bazę podatkową (dochód, od którego pobiera się podatek, kwotę wolną od podatku, zakres ulg), co PIT „rządowy”. Tzn. między innymi, że nie zawierałby żadnych dodatkowych własnych ulg. Odpowiedzialne za niego byłyby gminy, ale wpływy z lokalnego podatku dochodowego dzielono by między samorządy gminne, powiatowe i wojewódzkie (w takich samych proporcjach, w jakich mają dziś udział w PIT).

Samorządy miałyby bardzo ograniczoną swobodę w manewrowaniu wysokością lokalnego PIT (tylko +/- 1 proc. w stosunku do podstawowej, odgórnie przyjętej stawki). Większa swoboda mogłaby doprowadzić do zbyt dużej konkurencji podatkowej między samorządami i płynącej z tego migracji podatników. Np. do takich sytuacji, że samorządy podwarszawskie, mając niższe koszty funkcjonowania niż stolica (nie mając np. drogiego w utrzymaniu metra i komunikacji tramwajowej), wprowadzają dużo niższy od niej PIT lokalny, żeby ściągnąć do siebie mieszkańców Warszawy. Taka konkurencja ma miejsce już dziś, np. w przypadku podatku od środków transportowych, który w podstołecznych miejscowościach jest niższy aniżeli w Warszawie. Dlatego firmy transportowe czy leasingowe przenoszą tam ze stolicy swoje siedziby.

Cztery warianty

Autorzy raportu wzięli pod uwagę cztery warianty.

W pierwszym wariancie PIT komunalny obejmowałby wszystkie dochody powyżej kwoty wolnej od podatku. Ulgi odliczane byłyby tylko od „rządowej” części PIT, a te nieodpisane od części komunalnej trafiałyby do budżetu państwa (dostawałby on dzięki temu ponad 3,4 mld zł rocznie, ale nic nie zyskałyby samorządy). Przyjęta stawka lokalnego podatku dochodowego wyniosłaby w tym wariancie 4,16 proc.

W wariancie drugim ulgi też można by odpisywać tylko od „rządowej” części PIT, ale te nieodliczone od komunalnej zasilałyby budżety samorządów (budżet państwa nie traciłby na tym).

Trzeci wariant różniłby się od drugiego tylko tym, że PIT komunalny obejmowałby tylko pierwszy przedział podatkowy (kwota 85 tys. zł dochodu do opodatkowania na osobę), objęty 18-procentową stawką. Ale wtedy lokalny PIT musiałby być z tego powodu nieco wyższy, a „rządowy” trochę niższy (wzrosłaby więc również łączna wartość ulg, których nie można by odpisać od podatku lokalnego). Przy wdrożeniu tego rozwiązania samorządy byłyby „do przodu” o 3,7 mld rocznie.

Czwarty wariant zakłada, że ulgi są odliczane od „rządowego” podatku dochodowego, a w drugiej kolejności także od komunalnego. W tym przypadku stawka podatku również musiałaby być ciut wyższa i wynosić 5,0765 proc., by zrekompensować samorządom odliczone ulgi.

Teraz czas na najciekawszą część raportu: symulację finansowych skutków tych rozwiązań dla poszczególnych grup samorządów. Na każdym z wyżej opisanych wariantów skorzystałaby zdecydowana większość wszystkich gmin, a wśród nich część największych miast, liczących powyżej 300 tys. mieszkańców. Traciłyby jedynie te – przez liniowość lokalnego PIT – najbogatsze, z największym udziałem wpływów z PIT w dochodach budżetowych i sporym odsetkiem osób, płacących obecnie wyższą, 32-procentową stawkę podatku dochodowego od osób fizycznych. Zaliczałyby się do nich m.in. Warszawa, Poznań, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Katowice oraz wiele okalających je gmin. Np. trzy podwarszawskie miejscowości – Lesznowola (15,5 proc. podatników w drugim przedziale podatkowym), Podkowa Leśna (13,5 proc.) i Piaseczno (13,4 proc.).

W pierwszym wariancie 89 proc. wszystkich gmin zwiększyłoby swe dochody z PIT, a 11 proc. zmniejszyłoby. 12 gmin – autorzy raportu piszą w tym przypadku ogólnie: „gmin”, nie podając, o jakie gminy chodzi, ale z innej części raportu wynika, że mogą to być zarówno gminy miejskie, jak i wiejskie, np. podwarszawskie Michałowice – straciłoby ponad 10 proc. łącznych dochodów budżetowych, a kolejne 23 – ponad 5 proc. Największy uszczerbek zanotowałby podwarszawski Konstancin, w którym mieszka wielu bardzo bogatych ludzi. Straciłby prawie 25 proc. swoich dochodów. Zyski dla beneficjentów byłyby bardziej rozproszone: tylko 7 gmin – autorzy raportu nie podają ich rodzaju, podają tylko jeden przykład takiej gminy Jedlicze – zwiększyłoby swe dochody o więcej niż 5 proc., a większość pozostałych od 1 do 5 proc.

Na drugim wariancie zyskałoby aż 96 proc. wszystkich gmin, a tylko 4 proc. straciłoby. Wśród poszkodowanych znów rekordzistą byłby Konstancin, ale jego dochody spadłyby nieco mniej (o 21 proc.). W tej opcji ubywa gmin – spośród wszystkich, które tracą więcej niż 5 proc. swych dochodów (ich liczba spada do 22). Do tego lawinowo przybywa tych samorządów gminnych (we wszystkich ich kategoriach), który wpływy budżetowe wzrosłyby o co najmniej 1/20. Byłoby ich aż tysiąc.

Na trzecim wariancie, najbardziej redystrybucyjnym, najwięcej  tracą gminy najbogatsze. Autorzy raportu za najbogatsze gminy uznali takie, które mają największy odsetek podatników z drugiego przedziału podatkowego, objętych 32-procentową stawką. Są w tym gronie różne typy gmin – miejskie, miejsko-wiejskie i wiejskie oraz miasta na prawach powiatu. Pierwszych 16 najbogatszych to: Warszawa, Sopot, podwarszawskie Michałowice, Stare Babice, Nadarzyn, Lesznowola, Konstancin, Piaseczno, Łomianki, Podkowa Leśna, Józefów, Izabelin, Jabłonna oraz Suchy Las, Osielsko i Dobra Szczecińska. Najwięcej zyskują gminy biedne. Konstancin straciłby ponad 30 proc. swoich dochodów, Łomianki i Podkowa Leśna – powyżej 20 proc., ale za to z drugiej strony o co najmniej 5 proc. zwiększyłyby się dochody aż 58 proc. gminy w Jedliczu.

Wariant czwarty jest szczególnie godzien uwagi, bo najbardziej realny do wprowadzenia. Na nim zyskuje 88 proc., a traci – 12 proc. wszystkich gmin. Te najbogatsze jednak tracą na nim bardzo wiele: w 9 gminach przychody budżetowe spadłyby o ponad 10 proc. (w Konstancinie aż o 20,5 proc.), a w 33 – o co najmniej 5 proc. Za to zyski byłyby bardzo równomiernie rozłożone: tylko dwie gminy śląskie Knurów i Gaszowice zwiększyłyby swe wpływy budżetowe o więcej niż 5 proc.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Kto straci, kto zyska

Ciekawe są też wyliczenia dla gmin, pogrupowanych w zależności od liczby ich ludności i charakteru (miasta powyżej 300 tys. mieszkańców, od 100 do 300 tys., od 20 do 100 tys., do 20 tys., oraz gminy położone w sąsiedztwie miast lub mających walory turystyczne. W takiej klasyfikacji tylko grupa miast powyżej 300 tys. mieszkańców straciłaby łącznie na PIT komunalnym w zaproponowanym przez Jarosława Nenemana i prof. Pawła Swianiewicza kształcie – w każdym z przedstawionych wariantów. Jednak nie każde z nich i nie w takim samym stopniu.

Podobnie jak w przypadku 12 głównych polskich metropolii: Warszawy, Łodzi, Krakowa, Wrocławia, Poznania, Gdańska, Katowic, Szczecina, Bydgoszczy, Lublina, Białegostoku i Rzeszowa. W każdym z wariantów zmniejszyły się dochody z PIT Warszawy (od ponad 15 do 30 proc., czyli nawet miliard złotych rocznie), Poznania – od 7 do 12 proc., Krakowa – od 4 do przeszło 10 proc., Wrocławia – od 5 do 11 proc., Katowic – od 1,5 do 8 proc. (mogłyby one jednak znacząco ograniczyć te straty, korzystając z możliwości zwiększenia o 1 proc. podstawowej, „odgórnej” stawki lokalnego PIT). We wszystkich wariantach zyskałaby Bydgoszcz – do 10 proc. dochodów z PIT. W trzech – Łódź (do 3 proc.), Białystok (do 10 proc.), Lublin (do 7 proc.) i Szczecin (do 5 proc.). Rzeszów byłby wygrany w dwóch wariantach.

Równie ciekawe jest zestawienie dla gmin sklasyfikowanych według ich zamożności (dochody per capita), w grupach decylowych, od 10 proc. najzamożniejszych do 10 proc. najbiedniejszych. W tym wyliczeniu wszystkie grupy zyskują (łącznie) na komunalnym PIT, a w grupie najmniej zamożnych gmin – każda z nich. Ten spłaszczający dysproporcje w wysokości gminnych dochodów efekt miałby olbrzymie znaczenie dla przyszłości tzw. janosikowego, które rząd chce zmienić.

Miałby, bo w wyniku wprowadzenia lokalnego PIT najbogatsze gminy płaciłyby dużo mniej janosikowego niż dziś. Jednak  nie o tyle mniej, żeby zrekompensować im w pełni straty z tytułu wprowadzenia komunalnego podatku dochodowego. Janosikowe płaci dziś 101 gmin (miejskich, miejsko-wiejskich i wiejskich) oraz 41 miast na prawach powiatu. Te, którym zmniejszone janosikowe nie zrekompensowałoby strat spowodowanych wprowadzeniem PIT-u komunalnego to m.in. Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Katowice (to jednocześnie gminy, jak i miasta na prawach powiatu), Sopot, Lesznowola, Podkowa Leśna, Piaseczno, Michałowice, Łomianki, Stare Babice, Konstancin, Nadarzyn, Jabłonna, Izabelin, Józefów, Suchy Las, Osielsko i Dobra Szczecińska.

Tak czy owak wyniki badań Jarosława Nenemana i prof. Pawła Swianiewicza wskazują, że PIT komunalny także w polskich warunkach byłby – obok zmodyfikowania podatku od nieruchomości – jednym z najbardziej optymalnych elementów ewentualnej głębszej reformy systemu finansowania samorządów lokalnych.

OF

(infografika D. Gąszczyk)
(infografika darek Gąszczyk)
Wpływ-wprowadzenia-PIT-komunalnego-na-dochody-samorządów-z-PIT
(infografika Darek Gąszczyk)
do Krzemins Udział-samorządów-w-PIT-i-CIT-w-2013-r.
(infografika Darek Gąszczyk)
Stawki-podatku-PIT-–-rządowego-i-komunalnego-
(infografika Darek Gąszczyk)
Zmiana-absolutna-dochodów-z-PIT-

Otwarta licencja


Tagi