Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Jaki będzie koszt kredytu po wejściu do strefy euro

Wprowadzenie euro do obiegu to przynajmniej rok ciężkiej pracy, szczególnie dla instytucji sektora finansowego. Tyle trzeba na dopięcie formalnych i technicznych rozwiązań, żeby bez problemów wprowadzić wspólną walutę. Ale kryzys powoduje, że nad strategiami biznesowymi trzeba zastanawiać się już dziś. I trzeba je będzie wiele razy zmieniać
Jaki będzie koszt kredytu po wejściu do strefy euro

(Opr. DG)

Słowacja to państwo, które zaczęło z dużym wyprzedzeniem myśleć o wprowadzeniu euro, a narodowa strategia przyjęcia wspólnej waluty powstała w lipcu 2003 roku, czyli jeszcze przed jej wejściem do Unii Europejskiej. Do strefy euro Słowacja weszła od 1 stycznia 2009 roku, ale do ERM II przystąpiła już w listopadzie 2005. Co ważne – z parytetem 38,4550 korony za euro.

Ale wartość korony tak silnie rosła, że przekraczała pasmo wahań i parytet trzeba było zrewidować w marcu 2007 r. na 35,4424 korony za euro. Ostatecznie do wymiany przyjęto jeszcze mocniejszy kurs korony 30,126. Słowacki scenariusz to dla Polski i naszych instytucji finansowych dobra lekcja poglądowa, ile nieoczekiwanych zdarzeń może nastąpić po drodze.

A w Polsce może być jeszcze ciekawiej, bo to największy kraj, jaki wszedłby do strefy euro od 2002 roku. Rynki walutowy i długu są głębokie i płynne, a sektor finansowy zróżnicowany i duży. Nasze wejście do strefy euro powinno nastąpić w momencie, gdy będzie już wiadomo, że europejski kryzys został zażegnany, a gospodarka odzyskuje siły. A jeśli tak się stanie, to następować będzie nowa wycena ryzyka krajowego, w tym także kursu walutowego i kosztu pieniądza w zmierzającym do strefy euro kraju.

Kto wie, czy w okresie odzyskiwania zdrowia po kryzysie nie dojdzie do jeszcze bardziej dynamicznych zmian, niż było to w przypadku Słowacji, domykającej proces przygotowań w ostatniej fazie globalnej hossy i niepohamowanego apetytu na ryzyko.

„Konstytucją” zastępowania lokalnej waluty przez euro zarówno dla 11 państw, które ją utworzyły w pierwszej fazie, jak i tych, które przystępowały później, są dwa rozporządzenia unijne (1103/97 i 974/98), które ustanawiają najważniejszą zasadę – ciągłości umów. Choć każde z państw uchwalało tzw. ustawę horyzontalną, precyzującą wszystkie szczegóły zastąpienia lokalnej waluty przez euro, jednak żadne tej zasady nie podważyło.

Tak było w Słowenii (w strefie euro od 1 stycznia 2007 r.), na Cyprze i Malcie (od 1 stycznia 2008 r.), na Słowacji, jak też w Estonii (od 1 stycznia 2011 r.). A to ma bardzo daleko idące konsekwencje.

EURIBOR zamiast WIBOR

Najważniejszą zmianą, jaka czeka polski sektor finansowy, jest to, że znikną stopy procentowe Narodowego Banku Polskiego oraz rynkowe. Z dnia na dzień stopę WIBOR zastąpi mEURIBOR. Co się wówczas stanie? Natychmiast spadnie oprocentowanie wszystkich instrumentów opartych na wysokości stopy rynkowej. A więc papierów dłużnych o takiej konstrukcji dochodowości, ale także kredytów.

Pospekulujmy więc. Gdybyśmy w tym roku przyjmowali euro, to na koniec stycznia 2013 r. stopa WIBOR 3 M, która jest podstawą oprocentowania znacznego wolumenu kredytów i papierów dłużnych wynosiła 3,95 proc. EURIBOR 3M to 0,232 proc. Wprowadzenie euro oznaczałoby natychmiastowy spadek oprocentowania kredytu czy rentowności długu o ponad 3,7 punktu procentowego.

Według danych NBP średnie oprocentowanie kredytu na nieruchomości wynosiło w grudniu 2012 roku 6,6 proc. Oznacza to, że banki narzucały na WIBOR 3M (średnia w grudniu 4,26 proc.) marżę około 2,34 pkt. proc. Gdyby tę marżę odnieść do średniej stopy EURIBOR 3M za grudzień (wynosiła ona 0,19 proc.), mielibyśmy oprocentowanie kredytu mieszkaniowego w wysokości 2,53 proc. rocznie. A to oznaczałoby jeden z najtańszych kredytów w strefie euro.

Według danych Banku Francji kredyt hipoteczny o stałej stopie obowiązującej do roku oprocentowany był przeciętnie w tym kraju w grudniu 2012 r. na poziomie 2,95 proc., a o stałej stopie obowiązującej dłużej niż rok – na 3,45 proc. Przeciętna stopa oprocentowania kredytu hipotecznego na ponad 5 lat w całej strefie euro wynosiła – według danych Banku Centralnego Irlandii – w listopadzie 2012 roku 3,6 proc.

Dane NBP za grudzień pokazują ponadto, że w Polsce kredyt w euro również jest relatywnie tani. Średnie oprocentowanie nowych umów kredytowych spadło w grudniu 2012 r. do 3,3 proc. z 4 proc. rok wcześniej. Ale wynika z tego, że marża ponad 3-miesięczną stopę EURIBOR na kredytach nominowanych w euro wynosiła ponad 3,1 proc., a więc była o 80 punktów bazowych wyższa, niż na kredycie złotowym.

Nasz tani kredyt hipoteczny

Sytuacja ta jest pochodną kryzysu w strefie euro i wyjątkowo niskich stóp procentowych Europejskiego Banku Centralnego oraz postępującej recesji. Przed kryzysem – np. 31 stycznia 2008 roku – stopa EURIBOR 3M wynosiła 4,37 proc., podczas gdy WIBOR 3M – 5,68 proc. Dysparytet sięgał zatem 1,31 proc. wobec obecnych ponad 3,7 proc.

Dokładnie rok wcześniej dysparytet wynosił zaledwie 0,41 proc. Jeśli więc kryzys w strefie euro zostanie zażegnany, jej gospodarka ożyje, a wejście do niej Polski będzie przyjmować realne kształty, to także w krótkoterminowych stopach procentowych powinna następować konwergencja.

O ile kredyty hipoteczne są w Polsce relatywnie tanie, to konsumpcyjne – stosunkowo drogie. W strefie euro średnie oprocentowanie kredytu dla gospodarstw domowych wynosiło w listopadzie – w zależności od terminu spłaty – od blisko 5 proc. do 7,6 proc. Jak podał w ostatnim raporcie NBP, średnie oprocentowanie kredytu konsumpcyjnego w złotych wynosiło w grudniu 2012 roku 16 proc., a w euro – 7,7 proc. Tylko, że tu znaczącą rolę odgrywa koszt ryzyka.

Choć portfel tych kredytów poprawia się, to wskaźnik hipotecznych kredytów zagrożonych dla całego polskiego rynku wynosił na koniec listopada zeszłego roku 2,75 proc., a dla kredytów detalicznych – aż 17,7 proc.

Co w takim razie z marżami banków? Tu właśnie będzie obowiązywać zasada ciągłości umów. Unijne rozporządzenie mówi: „w wypadku instrumentów o stałej stopie procentowej wprowadzenie euro nie zmienia nominalnej stopy procentowej płatnej przez dłużnika”.

Tak samo jest z zapisanymi w umowach marżami. Oznacza to jednak, że banki  muszą przemyśleć swoja politykę udzielania kredytów długoterminowych i marż, jakie dodają do zmiennej stopy rynkowej w zasadzie już teraz. Choćby dlatego, że jeśli marże po „dniu euro” podwyższą zanadto koszt kredytu, prawdopodobnie łatwo będzie go zrefinansować, także za granicą, w dowolnym banku strefy euro, który wprowadzi ofertę dla polskiego rynku.

Ustalenie odpowiedniego pułapu marż będzie jednak nie lada problemem. Przygotowując oferty w miarę przybliżania się momentu wejścia Polski do strefy euro, banki będą musiały uważnie śledzić tendencje stóp rynkowych i kroki konkurencji. I rozwiązywać równania z bardzo wieloma niewiadomymi – bo tendencje stóp procentowych w gospodarce eurolandu w horyzoncie najbliższych kilku lat są teraz jeszcze całkowicie niepewne.

Stała stopa pozostanie stała

Podobnie jak z marżami będzie z kredytami i instrumentami dłużnymi o stałej stopie procentowej. Z unijnego rozporządzenia wynika, że powinna ona pozostać niezmienna. Tak więc kredyt z ustaloną stałą stopą procentową w złotych będzie spłacany z taką samą stopą procentową w euro. Podobnie odsetki od obligacji. Ma to duże znacznie dla emitentów, w tym także dla Skarbu Państwa, których obsługa długu po wejściu do strefy euro mogłaby zbyt wiele kosztować. Wniosek? Lepiej wypuszczać papiery o rentowności opartej na stopie rynkowej plus marża.

Ma to też duże znaczenie także dla banków, bo jeśli okaże się, że po „dniu euro” oprocentowanie kredytu o stałej stopie jest nadmiernie wysokie i niekonkurencyjne, to mogą one zacząć łatwo tracić klientów, którzy wybiorą oferty refinansowania. Większość kredytów konsumpcyjnych czy gotówkowych to nie są zobowiązania zaciągane na wiele lat. Gdy więc wejście do strefy euro będzie się zbliżać, banki czeka rewizja polityki ustalania ceny kredytu i przybliżanie jej do teoretycznych założeń dotyczących kosztu pozyskania finansowania w okresie przed wejściem, jak i po wejściu do strefy euro.

Analogiczna sytuacja będzie wyglądać w przypadku oprocentowania depozytów. Jeśli bieg depozytu przekroczy termin wymiany złotego na euro, bank będzie musiał płacić odsetki w takiej wysokości, jak w umowie. A więc na przykład od dwuletniej lokaty założonej na rok przed „dniem euro”, przez cały następny rok po tym dniu. Trudno sobie wyobrazić, by banki miały ochotę dawać równie wysokie oprocentowanie depozytów w euro, jak w złotych. Będą więc prawdopodobnie skracać terminy przyjmowanych lokat albo obniżać ich oprocentowanie w miarę zbliżania się tego terminu. Na koniec listopada 2012 r. przeciętne oprocentowanie nowych lokat lokat wynosiło 1,28 proc., ale to efekt spadku stóp rynkowych. Oprocentowanie depozytów zakładanych w początku zeszłego roku przekraczało znacznie 3 proc.

Co będzie lichwą?

Dla banków znacznie większym niż obecnie problemem będzie ograniczenie oprocentowania kredytu, jakie narzuca ustawa o kredycie konsumenckim, zwana antylichwiarską. Przypomnijmy, mówi ona, że maksymalne oprocentowanie kredytu konsumenckiego nie może być wyższe nić czterokrotność stopy lombardowej NBP. Stopa ta wynosi teraz 5,5 proc., co oznacza maksymalny pułap oprocentowania 22 proc. Ale stopa lombardowa NBP zniknie. Jaki więc zapis zostanie wprowadzony do ustawy antylichwiarskiej?

Dość naturalne byłoby zastąpienie stopy lombardowej stopą marginal lending facility Europejskiego Banku Centralnego, czyli oprocentowania pożyczek udzielanych bankom komercyjnym. Choć wynosi ona aktualnie dwukrotność głównej stopy EBC, daje to zaledwie 1,5 proc.

Gdybyśmy teraz wchodzili do strefy euro i wysokość czterokrotna zostałaby niezmieniona, to maksymalne oprocentowanie kredytu konsumenckiego nie mogłoby przekraczać 6 proc. Byłby to pułap bardzo niski jak na strefę euro. Francuz mógł w grudniu 2012 r. liczyć na kredyt konsumpcyjny o przeciętnym oprocentowaniu 6.06 proc. A u nas to już byłaby lichwa.

Nie zawsze tak jednak było. Od jesieni 2000 roku do wiosny 2001 r. marginal lending facility wynosiła 5,75 proc., czyli więcej niż nasza lombardowa obecnie. I niewykluczone, że za 5 czy 6 lat do tych historycznych rekordów powróci.

OF

(Opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi