Program BRIdge Alfa bez amerykańskich potentatów

Wśród podmiotów, które wspólnie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju będą wspierać komercjalizację innowacyjnych pomysłów, nie ma prestiżowych funduszy inwestycyjnych z Doliny Krzemowej. Grono wyłonionych inwestorów daje jednak nadzieję, że efekt będzie lepszy niż tylko dofinansowanie dla pewnej grupy firm.
Program BRIdge Alfa bez amerykańskich potentatów

(infografika Darek Gąszczyk/ CC BY-NC by freefotouk)

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju stworzyło program BRIdge Alfa z myślą o finansowaniu i rozwijaniu pomysłów, które mogą się przerodzić w obiecujące, innowacyjne firmy. Te zaś mogą wzbudzić zainteresowanie funduszy venture capital i pozyskać kolejną porcję kapitału na dalszy rozwój. Maksymalny poziom dofinansowania pojedynczego przedsięwzięcia z programu wynosi 1 mln zł. Całkowity budżet programu to kwota rzędu 150 mln zł. Środki na sfinansowanie programu mają pochodzić w 80 proc. od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, a pozostałe 20 proc. ma wyłożyć osiem wyłonionych w wyniku kwalifikacji firm i organizacji partnerskich.

Prawie 200 przedsięwzięć, które zostaną sfinansowane dzięki programowi, to z pewnością za mało, by mogły one stać się fundamentem systemu innowacyjnych firm, który wpłynąłby na poprawę wizerunku Polski jako gospodarki innowacyjnej. Program mógłby natomiast być niezwykle skutecznym instrumentem o charakterze marketingowym, przyciągającym nowych inwestorów.

Wielcy nieobecni

Gdyby do udziału udało się zachęcić powszechnie znane fundusze venture capital ze Stanów Zjednoczonych, a w szczególności z Doliny Krzemowej, wówczas moglibyśmy liczyć na to, że BRIdge Alfa będzie uważnie obserwowany za oceanem. Stałby się wtedy magnesem dla innych funduszy i być może uruchomiłby efekt kuli śniegowej. Niestety wśród uczestników programu nie ma tych amerykańskich potentatów.

– Pozyskanie znanych funduszy, których poczynania są pilnie śledzone, byłoby z pewnością właściwym posunięciem w celu zwrócenia uwagi szerszego grona inwestorów na polski rynek. Ważne jest jednak to, żeby nastąpiło to we właściwym momencie, żeby istniały wszystkie elementy niezbędne do zbudowania całego systemu. W przeciwnym razie te pełne dobrych intencji wysiłki skończą się porażką – mówi Tomasz Tunguz, partner w działającym w Dolinie Krzemowej funduszu Redpoint Ventures (polskie imię nie jest przypadkiem, dziadek Tomasza Tunguza pochodził z Łodzi).

Pytany o przyczyny nieobecności funduszy amerykańskich w Polsce wyjaśnia, że nie muszą one wynikać z niechęci do polskiego rynku, tylko z atrakcyjności innych, znacznie większych rynków, na których względnie łatwiej można znaleźć potencjalne przedmioty inwestycji. Dlatego amerykańskie fundusze działają głównie na swym rynku macierzystym oraz w Brazylii i Chinach.

Założyciel Skype’a uwierzył w Polskę

Tomasz Grzybowski, członek komitetu inwestycyjnego zakwalifikowanej do programu fundacji Globe Forum, uważa, że przyczyn braku zaangażowania znanych funduszy w program BRIdge Alfa mogło być wiele i nie musiały one wynikać z braku ich zainteresowania Polską.

– Wynosząca blisko 20 mln zł kwota, którą będzie mógł zainwestować każdy wehikuł, mogła być za mała dla funduszy amerykańskich. Mogło też być wiele innych przesłanek. Jednego jednak jestem pewien: dobrych pomysłów na biznes, w które mogą być zainwestowane środki pochodzące z programu, nie zabraknie – wyjaśnia Tomasz Grzybowski.

Według niego istnieją jednak podstawy do optymistycznej oceny podmiotów, które będą realizować program BRIdge Alfa wspólnie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Według niego bardzo cennym nabytkiem jest izraelski fundusz Giza, który wspiera fundację Startup Hub Poland. Podkreśla on także, że w innym programie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju bierze udział bardzo ceniony duży izraelski fundusz venture capital Pitango. Tomasz Grzybowski zwraca uwagę, że izraelski rynek venture capital jest w tej chwili jednym z najbardziej dynamicznych na świecie i polskie doświadczenia Gizy mogą być bacznie obserwowane przez zarządzających pozostałymi izraelskimi funduszami. Dodaje też, że współzałożycielem Globe Forum jest Johan Gorecki, szwedzki przedsiębiorca z polskimi korzeniami, w przeszłości zaangażowany w utworzenie firmy Skype, sprzedanej eBayowi w 2005 roku za 4,1 mld dol. Udział takich osób w programie BRIdge Alfa w ocenie Tomasza Grzybowskiego również nie powinien być przeoczony w środowisku inwestorów zarządzających funduszami venture capital.

Wstrzemięźliwość banków i ubezpieczycieli

Nieobecność amerykańskich funduszy venture capital w państwowych programach, których celem jest stworzenie rynku venture capital, nie jest jednak tak bardzo zaskakująca jak to, że nie uczestniczą w nich praktycznie w ogóle polskie instytucje finansowe. Według Piotra Gębali, eksperta z wieloletnim doświadczeniem w tworzeniu funduszy kapitałowych i zarządzaniu nimi, są dwie główne przyczyny tego, dlaczego polskie firmy z sektora finansowego nie uczestniczą w budowaniu rynku inwestujących we wczesne stadia rozwoju przedsiębiorstw funduszy typu start-up, seed i venture capital. Pierwsza z nich jest historyczna i ma źródła w doświadczeniach lat 90., kiedy banki podejmowały próby tworzenia takich funduszy.

– Ich działalność nie skończyła się spektakularnymi porażkami, ale też efekty były słabsze od oczekiwanych. Zdobyte przez pracowników banków zaangażowanych w tworzenie funduszy i zarządzanie nimi know-how zostało później wykorzystane w rozwijaniu bankowości inwestycyjnej, a finansowane aktywów o największym ryzyku, czyli typowych dla segmentu venture capital, zostało niemal całkowicie przez banki zaniechane. Doświadczenia tamtego okresu są nadal żywe i stąd dystans menedżerów bankowych wobec pomysłów tworzenia nowych funduszy – mówi Piotr Gębala.

Regulacje duszą rynek

Drugi powód jest dziś bardziej aktualny niż w przeszłości, a wiąże się on z podejściem Komisji Nadzoru Finansowego, która według Piotra Gębali przez swą nadmierną skrupulatność w podejściu do zarządzania ryzykiem zniechęca banki i firmy ubezpieczeniowe do podejmowania nowych prób tworzenia funduszy.

– Postawa nadzoru finansowego w Polsce może też wyjaśniać niechęć dużych zagranicznych firm specjalizujących się w zarządzaniu inwestycjami typu venture capital do uruchamiania funduszy w Polsce. Jeśli chodzi o podaż projektów, które mogłyby być finansowane z takiego źródła, Polska jest atrakcyjnym rynkiem, ale w innych krajach europejskich, np. w Holandii, Wielkiej Brytanii, nie wspominając już o europejskich rajach, otoczenie prawno-administracyjne nie jest tak restrykcyjne jak w Polsce i dlatego choćby tak fundamentalna czynność jak uzyskanie pozwolenia nadzoru na działalność funduszu trwa kilka tygodni, a nie miesięcy – mówi Piotr Gębala.

Według niego ze względu na rosnącą konkurencję o aktywa niższego ryzyka banki zaczynają jednak dojrzewać do tworzenia wehikułów inwestujących w firmy na wczesnym etapie rozwoju. Pozytywne zmiany prawne ułatwiające tworzenie takich funduszy i realizowanie transakcji mogłyby ten proces zdecydowanie przyspieszyć. Mogłyby też przyciągnąć do naszego kraju niektóre ze znanych globalnych funduszy. Dzięki tylko kilku takim spektakularnym ruchom uwagę na Polskę zwróciłoby światowe środowisko funduszy venture capital, a kolejne inwestycje miałyby już charakter reakcji łańcuchowej.

infografika: Darek Gąszczyk

infografika: Darek Gąszczyk

OF

(infografika Darek Gąszczyk/ CC BY-NC by freefotouk)
infografika: Darek Gąszczyk

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Sektor technologiczny w Rosji i Ukrainie w obliczu wojny

Kategoria: Analizy
Mimo wysokiego poziomu wykształcenia technicznego w Rosji innowacyjność jej sektora technologicznego jest stosunkowo niska. Jedną z istotnych przyczyn tej sytuacji jest trwająca od wielu lata migracja specjalistów, którą wojna znacznie przyśpiesza.
Sektor technologiczny w Rosji i Ukrainie w obliczu wojny