Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chińskie marzenie może okazać się złudzeniem

Zhongguo meng to slogan lansowany przez nowe kierownictwo kraju. Jedni tłumaczą go „chińskie marzenie” inni ”chiński sen”. Jest odgórną zapowiedzią społecznego przełomu, obietnicą zapewnienia wszystkim Chińczykom dobrobytu i nowych możliwości w państwie aspirującym do roli globalnego gracza.
Chińskie marzenie może okazać się złudzeniem

Bo Xilai, jeden z potężniejszych do niedawna chińskich polityków, dziś jest sądzony m.in. za korupcję i nadużywanie władzy. (CC By NC ND 禁书网中国禁闻)

Kampania ruszyła pełną parą i z różnych środowisk. Od pionierów po robotników napływają do kierownictwa partii listy z deklaracjami pilnej nauki i ciężkiej pracy, w celu realizacji marzenia.

Chiński przewodniczący (prezydent) i sekretarz generalny KPCh Xi Jinping przy każdej nadarzającej się okazji oferuje środowiskom, które wizytuje, autorską interpretację chińskiego snu, zaś prasa skwapliwie porządkuje i publikuje to, co powiedział i obiecał.

To płaszczyzna debaty stworzona na potrzeby oficjalnej propagandy. Jednak w tle toczy się w Chinach ciekawa i, jak na tutejsze warunki, otwarta dyskusja o stanie kraju i gospodarki, o demokratyzacji państwa, walce z korupcją, niedostatkach praworządności, itd.

Amerykański wzór

Niektórzy uważają, że niepotrzebnie kopiuje się zachodnie wzorce, gdyż „chińskie marzenie” nieodparcie kojarzy się ze słynnym „American Dream”. Torsten Pattberg, naukowiec z Instytutu Zaawansowanych Badań Humanistycznych Uniwersytetu Pekińskiego, twierdzi, że Chiny powinny wspierać własną terminologię tego hasła, a nie tłumaczyć je na angielski (Chinese Dream), bo to nasuwa mylne skojarzenie z Ameryką, a przecież nie o to chodzi.

Jednak władze pośpieszyły wyjaśniać, że Chiny wcale nie naśladują Ameryki, ponieważ chiński sen dotyczy nie tylko Chińczyków, ale ludzi na całym globie. Ten międzynarodowy aspekt hasła stał się ostatnio bardzo modny w Państwie Środka – zwłaszcza w kontekście ekonomicznym. Eksperci twierdzą, bowiem, że gospodarczy rozwój Chin oznacza rozwój całej światowej gospodarki. Argumentują, że na dane makroekonomiczne z Pekinu świat czeka obecnie z podobnym napięciem, jak na informacje z Wall Street.

Jednak dla samych Chin podstawą marzenia ma być „wielkie odrodzenie chińskiego narodu”. Tak, więc „chińskie marzenie” to przed wszystkim: dalszy (pokojowy) rozwój, zamożne państwo, którego podstawą ma być dobrobyt zwykłych ludzi oraz spójne i zjednoczone wokół tych celów społeczeństwo.

Zapowiedź premiera Li Keqianga, który obiecał podwojenie do 2020 r. średniego indywidualnego dochodu w Chinach, dobrze wpisuje się w zhongguo meng.

Dane, które także tutejsi eksperci przytaczają, studzą jednak patriotyczne uniesienia. Zheng Xiwen, analityk stosunków międzynarodowych, który „chińskie marzenie” jak najbardziej popiera, przypomina, że chiński PKB na mieszkańca plasuje kraj dopiero na 89 miejscu w świecie, a 128 mln mieszkańców wciąż żyje w Chinach poniżej ustanowionej przez ONZ granicy ubóstwa.

Dalej cytuje, niejako dla równowagi, dane MFW mówiące o tym, że blisko 1/4 wzrostu gospodarczego świata od wybuchu globalnego kryzysu finansowego, to zasługa jego kraju. Wniosek jest, więc czytelny. Jeśli w Chinach wszystko pójdzie dobrze i kraj nadal szybko się będzie rozwijał, to skorzysta na tym reszta ludzkości.

Wolność, ale z cenzorem

Każde nowe kierownictwo KPCh lansuje nowe hasło. Do historii przeszło to, rzucone w 1956 r. przez Mao Zedonga: „Niech rozkwita sto kwiatów, niech współzawodniczy sto szkół”. Zaowocowało ono krótką liberalizacją, ale finałem było mocne przykręcenie śruby i zidentyfikowanie potencjalnych „wrogów”, którzy wezwanie potraktowali zbyt dosłownie krytykując komunistyczne porządki. Wielu z nich przepłaciło szczerość życiem albo więzieniem.

Czasy – na szczęście – już nie te i co najwyżej cenzura zastopuje np. marzenia niektórych tutejszych liberałów o demokratyzacji Chin np. w zachodnim stylu. Albo każe autorom „zmodyfikować” swe opinie, bo jeśli demokracja – to wyłącznie o specyfice chińskiej.

Tutejsi oficjalni komentatorzy rzucili się, więc rozbierać najnowszy slogan partii na czynniki pierwsze. „Chińskie marzenie” jest, bowiem formułą tak pojemną, iż hasło można interpretować na tysiąc sposobów. Sprawia to, że obecna debata ma wiele wątków i można się w nich czasem pogubić.

Co innego akcentują np. media o liberalnym charakterze, zwłaszcza te z południa Chin, inaczej media związane z siłami zbrojnymi, którym marzy się armia mogąca dać odpór każdej innej na świecie. Chińscy dyplomaci podkreślają w „marzeniu” rolę wzajemnie korzystnej współpracy ze wszystkimi na globie, prywatny biznes chce więcej przejrzystości w regułach działania i pomocy państwa, intelektualiści akcentują, aby nowe hasło szybciej wypełniła praktyczna treść…i tak dalej.

Renmin Ribao – organ KC KPCh – lansuje idealistyczną formułę, iż w wewnętrznym aspekcie „chińskie marzenie” dotyczy przede wszystkim materialnego dobrobytu, budowy silnego państwa i jedności społeczeństwa.

Zwykłym ludziom – co wynika z większości ankiet i badań pokazujących nastroje społeczne – marzą się jednak Chiny nie tylko zamożne i potężne, ale również bardziej sprawiedliwe, bez korupcji i ostentacji nowych elit.

Pokazowa walka z korupcją

Władze mając świadomość, iż slogany to dziś trochę za mało, by porwać ludzi, rozpoczęły równolegle mocno nagłaśnianą kampanię zwalczania korupcji, wszelkich przejawów ekstrawagancji i zbytku, zwłaszcza, w wydaniu państwowych i partyjnych funkcjonariuszy. Koniec więc z wystawnymi bankietami i imprezami za państwowe pieniądze. Koniec z drogimi prezentami dla partyjnych notabli. Teraz oficjalne uroczystości mają być skromne i oszczędne. Wszelka ostentacja niszczy wizerunek partii i rządu – głosi oficjalny komunikat wydany wspólnie m.in. przez KPCh, Ministerstwo Finansów i Urząd Kontroli – a rolą mediów jest takie praktyki demaskować.

Kto wie, z jaką pompą odbywają się w Chinach różne uroczystości, ma świadomość wagi nowego zalecenia. Nie należy bynajmniej do rzadkości organizowanie przez lokalnych notabli za pieniądze publiczne wesel czy urodzin. Sensację w światowych mediach wywołało ostatnio zdjęcie willi jednego z pekińskich notabli, którą zbudował, wraz z ogrodem w chińskim stylu, na dachu… bloku mieszkalnego w Pekinie. Ludzie to wszystko widzą i marzy im się, aby praktyki te wszechmocna władza ukróciła, co ta obiecuje uczynić.

Tych, którzy nie podporządkują się najnowszym wytycznym czekają surowe kary, z wyrzuceniem z partii włącznie. Dotąd ukarano już 2290 urzędników. Teraz Chińczycy, i nie tylko oni, śledzą rozpoczęty 22 sierpnia największy proces sądowy ostatnich lat. W Jinanie na ławie oskarżonych zasiadł jeden z potężniejszych do niedawna chińskich polityków, typowany kiedyś nawet na szefa państwa – Bo Xilai. Sądzony jest m.in. za korupcję i nadużywanie władzy (wyrok ma być ogłoszony we wrześniu).

W chińskiej telewizji nastąpił ostatnio istny wysyp filmów, których bohaterami są prawi urzędnicy partyjni zmagający się z korupcją. W obecnej kampanii często nawiązuje się też do osoby, Zhu Rongji, byłego wicepremiera, a w latach 1998-2003 premiera Chin, który w połowie lat 90. rozpoczął serię kampanii antykorupcyjnych.

Yu Keping, ekspert badający zastosowanie mechanizmów demokratycznych w systemie chińskim, nie ma złudzeń, co do tutejszych elit. Wielu urzędnikom zarzuca konformizm, uciekanie przed ludźmi i unikanie rozwiązywania ich problemów. „Gdy ludzie wyrażają swe niezadowolenie ze sposobu załatwiania rządowych lub społecznych problemów, niektórzy urzędnicy interpretują to, jako zagrożenie dla istniejącej struktury władzy i stabilności – twierdzi. Wielu z nich skłonnych jest wierzyć – kontynuuje – że gniew ludzi został wywołany przez mieszanie się wrogich zachodnich sił. Gdy urzędnicy już sobie zupełnie nie radzą, modlą się do… Buddy, albo zwracają się po pomoc do mistrzów feng shui” – kpi Yu Keping.

Co się komu śni

Aby poprawić, jakość chińskich elit autor proponuje ulepszenie mechanizmu ich wyboru i odwołania oraz wprowadzenie konkurencji przy wyłanianiu najzdolniejszych kandydatów. Jednak za całkowicie błędne uważa przekonanie, że aby ucywilizować Chiny „wystarczy wprowadzić demokrację”. Twierdzi, że wielkie odrodzenie narodu – główny element „chińskiego marzenia” – oznacza, że będzie się on mógł cieszyć: „Owocami zaawansowanej cywilizacji we wszystkich jej formach”. „Niezrównane postępy, które poczyniły Chiny od czasu wprowadzenia reform gospodarczych i otwarcia, wymagają doprowadzenia ich do końca, by uwolnić pełny potencjał kraju” – podkreśla Yu.

Z kolei Luo Huaiyu, komentator opiniotwórczego portalu China.org.cn, zauważa, że rozwojowi Chin w ostatnich latach towarzyszy też: „Straszliwy spadek świadomości, moralności i kultury ludzi”. Stanowi to, jak twierdzi, przeszkodę w długoterminowym rozwoju i budowaniu przez Chiny na arenie międzynarodowej tzw. soft power, „miękkiej siły”. Krytykuje ponadto, nadmierne pragnienie i koncentrowanie się ludzi w Chinach, wyłącznie na sukcesie gospodarczym.

Slogany i hasła pozostają więc nadal nierozerwalną częścią chińskiego modelu i mobilizacji mas. Otwartym jednak pozostaje pytanie, czy w dobie Internetu i portali społecznościowych robiących w Chinach furorę i nie do końca cenzurowanych, są one wciąż skuteczne.

Do tego teraz, patriotyczne hasła na ulicznych bilbordach muszą konkurować z reklamami innych chińskich marzeń, takich, jak nowe modele aut, ekskluzywne apartamenty, czy perfumy Chanel.

OF

Bo Xilai, jeden z potężniejszych do niedawna chińskich polityków, dziś jest sądzony m.in. za korupcję i nadużywanie władzy. (CC By NC ND 禁书网中国禁闻)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1