Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

W świat ruszają mądrzejsi, warto ich przyciągać

Ponadgraniczne migracje – wbrew temu co się sądzi - nie są wcale takie wielkie. Poza krajem swojego urodzenia żyje obecnie około 200 mln ludzi. To tylko 3 proc. globalnej populacji. Znaczenie migracji dla świata jest jednak większe, gdyż w nieznane ruszają ludzie najbardziej przebojowi.  Korzystają często na tym kraje, w których migranci się osiedlają.
W świat ruszają mądrzejsi, warto ich przyciągać

Dominującym motywem emigracji pozostaje zapewnienie podstawowych potrzeb bytowych w zamian za pracę rąk z użyciem najprostszych narzędzi. (CC By NC ND Atti-la)

Dziś w świecie dominuje niechęć, plemienne uprzedzenia, ksenofobia, obawa przechodząca w strach przed „obcymi”. W zapomnienie poszła szkolna wiedza, że najpotężniejsze państwo świata stworzyli za Atlantykiem wyłącznie imigranci żegnający się 300-400 lat temu, nie tylko, ale przede wszystkim z Wielką Brytanią.

Gdy dziś nie wystarcza na utrzymywanie państwa socjalnego w dotychczasowym wymiarze, przedkryzysowa obojętność lub ambiwalencja wobec rosnącej imigracji ustąpiła w bogatej Europie awersji i abominacji wobec przybyszy z zewnątrz. Zasada ogólna w partykularnych ocenach migracji jest zatem taka, że gdy żyje się łatwo i przyjemnie – obcy są bardziej wsparciem niż utrapieniem, gdy kołdra staje się krótsza – rozum tanieje, a rząd dusz przejmują strachy z wielką szkodą dla „rdzennych” mieszkańców państwa.

Z reguły jednak, prędzej, czy później, przychodzi otrzeźwienie, a przynajmniej uspokojenie nastrojów, podgrzewanych brzydko przede wszystkim przez polityków. Skrupulatni Holendrzy przeliczyli podstawowe korzyści dla siebie z pracy obcych. SEO Economisch Onderzoek (SEO Economic Research) z Amsterdamu ogłosił ostatnio wyniki szacunków dotyczących finansowej strony licznej obecności Polaków w Holandii. W 2012 r różnica między podatkami płaconymi do holenderskiego fiskusa przez imigrantów znad Wisły, a otrzymywanymi przez nich świadczeniami socjalnymi miałaby wynosić 364 mln euro.

Zestawienie to ogranicza się do rachunków na poziomie budżetowym. Jednym ze sposobów szacowania wielkości PKB jest sumowanie wszystkich wynagrodzeń wypłaconych w gospodarce. W tym (słuszniejszym) ujęciu podstawową korzyścią dla Holendrów jest więc praca imigrantów, która daje zarobki i przysparza w ten sposób wzrostu PKB.

Pozafinansowe dobrodziejstwa

W publikacji OECD poświęconej zadomawianiu się imigrantów („Settling in: OECD Indicators of Immigrant Integration 2012”) dostępne są dane wskazujące na dobrodziejstwa imigracji polegające na podnoszeniu ogólnego poziomu społeczeństwa. Od 2000 r. udział imigrantów z wyższym wykształceniem osiedlających się w państwach OECD wzrósł o 5 punktów procentowych i stanowi obecnie niemal jedną trzecią (31 proc.).

Najbardziej na imporcie wysokiego IQ z akademickim cenzusem skorzystała Kanada i Wielka Brytania. W Kanadzie odsetek imigrantów z wyższym wykształceniem wyniósł ponad połowę, a na Wyspach 47 proc., do czego w dużej mierze przyczynili się licencjaci i magistrowie z Polski. Co więcej, w pierwszej dekadzie obecnego stulecia udział imigrantów z wyższym wykształceniem wzrósł na Wyspach o 11,5 proc., a w przypadku „rdzennych” Brytyjczyków był to wzrost jedynie o 2,9 proc.

Korzyści z importu gotowej wiedzy i wykształcenia są dość podobne do pożytków z dania do odgrzania w mikrofalówce w porównaniu z jadłem przygotowanym tradycyjnie, a więc długo i pracochłonnie. Są także korzyści długodystansowe – dzieci wykształconych imigrantów prawdopodobnie pójdą śladem rodziców i nie zasilą miejscowego lumpenproletariatu.

Dominującym motywem emigracji nadal pozostaje jednak zapewnienie podstawowych potrzeb bytowych w zamian za pracę rąk z użyciem najprostszych narzędzi. Przykład najbardziej znany spośród kilkudziesięciu innych to nieustanne szturmowanie Ameryki przez „dywizje” zdesperowanych Meksykanów marzących o pracy na polu lub w niewyszukanych usługach, np. asenizacyjnych.

Kto ma więcej atutów dokonuje wszakże staranniejszego wyboru miejsca docelowego. We wspomnianym raporcie tezę tę potwierdzają przykłady państw europejskich znajdujących się w największych kłopotach finansowych. Spośród imigrantów przybyłych do Włoch, dyplomy szkoły wyższej miało tylko 11 proc. osób. W Grecji odsetek ten wyniósł 13 proc. Nauka z tych przykładów płynie taka, że kto nie dba o gospodarkę i zaniedbuje porządek w finansach państwowych nawet na porządnych imigrantów liczyć nie może.

Wraz z globalizacją, od kilku dekad dokonuje się zatem zmiana struktury strumieni migracyjnych, której towarzyszy ewolucja dominujących powodów i bodźców skłaniających do zmiany kraju zamieszkania. Gołym okiem widać rosnącą grupę ludzi, którzy nie skupiają się na wyłącznie materialnym aspekcie migracji i osiedlają się na dłużej lub na stałe poza krajem urodzenia po rozpatrzeniu paru innych względów. Dla niektórych impulsem są np. niespotykane gdzie indziej możliwości prowadzenia badań na uczelniach i w laboratoriach amerykańskich. Wśród wielu innych wzorców motywacji migracyjnych jest też grupa, która szuka najlepszego miejsca do stworzenia dobrze prosperującego interesu.

Jakieś 40 proc. spośród założycieli największych firm amerykańskich z „500” magazynu Fortune to imigranci i/lub ich dzieci. Dobre do tej pory nastawienie do imigracji szybko się jednak w USA pogarsza. Kauffman Foundation z Missouri szacuje, że w 2005 r. udział tzw. start-upów zakładanych w Silicon Valley przez przybyszy spoza USA wynosił ponad połowę (52 proc.), a dzisiaj spadł do 44 proc. Na paroksyzmach nieracjonalnej ksenofobii korzystają inni. Szansę dostrzegły np. władze Chile, które jednak nie poprzestały na zadowoleniu ze świeżo pozyskanej wiedzy o wielkich pożytkach z importu IQ, lecz uznały, że warto ją wykorzystać dla dobra kraju, do którego bardzo trudno dotrzeć „po drodze”.

Chilecon Valley

Przedsięwzięcie zostało nazwane „Start-up Chile”, ale bardzo szybko otrzymało dość nieoryginalny przydomek Chilecon Valley. Od wielu innych prób tego rodzaju podejmowanych na świecie, odróżnia go to, że etap od słów do czynów został pokonany przez tamtejszą administrację rządową błyskawicznie. Powodzeniu sprzyja przede wszystkim restrykcyjna obecnie polityka wizowa USA, która przegania spod bram Ameryki tysiące ludzi potencjalnego sukcesu. Tacy są zapraszani do państwa-stonogi nad Pacyfikiem.

Pomysłodawcą jest szef krajowego stowarzyszenia przedsiębiorców Nicholas Shea – chilijski biznesman ze studiami na Stanfordzie i rządowym epizodem w życiorysie. Dwa filary projektu to wiza na rok z pozwoleniem na pracę i równowartość 40 tys. dolarów w formie bezzwrotnej „wyprawki” (w żargonie inwestycyjnym – seed capital) . Najpierw trzeba jednak przejść etap preselekcji pomysłów i biznes planów.

Pierwsza przymiarka została przeprowadzona w 2010 r. na zasadzie pilotażu. Po „przesłuchaniach”, podczas których oceniany jest nie tylko sam pomysł i jego szanse rynkowe, ale także stopień „globalnej mentalności” cechującej pretendentów wybrano wtedy 22 projekty zgłoszone przez aplikantów z 14 krajów.

W 2011 r. „Start-up Chile” działało już na pełną skalę. Najpierw, spośród 330 zgłoszonych zaakceptowano 87 projektów z ponad 30 państw. W drugiej turze przeprowadzonej w tym samym roku o 100 kolejnych miejsc w programie starało się ponad 650 „absztyfikantów”. Celem na 2014 rok jest objęciem programem 1000 przedsięwzięć prowadzonych przez ludzi z całego świata. Słowa klucze to „wyzwanie” i oswajanie lęku przed nowym. Były minister gospodarki Chile ujął cele programu w jednym zdaniu bardzo trafnie oddającym latynoską historię: „Zamiast zmieniać świat poprzez rewolucje, zmieniajmy go poprzez innowacje”.

Wsparcie od „Start-up Chile” otrzymał np. pomysł rodem z Kanady o nazwie OctaneNation.com. Jego autorzy chcą połączenia pasji samochodowych z interesem. Światowy rynek części samochodowych używanych wyłącznie do tzw. tuningu, czyli przeróbek w celu „podrasowania” samochodów jest wart 30 mld dolarów rocznie. Użytkownicy platformy internetowej OctaneNation.com tworzą profil swojego pojazdu, katalogują w nim części do niego, które już mają, chcieliby mieć lub kiedyś mieli i poprzez kontakt z innymi użytkownikami prędzej dochodzą do celu jakim jest piękny samochód udoskonalony po rozsądnej cenie i sprawniej niż bez pomocy tego narzędzia. Jądrem projektu pn. Kedzoh jest aplikacja (app) umożliwiająca przesyłanie przez kierowników filmików instruktażowych na smartfony i tablety swoich pracowników w terenie. Chef Surfing ma służyć owocnym poszukiwaniom mistrzów garnka i patelni.

Próbę rynku, czasu i wytrzymałości pomysłodawców przejdzie tylko mała część innowacyjnych biznesów. Drogę do poważnej przedsiębiorczości ma już otwartą firma CruiseWise, która pozyskała poważny kapitał na kolejny etap ekspansji serwisu służącego do wyboru i zakupów online wycieczek morskich w każdy zakątek świata. Nie dziwi wcale, że nie wszędzie idzie gładko, ale że najbardziej pod górkę będzie miał „ojciec chrzestny” Chilecon Valley pan N. Shea to znamienna przypadłość. Pytanie, czy to sprawka złośliwości losu, czy znanej pod każdą szerokością geograficzną niechęci biurokracji do innowatorów? Start-up Nicholasa Shea nazywa się Cumplo, co znaczy: wywiązuję się (np. z obietnicy) i nie ma za dużo wspólnego z polskim „kumplem” czysto niemieckiego pochodzenia.

W Chile też kwitnie „przemysł” pożyczek na lichwiarski procent, z tym że małe pieniądze na 50 proc. i więcej potrafią pożyczać także regularne banki. Wzorcem dla Cumplo był amerykański serwis Prosper.com, który kojarzy w sieci obce sobie osoby prywatne, z których jedna staje się pożyczkodawcą, a druga pożyczkobiorcą. Prosper.com twierdzi, że wartość pożyczek zaciągniętych za pośrednictwem tego serwisu wynosi 436 mln dolarów.

Wynik Cumplo jest 1000 razy skromniejszy – ponad 200 mln chilijskich pesos, czyli 432 tys. dolarów. Na drodze do bardziej spektakularnych obrotów stanęła tamtejsza KNF, tj. Superintendencia de Bancos e Instituciones Financieras, która uważa, że zawieranie transakcji pieniężnych w formule Peer-to-Peer nie ma umocowania w przepisach. Stanowisko to znalazło wpływowych krytyków wśród miejscowego establishmentu, ale Superintendencia trzyma się swojej opinii. Pan Shea jest zirytowany z powodów biznesowych, ale także dlatego, że jego ewentualna przegrana w dość spektakularnej potyczce z nadzorem posypie ostrym szkłem reputację projektu „Start-up Chile”. Byłoby mu bardzo żal, bo chodziło o to, by łowić talenty, sprowadzać je do dalekiego Chile i w ten sposób mieć swój udział w korzyściach z migracji dającej dostęp do mądrych głów spoza rodzimego chowu.

Gdyby całkiem otworzyć granice

Działalność Chilecon Valley to maleńki przyczynek do ogromnego zagadnienia jakim są migracje ponadgraniczne. Próbę oceny kosztów i beneficjów z przemieszczania się ludzi po globie zawiera m.in. książka pt. Exceptional People: How Migration Shaped Our World and Will Define Our Future.

Mierząc “szkiełkiem i okiem”, trójka autorów “Wspaniałych Ludzi” (Ian Goldin – profesor Oxfordu, przedtem m.in. były wiceprezes Banku Światowego i doradca Nelsona Mandeli, Geoffrey Cameron – pracownik naukowy na Oksfordzie i Meera Balarajan – brytyjska badaczka z doktoratem z Cambridge) doszła do bardzo dużych wartości. Gdyby poprzez otwarcie granic dla imigrantów bogate kraje zwiększyły zasoby własnej siły roboczej o małe 3 proc., to według jednego z szacunków globalny produkt brutto powiększyłby się „ponadprogramowo” o 356 mld dolarów rocznie.

Całkowite otwarcie granic przysporzyłoby w ciągu 25 lat dodatkowych 39 000 mld dolarów globalnego bogactwa, podczas gdy na pomoc dla biednego „Południa” majętna „Północ” przeznacza rocznie kwoty 500 razy mniejsze. To rzecz jasna tylko zgrubne szacunki oparte na niepewnych przesłankach i założeniach, ale służą one jedynie jako pomocniczy argument, bo racji wskazujących na korzyści z migracji są setki.

OF

Dominującym motywem emigracji pozostaje zapewnienie podstawowych potrzeb bytowych w zamian za pracę rąk z użyciem najprostszych narzędzi. (CC By NC ND Atti-la)

Otwarta licencja


Tagi