Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Rynki zaczynają premiować zaufanie

Politycy, nadzorcy, bankowcy i analitycy od dłuższego czasu zastanawiają się, do czego doprowadzą regulacje podjęte po kryzysie. Banki wyrażają pogląd, że mogą one nawet zniszczyć ich biznes. Inni uważają, że są jedyną szansą, by zapobiec nadmiernemu ryzyku, które banki lubią podejmować. Inwestorzy zaczynają się skłaniać ku drugiemu przekonaniu.
Rynki zaczynają premiować zaufanie

Bank of America, którym kieruje Brian Moynihan, „zgubił” prawie 4 mld dolarów kapitału. (CC By NC SA WEF)

Na jakim rozumowaniu opierają się oba poglądy? Porównajmy dwa charakterystyczne cytaty.

„Silne poziomy kapitału pozwolą zapewnić, że instytucje bankowe odzyskają zdolność do udzielania kredytów gospodarstwom domowym i przedsiębiorstwom, a także do dalszego spełnienia swoich zobowiązań finansowych, nawet w czasach trudności gospodarczych” – napisała amerykański bank centralny w komunikacje prezentującym wyniki kompleksowego przeglądu i analizy kapitałów (Comprehensive Capital Analysis and Review, CCAR) największych amerykańskich banków za 2013 rok. To kwintesencja sposobu myślenia regulatorów.

Całkiem odmiennego zdania jest prezes szwedzkiej Nordei i szef lobbystycznej European Banking Federation, Christian Clausen. Kilka dni temu w wywiadzie dla agencji Reuters powiedział on, iż Europa ryzykuje, że małe przedsiębiorstwa pozbawione zostaną możliwości finansowania, jeśli będzie zmuszać banki do utrzymywania nadmiernych poziomów kapitału. Jak wiemy, regulacje sektora bankowego w Europie są znacznie mniej zaawansowane niż za Atlantykiem.

– Nie mam wątpliwości, że idziemy za daleko – dodał prezes Nordei.

Ten spór ma charakter fundamentalny i nie można go bagatelizować. Dotyczy jednak nie obecnej sytuacji, tylko przyszłości. Konkluzje są więc trudno weryfikowalne. Odpowiedź, kto miał rację, poznamy za 5-10 lat. Obie strony posługują się argumentami osadzonymi w teraźniejszości. Nie sposób jednak powiedzieć, czy okażą się one równie mocne w przyszłości.

Bankowcy argumentują, że już widać, iż regulacje negatywnie wpływają na transmisję kredytu do gospodarki. Faktycznie, podaż kredytu od początku kryzysu spada w wielu krajach, a banki się delewarują. Niekoniecznie musi to wynikać z restrykcyjności regulacji, ale powoduje, że regulatorzy łagodzą swoje dotychczasowe stanowisko.

Powodem zmniejszania aktywów przez banki nie muszą być tylko regulacje kapitałowe, ale fakt, że część ich aktywów jest fatalnej jakości. Niechęć do kredytowania gospodarstw domowych oraz małych i średnich firm może wynikać z ich spadających dochodów i złej kondycji, zwłaszcza w południowych krajach strefy euro. Ekspansja kredytowa, której domagają się liczni politycy, byłaby przedwczesna, a może nawet nieobliczalna.

– Komitet Bazylejski obniżył restrykcyjność płynności krótkoterminowej poniżej normy, którą stosowaliśmy w Polsce, i pewnie przy długoterminowej również to zrobi. Dlatego, że banki reagują w określony sposób. Albo zmniejszają aktywa, albo się delewarują, ograniczają finansowanie, czego nikt nie lubi. Po pierwszej fali kryzysu była dyskusja o przykręceniu śruby bankom. Nie ma wątpliwości, że za 10 lat pojawią się tacy, którzy będą deregulować, zmniejszać obciążenia – powiedział Obserwatorowi Finansowemu Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego.

Kto miał rację okaże się, gdy nowe regulacje zaczną w pełni działać. Tymczasem pewną podpowiedź – choć nie rozstrzygającą i nie przesądzającą po czyjej jest ona stronie – dają inwestorzy. Ich reakcje po ogłoszeniu przez Fed wyników amerykańskich stres-testów, a zwłaszcza CCAR, zdają się mówić, że zaczęli „kupować” narrację regulatorów.

Komu ufa rynek

Fed ogłosił w końcu marca najpierw wyniki przeprowadzonych po raz czwarty od kryzysu stres-testów. Tym razem objęły one 30 największych bankowych holdingów USA (wcześniej było ich tylko 18), w tym sześć amerykańskich spółek wielkich instytucji zagranicznych. Wyniki były znakomite. Przypomnijmy, że scenariusz skrajnie niekorzystny zakładał głęboką recesję (w USA, strefie euro, Japonii oraz znaczne spowolnienie na rynkach wschodzących Azji), silny wzrost bezrobocia, przecenę amerykańskich akcji o 50 proc. i spadek cen nieruchomości do poziomu z 2001 roku. Nowością w tegorocznej edycji było to, że sprawdzono skutki nieoczekiwanego upadku kontrahenta ośmiu najbardziej „powiązanych” ze sobą i największych instytucji kredytowych.

Okazało się, że w takich warunkach sumaryczne straty netto w ciągu dziewięciu kwartałów do końca 2015 roku 30 instytucji wyniosłyby 217,1 mld dolarów (1,6 proc. średnich aktywów), a uśredniony wskaźnik kapitału regulacyjnego Tier 1 common wskutek strat zmniejszyłby się z 11,5 proc. w III kwartale 2013 r. do 7,6 proc. na koniec okresu. Tylko w jednej i to relatywnie małej instytucji – Zions Bancorporation z Salt Lake City – wskaźnik kapitału spadłby do 3,6 proc. z obecnych 10,5 proc., a więc poniżej wymaganych 5,0 proc. W scenariuszu niekorzystnym średni wskaźnik kapitałowy banków obniżyłby się o 180 punktów bazowych do 9,7 proc. Przy okazji okazała się rzecz ciekawa. Największa część, bo niemal 20 proc. wszystkich strat banków powstałaby na tradingu oraz w wyniku strat kontrahenta.

Rynek akcji przyjął wyniki stres-testów bardzo dobrze. Niecały tydzień później Fed opublikował wyniki CCAR, czyli kompleksowego przeglądu i analizy jakości kapitałów tej samej grupy wielkich banków. Gdy Fed uznaje, że banki są dobrze skapitalizowane i mają bezpieczne z punktu widzenia swoich modeli biznesowych plany kapitałowe na przyszłość, akceptuje je, a to równocześnie oznacza zgodę na proponowany przez banki podział zysku. Analitycy agencji ratingowej Standard and Poor’s obliczyli, że 30 największych banków wypłaci swoim właścicielom w sumie ok. 65 proc. zeszłorocznych zysków.

Z całej trzydziestki mającej w sumie aktywa warte 13,5 biliona dolarów, co odpowiada 80 proc. aktywów całego amerykańskiego sektora bankowego, Fed nie zaaprobował planów kapitałowych pięciu banków. Trzy z nich to amerykańskie spółki potężnych europejskich grup – HSBC North America Holdings, RBS Citizens i Santander Holdings USA. Muszą zatrzymać swoje zeszłoroczne zyski, zamiast wesprzeć nimi europejskie matki.

Fed nie zaaprobował planów RBS Citizens i HSBC, gdyż miał wątpliwości dotyczące  szacowania przez nie przychodów i strat w niekorzystnych warunkach gospodarczych, natomiast w przypadku Santandera – z powodu „powtarzających się poważnych uchybień” w zarządzaniu, kontroli wewnętrznej, ocenie ryzyka, zarządzaniu ryzykiem i funkcjonowaniu systemów informacji zarządczej. Z oczywistych powodów nie zaaprobował też planów Zions, który jako jedyny „nie zaliczył” stres-testów więc musi plany kapitałowe zweryfikować.

HSBC i Santander podały, że zrewidują swoje plany, uwzględniając obawy Fed. Reakcja Royal Bank of Scotland była inna. Bank, który został uratowany pięć lat temu przez brytyjski rząd kosztem 45,5 mld funtów i jest w 80 proc. własnością państwa już zapowiedział, że będzie szukał nabywcy na RBS Citizens. Według „Wall Street Journal” amerykańską spółką RBS zainteresowana jest Sumitomo Mitsui Financial Group.

Największą niespodzianką było jednak to, że egzaminu z planów kapitałowych nie zdała Citigroup. Fed zakwestionował zamiar skupu własnych akcji o wartości 6,4 mld dolarów i podniesienie dywidendy do 5 centów na akcję z jednego centa. Następnego dnia po ogłoszeniu wyników CCAR cena akcji Citigroup spadała nawet o 5,7 proc., najwięcej od roku. W późniejszych komentarzach analitycy podkreślali, że Citigroup musi teraz odzyskać zaufanie rynków. Fed już raz odrzucił plany Citigroup w 2012 roku. Było to powodem odejścia jej prezesa Vikrama Pandita.

Wynik testów prowadzonych przez regulatora ma decydujący wpływ na sytuację poszczególnych instytucji. JP Morgan, największy bank w USA, dostał zgodę na zwiększenie kwartalnej dywidendy do 40 centów na akcję z 38 centów i skup własnych akcji za 6,5 mld dolarów. Morgan Stanley i Wells Fargo także ogłosiły wzrost dywidendy i skup akcji. Poprawa sytuacji Ally Financial, dawniej GMAC, spółki General Motors powołanej do sprzedaży kredytów samochodowych, po wybuchu kryzysu przejętej przez rząd, pozwoliła właścicielowi ogłosić ofertę 95 mln akcji banku o wartości 2,7 mld dolarów. Rząd USA chce zmniejszyć udział z 37 do 17 proc.

Bank of America zgubił 4 mld dolarów

Bank of America (BAC) od 2009 roku płacił co kwartał dywidendę obniżoną do jednego centa na akcję. W 2008 roku wynosiła ona jeszcze 64 centy. Akcjonariusze od lat naciskali na zwiększenie wypłat. Zamierzali też doprowadzić w tym roku do skupu akcji o wartości 4 mld dolarów. Fed podał, że BAC, podobnie jak Goldman Sachs, mają zmniejszyć plany wypłaty dywidendy i skupu akcji, gdyż ich kapitaly niebezpiecznie zbliżyły się w warunkach skrajnych do wymaganego minimum, a poniżej minimum spadł wskaźnik dźwigni. Po ogłoszeniu wyników CCAR prezes BAC Brian Moynihan zadeklarował wypłatę 5 centów na akcję i skup własnych papierów. Radość akcjonariuszy trwała tylko miesiąc.

Przed końcem kwietnia jak grom z jasnego nieba spadł na inwestorów komunikat Fed, w którym regulator podał, iż wzywa Bank of America do ponownego przedstawienia planów i wstrzymania dystrybucji kapitału. „Decyzja związana jest z ujawnieniem przez Bank of America, że nieprawidłowo przedstawił dane wykorzystane do obliczania regulacyjnych wskaźników kapitałowych (…) Bank of America musi poprawić błędy w swoich obliczeniach kapitału regulacyjnego i przeprowadzić przegląd procesu raportowania, by zapewnić, że nie będzie błędów w przyszłości” – napisał w komunikacie Fed. Tego samego dnia bank poinformował, że kapitał był źle liczony od czasu przejęcia w 2009 roku Merrill Lyncha, a wynika to z dokonanej wówczas błędnej wyceny części jego aktywów, czyli nierozpoznania części jego strat.

W komunikacie bank podał, że przeszacowuje kapitał regulacyjny w dół o 3,7 mld dolarów, ale nie ma to wpływu ani na kapitał akcyjny, ani też na rachunek wyników. Do jakich wniosków może prowadzić ten przypadek? Dla wyników i rentowności nie ma większego znaczenia, czy kapitał banku jest o kilka miliardów dolarów wyższy czy też niższy. Przeciwnie – im niższy tym lepiej dla akcjonariuszy, bo ponoszą mniejszy koszt przy lepszym wskaźniku ROE. Ta „przedkryzysowa” logika ma oczywiste uzasadnienie ekonomiczne. Oczywiste – póki sytuacja jest stabilna. Inaczej jest wtedy, gdy zaczynają się straty.

Te coraz lepiej widać i nie są wcale spowodowane złą sytuacją gospodarczą. Wynikają z licznych postępowań sądowych, roszczeń klientów i kontrahentów oraz kar regulatorów związanych z naruszeniem prawa w czasie kryzysu. W pierwszym kwartale Bank of America zawiązał 6 mld dolarów rezerw na koszty roszczeń, co doprowadziło do kwartalnej straty 5 centów na akcję. Dokładnie tyle, ile dywidendy chciał wypłacić. Analitycy firmy inwestycyjnej Keefe, Bruyette and Woods (KBW) policzyli pod koniec zeszłego roku, że w ciągu najbliższej dekady wielkie banki mogą ponieść z tytułu roszczeń prawnych koszty rzędu 100 mld dolarów.

Nazajutrz po ogłoszeniu, iż Bank of America „zgubił” prawie 4 mld dolarów kapitału zaczęła się wyprzedaż jego akcji. Straciły one na wartości ponad 6,2 proc. Słowa „szokujące” lub „żenujące” wybujały się w komentarzach analityków. Jednak niektórzy komentowali, że panika jest nieadekwatna do rzeczywistej sytuacji drugiego co do wielkości banku w USA. Zawieruszone 4 mld dolarów nie wpływały zasadniczo na jego sytuację kapitałową.

„Oczekujemy, że przeglądy CCAR będą bardziej rygorystyczne z punktu widzenia jakości kapitału i spodziewamy się, że kilka banków może spotkać się z zastrzeżeniami (ze strony Fed) w przyszłych cyklach badań” – napisała w cytowanym raporcie Standard and Poor’s.

Wyprzedaż akcji Citigroup i Bank of America świadczy też o tym, że głosujący własnymi pieniędzmi zaczynają przyjmować argumentację i logikę regulatorów. Coraz bardziej skłonni są wyceniać nie tylko krociowe zyski, lecz również stabilność kapitałową.

OF

Bank of America, którym kieruje Brian Moynihan, „zgubił” prawie 4 mld dolarów kapitału. (CC By NC SA WEF)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją