Autor: Martin Feldstein

Był profesorem ekonomii na Harvardzie, publicystą Project Syndicate.

Republikanie chcą narzucić Fed nową regułę

Rezerwa Federalna prowadzi z członkami Kongresu walkę w sprawie proponowanej ustawy, która zawiera wymóg stosowania przez Fed formalnej reguły prowadzenia polityki pieniężnej. Fed boi się, że ustawa ta ograniczy jego niezależność. Jej zwolennicy dowodzą natomiast, że w efekcie stopa wzrostu [gospodarczego] będzie bardziej przewidywalna, a inflacja niższa. Kto ma rację?
Republikanie chcą narzucić Fed nową regułę

Martin Feldstein

W celu zrozumienia tego konfliktu przydatne będzie porównanie niezależności Fed z niezależnością Banku Anglii (BoE) oraz Europejskiego Banku Centralnego (EBC).

Bank Anglii ma „niezależność co do instrumentów” [„instrument independence”], ale nie dysponuje on „niezależnością co do celu” [„target independence”]. Cel czyli poziom stopy inflacji ustala szef resortu skarbu zostawiając BoE decyzję, za pomocą jakiej polityki ma on być osiągnięty. Jeśli inflacja odchyli się od celu o więcej niż 1 punkt procentowy w którąś stronę, gubernator BoE musi skierować do szefa resortu skarbu list otwarty z wyjaśnieniem, dlaczego tak się stało (i co bank proponuje z tym zrobić).

Przed EBC natomiast Traktat z Maastricht postawił wprawdzie zadanie utrzymywania „stabilności cen”, ale zostawił mu swobodę ustalania jej operacyjnej definicji. Europejski Bank Centralny definiuje stabilność cen jako roczną inflację nie mniejszą niż 2 proc. ale bliską temu poziomowi. Ze względu na strukturę Europejskiej Unii Walutowej nie ma rządowego nadzoru nad EBC, który dysponuje zarówno „niezależnością co do instrumentów” jak i „niezależnością co do celu”, choć istnieją ograniczenia, dotyczące konkretnych rozwiązań.

Fed jest „niezależny”, ale jedynie w bardzo specyficznym sensie: w stosunku do wykonawczych agend rządu. Choć bowiem prezydent USA może zlecać agendom administracyjnym, jak Departament Handlu czy Departament Skarbu podjęcie określonych działań (pod warunkiem, że nie kolidują one z obowiązującymi przepisami), to administracja nie może nakazywać Fed jak ma on ustalać stopy procentowe, wymogi co do rezerw czy inne aspekty polityki pieniężnej.

Choć jednak Fed jest niezależny od Białego Domu, to nie jest niezależny od Kongresu. Fed został powołany mocą prawnych decyzji Kongresu, które obarczyły go „podwójnym mandatem” utrzymywania stabilności cenowej i maksymalnego zatrudnienia. Od Fed zależy natomiast sformułowanie operacyjnych definicji tych celów oraz polityki, potrzebnej do ich osiągnięcia. Proponowane rozwiązania ustawowe odbiłyby się zatem zarówno na jego niezależności „co do celu” jak i „co do instrumentów”.

Stabilność cenową Fed postanowił określić jako „inflację roczną w średnim okresie na poziomie dwóch procent, mierzoną wskaźnikiem wzrostu cen wydatków konsumpcyjnych”. W ciągu ostatnich 12 miesięcy stopa wzrostu tych cen wynosi około 1,5 proc. Stan pełnego zatrudnienia nie został wprawdzie zdefiniowany, wielu ekonomistów uważa jednak, że jego odpowiednikiem jest stopa bezrobocia na poziomie około 5,5 proc. Ostatnio jej poziom wyniósł 6,1 proc.

Proponowana ustawa (Federal Reserve Accountability and Transparency Act), która odzwierciedla obawy, że stosowana obecnie przez Fed polityka niskich stóp procentowych doprowadzi do wyższej inflacji – przewiduje wymóg ustalenia przez Fed formalnej procedury ustalania mającej kluczowe znaczenie krótkoterminowej stopy procentowej, czyli „stopy funduszy federalnych”. A dokładnie mówiąc, projekt ten sugeruje specyficzną regułę ustalania stopy procentowej (Reference Policy Rule), choć jednocześnie daje Fed szanse przyjęcia innej reguły pod warunkiem wyjaśnienia Kongresowi, dlaczego ją woli.

Reference Policy Rule to w istocie reguła, zaproponowana po raz pierwszy w 1993 roku przez Johna Taylora z Uniwersytetu Stanforda i oparta na dokonanych przezeń statystycznych szacunkach skutków działań, podejmowanych przez Fed pod kierownictwem Paula Volckera oraz Alana Greenspana w okresie, gdy niska była zarówno stopa inflacji, jak i stopa bezrobocia. Stanowi ona, że stopa funduszy federalnych winna wynosić 2 proc. plus bieżąca stopa inflacji plus połowa różnicy między bieżącą i zamierzoną stopą inflacji plus połowa różnicy (w punktach procentowych) między bieżąca stopą wzrostu PKB i osiąganą przy pełnym zatrudnieniu.

Wszystko to sugeruje, że gdy w gospodarce jest pełne zatrudnienie, a inflacja zgodna jest z celem, to stopa funduszy federalnych powinna wynosić 2 proc. plus stopa inflacji. Gdy inflacja przekracza cel, powinna być ona od tej wartości wyższa, a w sytuacji, gdy tempo wzrostu PKB jest mniejsze, niż byłoby przy pełnym zatrudnieniu – powinna być od niej niższa.

Ta reguła mimo wszystko umożliwia Fed znaczą dowolność postępowania z uwagi na niepewność, dotyczącą poziomu PKB przy pełnym zatrudnieniu. Fed mógłby dowodzić, że luka między rzeczywistym PKB a możliwym do osiągnięcia przy pełnym zatrudnieniu jest większa niż sugeruje wynosząca 6,1 proc. stopa bezrobocia. Mógłby się przy tym powoływać na to, że duża liczba pracowników zatrudniona jest w niepełnym wymiarze, choć woleliby pracować na cały etat, a także na wyraźny spadek stopy aktywności zawodowej. Jeśli – jak sugerują szacunki Biura Budżetowego Kongresu [Congressional Bugdet Office] – luka PKB wynosi 4 proc., to optymalna stopa funduszy federalnych powinna zgodnie z regułą Taylora wynosić około 1,25 proc. (2+1,5 -0,25 -2), tymczasem obecnie jest to zaledwie 0,1 proc.

Wprawdzie w ciągu następnych 12 czy 8 miesięcy stopa funduszy federalnych może się zbliżyć do 1 proc., wtedy jednak obliczenia według reguły Taylora sugerować będą jeszcze wyższy jej poziom, bo zmniejszy się luka PKB. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że stopa funduszy federalnych nie jest już – jak kiedyś – kluczowym narzędziem Fed, gdyż amerykańskie banki mają ogromne rezerwy ponadnormatywne [excess reserves], nagromadzone w efekcie polityki „łagodzenia ilościowego” (skupowania obligacji). Fed będzie się więc koncentrował raczej na oprocentowaniu tych ponadnormatywnych rezerw.

W proponowanej ustawie pełno jest wygórowanych i niemożliwych wręcz wymogów. Kontrolowana przez Republikanów Izba Reprezentantów być może nie zdoła jej więc przegłosować i to nawet w zmodyfikowanej formie. Gdyby do tego doszło, to w kontrolowanym przez Demokratów Senacie ustawa nie przejdzie. Jeśli jednak w następnych wyborach Republikanie zyskają większość w Senacie, to na biurku prezydenta może wylądować jakaś ustawa wymagająca prowadzenia polityki pieniężnej według proponowanej reguły. Prezydent może ją zawetować, ale jeśli po wyborach w 2016 roku prezydentem będzie republikanin, to może tego nie zrobić.

Niewątpliwie Fed obawia się, że jeśli dojdzie do przyjęcia zasady, iż potrzebne jest stosowanie formalnej reguły, to Kongres może ten wymóg zaostrzyć, wymuszając tym samym bardziej restrykcyjną politykę pieniężną. Właśnie dlatego nowa przewodnicząca Fed, Janet Yellen, podczas ostatniego przesłuchania w Kongresie tak energicznie przeciwstawiała się nowym przepisom.

Jedno jest pewne: projekt ustawy wywierać będzie na Fed nacisk, by zwracał większą uwagę na inflację i unikał utrwalenia jej wskaźnika na poziomie powyżej 2 proc. Inaczej mogłoby dojść do ograniczenia operacyjnej niezależności Fed i zmuszenia go do wyraźniejszego skupiania się na mandacie dotyczącym inflacji.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

 

Martin Feldstein

Tagi


Artykuły powiązane

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją