Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Europę Środkową czeka wyprzedaż banków

Zaskakująca zapowiedź wyjścia banku Raiffeisen z Polski to początek zmian w sektorze bankowym w naszej części Europy. Grupy, które zbudowały swoje pozycje, muszą gromadzić kapitał, a rentowność, przynajmniej części ich spółek w regionie, nie zapowiada się obiecująco. Katalizatorem tempa zmian są kredyty we frankach.
Europę Środkową czeka wyprzedaż banków

(infografika Dariusz Gąszczyk/CC BY-SA by blu-news.org)

Część wielkich europejskich grup bankowych przez dwie dekady budowała strategiczne pozycje w Europie Środkowej i Wschodniej. Najsilniej – geograficznie rzecz ujmując – reprezentowany jest Raiffeisen Bank International, który ma spółki w ośmiu państwach należących do UE, a ponadto w Rosji i na Ukrainie. Oprócz Raiffeisena jeszcze pięć innych grup ze strefy euro kupiło banki przynajmniej w połowie z ośmiu państw Europy Środkowej. Są to włoskie UniCredit i Intesa Sanpaolo, francuski Societe Generale, belgijski KBC oraz austriacki Erste.

Grupy te osiągnęły największy udział w rynku chorwackim, gdzie w sumie mają 72 proc. aktywów sektora. Na drugim miejscu są Czechy. Zgromadziły tam łącznie 69 proc. Najmniejszy udział mają w Polsce – tylko 16 proc., jednak trudno nie pamiętać, że właścicielami czołowych polskich banków są także hiszpański Santander, niemiecki Commerzbank i holenderski ING, podlegające tej samej presji.

Ekspansję w naszym regionie prowadzili też inni, jak amerykańskie Citigroup i General Electric. Greckie banki kupowały na południu regionu, w tym w Bułgarii i Rumunii, ale Eurobank EFG zapuścił się w 2005 roku do Polski, gdzie wystartował jako oddział z bardzo agresywną polityką kredytową. Banco Comercial Portugues kupił banki w Polsce (Millennium) i w Rumunii (Banca Millennium), a także w Grecji. Szwedzka Nordea zaczęła ekspansję od państw bałtyckich – dawnych Inflantów – lecz z opóźnieniem dotarła także do Polski.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

 

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Powody ekspansji były trzy. Pierwszym był globalny, trwający od lat 80. zeszłego stulecia rozrost grup bankowych, rozpoczęty w Wielkiej Brytanii i USA. Banki Starego Kontynentu nie chciały zostawać w tyle. Niektóre, jak hiszpańskie Santander czy BBVA, zostały graczami w globalnej grze. Europa Środkowa i Wschodnia wybrana została za cel ekspansji ze względu na potencjał wzrostu gospodarek, zwłaszcza po zbiorowym wejściu ośmiu państw regionu do Unii Europejskiej w 2004 roku. Ostatnim powodem był zaczynający się w połowie ubiegłej dekady boom kredytowy. To on spowodował pojawienie się np. na polskim rynku takich instytucji jak Eurobank EFG, Nordea czy Fortis. Zauważmy, że większości z tych, którzy dołączyli w ostatniej fazie boomu, już w Polsce nie ma.

Kryzys wymusił pierwsze zmiany

Wkrótce po wybuchu kryzysu zaczęły się pierwsze wyjścia grup bankowych z regionu, a spektakularnym przykładem były dwie polskie transakcje – sprzedaż przez irlandzki AIB polskiego BZ WBK hiszpańskiemu Santanderowi, a następnie sprzedaż na rzecz BZ WBK Kredyt Banku przez belgijską grupę KBC. Nie licząc oczywiście mniejszych transakcji, takich jak przejęcie polskiego Fortis Banku przez BNP Paribas. Działo się tak nie tylko w Polsce. Austriacki Volksbank, który kupił wcześniej banki w sześciu państwach, musiał sprzedać swoje operacje zagraniczne. Nabywcą był rosyjski Sbierbank.

Wszystko to były transakcje ratunkowe, a sprzedającymi były instytucje, które upadłyby, gdyby nie ratunek rządów. Ten etap wymuszonych i szybkich wyjść jest już prawdopodobnie za nami. Zaczyna się kolejny, który może potrwać znacznie dłużej, o ile nie zostanie przyspieszony przez „frankogedon”. Będzie on przebiegał w powiązaniu z globalnymi zmianami w sektorze bankowym. Główne motywy na tym etapie przetasowań będą dwa: strategiczne decyzje grup o zmniejszaniu swych rozmiarów oraz udział spółek zależnych w rynku i rentowność w państwach naszego regionu.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Inwestorzy zaczynają rozumować tak: skoro banki będą mogły upadać, za co zapłacą akcjonariusze i wierzyciele, ryzyko zasilenia ich w kapitał rośnie. A zatem warto go dawać tylko tym bankom, w przypadku których prawdopodobieństwo upadku jest najmniejsze, czyli bankom silnym kapitałowo. Z pozoru wydaje się, że to błędne koło, jednak tak nie jest. Inwestorom nie wystarcza, że bank spełnia minima kapitałowe. Chcą, żeby było go faktycznie dosyć na pokrycie ryzyka.

Pierwszy krok należy tu do samych banków i został już częściowo zrobiony. Od kryzysu banki dość solidnie wzmocniły kapitały i przegląd jakości aktywów (AQR) przeprowadzony w ubiegłym roku przez Europejski Bank Centralny pokazał, że sytuacja europejskiego sektora nie jest już dramatyczna. Wzmocnienie kapitału następowało głównie poprzez zatrzymanie zysków, a w ostatnim okresie przed AQR także poprzez emisje obligacji zamiennych na akcje, jakie przeprowadziły na przykład Deutsche Bank, Santander czy UniCredit. Emisje pokazały, ile kosztuje pozyskanie kapitału. Rentowność tych papierów wynosiła 6-7 proc. rocznie.

Jak się skurczyć

To nie wystarczy ­– taką odpowiedź dał właśnie niedawno Raiffeisen Bank International. (RBI). Jego wskaźnik najtwardszego kapitału CET 1 wynosił na koniec 2014 roku 10 proc. i spełniał minima. Chodzi jednak o przekonanie inwestorów, że bank jest faktycznie stabilny. Dlatego RBI planuje zmniejszyć aktywa ważone ryzykiem o 20 proc. i uzyskać wskaźnik CET 1 w wysokości 12 proc. w 2017 roku. Dlatego właśnie chce sprzedać spółki w Polsce i Słowenii.

Pierwsze lata po kryzysie stały pod znakiem delewarowania, czyli wycofywania przez spółki matki funduszy pożyczonych córkom w regionie. Polskie banki dotknęło to w relatywnie małym stopniu i zakończyło się już w 2012 roku, ale w wielu krajach południa wycofywanie trwa do dziś. Transgraniczne grupy zmniejszyły w latach 2007-2013 swoje ekspozycje na Węgrzech i w Słowenii o 30-35 proc., w Rumunii, Chorwacji oraz Bośni i Hercegowinie o 20-30 proc. Okazuje się, że to też za mało, gdy podstawowym wyzwaniem dla tych grup jest solidniejsze wzmocnienie sumy bilansowej i kapitałów. Co dalej zamierzają zrobić?

Odpowiedź na to pytanie daje „CESEE Bank Lending Survey” prowadzony co pół roku przez Europejski Bank Inwestycyjny wśród 15 transgranicznych grup, 90 banków krajowych w 14 państwach regionu, w tym w siedmiu instytucjach w Polsce, mających razem ponad połowę aktywów sektora. W ostatnim raporcie z listopada EBI pisze, że o ile wcześniej pozyskiwanie nowego kapitału na rynku odegrało najważniejszą rolę w działaniach strategicznych grup, obecnie wzmacnianie bilansów będzie następować głównie wskutek sprzedaży aktywów, ale także – sprzedaży całych spółek zależnych.

Właśnie strategiczne przewartościowania spowodowały wycofanie się General Electric z rynku consumer finance w Skandynawii, a zapewne też z całego naszego regionu. Amerykański właściciel zapowiedział pod koniec zeszłego roku, że bada możliwości sprzedaży polskiego BPH. W połowie lutego GE uzgodnił z węgierskim rządem, że sprzeda mu Budapest Bank za 615 mln euro. Jest to dopiero ósmy bank na Węgrzech o udziale w rynku poniżej 3 proc., jednak bardzo przyzwoitym zwrocie z kapitału – 9,6 proc. za 2013 rok. Na razie GE nie zapowiada sprzedaży spółki w Czechach.

Jeden z największych globalnych graczy, który podbijał także Europe Wschodnią, Citigroup w październiku zeszłego roku postanowił, że wycofa się m.in. z Japonii, Pakistanu, Kostaryki, Gwatemali, Urugwaju, Egiptu, jak również z Węgier i Czech (gdzie pozostawi sobie jednak bankowość korporacyjną), i zmniejszy swój międzynarodowy zasięg o prawie połowę, do 24 państw.

Powodem zmniejszenia skali operacji przez grupy jest nie tylko potrzeba wzmacniania kapitałów, ale także jego efektywnego wykorzystania i alokowanie go tam, gdzie można oczekiwać lepszej rentowności. Pod tym względem po kryzysie Europa Środkowa znacznie się zmieniła.

Złe kredyty zabiły rentowność

Zgodnie z cytowanym raportem EBI największym problemem banków w regionie jest wysoki odsetek złych kredytów, czyli wskaźnik NPL. Według danych Deloitte wskaźnik NPL na koniec 2013 roku wynosił od 5,8 proc. na Słowacji i 5,9 proc. w Czechach, przez 8,5 proc. w Polsce i 13,8 proc. w Słowenii (ale już po transferze aktywów do „złego banku”), do 21,4 proc. w Serbii i 21,9 proc. w Rumunii. Przy tak wysokich NPL banki nie są w stanie odzyskać rentowności. Równocześnie grupy bankowe nie znalazły skutecznych sposobów na restrukturyzację tych kredytów. Dopiero w zeszłym roku zaczęły je sprzedawać. Sytuację komplikuje fakt, że wśród NPL przeważa zadłużenie korporacyjne (np. w Chorwacji wskaźnik dla kredytów korporacyjnych to 28,1 proc., a dla detalicznych – 11,1 proc.).

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

W naszej części Europy Węgry były pierwszym krajem, w którym sektor bankowy utracił rentowność, a wskaźnik ROE w 2011 roku wyniósł aż minus 10,4 proc. Stało się tak z powodu wprowadzenia podatku bankowego oraz przewalutowania części kredytów we frankach w 2011 roku po kursie niższym od rynkowego. ROE w skali sektora wyniósł w 2013 roku 1,1 proc., ale tamtejsza spółka Erste miała minus 12,8 proc., a Raiffeisena minus 34,1 proc. Rekordzistą był MKB Bank, który miał ROE minus 81,6 proc. We wrześniu ubiegłego roku rząd kupił go od niemieckiego właściciela Bayerische Landesbank. MKB, szósty co do wielkości węgierski bank CIB, oraz Raiffeisen i Erste notowały trwale straty od 2010 roku.

Na Węgrzech prawdopodobnie nastąpi pozytywny przełom w związku z planami zniesienia podatku bankowego. Raiffeisen już zapowiedział, że w związku z tym ma szansę wrócić do zysków od 2016 roku. Rząd i Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju mają podnieść kapitał Erste o 15 proc. Spółki tych banków mające 6-7 proc. rynku nie będą więc na sprzedaż.

Sytuację w innych krajach komplikuje zadłużenie we frankach i konieczność rozwiązania tego problemu podjęta przez rządy (np. w Chorwacji czy Rumunii). Przed tym samym problemem stoi Polska. Nawet jeśli rozwiązania nie będą bliskie „modelowi węgierskiemu” z 2011 roku, co pogrążyło rentowność tamtejszych banków, to i tak wpłynie ujemnie na wyniki instytucji i dodatkowo obniży ich rentowność.

Niski udział w rynku

Kredyty frankowe stanowią 56 proc. portfela kredytowego Raiffeisena Polbanku. Jego ROE, 4,2 proc., wyraźnie odbiega w dół od średniej sektora, a udział w rynku to 4 proc. Spółka w Słowenii ma 3 proc. udziału w rynku, a ROE minus 48 proc. Wyprzedaż w przypadku Raiffeisena nie dotyczy jednak tylko naszego regionu. RBI, który miał 493 mln euro straty w 2014 roku. zamierza sprzedać także swoje spółki w USA, Chinach i Singapurze.

Analitycy wskazują, że istnieje zależność pomiędzy perspektywami rentowności banków a ich udziałem w rynku. Progiem jest udział 4-5 proc. Niewykluczone, że grupy, które nie osiągnęły tego progu, będą chciały swoje spółki zależne sprzedać. W tej sytuacji jest zależny od Intesa Sanpaolo węgierski bank CIB, który w dodatku ma ROE minus 74,5 proc. Jednak właściciel już dwa razy podnosił kapitał.

Wobec strategicznej decyzji dotyczącej dalszej obecności w regionie stanie rosyjski Sbierbank. Po kupnie większości spółek austriackiego Volksbanku przekształcił go w Sbierbank AG, który jest obecny w Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Słowenii, Serbii, Czechach, na Słowacji, Węgrzech, Ukrainie i w Austrii. Z tych państw jedynie w Słowenii ma 4 proc. rynku. Ujemne ROE mają jego spółki w Chorwacji i na Węgrzech.

Według skonsolidowanego raportu za dziewięć miesięcy zeszłego roku Sbierbank zrobił w tym czasie 253,6 mld rubli odpisów, wobec 106,8 mld rubli w tym samym okresie poprzedniego roku, a koszty ryzyka wzrosły do 230 pb ze 120 pb. Tylko w III kwartale 2014 r. odpisy wyniosły niemal tyle, ile w ciągu 9 miesięcy 2013, a koszty ryzyka wyniosły aż 270 pb. Instytucja należąca w 57,6 proc. do Centralnego Banku Rosji podała, że było to głównie spowodowane spowolnieniem gospodarczym w Rosji i deprecjacją rubla oraz odpisami na kredyty na Ukrainie. W tym przypadku decyzje strategiczne mogą nie zależeć tylko od biznesu, lecz również od polityki.

Na sprzedaż

Na sprzedaż będą zapewne Banca Romanesca w Rumunii należąca do National Bank of Greece, Bankpost w tym kraju będący własnością greckiego Eurobank EFG i Piraeus Bank Romania, a być może także Piraeus Bank w Bułgarii. Intesa Sanpaolo ma bank w Rumunii z jednoprocentowym udziałem w rynku i ROE minus 20 proc. Może postąpić podobnie jak na Węgrzech albo go sprzedać. Deloitte twierdzi, że Rumunia, pomimo dużego udziału złych kredytów, to bardzo obiecujący rynek na przyszłość.

Dość skomplikowana jest sytuacja Societe Generale, które ma w Polsce niespełna 2 proc. udziału w rynku, ale przy zwrocie z kapitału aż 17 proc., za to w Bułgarii ma 4 proc. udziału przy mało imponującym 5-procentowym ROE. Jeśli francuski gigant nie zgłosi oferty na kupno polskiego Raiffeisena, może to oznaczać, że w dłuższej perspektywie będzie raczej myślał o wyjściu z polskiego rynku detalicznego. W zeszłym roku poniósł porażkę w Rumunii, gdzie Banca Transylvania kupił Volksbank Romania, wzmacniając swoją pozycję do 15 proc. rynku i wysuwając się na drugą pozycję w kraju przed spółkę SG. W rumuńskim rynku grupa KBC, właściciel największego i najbardziej rentownego banku w Czechach (CSOB), ma zaledwie 3-procentowy udział.

W Chorwacji do kupienia w tym roku będzie Hrvatska Postanska Banka sprzedawany przez tamtejsze państwo. Akcjonariuszem mającym 27,5 proc. jest chorwacka poczta (HP). Bank był już zaoferowany w 2013 roku, ale jedyną ofertę, na 100 mln euro, złożył Erste i rząd uznał ją za zbyt niską.

Także w tym roku rząd Słowenii zamierza sprzedać Nova Kreditna Banka Maribor. Drugi bank w tym kraju z 12-procentowym udziałem w rynku, który był też notowany na warszawskiej giełdzie. NKBM w tym roku zamierza osiągnąć zysk po zeszłorocznej stracie 630,5 mln euro i po tym, jak został uratowany przez rząd kwotą 870 mln euro. Nieoficjalnie wiadomo, że chętnym do kupna banku był węgierski OTP, ale w listopadzie obniżył ofertę o połowę, do 150 mln euro.

Zgodnie ze słowami wiceprezesa ds. finansów Martina Gruella, RBI chce sprzedać polską spółkę powyżej wartości księgowej, która na koniec III kwartału 2014 roku wynosiła 1,53 mld euro. PKO BP kupił w zeszłym roku polską Nordeę za 1,1 wartości księgowej. Tyle samo płaci BNP Paribas Polska za BGŻ. Transakcje w innych częściach regionu wyglądają inaczej. Włoski Banco Popolare sprzedał chorwacką spółkę węgierskiemu OTP za 0,4 wartości księgowej, a portugalski BPC rumuński Banca Millennium temu samemu nabywcy za 0,5.

– Dzisiaj trudno pomyśleć, że kupi się coś powyżej wartości księgowej – powiedział prezes Pekao Luigi Lovaglio. Dodał, że jego bank będzie się przyglądał ofercie, ale decyzja zależy od tego, jakie rozwiązania nastąpią w sprawie kredytów we frankach.

– Będziemy się temu aktywnie przyglądali. Podstawą naszego rozwoju jest jednak silny wzrost organiczny – powiedziała prezes ING BŚK Małgorzata Kołakowska.

Grupa ING będzie mogła wrócić na rynek fuzji i przejęć po wcześniejszej spłacie rządowych funduszy ratunkowych.

Komisja Nadzoru Finansowego stoi na stanowisku, że struktura polskiego sektora bankowego jest „bliska optymalnej”, a fuzje i przejęcia powinny dotyczyć banków spoza pierwszej piętnastki. Ostatnio szef KNF Andrzej Jakubiak powiedział w wywiadzie dla PAP, że bank może kupić inwestor mający nie niższy rating niż sprzedający i pochodzący z kraju o nie niższym ratingu. To skomplikowałoby możliwą ofertę Pekao. Z drugiej strony zakup banku mającego duży portfel frankowy przez bank, w którym kredyty we frankach są marginalne, jak Pekao czy ING BŚK, spowodowałby rozproszenie ryzyka. To samo dotyczy też BPH.

– Biorąc pod uwagę, że mamy najwyższy współczynnik Core Tier 1 (w Polsce), logicznie jest spodziewać się, że nadzór nie miałby nic przeciwko (zakupowi Raiffeisen Polbank) – powiedział Luigi Lovaglio. – Możemy kupić coś takiego, czego cena nie zniszczyłaby naszej wartości – dodał.

Umocnienie franka szwajcarskiego powinno przyspieszyć decyzje grup bankowych o sprzedaży spółek w regionie lub podniesieniu ich kapitałów. Zgodnie z cytowanym raportem EIB, grupy rozważają oba te rozwiązania. Ryzyko związane z kredytami we frankach powoduje natomiast, że wyceny banków, które mają je w swych portfelach, będą niższe niż oczekiwano do tej pory.

(infografika Dariusz Gąszczyk/CC BY-SA by blu-news.org)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi