Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Materialistyczna kultura zabija gospodarkę Zachodu

Przyczyny kryzysu w USA i Europie? Oprócz krótkowzroczności sektora finansowego. -Rozrost państwa socjalnego, a przede wszystkim przeżywające rozkwit tradycyjne wartości. Prawdziwy indywidualizm, afirmacja śmiałych i nieszablonowych posunięć, nie są już niestety w modzie – przekonuje profesor Edmund Phelps, laureat Nagrody Nobla z ekonomii.
Materialistyczna kultura zabija gospodarkę Zachodu

Edmund Phelps (CC BY-NCMario Delgado Carrillo)

Obserwator Finansowy: Panie profesorze, czy żyjemy w społeczeństwie tchórzy? Czy w XXI w. stać nas na nowego Kolumba? Z diagnozy, którą Pan upowszechnia, wynika że jedyne o czym myślą obecnie ludzie, to materialny dobrobyt i pieniądze a nie wielkie osiągnięcia.

Edmund Phelps: Myślę, że na pewnym fundamentalnym poziomie wartości nowoczesne, związane z indywidualizmem, realizowaniem swoich pasji, odkrywaniem nowych rzeczy, są wciąż szanowane i doceniane. Wciąż podziwiamy Neila Armstronga za lot na Księżyc, czy Steva Jobsa za uczynienie ze smartfonów i komputerów tak użytecznych narzędzi. Nie sądzę więc, że żyjemy w społeczeństwie tchórzy. Na pewno jednak grupa osób chcących łamać schematy, działać, robić coś nieszablonowego, jest znacznie mniejsza niż kiedyś. Mniejsza jest też grupa osób, która ryzykując, ma realne szanse na powodzenie.

Z czego to wynika?

Z wartości wyznawanych przez społeczeństwa Zachodu. Mówiąc wprost, mamy do czynienia z masowym powrotem do wartości tradycyjnych, takich, jakie dominowały w średniowieczu. Opierają się one na przywiązaniu do rodziny, do konieczności zapewniania jej dobrobytu i bezpieczeństwa. Co jest skutkiem dominacji takich wartości? Powszechny materializm i awersja do ryzyka, czyli między innymi społeczne poparcie dla prowadzonej w imię równości i solidarności polityki socjalnej, gwarancji bezpieczeństwa zatrudnienia, ograniczeń w handlu. Takie tendencje z kolei napędzają rozwój sektora bankowego, finansowego, oświaty, czy farmaceutycznego i z gospodarki robią mechanizm zarządzany przez wąskie elity. To współczesna wersja korporacjonizmu.

Czy tradycyjne wartości definiowane jako wartości rodzinne nie były powszechne od zawsze?

Można powiedzieć, że od końca XV wieku, od czasu Picco Della Mirandoli będącego symbolem początku Odrodzenia, aż do połowy XIX wieku i myślicieli takich jak Nietzsche, mieliśmy do czynienia z rosnąca afirmacją indywidualizmu. Indywidualizm był siłą napędową Ameryki. To odważni ludzie, skłonni do eksperymentów i ryzyka, budowali Stany Zjednoczone. Owszem, w USA wartości rodzinne były ważne, ale w zdrowym wymiarze. Jeśli ktoś chciał opuścić dom, żeby spróbować swoich sił w realizacji jakiegoś szalonego pomysłu, nikt nie stawał mu na drodze.

Obecnie jest inaczej – młodzi ludzie przekonywani są, że nie warto ryzykować, że od osiągnięć, od kreatywnej samorealizacji, ważniejsza jest stabilność i zapewnienie sobie spokojnego życia. Jak w takich sytuacjach możemy oczekiwać, że Zachód będzie produkował wynalazców, czy odkrywców? Jak w takiej sytuacji może dziwić powszechny i niepodlegający dyskusji upadek naszej innowacyjności? Ten negatywny dla cywilizacyjnego dynamizmu trend rozpoczął się mniej więcej w latach 20. zeszłego wieku. Największą rolę hamująca odgrywała tu Europa, która rozbudowywała swój system socjalny, zapominając o tym, co tak naprawdę napędza gospodarkę.

Czyli o czym?

O innowacjach. To społeczeństwa zdolne do innowacji rozwijają się najszybciej, są najsilniejsze i najbardziej odporne na kryzysy. Europa przyjęła model, w którym korzysta z innowacji wymyślanych przez innych, a sama spokojnie rozwija swoje przywiązanie do wartości materialnych. Faktycznie, moi koledzy z Ameryki zawsze zazdrościli Europejczykom krótszego tygodnia pracy. Ale czy słusznie? Co jest obecnie celem ludzi w Europie, a także coraz częściej w USA? Dobre, twórcze życie, czy materialna jakość życia, a więc dobrobyt? To drugie. Dobrobyt – swoją drogą pojęty czasami bardzo minimalistycznie – osiąga się jednak za cenę niesatysfakcjonującej i ciężkiej pracy na etacie.

Gdyby spojrzeć na 19 państw OECD, to im w danym kraju większe jest przywiązanie do tradycyjnych wartości i tego materializmu, tym mniejsza satysfakcja z własnej pracy. W pojęciu jakości życia, dobrobytu, nie mieści się pierwiastek prawdziwego samozadowolenia, poczucia prawdziwej wartości tego, co się robi. Powszechny obecnie materializm, miłość do pieniądza zabija więc radość, jaką daje twórcze, kreatywne życie. Ludzie nie chcą już nic osiągać, wytwarzać nowych rzeczy, chcą konsumować, mieć 2 domy, 3 samochody i mieszkanie w dobrej dzielnicy Paryża.

Jednostki chcące zrywać z obowiązującymi schematami, gotowe do poświecenia nawet prywatnego życia kosztem osiągania wielkich rzeczy i eksperymentowania, narażają się na ostracyzm. Tym większy, im większy sukces osiągają. A to są przecież ludzi najbardziej godni podziwu ze względu nie tylko na swoją kreatywności, ale i odwagę. Myli się też ten, kto uważa, że innowatorzy motywowani są chęcią zysku, czyli też wyznają materialistyczne podejście do życia. Tymczasem, ile z tych pomysłów, które rodzą się w ich głowach można zrealizować z sukcesem i na nich zarobić? Promil. A ile pieniędzy trzeba wydać na próby i ile czasu poświęcić? Mnóstwo. Tyle, że innowatorzy, odkrywcy czerpią przyjemność z tego, co robią i są gotowi na ewentualne porażki.

Czy nie jest tak, że innowatorem trzeba się urodzić? Że trzeba mieć to „zapisane” w genach?

Być może, na pewno jednak obecna kultura tłamsi innowatorów, sprowadza ich na złą ścieżkę przewidywalności, stereotypów, schematów.

Jak konkretnie?

Jeden przykład. Jeśli ludzie wspierają politykę socjalną państwa dobrobytu, to politycy chcą wychodzić im naprzeciw po to, by zdobywać głosy. Reagując panicznie na choćby najmniejszy wzrost bezrobocia, mnożą więc na przykład regulacje rynku pracy, utrudniające zwolnienie pracownika. To dobrze – ktoś powie. Dobrze? Mój przyjaciel, były minister finansów jednego z krajów europejskich, ma syna. Ów założył małą firmę biotechnologiczną, chcąc prowadzić badania nad lekarstwem na raka. Miał pecha co do pierwszej osoby, którą zatrudnił, okazała się ona nierzetelna, była po prostu kiepskim pracownikiem. Chciał ją zwolnić i co? Zwolnienie tej osoby zajęło dwa lata i to przy wsparciu ojca. Przypominam: byłego ministra, osoby wysoko postawionej.

To jest oczywiście anegdotyczny przykład, ale daje obraz pewnej statystycznej tendencji. Ludzie po prostu boją się być aktywnymi, boją się być twórczy, podejmować ryzyko. Nie dlatego, że są tchórzami, tylko dlatego, że wiedzą z jaką instytucjonalną wrogością się to spotka i że społeczeństwo nie nagrodzi tego wdzięcznością.

To wszystko diagnoza. A jest jakiś program pozytywny? Można rozbudzić kreatywność Zachodu? Na przykład reformując instytucje, które zajmują się wspieraniem projektów  innowacyjnych.

Najważniejsze są wartości. Zajmuję się tym zagadnienie dopiero od 8 lat i przyznam, że nie mam całej szafy badań, ale jedno wiem. Do wyjaśniania poziomu innowacyjności lepsza jest zdolność zmiennych oznaczających wartości niż zmiennych oznaczających instytucje. Instytucje są bowiem w pewnym sensie pochodną wyznawanych przez społeczeństwo wartości.

Czyli lepiej nic nie robić tylko cierpliwie czekać z nadzieją na to na przykład, że kiedyś ludzie znów uznają indywidualizm za większą wartość niż więzy rodzinne?

Można zmieniać instytucje, na przykład przeprowadzając deregulację. Ale ważne, by robić to z głową, by te nowe instytucje projektować dobrze. Zmiana instytucji niezgodna z zastanymi wartościami, może dać skrajnie dobre, bądź skrajnie złe efekty w zależności jak te nowe instytucje zaprojektujemy. Ale ważne jest też, by na poziomie międzyludzkim, nieinstytucjonalnym, promować dynamizm, afirmować odwagę, wyrażać wdzięczność ludziom wielkim, tworzyć dobry klimat wokół pomysłowości, przedsiębiorczości, wynalazczości.

Dla innowatorów większą motywacją niż pieniądze z ich ewentualnych innowacji jest uznanie i wdzięczność. Ważne jest w tym wszystkim także takie edukowanie młodych ludzi, które nie będzie promować kroczenia utartymi ścieżkami, a będzie dopingować do działania i robienia czegoś ponad to, czego wymaga od nich otoczenie.

Zastanawiam się, jaką rolę w utrwalaniu współczesnego materializmu mają ekonomiści. Ta wąsko wykształcona grupa ludzi, skoncentrowana na inflacji, bezrobociu i modelach ekonometrycznych, ma ogromny wpływ na postrzeganie świata przez polityków, ale także przez zwykłych ludzi.

Niestety, faktem jest że do pewnego stopnia ekonomia pobłądziła. Czy pomaga utrwalać materialistyczną kulturę? Trudno mi powiedzieć. Mam nadzieję jednak, że znajdą się tacy pionierzy, którzy znajdą odpowiednie miejsce dla zapatrzonych w dane statystyczne ekonometryków, bo ci ekonometrycy obecnie, mówiąc szczerze, tracą czas. Nie mają właściwiej teorii, która uprawomocniałaby ich modele ekonometryczne. Liczę, że ktoś kiedyś uświadomi im, co jest przyczyną wzrostu gospodarczego i dynamizmu w gospodarce. Obecnie ekonomiści na pewno patrzą na gospodarcze zjawiska przez te materialistyczne okulary, skupiając się na statystyce. Tymczasem taki twardy bezkrytyczny empiryzm w ekonomii prowadzi do dużych błędów, które potem przekładają się na błędną politykę gospodarczą.

Rozmawiał Sebastian Stodolak

Edmund Phelps – ur. 1933 r., amerykański ekonomista z Columbia University, szef Centrum Badań nad Kapitalizmem i Społeczeństwem, laureat Nagrody Nobla z ekonomii (2006 r.) za swoje osiągnięcia w makroekonomii. Profesor Phelps gościł w Warszawie w październiku na konferencji zorganizowanej przez Akademię im. Leona Koźmińskiego. Dziękujemy władzom uczelni za umożliwienie rozmowy z ekonomistą.

OF

Edmund Phelps (CC BY-NCMario Delgado Carrillo)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Powszechny dobrobyt musi poczekać

Kategoria: Analizy
Chiny mają najwięcej na świecie miliarderów i poziom nierówności bliski amerykańskiemu. Dziś nierówności są tłumaczone ogromną i niekontrolowaną ekspansją kapitału, a lekiem na to ma być strategia „powszechnego dobrobytu”, którą na razie trzeba będzie odłożyć na lepsze czasy.
Powszechny dobrobyt musi poczekać