Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Podwójne życie dziekana Wall Street

Benjamin Graham, nauczyciel m.in. Warrena Buffetta, nie miał oszałamiających wyników inwestycyjnych – wynika z książki Joe Carlena „Einstein inwestowania. Życie i ponadczasowa mądrość finansowa Benjamina Grahama”.  
Podwójne życie dziekana Wall Street

W latach 1936–1956 średnia roczna stopa zwrotu spółki Graham Nemann Corporation wynosiła 17,5 proc. Indeks giełdowy S&P 500 wzrósł w tym okresie o 14,3 proc. Czy to są wyniki, jakich można oczekiwać po renomie Grahama, człowieka, na którego cześć Warren Buffett nazwał swojego syna (urodzonego w 1959 r. Howarda Grahama Buffetta)? Co więcej, wyniki inwestycyjne przyszłego „dziekana Wall Street” (tak nazwał się sam Graham w tytule swoich pamiętników) w latach 1945–1956 były o wiele słabsze niż w latach 1936–1944, gorsze nawet niż wynik indeksu giełdowego. Tzw. współczynnik beta dla tego portfela w tym okresie wynosił jednak 0,39 (jest on tym wyższy, im wyższa jest stopa zwrotu i im niższa jest zmienność – synonim ryzyka), a tzw. współczynnik alfa 7,7.

Ten ostatni oznacza, że wyniki inwestycyjne Grahama były o 7,7 proc. lepsze, niż powinny być dla portfela o takim ryzyku. A ryzyko to nie było wysokie, ponieważ doświadczenia życiowe wyrobiły w Grahamie silną awersję do wystawiania się na możliwość utraty pieniędzy.

Nietypowi nowi Amerykanie

Benjamin Graham urodził się 1894 r. w Londynie jako jeden z trójki rodzeństwa. Pradziadek Grahama ze strony matki – Jacob ben Isaac Gesundhei (1815–1878) – był przez kilka lat naczelnym rabinem Warszawy, którą to godność autor porównuje z pozycją papieża wśród katolików (wówczas w Warszawie była największa żydowska społeczność na świecie). Graham wspominał, że kiedy jego urodzona w Polsce matka kłóciła się z bratem, przechodziła na język polski, by dzieci nie mogły zrozumieć przekleństw.

Kiedy Graham miał rok, jego ojciec Isaac Grossenbaum (później zmienił nazwisko na Graham) postanowił przenieść się z rodziną do Nowego Jorku. Planował tam rozwój rodzinnej firmy Grossenbaum & Sons, która zajmowała się importem naczyń kuchennych i ozdób. W przeciwieństwie jednak do większość emigrantów, którzy przybywali w tamtym okresie do USA, rodzina była dość zamożna. Graham wspominał z dzieciństwa guwernantkę, kucharzy, pokojówki, złote zegarki i wakacje w Europie.

O ile amerykańska filia firmy rozwijała się doskonale, o tyle jej brytyjska część podupadła. W efekcie ojciec Grahama utrzymywał nie tylko swoją własną rodzinę, ale także swojego ojca i rodziny dziesięciorga swojego rodzeństwa. Wszystko to skończyło się w 1903 r., gdy Isaac Grossenbaum zmarł na raka. Jak wspominał Graham, spotkał się w domu z zapłakaną matką, która oświadczyła: „Moi biedni, biedni chłopcy, zostaliście sierotami”. Po śmierci Isaaca Grahama jego bracia próbowali prowadzić rodzinny biznes, ale nie potrafili. Spółka upadła, a matka Grahama żyła z wyprzedawania majątku. Graham wspominał, że pierwsze trzy lata po śmierci ojca uformowały jego charakter. Od dziewiątego roku życia pracował, m.in. sprzedawał gazety, udzielał lekcji matematyki, składał telefony.

Mimo ciężkich warunków nie rezygnował ze wszystkich przyjemności. Zauważył na przykład, że w Manhattan Tennis Club można było tanio (po 25 centów za trzy sztuki) kupić używane piłki do tenisa i skwapliwie z tego korzystał.

Los rodziny Grahamów nie oszczędzał. Nie udała się przemiana zajmowanego przez nich domu w pensjonat. A ponieważ wydali na ten cel wszystkie oszczędności, dom został sprzedany na publicznej aukcji, by pokryć długi. Dla młodego Grahama było to tak upokarzające, że tamto uczucie wstydu wspominał nawet 60 lat później. Jakby tego było mało, matka zainwestowała pieniądze, które zostały po sprzedaży domu, na giełdzie. Na kilka miesięcy przed krachem z 1907 r.

Na całe życie

Młody Graham nie tyle jednak przymierał głodem, co odczuł gwałtowny spadek standardu życia. Sam twierdził: „Lata biedy po śmierci ojca dotknęły mnie w niewielkim stopniu. Rozwinęły we mnie gotowość do ciężkiej pracy za niewielkie pieniądze i skrajną zachowawczość w ich wydawaniu”.

Autor podaje, że rodzina Grahama musiała żyć za 75 dol. (czyli około 1800 dol. według obecnej wartości pieniądza) miesięcznie. Według dzisiejszych kryteriów byłby to dochód poniżej granicy ubóstwa dla czteroosobowej rodziny w USA. Oczywiście ubóstwa jak na standardy jednego z najbogatszych krajów świata.

Trudne dzieciństwo nie przeszkodziło Grahamowi osiągać wybitnych wyników w szkole. W szóstej klasie zdawał mający złą sławę egzamin przygotowany przez kuratora Nowego Jorku , niejakiego Maxwella. Graham odpowiedział tylko na pięć z siedmiu pytań, bo pozostałe dwa były zapisane na drugiej tablicy, czego nie zauważył, pochłonięty pisaniem odpowiedzi. Co jednak najciekawsze, i tak osiągnął najlepszy wynik w całej szkole. Dyrektor wezwał go wówczas do siebie i oświadczył: „Gdybyś tylko odpowiedział na te dwa pytania, rozsławiłbyś swoje imię i całą szkołę”.

Nic zatem dziwnego, że przyszły „dziekan Wall Street” szkołę podstawową ukończył dwa lata przed czasem, a czteroletnie studia na renomowanym Uniwersytecie Columbia zaliczył w dwa i pół roku. Niezależnie od siebie trzy wydziały uczelni zaoferowały mu pracę. Ze względu na niezadowalające warunki finansowe nie zdecydował się jednak na żadną z tych ofert, choć bardzo tego chciał. Uważał, że jego obowiązkiem było zapewnienie bytu matce, rodzeństwu i swojej przyszłej rodzinie.

Wówczas to do dziekana Uniwersytetu Columbii Fredericka F. Keppela przyszedł pracownik nowojorskiej giełdy Alfred Newburger z firmy Newburger, Henderson i Loeb w sprawie kiepskich ocen swojego syna. Przy okazji poprosił o polecenie dobrego studenta do pracy… Wiosną 1914 r. Benjamin Graham rozpoczął pracę jako sprzedawca obligacji.

Pierwsze kroki

W tej dziedzinie nie odnosił jednak sukcesów. Zniechęcony oświadczył wspólnikom, że odchodzi, by zostać analitykiem statystycznym w innej firmie. Ci odpowiedzieli, że w takim razie czas założyć wydział statystyki w ich spółce i mianowali jego szefem Grahama. Już wkrótce okazało się, jak dobra była to decyzja.

W 1915 r. firma Guggenheim Exploration Company (GEC) miała zostać rozwiązana. Rodzina Guggenheimów zdecydowała się wycofać z prowadzenia takich interesów. W efekcie akcje firmy spadały. Graham zauważył, że do spółki należały istotne udziały w firmach wydobywających miedź. Co więcej, wartość akcji tych spółek była wyższa niż cena akcji GEC. Można było bez ryzyka zarobić, kupując te drugie za 68,88 dol. za sztukę, a sprzedając te pierwsze za 76,33 dol. Jak pisze autor, „to jak kupienie 9 dol. za 8 dol.”.

21 września 1976 r. Benjamin Graham zmarł we śnie. Niedługo potem wartość jego majątku oszacowano na 3 mln dol. Mało, bo jeszcze przed śmiercią rozdał większość. Wśród osób, które doświadczyły jego szczodrości, byli m.in. niemieccy emigranci, którzy próbowali sobie ułożyć życie w USA po II wojnie światowej. Drogie prezenty od Grahama (z okazji narodzin dzieci) dostawał m.in. Warren Buffett, kiedy nie był jeszcze tak zamożny.

Przytoczone anegdoty, to tylko ułamek wszystkich, które zawarte są w publikacji i które sprawiają, że książkę Joe Carlena czyta się bardzo dobrze. A warto wiedzieć, jakim człowiekiem był Benjamin Graham, człowiek którego książka o analizie papierów wartościowych („Inteligentny inwestor”) po 65 latach od wydania jest najlepiej sprzedającym się tytułem biznesowym i 34. najlepiej sprzedającą się książką w ogóle w największej internetowej księgarni Amazon.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane