Autor: Mateusz Machaj

Dr hab. nauk ekonomicznych, pracownik Uniwersytetu Wrocławskiego

Podatek progresywny nie musi być wysoki ani redystrybucyjny

W dyskursie o systemie podatkowym notorycznie powracają te same uproszczenia. Dwa z nich najsilniej: że opodatkowanie progresywne jest automatycznie wysokie i redystrybucyjne. Opodatkowanie progresywne nie musi być jednak ani wysokie, ani redystrybucyjne. Nie zależy to od systemu wartości, czyli od tego za jakim systemem podatkowym się opowiemy.
Podatek progresywny nie musi być wysoki ani redystrybucyjny

Progresja opodatkowania a jego wysokość to dwie różne sprawy. Podatki progresywne mogą być niskie. Analogicznie podatki liniowe mogą być wysokie. Progresja oznacza bowiem istnienie innych stawek dla poszczególnych grup dochodowych. Nie musimy nawet wymyślać hipotetycznych przypadków, lecz wystarczy odwołać się do doświadczeń konkretnych krajów.

Przykładowo w Hongkongu obowiązują cztery progresywne stawki podatkowe: 2 proc., 7 proc., 12 proc. i 17 proc. (do tego dochodzą pewne zwolnienia). Opodatkowanie jest z pewnością progresywne, ponieważ mamy cztery progi i to w znaczący sposób od siebie oddalone. Natomiast w krajach nadbałtyckich mieliśmy do czynienia z podatkami liniowymi, w pełni proporcjonalnymi. Jednakże w większej wysokości niż najwyższy próg hongkoński. W 2013 roku na Łotwie stawka wynosiła 24 proc., a w Estonii 21 proc. (w tych systemach również istniały zwolnienia). Na Litwie stawka wynosiła 15 proc., ale swego czasu nawet 33 proc.

Przypadki bałtyckie i hongkoński pokazują dobitnie, że nie należy mylić formy opodatkowania z jego rzeczywistą wielkością. Nie bez znaczenia pozostaje również sprawa nie tyle samych stawek ile progów dochodowych. Analizując przypadek Hong Kongu: inaczej będzie wyglądać system podatkowy, gdy ćwierć społeczności będzie w każdym progu, inaczej, gdy ponad 90 proc. obywateli znajdzie się w progu pierwszym, a jeszcze inaczej, gdy znajdzie się w progu czwartym. Co więcej, ktokolwiek stawiający tezę o „konieczności zwiększenia progresji podatkowej” nie mówi tak naprawdę nic o tym, czy podatki mają być wyższe, czy niższe.

Nie mówi również o tym, dla kogo należy je zwiększyć. Teza „zwiększmy progresję podatkową” może oznaczać (w Polsce progi wynoszą 0 proc., 18 proc., 32 proc.):

– podwyżkę podatków dla wszystkich (np. gdyby w Polsce stawki zaczęły wynosić 0 proc., 22 proc. i 42 proc. przy tych samych progach dochodowych)

– podwyżkę podatków dla najlepiej zarabiających (np. gdyby w Polsce stawki zaczęły wynosić 0 proc., 18 proc., 35 proc. przy tych samych progach).

– podwyżkę podatków dla zarabiających przeciętnie (np. gdyby w Polsce wprowadzono dodatkowy próg pomiędzy progami tak, że część z progu „18” wpadałaby w próg wyższy: 0 proc., 18 proc., 25 proc., 32 proc.).

– obniżkę podatków dla zarabiających trochę lepiej (np. gdyby w Polsce wprowadzono dodatkowo próg pomiędzy istniejącymi tak, że część z progu „32” spadłaby w próg niższy: 0 proc., 18 proc., 25 proc., 32 proc.).

– obniżkę podatków dla wszystkich (np. gdyby w Polsce obniżono stawki: 0 proc., 5 proc., 10 proc., 29 proc.).

Podobnych nie do końca analogicznych przykładów moglibyśmy mnożyć więcej.

Nie bez znaczenia przy tym pozostają rozważania dotyczące wielkości dochodu, który określa wielkość stawki podatkowej. Dlatego, jeśli ktokolwiek cokolwiek mówi o „zwiększaniu/zmniejszaniu progresji” albo wprowadzaniu „podatku liniowego” jako pewnego projektu „ideowego”, to nie mówi zbyt wiele. Tak samo nie mówią zbyt wiele dywagacje o „sprawiedliwości” systemu podatkowego, bo „sprawiedliwość” nie ma nic do rzeczy dopóki nie skonkretyzujemy na czym dokładnie dany system ma polegać.

Dobrym empirycznym przykładem na kontrowersje wokół systemu podatkowego może być ostatnia sprawa kwoty wolnej od podatku w Polsce, której projekt podniesienia został odrzucony przez Sejm. Wszyscy zwolennicy podniesienia kwoty opowiadali się tak naprawdę za zwiększeniem progresji podatkowej – za tym, aby większa część społeczeństwa znalazła się w najniższym progu podatkowym w wysokości 0 proc. (kwota wolna od podatku to tak naprawdę pierwszy próg o zerowej stawce podatkowej).

Idąc dalej tym tropem, widzimy, że sformułowanie „w Polsce ponad 90 proc. obywateli płaci stawkę liniową 19 proc., więc należy zwiększyć progresję podatkową” również niewiele jeszcze wyjaśnia, ponieważ zmiana może iść w radykalnie odmienne strony. Może oznaczać, że biedniejszej części tychże 90 proc. społeczeństwa obniży się stawki podatkowe, powiedzmy poprzez wspomniane zwiększenie kwoty wolnej, albo poprzez dodanie mniejszego progu dochodowego w wysokości na przykład 10 proc. (proszę zwrócić uwagę, że takie zwiększenie progresji obniża również podatki płacone przez najbogatszych). Może to jednak również oznaczać, że lepiej uposażonej części 90 proc. społeczeństwa podniesiona zostanie stawka podatkowa z 19 proc. na przykład na 30 proc.. Manipulacja progami dochodowymi nie pozostaje bez znaczenia i jest zasadniczym elementem składowym progresywnego systemu podatkowego.

Widzimy zatem, że sama dychotomia „progresja kontra liniowość” nie przesądza o wysokości opodatkowania. Progresywne podatki mogą być niskie, a podatki liniowe mogą być wysokie. Co więcej, niektóre podatki progresywne mogą być wysokie dla jednej grupy społecznej, a niskie dla innej (np. w przypadku dużej rozpiętości). Wszystko zależy od tego, jaka jest konkretna wielkość poszczególnych stawek oraz ile wynoszą progi dochodowe. W tych dwóch aspektach zawsze tkwi esencja systemu podatkowego, a nie w tym, czy będzie on „progresywny”, czy „liniowy”.

Niektórym czytającym te słowa może to wydać się trywialne. Niestety z lektury rozmaitych opinii wynika, że w ferworze publicystycznych dyskursów (zwłaszcza przesiąkniętych subiektywistycznymi dywagacjami o rzekomej „sprawiedliwości podatkowej”) często zapomina się o tychże właśnie podstawowych kwestiach.

Warto na koniec wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy dotyczącej systemu podatkowego. Otóż wbrew często powtarzanej opinii wysokie opodatkowanie, nawet opodatkowanie wysokie progresywne, nie musi oznaczać redystrybucji dochodowej między bogatymi i biednymi. Dobrym przykładem tego mogą być kraje skandynawskie, gdzie za usługi publiczne, finansowane ze środków państwowych, w dużej mierze płacą sami beneficjenci. Oznacza to, że korzystający z dóbr publicznych nie czynią tego w znaczący sposób na koszt bogatych podatników, lecz płacą po prostu wysoką cenę za to z własnej kieszeni.

Do tego warto pamiętać, że system podatkowy może powodować redystrybucję na rzecz bogatych pensji na pewnych stanowiskach, nawet jeśli pensja jest teoretycznie opodatkowana. Przykładowo jeśli minister rządu zarabia powiedzmy brutto 30 tysięcy złotych, a netto otrzymuje 20 tysięcy, to nie można twierdzić, że jego pensja jest „opodatkowana” na 10 tysięcy, ponieważ sama pochodzi z podatków. W gruncie rzeczy dla sytuacji budżetowej jest całkowicie neutralne, czy stwierdzimy, że minister zarabia 20 tysięcy przy zerowym podatku, 30 tysięcy przy podatku 1/3, czy nawet 100 tysięcy przy podatku 90 proc.

I choćbyśmy się nie wiadomo jak starali dyskutować o tym, jak to „sprawiedliwie” jest opodatkować takie pensje, to nie zmieni to faktu, że takie „opodatkowanie” jest swoistą księgową fikcją. Z dokładnie tych samych względów absurdem jest „opodatkowanie emerytur”, skoro same emerytury są finansowane z podatków. Zamiast określenia „opodatkowanie” prawidłowe byłoby w takim wypadku określenie „zmniejszenie”.

 

Otwarta licencja


Tagi