Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Bankomaty w Szwedagon

W dawnej Birmie widać ożywienie. Prezydent zapowiada 9-proc. wzrost gospodarczy, coraz więcej się buduje, a w świętej pagodzie stanęły bankomaty. Ten rozwój może zostać zakłócony przez… przełom demokratyczny.
Bankomaty w Szwedagon

Ożywienie trwa, na ulicach największych miast Mjanmy widać więcej samochodów (CC BY-NC-SA pyjama)

Kompleks świątynny wokół pagody Szwedagon w dawnej (do 2005 r.) stolicy Birmy, Rangunie, zwanym teraz Yangonem, jak najbardziej słusznie uchodzi za synonim birmańskiej buddyjskiej religii i cywilizacji. Już u stóp wzgórza należy zdjąć obuwie. Gdy kiedyś wkroczyli tu Brytyjczycy i butów zdjąć nie chcieli – wybuchła wojna.

Dziś ten bezwzględny nakaz nadal obowiązuje. Zaskakuje natomiast fakt, że zarówno w zadaszonych korytarzach prowadzących do Szwedagon (szacuje się, że świątynię pokrywa przynajmniej 55 t szczerego złota), ale też u samego podnóża stupy ustawiono… bankomaty. To tak, jakby u nas ustawić je przed ołtarzem w kościele.

Dla kogoś, kto dobrze zna Yangon, powrót tutaj jest zaskakujący: więcej życia, więcej inwestycji, więcej samochodów, więcej pieniądza, nieporównanie większy ruch. Zniknęli wszechobecni do niedawna cinkciarze, wkroczyły banki, kantory i bankomaty – przynajmniej tutaj, bo w niezmiernie zacofanym kraju jeszcze do tego bardzo daleko. Jednym z kluczowych niedomogów gospodarczych, obok straszliwych braków w infrastrukturze, jest tam po prostu brak elektryczności.

Bogacze u prezydenta

Zwróciła na to uwagę noblistka Aung San Suu Kyi, gdy ją po raz pierwszy po 22 latach wypuszczono w czerwcu 2011 r. z kraju. Zaproszona do kokpitu przez kapitana samolotu, wcale nie byłą zachwycona elektroniką i niezliczonymi wskaźnikami czy zegarami, tylko iluminacją Bangkoku, do którego wieczorem leciała.

Prezydent Thein Sein, który – z nie do końca znanych powodów – otworzył kraj na świat i na obce kapitały po 60 latach izolacji i okrutnej dyktatury, 22 lutego 2014 r. spotkał się w Yangonie z ponad 300 najważniejszymi biznesmenami w kraju, nośnikami rodzimego kapitalizmu, którzy oczywiście dorobili się fortun w latach dyktatury. Byli wśród nich najbogatsi Birmańczycy: szef holdingu Htoo i linii lotniczych Air Bagan – Tay Za, szef grupy SPA Serge Pun, a także Steven Law (Asia World), Htay Mint (Yuzana Co.) i Zaw Zaw (Max Mynamar). Obracają oni milionami, a nawet setkami milionów dolarów, choć ich majątek nie jest ani przejrzysty, ani do końca znany. Są to jednak powszechnie znani krezusi w tym ciągle jednym z najbiedniejszych państw świata, zaliczanym przez ONZ do grupy najmniej rozwiniętych.

W trakcie tego znamiennego spotkania sporządzono bogaty inwentarz bolączek i niedomogów kraju. W ożywionej dyskusji wymieniano przede wszystkim: położenie priorytetu na rozwój infrastruktury, bo drogi są w opłakanym stanie, koleje pamiętają jeszcze Brytyjczyków (którzy wyszli stąd w 1948 r.), a transport wodny jest na poziomie z XIX w.; tworzenie nowych stref gospodarczych z udziałem obcego kapitału (dwie największe z nich już powstają: Thilawa w pobliżu Yangonu z udziałem kapitału japońskiego i Dawei, na południu, z udziałem kapitału tajskiego); dbałość o to, by wydobywane surowce (szlachetne kamienie, minerały, drewno) wspierały – jak to ujął jeden z mówców – rodzimy rozwój, „a nie tylko trafiały do Chin”.

Zastanawiano się również głośno, jak sterować nowymi środkami, zarówno tymi wypracowywanymi w kraju, jak i napływającymi coraz szerszym strumieniem z zagranicy, by w należyty sposób inwestować w sektorach uznanych w tej debacie za newralgiczne, czyli w rolnictwo (około 80 proc. mieszkańców żyje na wsi i wypracowuje większość PKB), przemysł budowlany i deweloperski, rybołówstwo i usługi, bo zamknięta dotychczas – i ciągle jeszcze niepowtarzalna – Mjanma (dawna Birma) doświadcza zupełnie nowego masowego napływu turystów. Senne poprzednio lotnisko w Yangonie teraz aż tętni, a do samego Bangkoku wylatuje 16 samolotów rejsowych na dobę, nie licząc czarterów. Są jeszcze bezpośrednie połączenia do Chin, Singapuru, a nawet Korei Płd., Japonii czy Indii.

Optymistyczne wizje

Prezydent Thein Sein po raz kolejny roztoczył przed zebranymi optymistyczną wizję. Zapowiedział 9-proc. (sic!) wzrost gospodarczy w 2014 r., a przy okazji podał wiele najświeższych danych. Podkreślił, że aż 90 proc. PKB państwa wypracowuje sektor prywatny (nie dopowiedział tego, ale jest jasne, że pochodzi on tak od biednych rolników, jak od rodzimego kapitału, najczęściej o wojskowym rodowodzie, bo armia już dawno temu się uwłaszczyła).

Zdaniem prezydenta kraj zdecydowanie ruszył gospodarczo do przodu, czego dowodem jest napływ w okresie 2011–2013 aż 8,2 mld dol. obcych inwestycji, podczas gdy wielkość inwestycji własnych w tym okresie oszacował na 22 mld dol. Błyskawicznie rośnie też handel. Jego obroty zwiększyły się do 21,5 mld dol. w 2013 r. (do lutego 2014 r.) w porównaniu do 15 mld dol. w tym samym okresie w latach 2011–12. Są to sumy imponujące jak na kraj, którego PKB za 2013 r. MFW szacuje zaledwie na 111 mld dol. Ilu ma mieszkańców (55 mln? 60 mln?), dokładnie nikt nie wie, bo ostatni spis powszechny –przeprowadzony przez juntę i mocno podejrzany – odbył się w początkach lat 80. XX w. Dlatego za ważny należy uznać fakt, że w tym roku, przy pomocy agend ONZ, ma być przeprowadzony nowy spis powszechny. Wreszcie dowiemy się o tym enigmatycznym państwie nieco więcej: jak jest zbudowany etnicznie i jakie sektory najbardziej w nim ważą gospodarczo.

Ożywienie naocznie widać. W dużych miastach wszędzie koparki i żurawie. Kraj wchodzi w inwestycyjny boom, choć poza największym placem budowlanym, jakim pozostaje nowa stolica Naypyidaw, oraz największymi aglomeracjami (Yangon czy Mandalaj) trudno go jeszcze naprawdę dostrzec, poza zwiększoną liczbą – coraz lepszych, choć nadal sprowadzanych tylko jako używane – samochodów.

Właśnie w komunikacji i ruchu drogowym można znaleźć znamienny przykład wyzwań, z jakimi boryka się teraz kraj. Otóż po kontrowersyjnej decyzji szefa ostatniej junty wojskowej (do marca 2011 r.) starszego generała Than Shwe, by przenieść stolicę w gruncie rzeczy w szczere pole w głębi kraju, postanowiono zbudować pierwszą autostradę, łączącą Naypyidaw z Yangonem i Mandalaj.

Zbudowano ją w niespełna cztery lata, przy pomocy chińskich inżynierów i z wykorzystaniem własnych firm. Nawierzchnię położono betonową, a z braku doświadczenia – bardzo nierówną. Przy dużej szybkości samochody tracą stabilność. Ten mankament i stosunkowo wysokie jak na biedny kraj opłaty sprawiają, że na autostradzie zieje pustką. Ponieważ korzystają z niej przede wszystkim oficjele, zapadła już decyzja o remoncie, choć budowę ukończono w 2010 r. Tym razem pod kontrolą inżynierów japońskich, co też uznaje się za znamienne, będzie kładziona nowa nawierzchnia, równa i asfaltowa. Prace przygotowawcze już wszczęto.

Prawdziwe wyjście z izolacji?

Budowniczowie pewnie będą się spieszyć, bowiem potrzebne są okna na świat, a w tym roku Mjanma przejmuje przewodnictwo w ASEAN (Stowarzyszeniu Narodów Azji Południowo-Wschodniej), po raz pierwszy odkąd jest członkiem tego ugrupowania, czyli od 1997 r. Kraj coraz bardziej wychodzi z izolacji, a dotychczasowy przebieg tego procesu zdaje się potwierdzać główną tezę niedawno wydanej, bezprecedensowej pracy o birmańskiej dyplomacji przygotowanej przez dwóch wnikliwych obserwatorów tego kraju: francuskiego badacza Renaud Egreteau oraz brytyjskiego dziennikarza od lat mieszkającego w Tajlandii Larry’ego Jagana. Przekonująco dowodzą oni, że nurt narodowo-nacjonalistyczny był główną siłą sprawczą w działalności birmańskiej dyplomacji, włączając w to gospodarkę. Było tak nawet w „państwie pretoriańskim”, jak słusznie nazywają dwie junty w istocie niszczące kraj, które sprawowały rządy w latach 1962–2011.

To chęć opierania się na własnych siłach, tak mocno zaznaczona teraz podczas spotkania prezydenta Thein Seina z biznesmenami, doprowadziła do – na razie tylko – gospodarczego przełomu z 2011 r. Kraj wyzwala się od nadmiernej zależności od Chin, w jaką popadł z racji zachodnich sankcji w okresie dyktatury. Egreteu i Jagan stawiają nawet mocniejszą tezę, która wymaga weryfikacji przez czas: że nowe władze w Naypyidaw nie dadzą się nikomu zdominować i podporządkować, ani Chinom, ani Indiom, ani ASEAN-owi, ani tym bardziej Zachodowi. Zaprzeczają też dominującej wśród fachowców tezie, którą ostatnio postawili tak znani badacze, jak Bertil Lintner (ożeniony z Birmanką Szwed od lat mieszkający w Tajlandii) czy amerykański analityk David I. Steinberg, że Birma może stać się miejscem globalnej rozgrywki między mocarstwami, Chinami i USA lub Chinami i Indiami.

To fakt, generałowie przebrali się w cywilne ubrania i zamienili mundury w longyi, czyli noszone powszechnie przez Birmańczyków spódnice à la indyjskie sari. Jako uwłaszczona nomenklatura (wojsko już od lat 50. XX w. angażowało się w działalność gospodarczą) poczuli już smak i siłę pieniądza. Bankomaty na terenie świętej pagody Szwedagon sa tego najjaskrawszym dowodem.

Na tej podstawie można snuć, niczym prezydent Thein Sein na spotkaniu 22 lutego, optymistyczne scenariusze co do dalszego rozwoju gospodarczego kraju. Czy będzie mu towarzyszyła demokracja? Nowe władze nazywają się już „demokratycznymi”? Moment prawdy nadejdzie w 2015 r., gdy ma dojść do prawdziwie demokratycznych wyborów. Rząd dusz sprawuje w kraju Aung San Suu Kyi, potrzebna dawnym generałom jako listek figowy w stosunkach ze światem zewnętrznym. Wedle zapisu konstytucji z 2010 r. noblistka jednak nie może być prezydentem państwa, choć otwarcie wyraża taką wolę.

To generałowie w longyi mają nadal decydujący głos, resorty siłowe, a teraz pieniądze. Ustąpią czy jednak dojdzie do kolejnego politycznego przesilenia, które mogłoby podważyć tak optymistyczne plany w gospodarce? Nastąpi pełne wyjście z izolacji, nie tylko gospodarcze, ale też polityczne i dyplomatyczne? Nikt nie wie. Dlatego Mjanma stała się teraz taka ciekawa.

Bogdan Góralczyk

Był ambasadorem nierezydującym w Związku Mjanmy. Wydał tom „Złota Ziemia roni łzy. Esej birmański”. Ostatnio ponownie przez dwa tygodnie przebywał w tym kraju.

Ożywienie trwa, na ulicach największych miast Mjanmy widać więcej samochodów (CC BY-NC-SA pyjama)

Otwarta licencja


Tagi