Mobilnego blitzkriegu nie będzie

Bankowość mobilna rozwija się w szybkim tempie, jednak nieprędko dogoni internetową. Do tego, by stała się ona standardowym sposobem komunikacji z bankiem, potrzebna jest zmiana pokoleniowa.
Mobilnego blitzkriegu nie będzie

Płacenie telefonem bez konieczności wymiany karty SIM, i bez podpisywania umowy z telekomem, to kolejny hit bankowości mobilnej. Jest on możliwy, dzięki wykorzystaniu technologii Host Card Emulation (HCE), która polega na tym, że dane karty przechowywane są w chmurze, czyli na serwerach banku, a nie na małym kawałku plastiku od operatora. Taką usługę uruchomił właśnie Bank Pekao przy wsparciu MasterCarda. Z kolei Visa pracuje już z dziewięcioma innymi bankami (BZ WBK, ING, mBank, Millennium, Raiffeisen Polbank, eurobank, Getin Bank, BPS i Bank SMART) nad wdrożeniem analogicznych rozwiązań. Oprócz tego banki cały czas ulepszają swoje aplikacje na telefon, czy specjalnie dostosowane strony internetowe. Systemy bankowości mobilnej są cały czas rozwijane i mają je już w ofercie wszystkie liczące się na rynku banki. Rośnie również liczba ich użytkowników. Z zebranych przez portal prnews.pl danych na koniec września 2014 r. wynika, że z banku w komórce korzysta prawie 3,5 mln klientów. W ciągu roku ich liczba zwiększyła się o 1,2 mln osób.

Bank w komputerze – korzysta połowa

Wydaje się więc, że bankowość mobilna szybko stanie się standardowym sposobem kontaktu z klientem. Łatwo ulec iluzji, bo przecież niemal każdy z nas korzysta z bankowości internetowej (też kiedyś nie do pomyślenia). Statystyki są jednak bezwzględne. Jak podaje Związek Banków Polskich, na koniec pierwszego półrocza liczba klientów indywidualnych posiadających dostęp do bankowości internetowej przekroczyła 23 mln. Tyle tylko, że liczba aktywnych użytkowników tego kanału to nieco ponad 12 mln osób. A to wszystko po 16 latach istnienia bankowości internetowej (Powszechny Bank Gospodarczy z Łodzi uruchomił pierwszy wirtualny oddział dla klientów indywidualnych i małych przedsiębiorstw w 1998 roku). Dwa lata później wystartował pierwszy bank wirtualny, czyli mBank.

Jak na tyle lat działania, rzesza klientów, którzy wciąż wolą się udać do oddziału banku, jest ogromna. Trudno się spodziewać, by te osoby przestawiły się na bankowość mobilną.

– Bankowość mobilna ma szansę rosnąć w tempie 10–12 proc. kwartalnie. Grupa docelowa i potencjał jest tu mniejszy niż w przypadku bankowości internetowej. To osoby, które już wiedzą, że telefon pozwala im zaoszczędzić czas. Do tego dochodzą jeszcze bariery infrastrukturalne, czyli konieczność posiadania telefonu z dostępem do internetu. Urządzenia mobilne z dostępem do internetu i marketu z aplikacjami nie są aż tak popularne jak domowe komputery – mówi Piotr Hibner, szef kanałów elektronicznych w mBanku.

Smartfonów coraz więcej

Ta ostatnia bariera prawdopodobnie zostanie dość szybko usunięta. Jak szacują eksperci firmy konsultingowej PwC, liczba smartfonów w Polsce wzrośnie w tym roku do 27 mln sztuk (47,9 proc. wszystkich aparatów będzie już należało do nowej generacji). W 2018 dojdzie do 44 mln (75 proc. wszystkich komórek). Kierunek, w którym idzie rozwój ofert telekomów, sugeruje, że dostęp do sieci z poziomu telefonu będzie coraz prostszy i tańszy.

Czy samo wyposażenie Polaków w smartfony automatycznie przełoży się na rozwój bankowości mobilnej? Prawdopodobnie będzie tak samo, jak z bankowością internetową – nieco ponad połowa klientów mających do niej dostęp faktycznie z niej korzysta. Mariusz Gliński, dyrektor Departamentu Bankowości Elektronicznej w Raiffeisen Bank Polska, liczy, że pomoże nowa technologia RWD (Responsive Web Design).

– Zaprojektowana w ten sposób strona bankowości internetowej dopasowuje się do ekranów o różnych rozmiarach: komputerów, tabletów czy smartfonów. Dla tych, którzy nie rozumieją konieczności posiadania specjalnej aplikacji bankowości mobilnej, będzie to ułatwienie pozwalające korzystać z bankowości na telefonie. Można się więc spodziewać, że dynamika korzystania ze stron internetowych będzie większa niż w przypadku samych aplikacji, szczególnie wśród klientów, którzy nadal będą mieć trudność z korzystania z ekosystemu aplikacji – mówi Gliński.

System bankowości internetowej oparty na takiej technologii wdrożył już Lion’s Bank. Pracuje nad nią również ING Bank. Tego typu rozwiązania oznaczają dla banków oszczędności, bo nie będzie potrzeby projektowania kilku aplikacji na różne systemy i urządzenia. RWD może również pomóc pokonać mentalną barierę (starsi klienci najczęściej nie palą się do mobilnych innowacji). Inną barierą jest infrastruktura. Gdyby lekarstwem miała być technologia RWD, to będzie to wymagało od banków kolejnych ogromnych nakładów (np. ING zapowiada, że wyda na ten cel 100 mln zł) i kolejnych kilku lat na powszechne wdrożenie nowych systemów.

Tak samo bezpiecznie

Bankowcy są zgodni, że barierą rozwoju nie będzie kwestia bezpieczeństwa, gdyż systemy bankowości mobilnej i internetowej są tak samo dobrze zabezpieczone. Oczywiście można się spodziewać, że wraz ze wzrostem popularności tego kanału dostępu nasilą się próby włamań do mobilnych banków.

– Żaden haker nie odpuści sobie wejścia w ten świat, kiedy będzie on miał dużo większą skalę. Prędzej czy później to nastąpi i obawy związane z korzystaniem z bankowości internetowej i mobilnej mogą się nasilić. Będzie to jednak wyłącznie kwestia tego, jak sami klienci będą dbać o bezpieczeństwo swojego telefonu, bo same rozwiązania pozostaną bezpieczne. Nie ma więc zagrożenia, by bankowość mobilna została skompromitowana – mówi Mariusz Gliński.

Bezpieczeństwo będą też wspierane przez rozwój technologiczny samych aparatów. Już dziś najnowsze modele iPhone’a są wyposażone w funkcję Touch ID, czyli czujnik umożliwiający rozpoznawanie tożsamości na podstawie linii papilarnych. Banki bez wątpienia włączą tego typu możliwości w systemy swoich zabezpieczeń.

Podstawową problemem pozostanie przekonanie klientów i pokazywanie im płynących z tego tytułu korzyści. Banki nie będą na tym oszczędzać, bo bankowość mobilna to nie tylko konieczność wynikająca z podążania za cywilizacyjnymi trendami.

– Dla banku ważny jest proces sprzedaży produktów. Dzięki technologiom mobilnym jesteśmy w stanie lepiej dopasować się do potrzeb klienta. My na przykład oferujemy mu tzw. kredyt na klik, przydatny, kiedy przy kasie okaże się, że zabrakło pieniędzy na zakupy. Innym rozwiązaniem są powiadomienia oparte na geolokalizacji. Możemy np. zrobić kampanię marketingową ubezpieczenia podróżnego nastawioną na klientów znajdujących się w pobliżu lotnisk. Dzięki takim rozwiązaniom klienci dostają przydatną ofertę sprzedażową, której nie potraktują jak spam – mówi Piotr Hibner.

Banki mogą więc jeszcze bardziej spersonalizować ofertę i przyspieszyć procedury, szczególnie z produktów kredytowych. Jeśli klient będzie miał kredyt dosłownie na wyciągnięcie ręki – do kieszeni z telefonem – to może podejmować decyzję pod wpływem impulsu. Można się więc spodziewać, że zaciągnięcie pożyczki czy podniesienie limitu na karcie lub w rachunku stanie się szybko standardem w oferowanych przez telefon usługach.

Portfel w komórce

Bankowość mobilna to również możliwości płacenia telefonem. Instytucje finansowe wdrażają kilka rozwiązań. Przede wszystkim technologię NFC, która polega na tym, że karta SIM pełni równocześnie funkcję zbliżeniowej karty płatniczej. Zamiast więc przykładać do terminala plastik, wystarczy sięgnąć po telefon. Tego typu ofertę – opierającą się na współpracy banku z telekomem – mają już m.in. Getin Bank, Alior Bank, Raiffeisen Bank czy mBank. VISA pracuje już jednak nad technologią znaną jako HCE (Host Card Emulation). Nazywa się ją czasem „NFC w chmurze”, bo nie będzie wymagała specjalnej karty SIM, więc i współpracy z telekomem. Wydaje się, że to kolejny etap płatności mobilnych, z którego niebawem zaczną korzystać polskie banki.

Jeszcze inny pomysł miał PKO BP, tworząc spółkę Polski System Płatności. Wraz z Alior Bankiem, Millennium, BZ WBK, ING Bankiem i mBankiem chcą wdrażać płatności telefonami w oparciu o jednorazowe kody. Ten system działa już w PKO BP jako IKO. Wspólny ma nosić nazwę Blik.

Zanim te rozwiązania się przyjmą, może jednak minąć sporo czasu. Przede wszystkim obniżka stawek interchange do 0,5 proc. spowodowała, że tego typu rozwiązania nie są już aż tak atrakcyjne dla sklepów i punktów usługowych. Po co więc dostosowywać się do kolejnego rozwiązania, skoro płatności kartami staniały? Gwarantem sukcesu jest jednak powszechność systemów płatności.

Mariusz Gliński zwraca uwagę na jeszcze inne trudności.

– Banki koncentrują się na zastąpieniu karty telefonem. Płatność kartami zbliżeniowymi jest szybka, więc płatność telefonem ma w nich ważnego konkurenta. Bez koncentracji na dodatkowej wartości dla klienta, np. w postaci programów rabatowych czy lojalnościowych, samo wprowadzenie możliwości płacenia telefonem może nie być wystarczające do umasowienia usług – mówi.

Płatności mobilne muszą więc konkurować z plastikowymi pieniędzmi, nie mówiąc już o królującej w Polsce gotówce. I jak pokazuje przypadek sieci sklepów Biedronka, ta konkurencja nie jest taka prosta. Rok temu wdrożono tam system płatności mobilnych, a kilka miesięcy temu wprowadzono możliwość płacenia kartą. Portal prnews.pl policzył jak kształtowała się liczba transakcji przed i po wdrożeniu kart płatniczych. Początkowo średnia liczba transakcji mobilnych w Biedronce wynosiła 62,5 tys. miesięcznie, a po udostępnieniu możliwości płacenia plastikiem już tylko 21 tys. Oznacza to, że nawet ci klienci, którzy już korzystali z płatności mobilnych, przestawili się na karty płatnicze. Z jakiegoś powodu uznali, że są dla nich wygodniejsze.

Nie oznacza to, że płatności mobilne nie będą się w Polsce rozwijać, ale trudno zakładać by przyjęły się w błyskawicznym tempie. Tak samo będzie z innymi aspektami bankowości mobilnej. Będzie ona rosła, bo jako społeczeństwo będziemy się przyzwyczajać do nowego rozwiązania i korzystać z coraz nowszych funkcjonalności. Zanim jednak dobijemy do takiego poziomu powszechności jak w przypadku bankowości internetowej, minie co najmniej kilka lat.

Otwarta licencja


Tagi