Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Listy zastawne: wartościowe papiery bez wartości

Polskie banki hipoteczne mogłyby wyemitować w ciągu kilku lat listy zastawne o wartości 50-60 mld zł pod istniejące kredyty mieszkaniowe, spełnić w ten sposób normy Bazylei III i mieć z czego dalej pożyczać na inwestycje lub zakup nieruchomości. Wcześniej musi zmienić się prawo.
Listy zastawne: wartościowe papiery bez wartości

- Popyt ma skończona wielkość. Należy się spieszyć - uważa Andrzej Reich z KNF

VI Kongres Bankowości Detalicznej przyjął rekomendacje dla władz, jakie zmiany są konieczne.

– Warto się nad taka kwotą pochylić – powiedział na Kongresie Tomasz Mozer, prezes Pekao Banku Hipotecznego.

Komisja Nadzoru Finansowego od wielu lat przypomina co kwartał w raportach o sektorze bankowym: sytuacja, w której długoterminowe aktywa w sektorze bankowym finansowane są krótkoterminowymi pasywami, powoduje ryzyko systemowe.

Nasze banki, którym zagraniczne matki od co najmniej 10 lat udzielają relatywnie taniego finansowania walutowego, niewiele robią, by to zmienić. Odpływ finansowania zagranicznego w latach 2009-11 zmusił je do lekkich korekt, czego efektem były emisje obligacji niezabezpieczonych w 2012 roku. Przypomnijmy, że przez dwa lata matki wycofały ok. 34 mld zł finansowania.

Normę płynności spełnimy za 50 lat

W tym roku banki wyraźnie spasowały z emisjami długu. Powód? Pierwszy do zawirowania rynkowe, jakie trwają od maja, które silnie dotknęły rynek papierów dłużnych. Drugim powodem jest najwyższy od dwóch lat napływ środków zagranicznych, który w II kwartale, skorygowany o kurs walutowy, wyniósł ok. 10,7 mld zł, co odnotowała KNF w ostatnim raporcie. Przy mizernym wciąż popycie na kredyt to olbrzymia kwota.

Tymczasem sytuacja wygląda tak, że aktywa o terminach spłaty do roku stanowią 32 proc. wszystkich aktywów sektora, a powyżej 5 lat – 31 proc. Pasywa zapadalne do roku sięgają 73 proc. bilansu, a te powyżej 5 lat – zaledwie 5 proc. wszystkich pasywów. W bilansach na koniec I półrocza na 334,2 mld zł kredytów mieszkaniowych 180,5 mld zł to kredyty hipoteczne, głównie we frankach i w euro, co jest głównym powodem nierównowagi w strukturze walutowej. Według danych KNF aktywa walutowe wynosiły 337,9 mld zł, a pasywa – 265,5 mld zł. Banki mogłyby choć częściowo zasypać lukę wynoszącą 72,4 mld zł, emitując listy zastawne w walutach pod udzielone kredyty. Robią to jednak w śladowych ilościach. Płatności kredytów walutowych banki zabezpieczają na bieżąco swapami CIRS, na których ryzyko w ostatnim „Raporcie o stabilności systemu finansowego” zwraca uwagę NBP.

Sytuację pogarsza fakt, że w 2018 roku wejdzie w życie obowiązek spełniania normy płynności długoterminowej, wprowadzony przez Bazyleę III. NSFR mówi, że długoterminowe aktywa, powyżej roku, mają być finansowane pasywami o terminach zapadalności także dłuższych niż rok. Według Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA) bankom w Unii brakowało na koniec 2012 roku 959 mld euro do spełnienia tej normy.

– Emisje różnego rodzaju instrumentów, zwłaszcza w dużych krajach, będą ogromne. Popyt ma skończoną wielkość – powiedział na Kongresie Andrzej Reich, dyrektor departamentu w KNF. – Zdecydowanie powinniśmy się spieszyć. Deficyt płynności długoterminowej jest bardzo duży. W polskich bankach, podobnie jak w Europie, brakuje około 15 proc. – dodał.

Polskim bankom może brakować zatem ponad 30 mld zł długoterminowych pasywów. Tymczasem w I półroczu ich emisje własne miały wartość 300 mln zł. Gdyby przyrost zobowiązań postępował w tym tempie, to normę płynności NSFR spełniłyby za 50 lat.

Zabezpieczony dług będzie cenny

Finansowanie długiem zabezpieczonym, takim jak listy zastawne, będzie miało jeszcze jedną wartość. Otóż projekt unijnej dyrektywy o uporządkowanej upadłości i likwidacji banków (BRRD) przewiduje, że w przypadku upadłości instytucji jedynie gwarantowane depozyty oraz obligacje zabezpieczone nie będą podlegać mechanizmowi bail-in (zrobiono też niewielkie wyjątki związane z bieżącymi zobowiązaniami). Pozostałe instrumenty dłużne – w odpowiedniej hierarchii – mogą zostać wywłaszczone i przeznaczone na pokrycie strat. Oznacza to, że finansowanie obligacjami podporządkowanymi lub niezabezpieczonymi może stać się znacznie droższe, bo na wycenie ciążyć będzie możliwość ich „wywłaszczenia”. I odwrotnie – finansowanie listami zastawnymi może być tańsze.

Dlatego rynek listów zastawnych w Europie wciąż rośnie. Wartość emisji wynosi 2,25 biliona euro, z czego 75 proc. to papiery na stałą stopę procentową. Rynek listów w walucie najbardziej dotkliwej dla bilansów naszych banków – franku szwajcarskim – to 67 mld euro. To głównie papiery na stałą stopę procentową. Niemiecki rynek na koniec 2012 roku był wart 216 mld euro, a francuski 208 mld euro. Skalę zaniedbań pokazuje jednak dopiero porównanie polskiego rynku z gospodarkami znacząco mniejszymi od naszej. W Czechach rynek ten jest wart 9,1 mld euro, na Słowacji 3,8 mld euro. U nas jedynie 2,7 mld zł.

Statystyki mówiące o finansowaniu kredytów listami zastawnymi pokazują taki sam obraz. W Niemczech, według stanu na koniec 2011 roku, 19,2 proc. kredytów hipotecznych było finansowane z listów zastawnych, na Słowacji – 32,1 proc., a w Czechach – 42,4 proc. Tymczasem w Polsce to zaledwie 0,7 proc.

Co trzeba zmienić w prawie

Bankowcy szacują, że w oparciu o istniejące kredyty hipoteczne o wartości blisko 335 mld zł można wyemitować listy zastawne na sumę 50-60 mld zł. Taka kwota mogłaby uwolnić płynność na nowe kredyty, zapewniłaby większe bezpieczeństwo depozytów i samych banków, pozwoliłaby spełnić normę NSFR. Co w tym przeszkadza? Przepisy, które powodują, że emisje pod nowe kredyty są mało opłacalne, a pod istniejące już – niemal niemożliwe.

Nieopłacalność emisji wynika między innymi z faktu, że polskie listy zastawne mają stosunkowo niskie ratingi, takie same lub oczko wyższe niż samych emitentów. Tymczasem obligacje zabezpieczone mają na całym świecie oceny wyższe o kilka oczek. W przypadku Swedbanku, który ma ratingi na poziomie A plus obligacje zabezpieczone mają najwyższą ocenę AAA i są o 95 punktów bazowych mniej kosztowne od długu niezabezpieczonego. Listy zastawne UniCredit o ratingu na poziomie BBB mają ocenę AA, a spread wynosi aż 185 pb.

Czy to znaczy, że polskie papiery są tak ryzykowne? Owszem, ich nabywca będzie musiał się liczyć z ryzykiem walutowym i ryzykiem kredytobiorcy, które w Polsce w przypadku kredytów hipotecznych jest wyższe niż w Niemczech czy w Szwecji, ale teraz już niższe niż w Hiszpanii lub we Włoszech. Nie jest to powodem aż tak niskiej oceny.

Istotnym powodem jest to, że polskie prawo upadłościowe nie precyzuje, co zrobić z listem zastawnym, gdyby bank hipoteczny upadł. Jeśli nie zostaną wprowadzone przepisy gwarantujące, że w takim wypadku list zostanie wykupiony, nie ma szans na wyższe ratingi. Poza tym listy, które objęliby wierzyciele upadłego banku, powinny być zbywalne. Teraz rynek jest płytki i mało płynny. A to z kolei pogarsza rating.

– Nie widomo, jaka mogłaby być stopa odzysku. Trzeba zsynchronizować płatności z listu zastawnego z płatnościami cover pull (puli kredytów będących zabezpieczeniem emisji listów) – mówił na Kongresie Artur Szeski, dyrektor w agencji ratingowej Fitch Polska.

Na poprawę wiarygodności i bezpieczeństwa listów zastawnych ma też pomysł PKO BP.

– Portfel kredytowy można zrefinansować w 40-50 proc., a pozostałą cześć traktować jako nadzabezpieczenie. Myślimy o walucie i emisjach na rynki zagraniczne na taką część kredytów, a resztę umów chcemy traktować jako nadzabezpieczenie – mówił Rafał Kozłowski, doradca prezesa PKO BP.

Kongres w ogłoszonych rekomendacjach postuluje więc, żeby uszczegółowić przepisy prawa upadłościowego w zakresie procedury zaspokajania wierzycieli z tytułu listów zastawnych po upadku banku, które je wyemitował. Byłby to przełom w podejściu agencji ratingowych do papierów zabezpieczonych hipoteką, emitowanych przez polskie banki. Gdyby emisji było więcej, rynek wtórny by urósł i stał się bardziej płynny, a więc czynnik ten z czasem przestałby oddziaływać negatywnie na rating.

Dziurawe przepisy podatkowe

Jak już wiadomo PKO BP po przejęciu Nordea Bank Polska zamierza utworzyć bank hipoteczny. Skala takiego banku ma szansę zmienić obraz rynku.

– Moglibyśmy do banku hipotecznego przenieść teoretycznie 100 mld zł kredytów – mówił Rafał Kozłowski.

PKO BP będzie musiał jednak zmienić dane wierzyciela w księgach wieczystych – po prostu przepisać w nich kredyty z Nordei na siebie. O ile jednak księgi wieczyste są już elektroniczne, to wnioski muszą być papierowe. Bank będzie musiał wynająć sporą ciężarówkę, żeby je do sądów dostarczyć. Kongres postuluje wprowadzenie elektronicznej procedury składania wniosków.

Dwa działające już od lat banki hipoteczne BRE Bank Hipoteczny (BBH) i Pekao Bank Hipoteczny doczekały się indywidualnych interpretacji podatkowych mówiących, iż transfer wierzytelności w celu ich refinansowania jest zwolniony z VAT. Ustawa jasno tego jednak nie mówi. Tak naprawdę nie wiadomo, czy banki nie powinny płacić VAT, podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC), czy też żadnego. Nie wiadomo też, czy indywidualne interpretacje się nie zmienią, Ministerstwo Finansów nie wydało wciąż wiążącej wykładni. Kongres postuluje więc doprecyzowanie ustawy o VAT.

Gdy bank kupuje kredyt, utworzone na niego niektóre rezerwy nie mogą być kosztem uzyskania przychodu. To dlatego, że Ministerstwo Finansów wydało interpretację, iż kredyt to pożyczka udzielona, a nie nabyta. Bank hipoteczny nie może więc zaliczyć rezerw od kupionego kredytu do kosztów. To oczywiście zwiększa koszt całej grupy, bo bank sprzedający mu kredyt do kosztów uzyskania przychodów mógł te rezerwy zaliczyć. Operacja staje się z punktu widzenia podatkowego nieopłacalna. Dlatego Kongres postuluje rozszerzenie także na banki hipoteczne, kupujące kredyty od innych banków,

możliwość zaliczenia do kosztów uzyskania przychodów rezerw na te kredyty.

Wszystko to powoduje, że przeniesienie kredytów już udzielonych do banków hipotecznych staje się nieopłacalne, nawet gdyby koszt finansowania z listów zastawnych był o 60-70 pb niższy niż papierów niezabepieczonych, jak to szacują bankowcy. BBH, który według nowej strategii ma zapewniać finansowanie całej grupie, przyjmuje do swoich ksiąg nowe kredyty sprzedawane przez mBank

– Skupiliśmy się na razie tylko na nowych kredytach – mówił na Kongresie Piotr Cyburt, prezes BBH.

BBH szacuje jednak, że mógłby wyemitować listy zastawne pod istniejące kredyty BRE Banku we frankach na 10-15 proc. ich wartości.

– Jest wielu inwestorów, którzy byliby polskimi emisjami zainteresowani, ale muszą być one płynne, a inwestorzy nie powinni płacić podatku u źródła – dodał prezes BBH.

Właśnie podatek u źródła wykoleja wszelkie poważne plany takich emisji. Inwestorzy zagraniczni płacą go ryczałtem od całości zysku z odsetek. Taka konstrukcja nie tylko jest niezrozumiała dla nich, ale też utrudnia obrót listami, bowiem gdy podatek został zapłacony z góry, to w cenie sprzedaży na rynku wtórnym powinien być zdyskontowany. Kongres uważa, że warunkiem opłacalności emisji zagranicznych listów zastawnych jest zniesienie podatku u źródła, gdyż zniechęca on do zakupu polskich papierów.

Dla kogo to będzie interes

Kongres postuluje też, żeby wyłączyć listy zastawne z limitów, jakie mają towarzystwa ubezpieczeniowe (obecnie 5 proc.), oraz po planowanych przez rząd zmianach OFE (obecnie 10 proc.), na inwestycje w papiery jednego emitenta.  Obecna ustawa o listach zastawnych i bankach hipotecznych pozwala na refinansowanie tymi papierami do 60 proc. bankowo-hipotecznej wartości nieruchomości. Kolejny postulat to podniesienie tego pułapu do 80 proc. w przypadku kredytów mieszkaniowych, a pozostawienie limitu 60 proc. dla kredytów na nieruchomości komercyjne.

Można oczywiście zadać pytanie, czy banki same sobie nie ograniczyły możliwości rozwoju biznesu, powielając przez lata model finansowania długoterminowych kredytów hipotecznych krótkoterminowymi depozytami, licząc na „bezterminowe” finansowanie walutowe przez spółki-matki i nonszalancko pogłębiając w ten sposób niedopasowanie struktury walutowej bilansu. A teraz, gdy niektóre z nich muszą wyraźnie ograniczać podaż kredytów hipotecznych, chcą ułatwień podatkowych.

Popyt na kredyt jest na razie niewielki i póki stagnacja będzie trwać, obecny system może trwać wraz z nią. Gdy jednak popyt odżyje, może spowodować albo pogłębienie już istniejącej nierównowagi, na co zapewne nadzorca się nie zgodzi, a co byłoby zresztą sprzeczne z unijnym prawem, albo silne ograniczenie podaży kredytów, zwłaszcza inwestycyjnych i hipotecznych. Chodzi o to, żeby ta podaż w odpowiednim momencie się pojawiła, ale  nie była też zabójczo dla gospodarki droga.

– Jeśli nie rozwiążemy problemu, to żeby spełnić normy płynności, banki ograniczą długoterminowy kredyt dla gospodarki – powiedział na Kongresie Andrzej Reich.

OF

- Popyt ma skończona wielkość. Należy się spieszyć - uważa Andrzej Reich z KNF

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Listy zastawne – odporne na kryzys i coraz bardziej zielone

Kategoria: Analizy
Coraz więcej emisji listów zastawnych wpisuje się w cele zrównoważonego rozwoju i transformacji energetycznej. Zielone i społeczne listy zastawne mogą wkrótce stać się znaczącym segmentem rynku i pożądanym elementem portfeli inwestycyjnych inwestorów instytucjonalnych.
Listy zastawne – odporne na kryzys i coraz bardziej zielone