Demokracja ekonomiczna pokona kryzys

Demokracja ekonomiczna panuje wtedy, gdy znacząca część obywateli oprócz dochodów z pracy ma również istotne dochody z majątku. Bez tego, w epoce zastępowania pracy ludzi przez maszyny, popyt w gospodarce będzie za słaby, aby wyciągnąć ją z kryzysu. Zwłaszcza tak głębokiego jak grecki.
Demokracja ekonomiczna pokona kryzys

Grecja (CC By NC ND Taku)

Wszyscy politycy, nie tylko greccy, jadą na tym samym wózku. Każdy z nich doskonale rozumie, że sytuacja została opanowana tylko na chwilę. Grecy wiedzą, że nawet gdyby cały ich produkt krajowy brutto był przeznaczany na spłatę długów, to problem nie zostanie rozwiązany – nie przy zadłużeniu sięgającym prawie 200 proc. PKB. To by oznaczało, że przez dwa lata wszystkie dochody będą opodatkowane stawką 100 proc.

Zejdźmy na ziemię. Załóżmy, że w postaci podatków da się ściągnąć 20 proc. PKB. Jest studium na ten temat, które wskazuje, że w czasie wojny czasowo może to być 25 proc., ale co do zasady w postaci podatków nie da się wyciągnąć więcej niż 20 proc. PKB. I to jest pierwszy problem. Całkowita wielkość podatków w Grecji to blisko 50 proc. PKB. Wszystko jest niemiłosiernie opodatkowane. Nie ma się co dziwić, że bezrobocie jest tak wysokie, a biznes ledwo zipie.

Popatrzmy teraz na PKB. W 2014 r. wyniósł 178 mld euro. Warto zauważyć, że w 2008 r. było to 242 mld, w ciągu sześciu lat spadł więc o ponad 26 proc.

Wykonując proste obliczenia (20 proc. PKB z 2014 r.) otrzymujemy maksymalną kwotę, jaką można uzyskać z podatków w normalnych czasach – około 35 mld euro. Obecnie rząd Grecji ściąga nieco więcej niż 46 proc. PKB (82 mld euro), a mimo to wydatki nadal przekraczają dochody budżetu. Taki poziom opodatkowania naprawdę bardzo ogranicza aktywność gospodarczą, więc należy się spodziewać, że PKB (a więc i dochody podatkowe budżetu) będą maleć.

Drugi problem: deficyt budżetowy zwiększa zadłużenie publiczne. Deficyt greckiego sektora finansów publicznych wyniósł w 2014 około 6,3 mld euro. Zadłużenie publiczne wynosi 317 mld euro, czyli 177 proc. PKB.

Zakładając, że 20 proc. PKB wpływa w postaci podatków i że PKB nie będzie dalej malał, grecki rząd może się spodziewać „normalnych” dochodów budżetowych w wysokości 36 mld euro, a w nadzwyczajnych, przejściowych okolicznościach 44 mld euro (25 proc. PKB). Załóżmy dalej, że 10 proc. normalnych wpływów podatkowych, czyli 3,5 mld euro rocznie, idzie na spłatę zadłużenia publicznego, przez co zostaje 32,5 mld euro na pokrycie normalnych wydatków. Przy tym tempie i przy założeniu, że rząd Grecji nie będzie więcej pożyczał, spłata całego zadłużenia publicznego zajmie około 90 lat. Może trudno w to uwierzyć, ale to się da zrobić, bo zostało już zrobione w przeszłości. Nie będzie to jednak łatwe. Będzie za to ciężkie dla pracowników budżetówki i emerytów, a także polityków, zwłaszcza na początku i prawdopodobnie przez pierwsze trzy, pięć lat, zanim reformy się rozkręcą i zaczną same z siebie przynosić znaczące dochody.

Rozwiązanie będzie także wyglądało na bardzo skomplikowane, ale tylko dlatego, że obecny system jest sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem.

Rozwiązanie w skrócie

Nie wystarczy, że Grecja obetnie swoją konsumpcję. Musi zwiększyć produkcję, żeby pokryć swoje potrzeby konsumpcyjne, spłacić to, co do tej pory pożyczyła, i odłożyć coś na czarną godzinę (klęski żywiołowe, kryzys imigracyjny itp.)

Zaciskanie pasa nie jest rozwiązaniem, ale pozwala kupić czas potrzebny na wprowadzenie w Grecji właściwej zmiany, jaką jest zwiększenie dochodu (czyli produkcji). O tym mówi prawo rynków Saya. Wychodzi ono z podstawowej zasady ekonomii Adama Smitha, wyrażonej w „Bogactwie narodów”: „Jedynym zadaniem i celem wszelkiej produkcji jest konsumpcja”. Wynika z tego oczywiście, że nie można skonsumować tego, czego się nie wytworzyło – a to jest właśnie problem Grecji.

Zadłużenie Grecji wynika z tego, że jako kraj konsumuje więcej, niż wytwarza. Tego problemu nie jest w stanie rozwiązać ani kolejna pożyczka, ani kolejne darowanie długów czy powrót do drachmy. Zastosowanie tych rozwiązań jedynie pogorszy sytuację. Grecja może się wydostać z kłopotów jedynie wtedy, gdy skokowo zwiększy swoją produkcję.

Pierwszy krok musi polegać na wydłużeniu terminu spłaty zadłużenia i zawieszeniu spłat do momentu wprowadzenia kluczowych reform. To nie oznacza darowania długu, aczkolwiek może obejmować darowanie odsetek. W zamian Grecja musi się zgodzić na zaciskanie pasa. Natychmiast. Choć zaciskanie pasa samo z siebie oczywiście nie wystarczy, ten punkt nie może podlegać negocjacjom. W przeciwnym razie politycy będą grali na zwłokę w nieskończoność.

To nie oznacza, że Grecja ma złamać obietnice, jakie złożyła swoim emerytom czy pracownikom budżetówki. Będzie jednak musiała odłożyć ich spełnienie w całości i być może nawet je zmniejszyć, jeśli prawo dopuszcza taką możliwość. Być może będzie zmuszona wypłacać emerytom i pracownikom budżetówki jedynie głodowe emerytury i pensje. Pozostałe zobowiązania rząd sumowałby bez naliczania odsetek, żeby je wypłacić, gdy budżet będzie w stanie to udźwignąć. Należności te mogłyby być dziedziczone przez potomków emerytów i pracowników budżetówki, ale nie można byłoby ich zbywać w inny sposób. Innymi słowy, rząd musiałby zaksięgować zobowiązania wobec emerytów i pracowników budżetówki na podobnych zasadach, jak inne części długu narodowego.

Zobowiązania miałyby być wypłacone spadkobiercom. Choć jest to rozwiązanie bolesne, to być może znalazłoby się dla niego poparcie polityczne – zwłaszcza gdy alternatywą jest bankructwo państwa i skasowanie wszystkich zobowiązań budżetu. W takim układzie emeryci i pracownicy budżetówki nie dostaliby nic.

Podobne rozwiązanie zostało wprowadzone po bankructwie rządu Cesarstwa Austriackiego na początku XIX w. Wielu urzędników pracowało przez lata bez wynagrodzenia. Byli utrzymywani przez rodziny. Otrzymali jednak emerytury.

W krótkim terminie trzeba więc zacisnąć pasa. Jeśli chodzi o średni i długi termin, to należy odpowiedzieć na pytanie, jak zwiększyć produkcję, nie ograniczając konsumpcji. To się wydaje wewnętrznie sprzeczne. Trzeba tu zwrócić uwagę na pewien powszechnie występujący błąd. Ekonomiści uważają, że są dwa sposoby na zwiększenie produkcji – zwiększenie liczby osób pracujących i zwiększenie ilości kapitału w gospodarce. Aby zwiększyć ilość kapitału, należy dokonać inwestycji. Aby dokonać inwestycji, należy dysponować oszczędnościami. Aby mieć oszczędności, należy wytwarzać więcej, niż się konsumuje, ergo trzeba zmniejszyć konsumpcję.

Nie jest to jednak jedyny sposób. Przy prawidłowo działającym systemie kredytowym i pieniężnym inwestycje mogą być finansowane także z przyszłych dochodów, jakie przyniosą. Ekonomiści binarni ten sposób nazywają finansowaniem przez przyszłe oszczędności – w przeciwieństwie do tradycyjnego sposobu, w którym wykorzystuje się oszczędności przeszłe. Średnio i długoterminowy rozwiązanie polega więc na zwiększeniu produkcji Grecji poprzez wykorzystanie przyszłych oszczędności.

Jak spłacać wielkie długi

W 1871 r. Francja skapitulowała wobec Prus pod katastrofalnej bitwie pod Sedanem. Jej gospodarka była zrujnowana. Żeby zniszczyć Francję na zawsze, Bismarck nałożył kontrybucję w wysokości 5 mld franków. Uważał, że Francja nigdy nie będzie w stanie takiej kwoty spłacić, co da pretekst do okupacji i włączenia kraju do Drugiej Rzeszy. Ku jego zmartwieniu i zaskoczeniu całego świata, Francja spłaciła kontrybucję w mniej niż trzy lata. Były trzy główne czynniki tego gospodarczego i finansowego cudu.

Bismarck nie rozumiał istoty pieniądza i dlatego nie sprecyzował warunków we właściwy sposób. Myślał, że złoto i srebro są pieniędzmi, a nie surowcami, które są użyteczne jako mnie więcej stabilna jednostka wartości. Pozwolił Francuzom spłacać kontrybucję w złotych 20-frankowych napoleonach (z których każdy zawierał 0,1867 uncji złota) albo w srebrnych 5-frankowych écu (zawierających 0,7234 uncji srebra), a nie w wekslach lub hipotekach reprezentujących realne aktywa. Na szczęście dla Francji w owym czasie cena srebra względem złota spadała na łeb na szyję, ponieważ dynamicznie rosła jego produkcja światowa i wiele krajów odeszło od srebra jako pieniądza. Do połowy lat 70. XIX w. cena srebra spadła o około 50 proc. Francja sprzedawała więc swoje towary za złoto, wymieniała złoto na srebro, biła écu ze srebra i płaciła nimi Prusom o połowę mniejszą kontrybucję. Niemcy przetapiali écu, ze stratą sprzedawali (czasami z powrotem Francuzom) srebro za złoto, którego potrzebowali, żeby wprowadzić standard złota.

Rynek na francuskie towary w drugiej połowie XIX w. rósł bardzo dynamicznie – w dużej części dlatego, że szybko podnosił się standard życia w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Na szczęście dla Francji, Louis Pasteur bardzo pomógł kluczowym branżom ekspertowym (wino, ser, jedwab i wełna). Niektórzy badacze sądzą, że sam wpływ Pasteura był tak duży, że z nawiązką pozwolił spłacić kontrybucję.

Kluczowymi przedsiębiorstwami w tych branżach były zwykle firmy rodzinne. Większość pracowników stanowili krewni, którzy w jakiś sposób partycypowali w sukcesie finansowym firmy. Jak pokazują ostatnie badania, własność pracownicza w połączeniu z udziałem w zarządzaniu i zyskach może zwiększyć produktywność i zyskowność średnio o 150 proc. Istnieje także zjawisko binarnego wzrostu – gospodarka, w której jest wielu posiadaczy kapitału, rozwija się szybciej niż taka, w której własność kapitału jest skoncentrowana. Rozpowszechnienie własności kapitału było najważniejszym czynnikiem stojącym za francuskim cudem gospodarczym. A jak pokazał Jean-Baptiste Say, długów nie spłaca się pieniądzem. Pieniądz jest tylko symbolem tego, czym naprawdę spłaca się długi – wytwarzanymi towarami i świadczonymi usługami.

Jeśli Grecja ma wyjść z długów i uzdrowić swoją gospodarkę, musi natychmiast wprowadzić reformy, tak aby jak największej liczbie osób umożliwić bycie jak najbardziej produktywnym w jak najkrótszym czasie.

Reforma podatkowa

Pojawią się tu jednak dwa problemy. Po pierwsze maszyny zastępują coraz więcej miejsc pracy. Na dodatek ludzie w większości nie są tych maszyn właścicielami. Jeśli ktoś nie ma pracy i nie jest właścicielem kapitału, to nie może nic wytwarzać i musi wyciągać rękę do państwa. A państwo nie produkuje. Wydaje to, co wytworzą ludzie. Po drugie – l udzie nie mają pieniędzy, żeby stać się właścicielem kapitału.

Co więc należy zrobić? Wdrożyć masowy program poszerzenia własności kapitału. Będzie to krok ku demokracji ekonomicznej w Grecji, państwie, które jest kolebką demokracji politycznej. Program musi być sfinansowany przez przyszłe, a nie przeszłe oszczędności, co pozwoli każdemu stać się właścicielem kapitału, który spłaci się z przyszłych dochodów, jakie wygeneruje. Chodzi o to, aby każdemu – bez względu na obecny stan posiadania – stworzyć możliwość zakupu na kredyt udziałów w firmie, w której pracuje, której jest stałym klientem (np. przedsiębiorstwie użyteczności publicznej), która wybudowała jego mieszkanie i nim zarządza itp.

W tym celu konieczne są reformy: podatkowa, monetarna i właściwe użycie systemu bankowego i banku centralnego.

Wszystkie podatki są złe, bo zniechęcają do aktywności gospodarczej. Najgorszym podatkiem jest jednak ten od konsumpcji, bo ze swej natury spada na tych, którym najtrudniej go zapłacić – na biednych.

Zobaczmy, jak to działa, na wyolbrzymionym dla podkreślenia efektu przykładzie. Załóżmy, że jest tylko jeden podatek – konsumpcyjny – nałożony na sprzedaż detaliczną. Porównajmy dwóch ludzi. Jeden z nich ma dochód w wysokości 1 mln euro na tydzień, a drugi 10 tys. euro na rok. Załóżmy dalej, że koszty utrzymania obu z nich wraz z podatkiem wynoszą 10 tys. euro na rok, bo bogacz jest sknerą. Podatek wynosi 10 proc. Obaj zapłacą 909,09 euro podatku w ciągu roku. Jaka jest efektywna stopa podatkowa każdego z nich? Dla człowieka, który zarabia 10 tys. euro na rok, wynosi tyle, ile stawka podatku, bo wydaje wszystko, co do grosza: 10 proc. Dla człowieka, który rocznie zarabia 52 mln euro, efektywna stawka wynosi mniej niż 0,002 proc.

Należy znieść regresywny podatek od konsumpcji i wprowadzić podatek liniowy od dochodu ponad próg konieczny do godnego życia. Przy stawce 0,004 proc. nałożonej na dochody powyżej 10 tys. euro dochody budżetu będą takie same jak wcześniej, z tym, że bogacz zamiast połowy zapłaci całość.

Człowiek, który zarabia 10 tys. euro, prawdopodobnie nadal będzie wydawał wszystkie swoje dochody. Zamiast jednak płacić podatek, zakupi więcej lepszych dóbr konsumpcyjnych, zwiększając popyt o 10 proc., tworząc miejsca pracy i poszerzając bazę podatkową, co w końcu pozwoli obniżyć stopę podatku dochodowego.

To są zmiany w podatku od dochodów osobistych. W przypadku podatku dochodowego od firm kluczową sprawą jest podniesienie stawki tego podatku i zwolnienie od niego wypłacanych dywidend. Wówczas zarząd będzie mógł nie zapłacić ani eurocenta podatku, wypłacając cały zysk w postaci dywidendy, albo zapłacić wielki podatek z tytułu ograniczania popytu w gospodarce i w konsekwencji szkodzenia swojej własnej firmie.

Zmiany w polityce pieniężnej

Kluczem do rozwiązania greckiego kryzysu zadłużeniowego jest to, aby każdy mieszkaniec kraju był jak najbardziej produktywny. Jak jednak sprawić, aby to było możliwe (mówimy tu o możliwości, bo każdy powinien móc zdecydować, czy chce być produktywny, czy nie, przy założeniu, że nikt nie będzie musiał go utrzymywać, jeśli zdecyduje się być nieproduktywny)? Jeśli akceptujemy prawo rynków Saya, to są do tego dwie drogi. Obie mają coś wspólnego z prawem własności.

Z natury rzeczy jesteśmy właścicielami pracy, którą wykonujemy. Możemy być także właścicielami ziemi albo urządzeń – na mocy prawa naturalnego. W ekonomii binarnej czynniki produkcji dzielimy na pracę i kapitał, czyli ziemię i maszyny. Jest jednak problem z własnością czegokolwiek innego niż pracy, którą się wykonuje. Rodzimy się ze zdolnością do pracy. To jest nieodłączna część nas.

Można jednak oddzielić rzeczy od ludzi. Robimy to, choćby zdejmując ubranie, żeby wziąć prysznic. Rzeczy nie są nieodłączną częścią człowieka. Nieodłączną częścią bycia człowiekiem jest prawo do nabywania i bycia właścicielem rzeczy. Nazywamy to prawem naturalnym do bycia właścicielem, prawem do własności. Uczynić z kogoś niewolnika, nie pozwalając mu na korzystanie z jego wolności, jest tak samo niesprawiedliwe jak uniemożliwiać mu stanie się właścicielem kapitału, nie pozwalając mu na korzystanie z prawa własności. Prawo do bycia właścicielem jest częścią tego, co znaczy być człowiekiem.

Zagadnienie własności staje się dziś kluczową kwestią, ponieważ technologie – urządzenia – przejmują ciężar produkcji, redukując rolę ludzkiej pracy. Nieodzowne staje się to, żeby ludzie posiadali zarówno kapitał, jak i pracę, dzięki czemu mogą być produktywni. A muszą być produktywni, aby móc konsumować.

Problem polega na tym, że ludzie, którzy potrzebują własności kapitału, to ci sami, którzy nie mają środków, aby go nabyć – tak długo, jak wzrost gospodarczy opiera się na założeniu, że aby nabyć kapitał, najpierw musisz konsumować mniej, niż produkujesz. To jest ogromny problem dla krajów takich jak Grecja, gdzie ludzie nie produkują wystarczająco dużo, aby konsumować, a co dopiero gromadzić oszczędności na zakup kapitału.

Żeby rozwiązać tę trudność, trzeba zbadać, jak tworzony jest pieniądz i jak wchodzi on do obiegu. Obecnie politycy (ludzie, którzy wydatkują publiczne pieniądze) zwykle decydują, ile pieniądza należy wytworzyć, aby produkcja (inflacja, konsumpcja itd.) wyniosła tyle, ile się zakłada. Takie postawienie sprawy oczywiście błyskawicznie prowadzi do pytania, ile pieniądza politycy mogą jeszcze wytworzyć, aby uszło im to sucho.

To dążenie polityków wywraca cały system do góry nogami. W racjonalnie zorganizowanym systemie gospodarczym wielkość produkcji (inflacji, konsumpcji itd.) nie powinna być określana przez ilość pieniądza. Powinno być dokładnie odwrotnie. Wielkość produkcji itd. powinna wyznaczać ilość pieniądza.

Inflacja popytowa – emisja waluty nieopartej na bieżącej wartości istniejących i przyszłych towarów i usług – to sposób, w jaki rynek dostosowuje wartość waluty do realnej wartości dostępnych towarów i usług. Jeśli powstaje pieniądz, który nie jest bezpośrednio związany z bieżącą wartością istniejących i przyszłych towarów i usług, to wartość waluty względem towarów i usług spada. Jest to zgodne z prawem rynków Saya. Pieniądze same w sobie nie mają wartości. Są wartościowe ze względu na to, co za nimi stoi. Jeśli za pieniądzem stoi bieżąca wartość istniejących i przyszłych towarów i usług, wtedy pieniądz naprawdę jest tym, o czym mówi część jego definicji: środkiem, przy pomocy którego jeden podmiot wymienia to, co wytwarza, na to, co wytwarza inny podmiot. Jeśli za pieniądzem stoi zdolność rządu do zbierania podatków w przyszłości, wówczas pieniądz jest wart tyle, ile mówi rząd – tak długo, jak jest w stanie dotrzymać swoich obietnic.

Dlatego kluczową reformą w dziedzinie polityki monetarnej jest wprowadzenie elastycznej, posiadającej stabilną wartość waluty opartej na aktywach.

Najbardziej drastyczny sposób przeprowadzenia takiej zmiany polega na tym, aby zlikwidować walutę opartą na zadłużeniu i na jej miejsce wprowadzić walutę opartą na aktywach. W ten właśnie sposób Hjalmar Schacht, prezes Reichsbanku, zatrzymał hiperinflację w Niemczech w latach 20. XX w.

Schacht wprowadził rentenmarki – nieelastyczną, niebędącą prawnym środkiem płatniczym walutę opartą na aktywach opartą na ziemi będącej własnością Skarbu Państwa i infrastrukturze kolejowej. Były to jedne z niewielu rzeczy, których aliancka komisja ds. reparacji zabrać nie mogła. Schacht związał rentenmarkę z dolarem sztywnym kursem na przedwojennym poziomie 4,2 rentenmarki za 1 dol. Potem „zamroził” oficjalny kurs starej reichsmarki na poziomie 4,2 bln za 1 dol., choć kurs czarnorynkowy sięgał 16–24 bln marek za 1 dol.

Schacht wprowadził wymienialność nowej reichsmarki w stosunku 1:1 z rentenmarką i umożliwił ludziom wymianę starej reichsmarki na nową lub na rentenmarkę w stosunku 1 bln do jednego. Zainteresowanych było niewielu. Dowiezienie bilionów starych zdewaluowanych i nadal bardzo niedowartościowanych (o jakieś 400–600 proc. – różnica wynikająca z różnicy między oficjalnym a czarnorynkowym kursem wymiany) reischsmarek do punktu wymiany po prostu nie było warte zachodu. Banknoty były warte więcej jako surowiec wtórny albo opał. Większość ludzi zaczęła gromadzić pieniądze od zera. Kilka lat później niemiecka gospodarka całkowicie się odbudowała. Naziści, którzy przejęli rządy w 1933 r., mogli ją przekształcić w machinę wojenną, która niemal podbiła świat. Warto pamiętać, że gospodarkę można podnieść z kolan i przekształcić w tygrysa w mniej niż 10 lat.

Aby wprowadzić walutę opartą na aktywach, Grecja nie musi wracać do drachmy, choć gdyby zrobić to z głową, byłoby to korzystne. Może oprzeć swoją walutę na aktywach, pozostając w strefie euro. Obecnie na korzyść Grecji przemawia to, że euro nie opiera się całkowicie na zadłużeniu rządu Grecji, lecz na zadłużeniu bardziej wiarygodnych rządów, takich jak niemiecki. Nie jest to powód do wielkiej radości, bo zadłużenie publiczne to cały czas zadłużenie, ale wystarczy, żeby utrzymać panowanie nad sytuacją w krótkim terminie.

Jeśli jednak waluta oparta na zadłużeniu ma być utrzymywana w średnim i długim terminie, to jest to praktycznie gwarancja, że nigdy nie uda się znaleźć właściwego rozwiązania. Jeżeli bowiem uznamy, że potrzebujemy zadłużenia publicznego, żeby na nim oprzeć walutę, to już ponieśliśmy klęskę. Pytanie zmienia się wówczas błyskawicznie z „jak pozbyć się zadłużenia” na „jak zarządzać zadłużeniem, żeby nie było ono ani za małe, ani za duże”. Niestety, powiedzieć politykom, że mogą się zadłużać, o ile będą robić to odpowiedzialnie, to tak jak zapewnić do alkoholikowi darmowe napitki końca życia, pod warunkiem że zachowa umiar, jemu samemu pozwalając określać, co ten umiar miałby oznaczać. Jeśli parę tysięcy lat historii cywilizacji czegokolwiek nas nauczyło, to właśnie tego, że jeśli polityk może wydać pieniądze, to je wyda. Jest to swego rodzaju prawo Murphy’ego finansów publicznych. Grecja udowodniła, że nie jest w stanie zachować dyscypliny finansowej, więc rozsądnie będzie w ogóle pozbyć się pokusy.

Grecja musi więc dokonać zmiany i zamiast na zadłużeniu oprzeć swoją walutę na aktywach. Na początek potrzebuje przekonać swoich partnerów ze strefy euro, aby pozwolili jej oprzeć emisję banknotów Banku Grecji na rzeczowych aktywach greckiego sektora prywatnego zamiast na obligacjach i bonach skarbowych greckiego rządu. Uzyskanie takiej zgody może nie być zbyt trudnym zadaniem, jeśli Grecy będą chcieli w ten sposób tworzyć jedynie depozyty banków komercyjnych w Banku Grecji (a nie euro w gotówce). Biorąc pod uwagę jakość papierów emitowanych przez grecki rząd, stanowisko europejskich partnerów będzie oczywiste – niech Grecja dyskontuje kwalifikowane papiery sektora prywatnego, gdy tylko zostanie wprowadzona odpowiedni nadzór nad tym procesem.

Jak zastąpić zadłużenie rządu aktywami sektora prywatnego w roli podstawy emisji pieniądza? Podstawowa zasada działania nowego systemu jest prosta. Zamiast kupować obligacje skarbowe na otwartym rynku, bank centralny dyskontuje dopuszczone jako zabezpieczenie (kwalifikowane) aktywa sektora prywatnego, które zostały mu przedstawione przez banki komercyjne.

W szczegółach proces będzie wyglądał następująco: Przedsiębiorstwo, które potrzebuje gotówki, przedstawia do redyskonta bankowi komercyjnemu swoje krótkoterminowe należności – np. otrzymane weksle lub faktury z odroczonym terminem płatności wystawione najbardziej wiarygodnym klientom (w tym drugim wypadku należałoby mówić o factoringu, a nie dyskoncie, ale istota procesu pozostaje ta sama – przyp. tłum.). W zamian bank komercyjny powiększa stan konta przedsiębiorstwa. W kolejnym kroku przedstawia te i inne aktywa (np. kredyty obrotowe udzielone najbardziej wiarygodnym przedsiębiorstwom) do redyskonta w banku centralnym. W zamian bank centralny powiększa stan konta banku komercyjnego.

W ten sposób kwalifikowane aktywa sektora prywatnego stają się podstawą emisji pieniądza – po stronie aktywów banku centralnego zamiast obligacji skarbowych znajdą się instrumenty reprezentujące istniejące i przyszłe towary i usługi wytwarzane przez sektor prywatny. Pieniądz przestaje być oparty na zadłużeniu rządu, a zaczyna być oparty na aktywach sektora prywatnego. Zwiększanie podaży pieniądza w ten sposób nie polepsza sytuacji finansowej rządu, więc politycy nie są wodzeni na pokuszenie, aby mieszać się do polityki pieniężnej. Jednocześnie gospodarka ma zapewnioną wystarczającą ilość pieniądza. W razie jego braku bank centralny nabywa na otwartym rynku kwalifikowane papiery wartościowe sektora prywatnego.

W konsekwencji zamiast zwiększać zadłużenie, tworzenie pieniądza wspiera produkcję. W przedstawionym powyżej systemie firmy będą zniechęcane do finansowania swojego rozwoju przez zatrzymywanie zysków, ale będą miały łatwiejszy dostęp do kredytu, a także większe motywacje do finansowania poprzez emisję nowych udziałów, o czym poniżej.

U podstaw tego rozumowania leży teoria, że redyskontowanie przez bank centralny będzie źródłem finansowania formacji nowego kapitału, a operacje otwartego rynku dostarczą finansowania, aby zbyć istniejące zapasy magazynowe. Połączenie redyskontowania i operacji otwartego rynku gwarantuje, że zawsze dostępne jest wystarczające finansowanie dla przemyślanych inwestycji sektora prywatnego w tworzenie nowego kapitału, a także jest zawsze dość pieniędzy w gospodarce, aby nabyć zgromadzone zapasy magazynowe. Klasyczna teoria bankowości centralnej – doktryna weksli realnych (real bills doctrine) – nie dopuszcza, aby jakąkolwiek część podaży pieniądza oprzeć na zadłużeniu rządu.

Rząd zaczyna więc spłacać swoje zadłużenie – co zapewne potrwa długo. W miarę, jak zadłużenie publiczne się spłaca, emitowany jest nowy pieniądz oparty na aktywach, który zastępuje stary pieniądz oparty na długu.

Czy to nie spowoduje inflacji?

W tym miejscu trzeba powiedzieć o różnych sposobach wykorzystania kredytu i różnych rodzajach zadłużenia. W telegraficznym skrócie, przy dobrym wykorzystaniu kredytu mamy do czynienia z „produktywnym zadłużeniem”. Oznacza to, że racjonalnie można się spodziewać, że kupiona rzecz wygeneruje zyski, które pozwolą spłacić dług zaciągnięty na jej zakup. Produktywny dług spłaca się sam. Przy złym wykorzystaniu kredytu mamy do czynienia z „bezproduktywnym zadłużeniem”. Oznacza to, że nie można racjonalnie oczekiwać, że zakupiona na kredyt rzecz na siebie zarobi. Bezproduktywny dług sam się nie spłaci.

Kredyty bezproduktywne powinny być udzielane wyłącznie z przeszłych oszczędności. Tworzenie nowego pieniądza dla konsumpcji, spekulacji albo pokrycia wydatków rządowych jest formą kradzieży.

Kredyty produktywne można finansować zarówno z przeszłych, jak i z przyszłych oszczędności, ale preferowane powinny być przyszłe. Jest tak dlatego, że opierają się na większej produkcji w przyszłości, a nie na mniejszej konsumpcji w przeszłości. Gospodarka zaś potrzebuje większej konsumpcji, żeby mogła się rozwijać. Jeżeli tylko cała nowa podaż pieniądza w momencie jego emisji opiera się na bieżącej wartości przyszłych towarów i usług, to ilość pieniądza oraz towarów i usług w gospodarce będą w równowadze i nie będzie ani inflacji, ani deflacji. W praktyce prawdopodobnie wystąpi krótki impuls inflacyjny (trwający 6–18 miesięcy, czyli tak długo, ile zajmie wytwarzanie i sprzedanie nowych towarów i usług, z których zyski spłacą zadłużenie i go cofną).

Klucz do ożywienia gospodarki

Konieczny jest jeszcze jeden element: radykalny program rozszerzenia własności kapitału. Dlaczego?

Mógłbym wymieniać powody w nieskończoność, ale najistotniejszym argumentem w dyskusji jest to, że Grecja, ojczyzna demokracji politycznej, powinna być także przykładem demokracji ekonomicznej, bez której demokracja polityczna jest pustą fasadą. Najważniejszy powód oczywiście jest taki, że opisany program reform po postu nie zadziała, o ile nie będzie pozwalał, aby każdy na równych prawach mógł stać się właścicielem kapitału. Sugeruję więc, aby Grecja natychmiast przyjęła ustawę o demokracji ekonomicznej.

Do tego postulatu zmierza cały wywód o reformie monetarnej i systemu kredytowego, podobnie jak i reforma podatkowa.

Reforma podatków musi realizować następujące postulaty:

– efektywność: system podatkowy ma zbierać wystarczającą ilość pieniędzy, aby umożliwić rządowi funkcjonowanie bez nadmiernego zniechęcania do aktywności gospodarczej,

– zrozumiałość: ludzie są w stanie płacić podatki bez pomocy eksperta,

– adekwatność: ludzie muszą być opodatkowani zgodnie ze swoją zdolnością do płacenia podatków,

– korzyść: ludzie, którzy od państwa otrzymują jakąś korzyść, powinni za nią zapłacić.

Jeśli któraś z tych zasad wchodzi w konflikt z inną, sprawę powinien rozstrzygać zdrowy rozsądek. Nie powinno się np. nakładać podatku na biednych, aby udzielać im pomocy w razie nagłej potrzeby, mimo że wydaje się, że łamie to czwartą zasadę. Zamiast tego w tym wypadku pomoc publiczna jest organizowana na zasadzie adekwatności: bogaci, którzy mają pieniądze, płacą podatek, aby pomóc biednym, którzy pieniędzy nie mają.

Jednocześnie system podatkowy powinien być zorganizowany tak, aby – co do zasady – biedni nie potrzebowali pomocy bogatych. Podatki dla bogatych, aby utrzymywać biednych w sposób ciągły, to nie akt sprawiedliwości, tylko niesprawiedliwości.

Podatkiem realizującym powyższe założenia w najsprawiedliwszy sposób jest podatek liniowy nałożony na każdy rodzaj dochodu powyżej kwoty wolnej od podatku, która pozwala ludziom żyć w relatywnym komforcie. Dodatkowo prawo musi zezwalać na odroczenie spłaty podatku w przypadku zakupu aktywów – do kwoty wystarczającej, aby kapitał był w stanie generować wystarczający i bezpieczny dochód.

Każdy obywatel powinien więc mieć rachunek, na którym będzie mógł zgromadzić pewną ilość przynoszących dochód aktywów w trybie odroczonego podatku (podobnie jak w IKZE – przyp. tłum.). Ale jak ma kupić aktywa, żeby móc skorzystać z odroczenia podatku?

W tym miejscu wchodzą do gry opisane wcześniej reformy pieniądza i kredytu. Jeśli bogaty człowiek albo korporacja może sfinansować formację nowego kapitału bez wykorzystywania oszczędności, czyli na kredyt, to może to zrobić każdy. I będzie to z korzyścią dla gospodarki. Im więcej ludzi jest produktywnych, tym więcej jest dochodu, a więc i popytu. Im więcej popytu, tym więcej ludzie mogą wyprodukować i sprzedać, a tak właśnie powinna wyglądać sprawiedliwie ustrukturyzowana gospodarka wolnorynkowa.

Tak więc każdy obywatel będzie mógł otworzyć rachunek, który pozwala kupować na kredyt aktywa do 1 mln euro na zasadzie odroczenia podatku. Milion to okrągła sumka, a przy 20-proc. zwrocie na zainwestowanym kapitale (Return on Invested Capital) dochód będzie wynosił 200 tys. euro na rok.

Skąd taka duża liczba? Rzeczywiście większość amerykańskich firm, które dużo inwestują, nie może dziś liczyć na zwrot wyższy niż 9–12 proc. przed opodatkowaniem lub 3–5 proc. po opodatkowaniu. Dywidendy są małe albo nie ma ich wcale. Większość firm nie płaci dzisiaj dużych dywidend, bo zatrzymują zyski, żeby finansować swój rozwój. Jakie będą zwroty na kapitale, jeśli będą mogły finansować swój rozwoju poprzez emisję udziałów i wypłacać zyski udziałowcom?

Studium przeprowadzone przez McKinsey & Company wskazuje, że mediana zwrotu na kapitale netto w amerykańskich firmach w latach 1963–2004 była stabilna i wahała się w granicach 11,1– 12,2 proc. Przyjmijmy dla bezpieczeństwa 10 proc.

To jest zwrot po opodatkowaniu, więc trzeba dodać do niego podatek dochodowy, który tutaj staje się nieistotny, ponieważ dywidendy będzie można odliczać od podstawy opodatkowania.

Ostrożnie przyjmiemy 35-proc. podatek, ponieważ stawka podatku dla średnich i dużych firm od II wojny światowej nie spadła w USA poniżej 35 proc. Uwzględniając podatek, otrzymujemy zwrot z kapitału na poziomie 15,38 proc., który znów zaokrąglimy w dół do 15 proc.

Badania przeprowadzone przez Narodowe Centrum Własności Pracowniczej (National Centre for Employee Ownership) wskazują, że firmy, których pracownicy uczestniczą w zarządzaniu nimi oraz mają udział w zyskach i własności, są przeciętnie o 50 proc. bardziej zyskowne niż inne. Wprowadzenie zasad ekonomii binarnej – zarówno systemowych, jak i na poziomie przedsiębiorstwa – jest w stanie podnieść zysk na zainwestowanym kapitale do rzędu 20 proc.

Co więcej, jeśli firmy będą mogły odliczyć wypłacone dywidendy jako koszt uzyskania przychodu, będzie to dla nich zachęta, aby wypłacać tak cały zysk. Można podnieść stopę podatku dochodowego od firm, żeby ten efekt był jeszcze silniejszy. W ten sposób firmy staną przed wyborem – mogą nie zapłacić żadnego podatku, przekazując cały zysk w postaci dywidendy udziałowcom (którzy zapłacą od nich podatek tak samo jak od każdego innego dochodu, chyba że wykorzystają go na zakup kapitału) albo zapłacić podatek jeszcze większy niż dzisiaj.

Poza tym, jeśli firmy będą finansowały swój rozwój przez emisję nowych udziałów, nowi udziałowcy będą potrzebowali pełnego strumienia należnych im zysków, aby spłacić kredyty zaciągnięte na ich zakup. Emisja udziałów zamiast zatrzymywania zysków sprawi, że pojawi się wielu nowych udziałowców i powstanie dużo nowego popytu, co umożliwi szybszy rozwój gospodarczy.

Jeśli więc każdy ma prawo pożyczyć pieniądze i kupić udziały, które spłacą z przyszłych dywidend (a wszystkie zyski będą wypłacane jako dywidendy), zwykli ludzie mogą stać się właścicielami kapitału, nie ryzykując tym, co mają obecnie. Jeśli pieniądz będzie tworzony tak, jak opisano powyżej, zawsze będzie go wystarczająco dużo, aby następowała formacja kapitału i by jego właścicieli było coraz więcej bez zabierania jednym, aby dać drugim.

A co z zabezpieczeniem kredytów na zakup kapitału? A jeśli kredytobiorca zbankrutuje?

Obecnie jest cała branża, która pomaga ludziom radzić sobie z ryzykiem. Są to ubezpieczenia. Gdyby rynek ubezpieczeń kredytów był tak rozwinięty jak rynek ubezpieczeń na życie czy majątkowych, ryzyko kredytowe można by relatywnie tanio ubezpieczyć. Kredytodawca mógłby się ubezpieczyć na wypadek niemożliwości spłaty kredytu przez kredytobiorcę – tak jak wierzyciel państwa może się ubezpieczyć, nabywając CDS. Odszkodowanie nie byłoby oczywiście wypłacone w wysokości utraconej kwoty – nie chcemy, aby kredytodawcy udzielali złych kredytów tylko po to żeby zgarnąć odszkodowanie. Strata powinna boleć, ale nie powinna bardzo szkodzić kredytodawcy.

To realistyczne rozwiązanie problemu zadłużenia Grecji. O wiele lepsze niż zmuszanie innych, aby w nieskończoność płacili rachunki za jej długi.

Michael Greaney jest dyrektorem działu badań w Center for Economic and Social Justice. Artykuł po raz pierwszy ukazał się na stronie Just Third Way.

(Tłumaczenie i redakcja za zgodą autora: Krzysztof Nędzyński).

Grecja (CC By NC ND Taku)

Tagi