Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Banki szukają nowego paliwa do wzrostu

Spadek stóp procentowych spowodował w ubiegłym roku znaczne zmniejszenie wyniku odsetkowego wielu banków. Wpływa to na ich modele biznesowe, a większe zmiany widać będzie w średnim terminie. Przez najbliższy rok banki nie mają co liczyć na wzrost stóp ani na istotny popyt na kredyt. Brak dochodowego paliwa przyspieszy zmiany.  
Banki szukają nowego paliwa do wzrostu

Pierwsze jaskółki już widać. Banki starają się automatyzować najprostsze operacje, takie jak opłaty, przelewy, udzielanie kredytów konsumpcyjnych, zwłaszcza tych na niskie kwoty. Redefiniują miejsce i pozycję oddziału w strukturze. Konkurują o depozyty, przeświadczone, że zbliża się okres podwyżek stóp. To ostatnie założenie akurat może się okazać błędne.

Utrzymujące się niskie stopy sprzyjają jakości bilansów, gdyż zadłużonym klientom łatwiej obsługiwać kredyty. Dzięki temu wskaźnik NPL wynosił na koniec zeszłego roku ok. 7,5 proc., a odpisy były o 8,2 proc. mniejsze niż rok wcześniej. Zmiany spowolnia wciąż wysoka rentowność sektora bankowego. Rentowność jednak maleje, a zarządy banków-matek żądają od polskich spółek wciąż większej efektywności, co decyzje o zmianach przyspiesza.

– O ROE 12 proc. przedsiębiorstwa mogą tylko pomarzyć – powiedział na kwietniowym Banking Forum Andrzej Sławiński, dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP.

Banki narzekają na regulacje kapitałowe, które powodują zmniejszenie dźwigni, na normy płynnościowe, które wymuszają zmiany w strukturze bilansu, na nowe opłaty, takie jak na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, które bezpośrednio zabierają po kilka milionów złotych z rocznego wyniku. Regulacje wzmagają presję na poszukiwanie bardziej rentownych modeli biznesowych.

Jaki ten nowy model będzie? Na pewno nie będzie jednego. Inwestycje w automatyzację i technologie nie dają na razie satysfakcjonujących stóp zwrotu. Nie widomo, które z dziesiątek nowinek technologicznych zaaprobują klienci. Będą skanować kody QR, czy nie. Stukać się smartfonami w czasie lunchu czy nie. Każdy wybór pociąga za sobą wysokie koszty. Co więcej – nowe strategie trzeba wprowadzać, zanim zamortyzują się poprzednie. Za rok czy dwa może się okazać, że pieniądze zostały bezpowrotnie stracone. Poszukiwania trwają. Zobaczmy, w jakich idą kierunkach.

Obrona wyniku odsetkowego

Spadki stóp procentowych wywarły silną presję na wynik odsetkowy, który w 2013 roku obniżył się o 3,8 proc., do 34,1 mld zł w skali sektora. Z dużych banków najbardziej ucierpiał największy, PKO BP, w którym wynik odsetkowy spadł o 16,9 proc. licząc rok do roku. Większość banków doszła do wniosku, że wynik odsetkowy trzeba ratować bez względu na to, czy innymi przychodami można zasypać powstałą w nim dziurę.

– Wynik odsetkowy to podstawa biznesu banku – powiedział na Banking Forum Piotr Szpunar, dyrektor Departamentu Systemu Finansowego w NBP.

Banki bronią wyniku odsetkowego w prosty i tradycyjny sposób – poprzez próby ekspansji kredytowej. Jako główny oręż wybrały kredyty konsumpcyjne. Kredyty hipoteczne dają małą rentowność, a poza tym i tak banki mają ich za dużo w swoich portfelach.

– Spotykamy analityków, którzy pytają: po co udzielacie kredytów hipotecznych – mówił Witold Skrok, wiceprezes Alior Banku.

Widoczna na rynku kredytów hipotecznych ograniczona podaż spotka się z mizernym popytem. Spadek kosztów finansowania pozwolił podnieść rentowność. Podobnie w innych kategoriach kredytów – marże odsetkowe netto nie spadły tak głęboko, jak wynikałoby z krzywej obniżki stóp.

– Pomimo niskich stóp dynamika kredytu w zeszłym roku była bardzo niska. Ci, którzy mają zasoby albo stabilność dochodów, wykorzystali ten czas na konsumpcję. Transakcyjność i ceny w segmencie mieszkań na wynajem w atrakcyjnych lokalizacjach wzrosły bez udziału akcji kredytowej banków – mówił Stanisław Kluza, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego w latach 2006-2011.

Potencjalni nabywcy mieszkań niemający zasobów będą je dopiero gromadzić, a to może potrwać kilka lat. Prawdopodobnie również kilka lat zajmie (co jest uzależnione głównie od tempa nowelizacji prawa) zmiana modelu biznesowego w tym segmencie rynku, polegająca na finansowaniu kredytów hipotecznych długoterminowymi pasywami.

Aaaby szybki kredyt

Banki postawiły więc na kredyt konsumpcyjny. Jak wyjęte z szafy odżyły stare, znane sprzed kryzysu techniki sprzedażowe. Zmiana rekomendacji T w ubiegłym roku pozwoliła na samodzielne ocenianie relacji zadłużenia do dochodu kredytobiorcy (DTI). Choć – jak mówił niedawno wiceprzewodniczący KNF Wojciech Kwaśniak – większość banków pozostała przy wcześniejszych standardach określonych przez Komisję, są i takie, które uznają, że klientowi po spłacie kredytu może w kieszeni pozostać kwota niewiele wyższa od tzw. minimum egzystencji. Inne banki wysyłają pocztą karty kredytowe nawet tym osobom, które nie są ich klientami (więc nie powinny przetwarzać ich danych osobowych).

Następuje jednak nie tylko powrót do starych metod, widać też zmiany. Banki coraz chętniej wchodzą na rynek pożyczek niskokwotowych, gdzie intratną niszę znalazły kilka lat temu firmy pożyczkowe. PKO BP chce pożyczać do 5 tys. zł na pięć miesięcy. Millennium oferuje swoim klientom kredyty do 2 tys. zł.

Po części banki przejmują w ten sposób – w działalności kredytowej, a nie w sposobie refinansowania kredytu – model biznesowy firm pożyczkowych. Kredyt gotówkowy i kredyt konsumpcyjny – zwłaszcza na niskie kwoty – stają się dźwignią biznesu, gdy w innych segmentach trudno o popyt, rentowność albo wolumeny. Nie są to jednak jedyne powody, dla których banki starają się eksploatować ten segment rynku. Produkt ten – to dodatkowy argument – można całkowicie wystandaryzować. Wystarczy algorytm scoringowy i raport BIK. Nie trzeba pracy analityka, wyceny zabezpieczeń, operatów szacunkowych, kowenantów, itp.

– Technologia pozwala już na szybkie kredyty na niskie kwoty – powiedział na Banking Forum Tomasz Janiszewski z KPMG.

I tak mBank zapewnia, że decyzje o kredycie na niską kwotę podejmuje w 30 sekund i – jak twierdzą jego przedstawiciele – jest to kredyt udzielony z uwzględnieniem raportu BIK. Inne banki podjęły wyzwanie i doszlusowują do benchmarku.

– Banki będą ograniczać koszty przy rosnących wolumenach. Nowe technologie powinny powodować automatyzację części procesów – mówił Mariusz Kurzac, dyrektor generalny Cenatorium, firmy zajmującej się dostarczaniem do banków baz danych o nieruchomościach.

Płatności mobilne zmienią biznes

Szansę taką daje „bankowość mobilna”. Na razie bardziej przypomina ona różnorodne zestawy gadżetów niż model biznesowy. On dopiero się kształtuje. Niektóre banki oferują klientom korzystającym z usług mobilnych bardziej korzystne kredyty, inne – lokaty. Pojawiają się tu jednak bardzo poważne ograniczenie – kredytów „mobilnych” można udzielać tylko własnym klientom, w ograniczonym, zamkniętym obiegu. Jak wyjść poza ich krąg, schwytać nowych, dzięki którym możliwa będzie większa skala wzrostu wolumenów, a na dodatek jeszcze zautomatyzować w tym zakresie procedury? To prawdziwe wyzwanie.

– Technologie spowodują zmiany modeli biznesowych. Wokół ROR budowano nowe produkty i wychodziła dobra rentowność. Teraz rentowności płatności mobilnych są słabe, ale zostaną one obudowane produktami – mówił na marcowym Forum Bankowym Związku Banków Polskich Mieczysław Groszek, wiceprezes ZBP.

Citi Handlowy, który pozycjonuje się jako bank dla zamożnych klientów, zdaje sobie sprawę z tego, że wśród nich też jest grupa nie należąca do tubylców technologicznej dżungli. A także grupa przyzwyczajonych do wypychania gotówką kieszeni. Dlatego podjął akcję edukacyjną w zakresie swoich mobilnych aplikacji – w oddziałach banku doradca może nauczyć ich obsługi, a mniej zaawansowanych – nawet obsługi specjalnej wersji „lajt”.

Citi Handlowy stara się zautomatyzować obsługę gotówki w samoobsługowych oddziałach „smart”. Wprowadza pierwsze „opłatomaty”, które mogą wykonywać standardowe transakcje kasowe. Podobnie ING BSK wprowadza bankomaty, które równocześnie pełnią funkcje depozytowe. Wszystko to ma odciążyć oddziały, zmniejszyć potrzebę zatrudniania kasjerów.

– Technologia odgrywa zasadniczą rolę w przesuwaniu klientów do self service – powiedział Tomasz Janiszewski.

Oddział w smartfonie?

O wyborze modelu przesądza też wielkość sieci. Banki mające małą liczbę oddziałów, jak Citi Handlowy czy mBank, muszą szukać nowych klientów, oferując im wygodny dostęp „zdalny”. Swoje usługi adresują też do wybranych grup. Citi Handlowy poszedł drogą edukacji zamożnych „technologicznych imigrantów”. mBank, pielęgnujący już od ponad 10 lat swoje „internetowe DNA”, stawia na „sieciowych tubylców”.

– W przeszłości banki i klienci potrzebowali oddziałów, aby prowadzić działalność. Dzisiaj nasi klienci mają oddział w swojej kieszeni. To ich smartfon – mówił przy okazji otwarcia pierwszego oddziału „smart” cytowany w komunikacie Citi Handlowego Brendan Carney, wiceprezes odpowiedzialny za bankowość detaliczną.

To oczywista przenośnia. Jednak oddziały są zdecydowanie odchudzane o powierzchnie, czynsze i pracowników, a oferty produktowe standaryzowane są w centrali.

Jeszcze do niedawna jeden z oddziałów Pekao mieścił się przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie, w budynku dawnego Państwowego Banku Rolnego z 1927 roku. Ogromne przestrzenie, wyłożone marmurem posadzki i ściany, boksy kasowe o wielkości salonu. Prawdziwy, staroświecki oddział przez duże „O”. Pekao wyprowadził się stamtąd, pół parteru wynajmuje teraz klub fitness, Na marmurowe posadzki zamiast złotych monet skapuje pot zrzucających nadmierne kilogramy.

Ten oddział Pekao chyba najbardziej odpowiadał temu, co w bankowości można określić jako przerost formy nad treścią. Większość banków nie zdecydowała jeszcze, czym ma być oddział. Bo z jednej strony, w styczniu tego roku 44 proc. dorosłej populacji w Polsce korzystało ze smartfonów, wobec 33 proc. rok wcześniej – pokazują badania firmy doradczej EY. Z drugiej, dla 25-30 proc. klientów bliskość oddziału jest podstawowym motywem wyboru banku. Sprzedaż produktów nadal w 65 proc. generowana jest przez oddziały – mówił starszy menedżer w EY Piotr Frankowski na marcowym Forum Bankowym ZBP.

Ku zmianie struktury przychodów

Pierwszy kwartał przyniósł w bankach lekkie podwyżki oprocentowania depozytów przy bardziej wyraźnym wzroście premii na dłuższe okresy, czyli np. depozytów dwuletnich. To oznacza, że banki zaczęły przygotowania do cyklu podwyżek stóp. Prawdopodobnie przedwcześnie, gdyż po ostatnich danych o inflacji oraz sugestiach prezesa Bundesbanku i członka Rady Europejskiego Banku Centralnego, Jensa Weidmanna, iż EBC mógłby podjąć akcję łagodzenia ilościowego polityki pieniężnej, rynkowe oczekiwania co do podwyżek w Polsce przesunęły się na koniec I kwartału przyszłego roku.

Środowisko niskich stóp będzie zatem jeszcze przez dłuższy czas wywierać presję na sposób działania banków i decyzje ich zarządów. Wiceprezes ZBP Mieczysław Groszek powiedział podczas Banking Forum, że nigdy wcześniej prezesi banków tak często nie używali sformułowań „zmiana modelu biznesowego” i „nowa strategia”.

Jego zdaniem najbardziej precyzyjną miarą przechodzenia do nowego modelu jest struktura przychodów i jej zmiany. Mimo, że wszystkie największe nasze banki ewoluują z modelu banku uniwersalnego, struktura ich przychodów jest dość zróżnicowana. Wynik odsetkowy stanowi od ok. 95 proc. przychodów z działalności bankowej w Nordei do ok. 65 proc. w BZ WBK. Jedno jest pewne – wynik odsetkowy będzie w tej strukturze malał, co banki będą rekompensować przychodami z opłat i prowizji lub cięciem kosztów, na przykład poprzez zachęcanie klientów do samoobsługi.

Pewne jest również, że wobec wielu niewiadomych, liczne wybory na drodze do transformacji modelu nie będą optymalne, a nawet przyniosą kosztowne błędy. Koszty te poniosą akcjonariusze, którzy teraz powinni uważnie patrzeć na to, jak banki uzasadniają wprowadzane zmiany. Ale na pewno – także klienci.

 

Jacek Ramotowski

Otwarta licencja


Tagi