Żeby rozwijać innowacje trzeba wiedzieć, czym się dysponuje

Nowoczesnej gospodarki nie zbuduje się bez specjalnych dwóch map czyli wiedzy oraz zasobów naturalnych i technologii. Inne kraje takie mapy stosują, Polska – nie. Dlatego miliony wydawane z publicznej kasy na rozwój innowacji są tak często wyrzucane w błoto - przekonuje prof. Andrzej Pawlak z Lawrence Technological University i wykładowca Uniwersytetu Stanforda.
Żeby rozwijać innowacje trzeba wiedzieć, czym się dysponuje

Innowacje to nie tylko nowe technologie. Koło jest znane od tysięcy lat. Walizka z kołami od 1989. (CC BY-NC-ND Faisty.com)

Obserwator Finansowy: Analizował Pan różne sektory. W jakich branżach, wziąwszy pod uwagę zgromadzoną w naszym kraju wiedzę i inne zasoby, polskie firmy i ośrodki naukowe mogłyby osiągnąć znaczące sukcesy? Sympozjum Naukowo-Technologiczne Polska-Dolina Krzemowa, zorganizowane przez Polsko-Amerykańską Radę Współpracy, skupiło się na energetyce, w tym gazie łupkowym, na grafenie, czujnikach i samochodach elektrycznych.

Prof. Andrzej Pawlak: Panuje przekonanie, że innowacje są przypisane do nowych dziedzin nauki i przemysłu. Tymczasem ponad połowa z nich powstaje w sektorach określanych mianem tradycyjnych. Polskie firmy mogą tworzyć innowacje praktycznie w każdej dziedzinie. Warunkiem jest to, żeby posiadały niezbędną wiedzę i zasoby, w tym technologie. A to oznacza, że powinniśmy dysponować mapą wiedzy, zarówno całej Polski, jak i regionów.

Kolejna rzecz bardzo potrzebna do zidentyfikowania sektorów, które mogą być potraktowane priorytetowo, to mapa zasobów naturalnych oraz przemysłowych, włączając w to także zasoby ludzkie i finansowe. Złożenie dwóch takich map dałoby nam odpowiedź na pytanie co wiemy i co mamy. I z tego wysnuwać wnioski.

Proszę o przykład…

Wiadomo, że na Górnym Śląsku zgromadzone są zasoby wiedzy o górnictwie, a jednocześnie tam są także kopaliny, co powinno skłaniać do wspierania technologii związanych z rozwojem wydobycia i przetwórstwa węgla. Na Dolnym Śląsku takim strategicznym zasobem jest miedź, co sugerowałoby, że tam powinny rozwijać się technologie, dla których miedź jest podstawowym surowcem. Spójrzmy na Chiny. Opanowały wydobycie i produkcję metali ziem rzadkich, a teraz nałożyły na to swoje zasoby intelektualne i nie sprzedają samych metali, lecz wyroby, które je zawierają.

Powinniśmy więc mieć mapy wiedzy i zasobów. Czy takie mapy w naszym kraju gdzieś powstały lub powstają?

Pierwsza globalna mapa wiedzy świata była wykonana w marcu 2009 roku przez Los Alamos National Laboratory w USA. Już w listopadzie tego samego roku firma VortexICG, którą założyłem, wykonała mapę kompetencji instytutów naukowo-badawczych i uniwersytetów dla jednego z regionów Polski.

Jaki region był przedmiotem analizy?

Nie chciałbym wymieniać, a dlaczego – zaraz wyjaśnię. Sporządzenie mapy umożliwiło ocenę synergii regionu, w tym kilku jego kluczowych uniwersytetów. Praktyczne wykorzystanie tej mapy było jednak znikome. Kłopot polegał na tym, że nie pokazywała ona tego, co zleceniodawcy chcieliby widzieć, ale stan faktyczny, co nie zawsze się podoba. Mam nadzieję, że to się zmieni wraz ze zmianą potrzeb regionów, gdyż analiza map technologii wraz z interpretacją ekspertów umożliwia rozpoznanie nisz technologicznych, które mogą zostać zajęte przez firmy.

Czy sporządzenie takich map – wiedzy i dostępnych zasobów oraz technologii – to poważny koszt, mogący stanowić duże obciążenie budżetu państwa, czy władz regionalnych?

Bardzo kosztowne jest to, że takich map nie ma. Wyobraźmy sobie, że 1 mln dolarów z publicznych środków zostaje wydany na uruchomienie 10 spółek z innowacyjnym pomysłem. Firmy ponoszą porażkę na rynku, ponieważ przed ich otwarciem nie sporządzono stosownych map, które dałyby odpowiedź na pytanie, czy mamy wiedzę i zasoby do tego, żeby te spółki rozwijać. Zmarnujemy pokaźne pieniądze, które wcale nie musiały przepaść. A takich przypadków w skali całej Polski – jestem przekonany – jest znacznie więcej niż 10 w skali roku. Wydatki, jakie trzeba by ponieść na zrobienie map i ich późniejszą aktualizację są w zasięgu budżetów instytucji publicznych.

Ale jakiego rzędu byłby to wydatek? Czy to setki tysięcy złotych, miliony, a może dziesiątki milionów?

Nie udzielę precyzyjnej odpowiedzi bez przeprowadzenia analizy, ale na pewno nie byłyby to dziesiątki milionów złotych, tylko znacznie mniej. Natomiast skala strat, jakie można ponieść przez to, że takich map nie ma, może być wielokrotnie większa. Gdybyśmy koszt takiej mapy odnieśli do środków unijnych, przeznaczonych na rozwój innowacji w Polsce, to będzie on relatywnie niski.

Skąd w ogóle wziął się pomysł sporządzania takich map?

Mapy są tworzone przez firmy konsultingowe przede wszystkim na potrzeby bankowców. Wykorzystują je jako narzędzie oceny wartości intelektualnej technologii tych firm, które starają się o kredyty. Dzięki temu banki minimalizują ryzyko kredytowe. Ja na podstawie tego samego pomysłu tworzę mapy technologii, wiedzy i zasobów, które dają wytyczne, co do tego, jakie nisze należy rozwijać, a których kierunków trzeba unikać.

Podczas sympozjum prezentował Pan zarys mapy identyfikującej możliwości rozwoju w Polsce technologii bazujących na grafenie. W naszym kraju z grafenem wiąże się wielkie nadzieje. A co wynika z Pana analizy?

Sporządzić takie mapy można dla każdej technologii, także materiałowej grafenu. Techniki są podobne. Mapy wiedzy bazują na publikacjach naukowo-badawczych, a mapy technologii na istniejących rozwiązaniach technologicznych. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy polska technologia produkcji grafenu jest tańsza od innych. Takich szacunków nie przygotowuje się na podstawie produkcji w warunkach laboratoryjnych. Do tego niezbędne jest uruchomienie pilotażowej produkcji na skalę przemysłową.

Istnieje ponad 3 tys. rozwiązań technologicznych związanych z grafenem, opatentowanych lub zgłoszonych do opatentowania. W tej liczbie polskich jest kilkanaście, mniej niż promil. Jeśli chodzi o wiedzę, to istnieje ponad 15 tysięcy publikacji, z czego polskich jest 135 – mniej niż 1 proc. Czy mając mniej niż 0,1 proc. istniejących rozwiązań jesteśmy siłą technologiczną w tym materiale? Czy mając mniej niż 1 proc. zasobów intelektualnych, mierzonych liczbą publikacji naukowo-badawczych poświęconych grafenowi, Polska jest potentatem? Myślę, że może Pan sam udzielić sobie odpowiedzi.

Czy to oznacza, że grafen to kolejny mit polskiej innowacyjności, podobnie jak kiedyś ciekłe kryształy, a nie tak dawno niebieski laser?

Absolutnie nie. Istnieją kierunki niszowe i luki technologiczne, które można jeszcze wypełnić. Musimy jednak być świadomi tego, że praktycznie każdego dnia publikuje się 20 artykułów naukowych na temat grafenu i jego zastosowań, a wynalazcy zgłaszają po 10 wniosków patentowych dziennie. Zasób z jednego tylko tygodnia przewyższa całkowite, dotychczasowe zasoby zgromadzone w Polsce. Ja tego nawet nie próbuję oceniać. To są fakty, których nie chcę komentować.

Gdyby oceniać polskie szanse na podstawie udziału polskich patentów w światowych zasobach, to prawdopodobnie okazałoby się, że w żadnej dziedzinie nie możemy odgrywać istotnej roli. Czy w takim razie powinniśmy zrezygnować z wysiłków na rzecz rozwoju innowacji?

Tego w żadnym wypadku nie chciałem powiedzieć, ale jeśli chcemy być w jakiejś dziedzinie potentatem, to musimy ją uznać za priorytetową, a później konsekwentnie postępować tak, aby wspierać naszą strategię niezależnie od partii czy grupy, która odpowiada za realizację polityki gospodarczej. Musimy zadbać o stworzenie kluczowych zasobów wiedzy i skutecznie zachęcać do prac w tej dziedzinie. Nie możemy biernie przyglądać się intensywnym wysiłkom innych.

Czy po raz kolejny tracimy swoją wielką szansę?

Niekoniecznie. Musimy jednak skoncentrować się na niszach. Nawet w istniejących, tradycyjnych technologiach istnieją puste pola, które można zagospodarować. To wymaga przyjęcia stosownej strategii i dostosowanych do niej działań operacyjnych, stymulujących ściśle ukierunkowaną wynalazczość. Bez odpowiedniej strategii i jej konsekwentnego wdrażania, poziom innowacyjności Polski w odniesieniu do innych krajów nie poprawi się. Uważam, że techniki „mapowania” są najskuteczniejszą i najszybszą drogą do ustalenia kierunków strategii rozwoju technologii.

Wspominał Pan o roli zasobów ludzkich. A co z Polakami w USA i Amerykanami o polskich korzeniach, czy mogliby przyczynić się do rozwoju innowacji w Polsce?

Z moich doświadczeń wynika, że trudno znaleźć znaczącą firmę w Stanach Zjednoczonych, w której Polacy nie zajmowaliby ważnych stanowisk. Narzędziami, które mogłyby istotnie pomóc Polsce w wykorzystaniu potencjału tej grupy, są zrzeszenia absolwentów. W Polsce są one niedoceniane, z reguły pełnią funkcje towarzyskie, a w Stanach Zjednoczonych wielu uczelniom przynoszą miliardowe dochody. Nie pomyliłem się – miliardowe. Trzy lata temu darowizny absolwentów dla University of Michigan wyniosły 1,5 mld dol. Absolwenci polskich uczelni mogliby Polsce pomóc nie tylko swoją wiedzą, ale też znaczącymi inwestycjami. Na niedocenianiu ich stowarzyszeń, które w Ameryce są motorem wielu działań, Polska dużo traci.

Czy potencjał potomków emigrantów, którzy uczelni w Polsce nie kończyli również możemy wykorzystać?

Obawiam się, że już w niewielkim stopniu. Moja rodzina pochodzi z emigracji z XIX wieku, a ja tylko dlatego, że urodziłem się, wychowałem i wykształcenie zdobyłem w Polsce (po czym wróciłem do Stanów) uważam się za Polaka. Moi kuzyni nawet nie mówią po polsku i związku z Polską nie czują.

Przypadki potomków Polaków w drugim i dalszych pokoleniach, którzy nadal chcą związki z krajem przodków utrzymywać i coś dla niego robić, to raczej wyjątki, a nie reguła.

Czyli powinniśmy skupić się na budowaniu relacji z osobami, które w Stanach zrobiły karierę, a w Polsce urodziły się i wykształciły?

Tak, wydaje mi się, że nacisk na kontakty z takimi osobami powinien być największy.

Jeśli nie przez stowarzyszenia absolwentów, to w jaki inny sposób możemy zagospodarować potencjał Polaków mieszkających w Stanach?

W Ameryce istnieją różne organizacje, z którymi polskie instytucje mogłyby utrzymywać ścisłe kontakty, jak choćby stowarzyszenia inżynierów o polskich korzeniach, czy USPTC (Polsko-Amerykańska Rada Współpracy – przyp. red).

Rozmawiał Artur Burak

Innowacje to nie tylko nowe technologie. Koło jest znane od tysięcy lat. Walizka z kołami od 1989. (CC BY-NC-ND Faisty.com)

Otwarta licencja


Tagi