Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Upadłość, to nadal w Polsce teren mało znany, słabo zbadany

Postępowania upadłościowe są nieskuteczne jeśli chodzi o odzyskiwanie wierzytelności. System tworzy w obrocie gospodarczym ryzyka, których ofiarą mogą paść wszystkie jego strony. Nowe prawo restrukturyzacyjne i znowelizowane upadłościowe wiele może zmienić na korzyść, o ile Sejm zdąży je uchwalić – mówi Sylwia Morawska, prokurator i ekonomistka.
Upadłość, to nadal w Polsce teren mało znany, słabo zbadany

Sylwia Morawska

ObserwatorFinansowy.pl: System naprawy i restrukturyzacji firm oraz upadłości – co wiemy od dawna – bardzo źle działa. Czy to zjawisko tworzy ryzyko dla obrotu gospodarczego?

Sylwia Morawska: Postępowania egzekucyjne charakteryzuje bardzo niska skuteczność i wysokie koszty. W efekcie mamy brak rzeczywistej ochrony prawnej obrotu gospodarczego, a także brak ekonomicznej motywacji – i po stronie wierzycieli, i po stronie dłużników. Koszty regulacji i działania systemu są wyższe niż korzyści dla przedsiębiorców, a niesprawny system egzekucji prowadzi do nadużyć ze strony nieuczciwych przedsiębiorców.

Co w tym systemie nie działa?

Właściwie wszystko. W latach 2004-2010 było 28517 wniosków o upadłość, co stanowiło 0,02 proc. ogółu podmiotów zarejestrowanych w systemie REGON. Z tego zaledwie 901 to upadłości restrukturyzacyjne, a reszta – likwidacyjne. Obecne regulacje prawne wymuszają na sędziach automatyzm w podejmowaniu decyzji, więc sądy takie decyzje podejmują. Syndycy masy upadłościowej nie do końca są zainteresowani szybkim kończeniem postępowań, co powoduje ich przewlekłość, a poza tym podnosi koszty. W dodatku na jednego syndyka przypada duża liczba upadłości.

Wierzyciele prywatno-prawni, czyli np. przedsiębiorcy, nie są zainteresowani składaniem wniosków o egzekucję należności, bo są zaspokajani w ostatniej kolejności. Na dodatek drobni wierzyciele nie są zainteresowani składaniem wniosków o upadłość dłużnika, bo gdy upada, to często tracą główne źródło dochodu. Zarządy dłużników składają wnioski o upadłość z opóźnieniem, gdyż oznacza to przyznanie się do porażki albo też wynika z chęci wyprowadzenia majątku. Mimo, iż prawo nakłada poważne sankcje za zbyt późne złożenie wniosku, sankcje te są nieefektywne, co zachęca do zwłoki i często w firmach nie ma już majątku na zaspokojenie wierzycieli (>>czytaj również: Restrukturyzacja bez odium upadłości).

Ile należności jest odzyskiwanych?

Tak zwana stopa odzysku jest bardzo mała. Badania nad skutecznością postępowań upadłościowych w ramach grantu unijnego, kierowane przez profesor Elżbietę Mączyńską, przyniosły najszerszą analizę praktyki sądowej w tej kategorii spraw. Pokazują one, że w drodze egzekucji syngularnej, czyli prowadzonej w ten sposób, że wierzyciel osobiście uzyskuje tytuł wykonawczy w sądzie i z tym tytułem udaje się do komornika, który w jego imieniu prowadzi egzekucję na koszt dłużnika, wierzyciele odzyskują raptem 10 proc. należności. Dokładnie, za rok 2013 było to 10,39 proc. Z blisko 2,8 mld zł udało się wyegzekwować nieco ponad 290 mln zł. Postępowanie trwało przeciętnie rok. Wierzycielom się to po prostu nie opłaca.

A w sytuacji, kiedy jest wielu wierzycieli i prowadzone są postępowania upadłościowe?

Mamy wtedy do czynienia z trybem egzekucji zbiorowej. To postępowanie upadłościowe prowadzone przez syndyka pod nadzorem sędziego komisarza sądu rejonowego. Przeprowadziliśmy badania w całej apelacji białostockiej oraz w sądach rejonowych w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie. Wynika z nich, że średni wynik odzyskiwanych należności to 17,5 proc.

Skąd takie wyniki? Raport Banku Światowego „Doing Business” mówi, że wierzyciele odzyskują 50 proc. należności.

Badania „Doing Business” prowadzone są w formie wywiadów z przedsiębiorcami, syndykami, sędziami i pokazują ich subiektywną ocenę. Natomiast moje badania prowadziłam na podstawie sądowych akt. To są twarde wyniki pokazujące, ile faktycznie odzyskiwali wierzyciele. To jest w aktach. Ankieta będąca podstawą raport „Doing Business” przeprowadzana jest w Warszawie. Badania akt pokazują, że w Warszawie odzyskiwanych jest w drodze upadłości 11 proc. wierzytelności, a nie połowa.

Czy to znaczy, że ryzyko w obrocie gospodarczym jest faktycznie wyższe niż ocenia to Bank Światowy?

Może dobrze, że wyniki raportu są takie, bo tworzy on klimat inwestycyjny. Natomiast rzeczywistość jest znacznie gorsza.

Rozumiem drobnego producenta serów z prowincji, który dostarcza je do wielkiej sieci handlowej, ta nie płaci, ale on czeka, bo może kiedyś zapłaci…

Czeka na zapłatę i to nieraz bardzo długo. W ten sposób duzi przedsiębiorcy wykorzystują swoją pozycję na rynku. Z kolei duży wierzyciel nie składa wniosku o ogłoszenie upadłości, bo niewiele odzyska. Niska stopa odzysku go zniechęca.

Jaki jest powód tego, że odzyskuje się tak niewielkie procentowo kwoty?

Jest ich kilka. Około 40 proc. wartości masy upadłości pożerają koszty postępowania. Im dłużej postępowanie trwa, tym koszty bardziej rosną. Przeciętnie w kraju trwa ono około 26 miesięcy. Syndykom nie zależy na szybkim przeprowadzeniu postępowania, bo wynagradzani są za to, że pełnią swoją funkcję. Nie ma motywatorów do szybkiego kończenia postępowania.

Jak się patrzy na całe prawo upadłościowe i jego funkcjonowanie, to najwięcej korzyści z niego mają syndycy, a nie wierzyciele czy obrót gospodarczy. Na koszty składa się nie tylko wynagrodzenie syndyka, ale również utrzymanie masy upadłościowej i podatki. Mamy poza tym kolejność wierzycieli w odzyskiwaniu należności. W pierwszym rzędzie są to koszty postępowania, potem należności ze stosunku pracy i inne, a następnie podatki i inne daniny publiczne, zaś na samym końcu – prywatno-prawni. To kolejny powód, dla którego wierzyciele nie są zainteresowani odzyskiwaniem długów. Wiadomo, że zwykły wierzyciel niewiele dostanie z majątku firmy, która ma wysokie zaległości podatkowe czy wobec ZUS. W badanych sprawach okazało się, że należności odzyskują głównie wierzyciele publiczno-prawni.

Jakie są jeszcze powody?

Postępowanie upadłościowe rozpoczynane jest bardzo późno. W trakcie egzekucji zbiorowej syndyk sprzedaje przedsiębiorstwo w całości albo spienięża składniki. Gdy postępowanie upadłościowe rozpoczynane jest późno, nie dochodzi do sprzedaży przedsiębiorstwa i syndyk sprzedaje tylko składniki majątkowe, co zwykle jest mniej opłacalne.

Dostaje za to grosze…

Może nie ma chętnych do kupna majątku… Albo chętni o nim nie wiedzą. Mogłoby temu przeciwdziałać stworzenie centralnego rejestru upadłości, co zresztą przewidziane jest w nowym prawie. Będą tam ogłaszane składniki majątku przeznaczone do sprzedaży w skali całego kraju. To może poprawić efektywność i zwiększyć transparentność tych postępowań. Obecnie jedynie Sąd Rejonowy w Warszawie prowadzi taki rodzaj „allegro”, na którym ogłasza upadłości i składniki majątkowe do sprzedaży. To oddolna inicjatywa sądu, natomiast po stronie państwa taki rejestr powinien już dawno powstać.

Jak dłużnicy bronią się przed spłatą zobowiązań?

Często niezgodnie z prawem, ale skutecznie. Najczęściej przenoszą cały majątek na nowy podmiot, co jest przestępstwem. Dalej prowadzą działalność gospodarczą i unikają egzekucji. Wierzyciel wtedy nie ma nawet co odzyskać.

Nikt tego nie ściga?

To ewidentna słabość naszego państwa. Oczywiście można ich ścigać, ale musi być najpierw złożone zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Badałam liczbę postępowań przygotowawczych i liczba skazań jest w tym przypadku bardzo niewielka. Skala takich przestępstw jednak nie jest znana, ale najczęściej jest tak, że gdy przedsiębiorcy składają wniosek o ogłoszenie upadłości, to już majątku w firmie nie ma.

Mówimy też o reżyserowanych upadłościach, czyli o umyślnym albo lekkomyślnym doprowadzeniu do upadłości. Za to nikogo jeszcze nie skazano. Tymczasem liczba sankcji za niezłożenie wniosku w terminie jest zresztą ogromna: odpowiedzialność karna, zakaz prowadzenia działalności gospodarczej na 3 do 10 lat, odpowiedzialność za zobowiązania spółki, czyli np. za niezapłacone podatki, i jeszcze inne. Stosunkowo najczęściej sądy orzekają zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, od 200 do 300 rocznie. W 2012 roku na 1428 takich wniosków orzeczeń o zakazie było 538. Ale – co ciekawe – aż jedna czwarta menedżerów w ogóle nie wie, że za zbyt późne złożenie wniosku o upadłość grożą sankcje. Natomiast za niezgłoszenie upadłości w terminie w latach 2004-2010 skazano 5 osób.

Czemu tak mało?

Jest bardzo niska liczba złożonych zawiadomień o popełnieniu przestępstwa. A jak już nawet zawiadomienie zostanie złożone, to postępowania są umarzane albo spotykają się z odmową prowadzenia. W tym obszarze jesteśmy naprawdę bardzo słabi.

Po co się reżyseruje upadłości?

Na przykład wykupuje się przedsiębiorstwo, a potem doprowadza je do upadłości, żeby zlikwidować konkurencję. To ciemna liczna i zupełnie niezbadany obszar.

Na jakiej podstawie można sądzić, że upadłość jest reżyserowana lub zanim złożono wniosek majątek został wyprowadzony?

W latach 2004-2010 było ponad 28 tys. wniosków o ogłoszenie upadłości, a oddalono ponad 6 tys. z powodu braku majątku na pokrycie samych kosztów postępowania. Czyli naprawdę wnioski zostały złożone zbyt późno.

Co się stało z tymi firmami?

To bardzo ciekawy temat do badań, ale ich jeszcze nie przeprowadzono. Czy przetrwały i dalej prowadzą działalność gospodarczą, czy po prostu w rejestrach KRS lub Centralnej Ewidencji Informacji o Działalności Gospodarczej funkcjonują tylko dlatego, że nikt ich stamtąd nie wykreśla?

Jak zombie?

Mogą to być zombie. Generalnie przyjmuje się, że można wykreślić z rejestru przedsiębiorstwo po przeprowadzeniu postępowania likwidacyjnego, kiedy wierzyciele zostaną już spłaceni. A nie zostają spłaceni, jeśli wniosek został oddalony. Taki podmiot więc dalej funkcjonuje. Możemy zawrzeć z nim umowę.

Może być wykorzystywany do fraudów?

Tego nie można wykluczyć. Poza tym nie wszystkie podmioty wpisane do KRS składają sprawozdania, w związku z czym trudno uzyskać informację, jaka jest sytuacja finansowa takiego podmiotu. W ten sposób w gospodarce może następować efekt domina. Fakt, że państwo dopuszcza do takiej sytuacji, jest kuriozalny.

Na niedawnym Kongresie Bankowości Detalicznej mówiła pani, że sąd we Wrocławiu potrafi odzyskiwać 35 proc. należności, koszty postępowania są niższe, a w Warszawie zaledwie 11 proc. Skąd takie różnice?

Może to zależy od sprawności sędziów i syndyków. Generalnie wszyscy sędziowie, którzy prowadzą postępowania upadłościowe, są dobrze wyedukowani, mają też bardzo rozległą wiedzę nie tylko prawną, ale i ekonomiczną i z obszaru rachunkowości.

Ale na ogół idą po najmniejszej linii oporu. Decydują o likwidacji, zamiast szukać sposobu, by firmę uratować.

Ten automatyzm narzucają regulacje. Wystarczy, że mamy dwóch wierzycieli i zobowiązania przekroczą wartość majątku albo dłużnik nie reguluje swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych i sąd ogłasza upadłość. Nie brane jest pod uwagę to, czy przedsiębiorca rokuje nadzieje oraz tło społeczne.

Tam, gdzie restrukturyzacja przyniosłaby lepsze długofalowe efekty…

Z powodu tego automatyzmu decyzyjnego – prócz innych przyczyn – wnioski są składane tak późno. A wtedy o restrukturyzacji nie ma co mówić. W latach 2004-2010 ogłoszono ich zaledwie 901 na ponad 28,5 tys. postępowań. W ten sposób nakręca się taka spirala – przedsiębiorcy nie składają wniosku, bo boją się, że sąd ogłosi upadłość likwidacyjną, a gdy go już złożą, tylko likwidacja jest możliwa.

Czy nowe prawo restrukturyzacyjne, nad którym w listopadzie prace zaczął Sejm, przerwie to błędne koło nieskuteczności?

Sens ekonomiczny nowych regulacji polega na tym, żeby ratować przedsiębiorcę, który ma czasowe kłopoty z płynnością, i dokonywać szybkiej likwidacji przedsiębiorstw nierentownych, które utraciły płynność finansową. Postępowania restrukturyzacyjne, w tym naprawcze będzie się toczyło wobec niewypłacalnych i wobec zagrożonych niewypłacalnością. Do tej pory postępowanie naprawcze toczyło się tylko wobec zagrożonych, a przedsiębiorcy, którzy nie byli w stanie regulować na bieżąco zobowiązań, automatycznie byli objęci upadłością.

Poprawią się przepisy o sankcjach za zbyt późne złożenie wniosku o upadłość?

Myślę, że wyciąganie konsekwencji to jedna sprawa, natomiast powinny być motywatory pozytywne. Nowe prawo w większym stopniu stawia na zawieranie układu. Menedżerowie będą mieli możliwość zawarcia ugody przedsądowej, którą sąd tylko akceptuje. Będzie restrukturyzacja uproszczona, restrukturyzacja i właśnie postępowanie naprawcze. Menedżer będzie miał więcej możliwości zamiast prostej drogi do upadłości.

A syndycy przestaną przewlekać postepowania?

Będą motywowani za czas, stopień skomplikowania sprawy i stopę odzysku dla wierzycieli. Zlikwidowane zostanie uprzywilejowanie podmiotów publiczno-prawnych. Problem polega na tym, że przewidziano liczne ścieżki restrukturyzacyjne, ale nie przewidziano kształcenia odpowiedniej kadry do przeprowadzania postępowań restrukturyzacyjnych. Mają nimi być syndycy, którzy dotychczas likwidowali przedsiębiorstwa. Może powinno się zlecać prowadzenie takich postępowań menedżerom z biznesu, a sami syndycy pilnowali by jedynie interesów państwa. Ma też zostać wprowadzony ogólnopolski rejestr upadłości. Obawiam się jednak, czy Sejm zdąży uchwalić ustawę do końca kadencji.

Rozmawiał: Jacek Ramotowski

Sylwia Morawska jest doktorem habilitowanym w Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie SGH oraz prokuratorem Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zainicjowała innowacyjne badania nad skutecznością instytucjonalnego otoczenia biznesu w Polsce i gwarancji pewności obrotu. Jest autorką koncepcji edukacji ekonomicznej sędziów upadłościowych.

Sylwia Morawska

Otwarta licencja


Tagi