Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Banki wolą likwidację zagrożonej firmy chociaż na tym tracą

Spółka notuje straty, przepływy pieniężne są ujemne, ale zarząd zapewnia, że sytuacja jest pod kontrolą. I nagle rusza lawina – wniosek o upadłość układową, następnie zmiana na likwidacyjną. Dlaczego? Bo polskie prawo upadłościowe i naprawcze zachęca do najbardziej radykalnych rozwiązań. Powstaje projekt ustawy wprowadzającej duże zmiany.
Banki wolą likwidację zagrożonej firmy chociaż na tym tracą

Hydrobudowa, wykonawca stadionu w Warszawie, zbankrutowała w 2012 r. (CC By-NC-SA PolandPower)

Na 892 upadłości, do jakich doszło w Polsce w 2012 roku, niespełna 150 zakończyło się układem firmy z wierzycielami. Niemal cała reszta to upadłości likwidacyjne. Według prognoz Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR), w tym roku może upadłości być 1000, najwięcej od 2004 roku.

O ile w okresie dobrej koniunktury szybko przeprowadzane upadłości likwidacyjne są dla gospodarki korzystnym rozwiązaniem, gdyż majątek firmy łatwo sprzedać za przyzwoitą cenę, to fatalnie działają na gospodarkę w trakcie spowolnienia.

– W dobie kryzysu jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest postawienie na restrukturyzację i ochronę przedsiębiorstw. Likwidacja jest dobra w czasach boomu inwestycyjnego, bo przy dużym napływie kapitału inwestorzy szybko kupują od syndyka składniki majątkowe lub całe przedsiębiorstwa i efektywniej je prowadzą. Gdy mamy kryzys – na rynku brak pieniądza, likwidacja powoduje wzrost bezrobocia, niszczy potencjał firmy i gospodarki – mówi Obserwatorowi Finansowemu Piotr Zimmerman, radca prawny z kancelarii Zimmerman i Wspólnicy, członek zespołu do spraw reformy prawa upadłościowego przy Ministerstwie Sprawiedliwości.

W czasie spowolnienia likwidacja to kiepski interes także dla wierzycieli. Dochodzi do niej najczęściej, gdy firma jest już w bardzo złej sytuacji. Dlaczego tak późno zarządy składają wnioski o upadłość? Bo wiedzą, że z reguły oznacza to koniec przedsiębiorstwa.

– Wszyscy praktycy uważają, że upadłość układowa nie jest układem ale upadłością. Przez rynek traktowana jak przedostatni etap agonii przedsiębiorstwa, a nie szansa na jego odrodzenie. Dlatego zespół chce ponownie wydzielić postępowania restrukturyzacyjne z prawa upadłościowego – mówi Piotr Zimmerman. A teraz nie ma nawet takich procedur prawnych.

Przypadek Hydrobudowy

Przyjrzyjmy się przykładowi Hydrobudowy, wykonawcy Stadionu Narodowego, jednej z wielkich firm budowlanych, która zbankrutowała w zeszłym roku. Spółka podała 15 maja 2012 roku, że w I kwartale miała 15,5 mln zł straty netto. Po rachunku wyników, a nawet po ujemnych przepływach pieniężnych nie widać było jeszcze, żeby sytuacja miała być dramatyczna. Firmy budowlane realizują kontrakty ze środków własnych i kredytów, a dopiero potem dostają zapłatę, dlatego okresowo przepływy muszą być ujemne.

17 maja rada nadzorcza spółki zwróciła wprawdzie uwagę na pogarszającą się sytuację płynnościową, ale napisała dalej: „spodziewana poprawa struktury portfela zamówień, zakończenie i rozliczenie kontraktów autostradowych, kontynuowana transformacja wewnętrzna oraz konsekwentna realizacja strategii pozwalają oczekiwać poprawy efektywności prowadzonej działalności i w rezultacie satysfakcjonujących wyników finansowych w następnych latach”.

W świetle tego, co stało się niespełna trzy tygodnie później, komunikat ten brzmi jak ponury żart. Bo już 4 czerwca Hydrobudowa złożyła wniosek o upadłość układową. I wkrótce potem ruszyła lawina. Z dnia na dzień kolejne banki zaczęły wypowiadać spółce umowy kredytowe i gwarancyjne. Wzywały ją do realizacji zobowiązań z tytułu poręczeń kredytów dla PBG, które też złożyło wniosek o upadłość układową. Ponieważ Hydrobudowa poręczyła także obligacje PBG, do realizacji tych zobowiązań wzywały ją też fundusze inwestycyjne. Szansa na odzyskanie płynności oddalała się z dnia na dzień. Wystąpienie o upadłość układową stało się prostą drogą do likwidacji. O upadłość likwidacyjną spółka wystąpiła we wrześniu.

W przypadku Hydrobudowy zarząd prawdopodobnie zwlekał ze złożeniem wniosku do ostatniej chwili. Dlaczego? „Zaufanie do podmiotu w upadłości w wyniku ogłoszenia upadłości z możliwością zawarcia układu gwałtownie spada i powoduje zerwanie dotychczasowej współpracy przez kontrahentów” – napisało na stronach internetowych Ministerstwo Sprawiedliwości, uzasadniając konieczność zmian.

Nowe procedury na czasy kryzysu

– Nie można pisać prawa dla potrzeb aktualnej koniunktury gospodarczej, ale prawo musi przewidywać instrumenty dla wszystkich rodzajów sytuacji. Procedury układowe będą miały większe zastosowanie w czasach kryzysowych – mówi Piotr Zimmerman. Zmiana prawa upadłościowego i naprawczego ma wprowadzić kilka zupełnie nowych procedur umożliwiających sprawną restrukturyzację zadłużenia i samej spółki.

Procedura pierwsza: Spółka jest jeszcze w dobrej kondycji, ale kłopoty z płynnością zaczynają się rysować. Trwanie w obecnej sytuacji może się źle skończyć. Dłużnik występuje do swoich wierzycieli z wnioskiem o restrukturyzację zobowiązań. Proponuje im układ i sam zbiera za nim głosy. Gdy uzbiera już ich odpowiednią liczbę, składa do sądu wniosek o zatwierdzenie układu. Po zatwierdzeniu ma obowiązek go wykonywać. Nie obejmuje go jednak ochrona sądu przed wierzycielami, a gdyby sytuacja firmy się pogorszyła, układ nie zwalnia go od ogłoszenia upadłości. – W interesie samego dłużnika leży korzystanie z tej procedury tylko wtedy, gdy jeszcze nie jest niewypłacalny lub stan ten jest mało zaawansowany – mówi Piotr Zimmerman.

Procedura druga: Można ją wybrać wtedy, gdy dłużnik potrzebuje pomocy sądu. Na przykład wtedy, gdy ma zbyt dużo wierzycieli, którzy nie chcą się z nim porozumieć. Składa do sądu wniosek o zwołanie wstępnego zgromadzenia wierzycieli. Sąd wzywa wierzycieli, którzy głosują nad zatwierdzeniem układu. Układ następnie prowadzony jest pod okiem nadzorcy sądowego. Gdyby dłużnik potrzebował od sądu ochrony, wierzyciele od wstępnego zgromadzenia do zatwierdzenia układu nie mogliby prowadzić egzekucji należności objętych układem, ale wtedy sąd wyznaczałby zarządcę zadłużonego przedsiębiorstwa.

Procedura trzecia: Dwie pierwsze procedury są możliwe do przeprowadzenia tylko wtedy, kiedy nie ma sporu co do istnienia wierzytelności, gdyż wtedy wiadomo kto ma prawo głosować i jak obliczyć większość. Gdy wierzytelności spornych jest więcej niż 15 proc. trzeba najpierw ustalić, które wierzytelności istnieją, żeby spór nie zamykał drogi do zawarcia układu. Nad realizacja układu czuwałby nadzorca sądowy. Nie można byłoby prowadzić egzekucji wierzytelności objętych układem. – Procedura ta byłaby najbardziej podobna do obecnej upadłości układowej, tylko że nie byłaby to upadłość, a zwykłe postępowanie układowe – mówi Piotr Zimmerman.

Procedura czwarta: Ma ona roboczą nazwę postępowania restrukturyzacyjnego. W jego toku dłużnik korzysta z najdalej posuniętej ochrony przed wierzycielami i egzekucją z ich strony, ale też poddany jest największym rygorom, bo traci zarząd swoim przedsiębiorstwem. Powoływany jest profesjonalny zarządca, który ma 12 miesięcy na takie zrestrukturyzowanie przedsiębiorstwa, żeby dłużnik uzyskał zdolność do wykonywania układu i generowania zysku.

Gdyby się okazało, że w dowolnym momencie dłużnik traci tę zdolność i nie jest w stanie pokrywać kosztów, następowałoby ogłoszenie upadłości likwidacyjnej. W postępowaniu restrukturyzacyjnym zarządca miałby uprawnienia syndyka masy upadłościowej. Mógłby odstępować od niekorzystnych umów, zwalniać pracowników po to, żeby obniżyć koszty i wykonać układ.

Procedura piata: To już upadłość likwidacyjna, podobnie prowadzona jak obecnie. Będąca w niej firma miałaby możliwość zawarcia układu tylko wtedy, gdyby okazało się, że po zbyciu majątku nie generuje już strat i gdy chcą tego sami wierzyciele. Dłużnik nie mógłby występować o zawarcie układu.

– Te pięć dróg charakteryzuje następująca konsekwencja: im postępowanie jest krótsze, tym mniej środków ochrony daje państwo przed wierzycielami. Im przedsiębiorstwo jest w gorszym stanie i wymaga większej ochrony przed wierzycielami, tym większy jest zakres ingerencji państwa i tym mniej ma do powiedzenia dłużnik. To ma zagwarantować, że nikt pochopnie nie skorzysta z ochrony przed wierzycielami, bo będzie go to kosztować utratę kontroli nad przedsiębiorstwem – mówi Piotr Zimmerman.

Dlaczego banki wolą likwidację

Procedury procedurami, ale jednym z zasadniczych pytań jest to, czy wierzyciele będą mieli interes, by układać się z dłużnikiem, zgadzać na restrukturyzację zamiast dążyć do likwidacji. Mecenas Piotr Zimmerman twierdzi, że w każdej z tych procedur kluczowa będzie decyzja wierzycieli. – Nastąpi uatrakcyjnienie możliwości zawarcia układu z wierzycielami zabezpieczonymi rzeczowo, a z drugiej strony – rozbudowane będą możliwości przymuszenia ich do układu – dodaje.

Wierzycielami zabezpieczonymi rzeczowo są na ogół kredytodawcy. I właśnie wiele możliwych do zawarcia układów rozbija się o stanowisko banków. Mają zabezpieczenia rzeczowe, hipotekę, przewłaszczenie na zabezpieczenia, cesje, zastawy rejestrowe.

– W warunkach dekoniunktury mają ogromny problem z uświadomieniem sobie jak mało są warte ich zabezpieczenia. Wobec braku chętnych na nabycie tego majątku efekt końcowy likwidacji jest bardzo mizerny – mówi Piotr Zimmerman dodając, że w Polsce układ z reguły zaspokaja wierzycieli w minimum 70 proc., a odzyskanie wierzytelności w porównywalnej wysokości przy likwidacji spółki jest w obecnych warunkach po prostu nierealne.

Banki skłonne są jednak do utrzymywania w księgach należności, by nie księgować straty, jaka byłaby skutkiem układu. Tylko że zabezpieczona należność, wobec utraty wartości zabezpieczeń, staje się księgową fikcją. A w myśl zasad rachunkowości banki powinny wycenić zabezpieczenia do wartości godziwej. I wtedy mogłoby się okazać, że układ jest bardziej opłacalny.

– Instytucjom finansowym jest trudno wytłumaczyć, że zgoda na zawarcie układu nie oznacza dla nich utraty zabezpieczenia, w związku z czym nie muszą niczego zmieniać w wycenie. Bank ma dalej zabezpieczenie, a w razie gdyby dłużnik przestał realizować układ, może zażądać jego uchylenia. W takim wypadku wierzytelność wraca do pierwotnej kwoty i zabezpieczenie również wraca do pierwotnej wysokości. Jedynie gdyby dłużnik w pełni zrealizował układ, zabezpieczenia wygasają – mówi Piotr Zimmerman.

Unia stawia na układ

Według Moniki Liszewskiej z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, gdy dłużnik ma problemy płynnościowe, banki w pierwszej kolejności zaostrzają procedury w zakresie oceny ryzyka kredytowego i podnoszą wymagania co do zabezpieczeń kredytu. Z komunikatów Hydrobudowy z przełomu lat 2011 i 2012 wynika, że banki tak właśnie ze spółką postępowały. Ani nie pomogło to Hydrobudowie, ani nie uchroniło ich przez stratami. Zdaniem Moniki Liszewskiej, banki powinny przede wszystkim rozkładać spłatę długów na raty i wprowadzać karencję zobowiązań.

Podobne do polskich rozwiązań zaproponowała w końcu zeszłego roku Komisja Europejska w projekcie zmian rozporządzenia dotyczącego upadłościowych postępowań transgranicznych. Nie ukrywa, że celem wprowadzenia zmian ma być „promowanie ratowania przedsiębiorstw znajdujących się w trudnej sytuacji”. Podobnie jak polskie projekty wprowadza postępowanie „przedupadłościowe”, które ma pozwolić dłużnikowi, żeby doszedł do porozumienia z wierzycielami.

Komisja Europejska twierdzi, że w Unii połowa przedsiębiorstw kończy działalność przed upływem pięciu lat, a co roku około 200 tys. firm ogłasza bankructwo. Ale 18 proc. z tych, które zdobyły rynek, za pierwszym podejściem zbankrutowało. I dlatego chce skonstruować prawo upadłościowe tak, by dawało „drugą szansę”. A banki będą w końcu musiały się z tym pogodzić.

OF

Hydrobudowa, wykonawca stadionu w Warszawie, zbankrutowała w 2012 r. (CC By-NC-SA PolandPower)

Otwarta licencja


Tagi