Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Unia bankowa potrzebna, ale wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi

Polski sektor finansowy, rząd, władze monetarne stawiają sobie od pół roku pytanie – czy Polska powinna wejść do unii bankowej i czy może to być dla nas korzystne. Na razie unia bankowa to dopiero zarys projektu. Co o niej wiemy, a czego nie, mówił Andrzej Reich, dyrektor w Komisji Nadzoru Finansowego, na seminarium Gdańskiej Akademii Bankowej.
Unia bankowa potrzebna, ale wciąż więcej jest pytań niż odpowiedzi

(infograf. Darek Gąszczyk)

Jedno jest pewne: „Unia bankowa to zmiana fundamentalna. (…) To proces tak istotny jak utworzenie unii monetarnej” – powiedział Andrzej Reich na seminarium „Zarządzanie kapitałem i płynnością w kontekście założeń unii bankowej” w Klubie Bankowca przy Związku Banków Polskich.

>>video:  Co wiemy u unii bankowej – wystąpienie Andrzeja Reicha

Co wiadomo do tej pory? Wyraźne zarysy ma już koncepcja jednolitego mechanizmu nadzorczego (Single Supervisory Mechanizm, SSM), uzgodniona w grudniu na unijnym szczycie. Trwają jeszcze negocjacje szczegółów, ale Parlament Europejski ma ją rozpatrywać już 5 lutego. Plan jest taki, żeby Europejski Bank Centralny, mający sprawować wspólny nadzór, objął nim około 150 banków ze strefy euro oraz państw, które do SSM przystąpią, od 1 marca przyszłego roku. Czemu EBC? Bo pomoc dla banków strefy euro wymaga ściślejszej kontroli.

SSM i jego najważniejsze procedury

Pod nadzorem przy EBC byłyby grupy bankowe działające w przynajmniej trzech państwach UE, banki o aktywach ponad 30 mld euro i takie, których aktywa stanowią ponad 20 proc. PKB jednego z państw-uczestników systemu. Dodatkowo jeszcze co najmniej trzy największe banki w danym kraju oraz te, które dostały pomoc publiczną. Znaczy to, że polskie banki, takie jak Pekao, BRE, ING BSK, BZ WBK, Millennium, automatycznie podlegałyby nadzorowi EBC – ze względu na spółki-matki – niezależnie od tego, czy Polska przystąpiłaby do nadzoru, czy nie.

Nowy nadzór ma sprawować Rada Nadzorców (Supervisory Board), w której skład wejdą przewodniczący wyznaczony przez Ecofin, czyli unijnych ministrów finansów, jego zastępca będący wiceprezesem EBC i czterech innych przedstawicieli tego banku oraz reprezentanci uczestniczących państw. Decyzje podjęte przez Radę Nadzorców rozpatrywać ma Rada Prezesów (Governing Council) EBC. I tu pojawia się pierwszy problem, mający dla nas znaczenie. 10 państw Unii spoza strefy euro, w tym Polska, nie ma w niej swoich przedstawicieli.

Gdy przywódcy Unii podjęli decyzję, że nadzór ma być przy EBC, okazało się, że łatwo napisać odpowiednie zasady, ale tylko dla strefy euro. Problem został rozwiązany w ten sposób, że państwom spoza strefy zaproponowano „bliską współpracę” i dobrowolne uczestnictwo w SSM. Deklaruje je rząd, który zgłasza akces kraju do SSM. Zobowiązuje się też, że będzie respektował postanowienia nadzoru. Wtedy delegat kraju spoza strefy euro wchodzi w skład Rady Nadzorców (Supervisory Board) i na równych prawach z innymi podejmuje decyzje nadzorcze dotyczące wszystkich. Jednak ostatecznie decyduje Rada Prezesów EBC.

Pojawił się zatem problem, co zrobić, żeby Rada Prezesów nie „pokrzywdziła” państwa spoza strefy euro. Aby go rozwiązać, wprowadzono mechanizm, który polega na tym, że kompromis wypracowany przez Radę Nadzorców Rada Prezesów EBC może jedynie zaaprobować lub odrzucić, ale nie może go zmienić.

Ale są też inne reguły zabezpieczające interesy krajów nie należących do strefy euro. Na przykład gdyby któryś kraj uznał, że projekt przyjęty przez Radę Nadzorców godzi w jego interesy, może się odwołać do Rady Prezesów. Gdyby natomiast projekt przyjęty już przez Radę Nadzorców odrzuciła Rada Prezesów EBC, kraj może odwołać się ponownie do Rady Nadzorców. W ten sposób ucierałby się konsensus.

Nadzór „odnarodowiony”

Może się pojawić jednak konflikt nierozwiązywalny i wtedy kraj uczestniczący w SSM może nawet natychmiast opuścić ten mechanizm. Kraj ten może też wykluczyć Rada Prezesów, gdy nie respektuje on jej postanowień. „Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś chciałby doprowadzić do takiego sporu” – powiedział Andrzej Reich. Zasada jest taka, że każde z państw spoza strefy euro może wstąpić do SSM albo z niego wystąpić. Jeśli wystąpi lub zostanie wykluczone, ponownie może wejść do mechanizmu dopiero po trzech latach.

Andrzej Reich powiedział, że najważniejsza korzyść, jaką odniosłaby Polska z przystąpienia do SSM, to możliwość dyskusji o kwestiach polskiego sektora bankowego i jego bezpieczeństwa z jednym partnerem, który miałby „ponadnarodowy” punkt widzenia. Obecnie o kwestiach nadzoru nad polskimi bankami KNF dyskutuje z narodowymi nadzorcami ich właścicieli w tak zwanych kolegiach nadzorczych. „Status nadzorów macierzystych zostanie zrównany ze statusem goszczących” – powiedział. A to wzmacnia pozycję Polski. Wzmacnia ją też o tyle, że w Radzie Nadzorców mielibyśmy taki sam głos, jak przedstawiciele państw strefy euro, w sytuacji gdy aktywa naszego sektora bankowego stanowią zaledwie 1 proc. aktywów banków UE.

Na dodatek, zaplanowane już obecnie procedury nie tworzą zagrożenia dla autonomii podstawowych czynności krajowego nadzoru, jakim jest wydawanie licencji, zgoda na nabycie dużych pakietów akcji banków czy na przejęcia. „Projekt jest bardzo dobry i problemy nadzorcze załatwia w sposób bardzo sensowny” – powiedział Andrzej Reich. Przyznał jednak, że na obecnym etapie pozostawia jeszcze kilka niewiadomych. Projekt przewiduje na przykład, że Rada Nadzorców ma ściśle współpracować z nadzorami krajowymi. A w jaki sposób? „Ten mechanizm nie jest jeszcze w pełni zbudowany” – powiedział. Nie wiadomo także, czy istniejące rekomendacje KNF zachowałyby swoją ważność.

Czego wciąż nie wiemy

Bankowcy twierdzą, że na razie w projekcie unii bankowej jest zbyt wiele niewiadomych, żeby można było oszacować korzyści i straty dla Polski zarówno z punktu widzenia makroostrożnościowego, jak i z punktu widzenia interesów samych banków.

Nie wiemy bowiem, jak mają wyglądać pozostałe filary unii bankowej, choć wszystkie dla jej funkcjonowania są konieczne. Wiemy, że banki hiszpańskie już mogą korzystać z europejskiego funduszu ratunkowego ESM, który ma dysponować kwotą 700 mld euro. Obecnie na ESM składają się państwa strefy euro. Nie wiadomo, czy polskie banki mogłyby z niego korzystać, gdyby zaszła taka potrzeba, po wejściu do jednolitego nadzoru, czy też dopiero po wejściu do unii monetarnej. Nad rozwiązaniem obejmującym gwarancjami pomocy wszystkie banki z krajów należących do SSM pracuje jeszcze Komisja Europejska.

Ale z udziałem w funduszu wiązałaby się wpłata składki. Teraz jej wysokość zależy od udziału PKB danego kraju w PKB strefy euro. Najwięcej płacą Niemcy – 27 proc. Licząc w ten sposób, na Polskę przypadłoby prawdopodobnie około 7 proc., czyli kilkadziesiąt miliardów euro. Ale gdyby zmienić tę miarę i przyjąć za podstawę wartość aktywów naszego sektora bankowego w relacji do sektora w całej Unii, wówczas nasza składka wynosiłaby 1 proc.

„Utworzenie sieci bezpieczeństwa będzie dużo droższe niż dotychczas. Będą tworzone fundusze ratunkowe, w których będziemy musieli partycypować” – powiedziała obecna na seminarium członek zarządu Narodowego Banku Polskiego prof. Małgorzata Zaleska. A banki będą jeszcze płacić składkę na nadzór oraz na fundusz restrukturyzacyjny i gwarancji depozytów.

Uporządkowana upadłość

Kolejny filar unii bankowej to właśnie będący jeszcze w zarysie projekt uporządkowanej naprawy, upadłości i likwidacji banków, czyli recovery and resolution plan. To konieczne, bo w każdym unijnym kraju obowiązuje inne prawo upadłościowe, a w koncepcji tej chodzi o to, żeby upadłość i restrukturyzację banku prowadzić szybko i w sposób nie zagrażający całemu systemowi, bez zbędnych procedur, z jasnym sprecyzowaniem możliwych roszczeń.

Likwidacja polegałaby m.in. na wydzieleniu części aktywów, ewentualnie do utworzonej instytucji pomostowej, sprzedaży części aktywów lub np. konwersji długu na aktywa. Podobnie jest z wcześniejszym monitorowaniem banków. Choć istniejący projekt precyzyjnie opisuje konkretne działania i ich sens, nie wiadomo, do którego z nadzorów należałoby jego wykonywanie.

Podobnie jak nie wiadomo, który nadzór miałby zatwierdzać kalkulację kapitału z tytułu ryzyka. Nie wiadomo też, w jaki sposób uregulowana zostanie kwestia przepływów funduszy w grupach bankowych. Według danych Bankowego Funduszu Gwarancyjnego z polskich banków odpłynęło przez 11 miesięcy 2012 roku 28,4 mld zł.

Projekt ten mają wprowadzić dyrektywa CRD IV oraz rozporządzenie CRR, podobnie jak nowe zasady zarządzania ryzykiem w bankach, czyli pakiet Bazylea III. Projekt dyrektywy istnieje od 2010 roku, był wielokrotnie zmieniany, ale jaki będzie jej ostateczny kształt – nie wiadomo. Na dodatek banki wyrażają wciąż obawy, że reguły Bazylea III i unijna dyrektywa wprowadzą nadmiar regulacji w zarządzaniu ryzykiem nadmiar regulacji. „Nadmierne reguły formalne i brak elastyczności mogą spowodować bardzo duży konflikt między biznesem a regulatorem” – mówił na seminarium Krzysztof Kalicki, prezes Deutsche Bank Polska.

I ostatni z fundamentów, czyli system ochrony depozytów. Jak mówią bankowcy, na razie trwają nad nim dyskusje. Zmierzają w takim kierunku, że w 75 proc. stanowiłyby go składki uczestników, czyli banków, a te bardziej ryzykowne – płaciłyby więcej. Kwestia wysokości składki byłaby tu też bardzo istotna, bo polskie banki płacą na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który należy do trzech najlepiej skapitalizowanych w całej Unii.

Uczestnicy seminarium mówili, że trzeba poczekać, aż pozostałe części systemu nabiorą kształtów. Teraz na oceny jest za wcześnie. Natomiast jedną z największych korzyści,  jaką odniosły banki strefy euro, a ominęła polski sektor, jest dostęp do LTRO, czyli niskooprocentowanych operacji płynnościowych EBC. A to zmniejsza konkurencyjność polskich banków.

OF

(infograf. Darek Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi