Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Chiny stawiają na rynek

Partia komunistycznych Chin przyjęła w 2012 r., że to rynek, a nie państwo ma być "głównym mechanizmem regulacyjnym w gospodarce", co całkowicie przeczy stereotypom. Z procesem przechodzenia na gospodarkę rynkową w ChRL mierzy się specjalizujący się w gospodarce chińskiej Nicholas R. Lardy w pracy o "Rynki ponad Mao".
Chiny stawiają na rynek

Nicholas R. Lardy, "Rynki ponad Mao".

Trawestując słynne słowa Winstona Churchilla, dla zagranicznych obserwatorów i analityków „Chiny to zagadka, owiana tajemnicą, ukryta wewnątrz enigmy”. Państwo Środka zazwyczaj obala też lub przynajmniej podważa utrzymujące się na Zachodzie intelektualne mody lub koncepcje. Przykładowo, po 2008 r. w świecie euroatlantyckim, zniechęconym do fundamentalizmu rynkowego i przekonanym co do klęski neoliberalizmu, wraca się do pomysłów zwiększania interwencjonizmu państwowego.

Tymczasem w Chinach jest w ostatnich latach dokładnie odwrotnie. Stawia się na jedno hasło: więcej rynku! A na ostatnim zjeździe partii w listopadzie 2012 r. uznano nawet, że w najbliższym czasie to rynek, a nie państwo ma być „głównym mechanizmem regulacyjnym w gospodarce”, co całkowicie przeczy stereotypom, iż Chiny – formalnie z nazwy komunistyczne – budują państwowy kapitalizm na wzór Korei Południowej czy Singapuru.

Bogate dane godne refleksji

Z tymi właśnie zagadnieniami zmierzył się jeden z głównych ekonomistów amerykańskich, specjalizujących się wyłącznie w gospodarce chińskiej, Nicholas R. Lardy (inni godni wymienienia w tej właśnie kategorii, to Thomas Rawski i Barry Naughton). Jak nikt inny przed nim, w pracy o znamiennym tytule „Rynki ponad Mao” zbadał on, posługując się głównie wywodzącymi się z Chin danymi, proces prywatyzacji i przechodzenia na gospodarkę rynkową w ChRL.

Dotąd nie było tak szczegółowej i wnikliwej pracy na ten temat w literaturze światowej. Lardy przekopał przysłowiowe tony materiałów z Chińskiego Urzędu Statystycznego, Chińskiego Stowarzyszenia Bankowców i Ludowego Banku Chin (banku centralnego) oraz – także kluczowej pod tym względem – Narodowej Komisji Rozwoju i Reform. Zestawił otrzymane stamtąd dane z obliczeniami wywodzącymi się przede wszystkim z OECD, a w mniejszym stopniu także z MFW i Banku Światowego.

W ten sposób narodził się praca unikatowa i ważna, choć wcale nie najłatwiejsza w odbiorze, bowiem nasycona tabelami, zestawieniami i chyba aż nadmiarem liczb. Albowiem Autor najwyraźniej uznał, że najlepiej uzasadniać swoje tezy – obalające mity i traktowane przez innych jako kontrowersyjne – właśnie z pomocą liczb i faktów. Natomiast podawane przez niego dane i fakty skłaniają do refleksji.

Źródła urynkowienia

Za pierwszą cezurę w budowie kapitalizmu rynkowego należy uznać rok 1983, kiedy to wprowadzono w ChRL dwupoziomowy system cen (państwowe i rynkowe) na dobra i towary inwestycyjne, począwszy od węgla, stali i produktów przemysłowych. Obok wprowadzanych stopniowo w życie eksperymentów ze specjalnymi strefami gospodarczymi, głównie na wybrzeżu, począwszy od 1979 r., a przyspieszonych jesienią 1984 r., były to kroki milowe we wprowadzaniu mechanizmów rynkowych jeszcze w okresie, gdy oficjalne władze chińskie (Deng Xiaoping, Hu Yaobang i Zhao Ziyang) mówiły, niczym później Michaił Gorbaczow, o reformowaniu socjalizmu, a nie o „wyjściu poza plan” i tym samym marksistowską ortodoksję.

Nastawiony bojowo i polemicznie względem swych potencjalnych oponentów N. Lardy nie neguje, że zasadnicza zmiana w przejściu na mechanizmy rynkowe nastąpiła w Chinach dopiero po traumie placu Tiananmen oraz upadku ZSRR. To wówczas, w początkach 1992 r. wizjoner reform Deng Xiaoping udał się z „pielgrzymką na południe” (nan xun) i – wyciągając należyte wnioski z rozpadu ZSRR nakazał Chinom iść w świat, a więc otworzyć się na globalizację i tym samym światowe rynki, całkowicie zdominowane przez rozwiązania kapitalistyczne. (>>czytaj więcej)

Ta zmiana azymutów, przez większość obserwatorów Chin traktowana jako początek budowy państwowego kapitalizmu, dokonała się mimo utrzymania oficjalnej ideologii, wypracowanej we wrześniu 1987 r. i nazwanej „socjalizmem o chińskiej specyfice”. Stąd nawet nie dziwi fakt, że jedna z najlepszych dotychczasowych prac o chińskiej gospodarce okresu transformacji, obok tej tutaj omawianej, napisana przez chińskiego badacza zatrudnionego w Massachusetts Institute of Technology, Yasheng Huanga, nosi znamienny tytuł „Kapitalizm o chińskiej specyfice”.

Lardy potwierdza wcześniejsze ustalenia właśnie Huanga oraz Naughtona, zgodnie z którymi prawdziwym źródłem rozwoju chińskiego rynku i kapitalizmu była tamtejsza wieś, gdzie szybko postawiono na kontraktowy system zatrudnienia (baochan daohu), a następnie – rzecz w ortodoksyjnym maoizmie niesłychana – na rosnącą mobilność społeczną, która nie tylko pozwoliła chłopom opuścić ziemię i rodzinną wieś, ale przede wszystkim pójść albo w usługi, albo do wielkich miast, na wielkie budowy.

Autor, powołując się na chińskie źródła, podaje znamienne dane. Proces wielkiej migracji po raz pierwszy odnotowano w 1982 r., kiedy to ok. 7 mln chłopów (niespełna 1 proc. przedstawicieli tej warstwy) opuściło rodzinne miejscowości. W 1990 r. było ich już 22 mln, w roku 2000 – 79 mln, a w roku 2012 – 163 mln. Wtedy też ogólna liczba tzw. ludności migracyjnej (liudong renkou), sięgała 263 mln, a więc ok. 1/5 ogółu ludności. Pod względem społecznej mobilności dokonała się, niezmiernie istotna dla rozwoju kraju, rewolucja – i to przede wszystkim po 1992 roku.

Druga taka rewolucyjna zmiana, a mianowicie od całkowitego państwowego planowania, a przede wszystkim narzucanej odgórnie alokacji środków też została zapoczątkowana w 1993 r., a dotychczasowy system reglamentacji stopniowo odchodził do historycznych annałów. W 2001 r. rząd narzucał ceny zaledwie 14 towarów (m.in. benzyny i gazu) oraz 9 rodzajów usług (m.in. dostaw energii elektrycznej, wody oraz usług telekomunikacyjnych i pocztowych). Dziś w Chinach poza rynkiem ustalane są już jedynie ceny ropy i towarów roponośnych.

To dzięki właśnie tym dwóm podstawowym procesom, masowym odejściu chłopów od upraw rolnych i ich przejściu do usług w latach 80., a następnie odejściu od planowania i reglamentacji na rzecz regulacji rynkowej doszło do bezprecedensowego rozkwitu na chińskim rynku. Podczas gdy w 2002 r. w ChRL zarejestrowano 2,6 mln prywatnych przedsiębiorstw, zatrudniających ogółem 32,5 mln osób, to w roku 2012 było już takich przedsiębiorstw 10,9 mln z ogólnym zatrudnieniem 113 mln osób. W tym samym okresie ilość tzw. przedsiębiorstw domowych, a więc prywatnych zakładów rodzinnych wzrosła 23,8 mln (47,4 mln osób) do 40,6 mln (86,3 mln zatrudnionych). Co więcej, „do 2010 r. aż 95 proc. z zarejestrowanych 27,4 mln wiejskich jednostek produkcyjnych stanowią albo firmy prywatne, albo indywidualne przedsięwzięcia biznesowe”.

Rynek czy państwo?

To jest właśnie miara dokonującej się w Chinach rewolucji rynkowej, ostatnio jeszcze, jak wspomniano na wstępie, jeszcze bardziej podsycanej przez władze. I to na tej podstawie Autor stawia kluczową dla tej pracy, a zarazem rewizjonistyczną w stosunku do poprzednich ustaleń tezę, zgodnie z którą: „chiński wzrost gospodarczy w epoce reform jest w gruncie rzeczy historią rozwoju rynku i prywatnej przedsiębiorczości”. Czy ma rację?

Wydaje sie, ze N. Lardy w swych polemicznych zapędach idzie jednak nieco za daleko. Twierdzi np., że „prywatne firmy są odpowiedzialne za praktycznie cały wzrost zatrudnienia w chińskich miastach od początku reform”, a także, że „prywatne firmy są obecnie największym udziałowcem w stale rosnącym eksporcie Chin”, co w innym miejscu uszczegóławia pisząc, iż „w 2012 r. firmy państwowe odpowiadały zaledwie za 11 proc. chińskiego eksportu”.

Problem w tym, że Autor zdaje się, przysłowiowo, widzieć las, a nie poszczególne drzewa. Owszem, tak świetnie udokumentowany przez niego proces urynkowienia gospodarki chińskiej jest niezaprzeczalny – i powszechnie odczuwalny. Jednakże to nie powinno prowadzić, jak czyni to N. Lardy, do negowania roli państwa w tym procesie. I to przynajmniej z dwóch kardynalnych powodów. Po pierwsze, to państwo, a nie rynek nakreślało w początkach lat 90. wizję rozwoju kraju i to państwo, a konkretnie ówczesny premier Zhu Rongji, postawiło na rozwój wielkich konglomeratów prywatno – państwowych, budowanych na wzór japońskich zaibatsu czy koreańskich czeboli, których najpierw wskazano 2 tysiące, potem tylko 600, a obecnie jest ich zaledwie 120. Ale cel przy ich tworzeniu był więcej niż jasny: to mają być symbole budowy chińskiej marki, takie jak już je obecnie widzimy i dostrzegamy: Lenovo, Huwaei, Heier (>>czytaj również: Chiński smartfony wskoczył na podium). To one także stoją na czele największych obecnie chińskich firm, począwszy od wielkich konglomeratów państwowych w przemyśle paliwowym, takich tak PetroChina czy Siopec.

>>zobacz: Rozwój technologii w Chinach

Po drugie, jak wykazywały cenne, choć wymagające już dzisiaj uaktualnienia, studia Bruce’a J. Dicksona nt. „czerwonych kapitalistów” w Chinach, oddzielenie w tamtejszej rzeczywistości tego, co państwowe, od tego, co prywatne, jest niezmiernie trudne. Po prostu, co umożliwiła głośna swego czasu teoria ówczesnego prezydenta Jiang Zemina z 2001 r., mówiąca o „trzech reprezentacjach”, najbogatsi ludzie w Chinach – poza nielicznymi wyjątkami, jak szef grupy Alibaba, Jack Ma – zasiada w Komitecie Centralnym KPCh, albo przynajmniej znajduje się w szeregach członków partii. Innymi słowy, mamy do czynienia z niebywałym procesem uwłaszczenia nomenklatury.

I na koniec jeszcze jeden koronny argument, przeoczony przez, skądinąd, tak wnikliwego Lardy’ego: jeśli w Chinach decyduje już bardziej rynek, aniżeli państwo, jak chce ten amerykański ekonomista, to czemu aktualne władze w Pekinie dają właśnie rynkowi zielone światło i apelują teraz – ku zaskoczeniu wielu zachodnich ekspertów – o więcej rynku? Czyżby nie wiedziały, że mają go już dość, jak chce Lardy? A może to jednak amerykański ekspert nieco przesadził w forsowaniu tezy, że Chiny nie tyle budują kapitalizm państwowy, co stanowią rosnąca potęgę zdominowaną przez siły rynkowe?

Wiele wskazuje na to, choć wymaga to równie wnikliwego studium, jak to tutaj omawiane, iż tajemnica chińskiego sukcesu gospodarczego ostatnich dekad tkwi w umiejętnym, jak dotychczas, łączeniu sił rynkowych i państwowego interwencjonizmu. Owszem, Chiny stawiają na rynek, ale główne kierunki rozwoju nadal wyznacza państwo.

Nicholas R. Lardy, "Rynki ponad Mao".

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1