Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Duńskie wzory Polsce mało przydatne

Polska powinna się przyjrzeć rozwiązaniu duńskiemu w zakresie szukania bliższego zintegrowania naszego kraju ze strefą euro – zaproponował ostatnio wicepremier Janusz Piechociński. To dość kontrowersyjny pogląd. Wejście Polski do strefy euro ma sens z politycznego punktu widzenia, ale ekonomia nakazuje ostrożność. Sytuacja Danii jest dokładnie odwrotna.
Duńskie wzory Polsce mało przydatne

Korona duńska (CC By SA Quinn Dombrowski)

Przypomnieć trzeba jakie stanowisko w tej sprawie ma NBP. Prezes Marek Belka w licznie udzielanych ostatnio wywiadach stwierdził, że członkostwo w strefie euro ma kontekst polityczny i ekonomiczny. O ile ten pierwszy przemawia za szybkim przyjęciem strefy euro, tak ten drugi zniechęca. Podobną opinię wyraża główny doradca od spraw polityki gospodarczej, przewodniczący Rady Gospodarczej przy Premierze, były premier Jan Krzysztof Bielecki, tłumacząc, że mechanizm ERM II jest największą przeszkodą Polski w członkostwie w trzeci etapie Europejskiej Unii Gospodarczej i Walutowej.

W przypadku Danii czynniki ekonomiczne przemawiają za przyjęciem euro. Natomiast za sprawą właśnie czynników politycznych, kraj odkłada decyzję o przystąpieniu do strefy euro na bliżej nieokreślona przyszłość. Skoro jednak w przestrzeni publicznej pojawia się tak dość kontrowersyjny pogląd warto bliżej przyjrzeć się gospodarce duńskiej.

Nie zawsze było tak różowo

Dania to stosunkowo mała (zwłaszcza w porównaniu z naszą) i otwarta gospodarka, cechująca się dużą wolnością gospodarczą. Mimo, poprawiającej się sytuacji u nas, to jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim poziom otwarcia polskiej gospodarki zbliży się do duńskiego. Tak więc bazując na głównych kryteriów ekonomicznych, uczestnictwo w strefie euro wydaje się być bardziej pisane gospodarce duńskiej, aniżeli polskiej. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wysoki współczynnik osiągniętej konwergencji realnej oraz strukturalnej.

Mimo stosunkowo dobrej pozycji wyjściowej, początkowe doświadczenia korony duńskiej z kursem stałym wcale nie były optymistyczne. Na przełomie lat 70. i 80, korona duńska była jedną z częściej dewaluowanych walut europejskich. To właśnie Danii przypada ponury przywilej bycia pierwszą walutą zdewaluowaną w ramach świeżego wówczas mechanizmu ERM. Dewaluacja ta nastąpiła we wrześniu 1979 r. Jeszcze przed końcem tego samego roku Duńczycy musieli dokonać jeszcze jednej dewaluacji swojej waluty. Podobnie było na początku 1982 roku. Losy waluty duńskiej we wcześniejszym wężu walutowym (pierwowzorze ERM) nie były wcale lepsze. Za ten stan rzeczy w dużej mierze odpowie były chroniczne deficyty fiskalne.

Przełom nastąpił we wrześniu 1982 r. kiedy do władzy dochodzi premier Poul Schlueter, który przeprowadził (stawianą często do dziś za przykład) konsolidację fiskalną. Wraz z restrykcyjną polityką monetarną udało się Duńczykom ustabilizować wreszcie kurs korony. Zakładała ona między innymi tymczasowe zawieszenie mechanizmu indeksacyjnego wynagrodzeń pracowników sektora publicznego, reformę zasiłku dla bezrobotnych, znaczące zmniejszenie wydatków (o ok. 5.5 proc. PKB) oraz wzrost przychodów (przekraczający 7 proc. PKB).

Duńczykom na pamiątkę tamtych wydarzeń pozostało w pamięci jedno wiele mówiące określenie, a mianowicie dieta kartoflana, która została zaserwowana im w 1986 r. Szczęśliwi byli natomiast ci, którzy nabyli duńskie obligacje w 1982 r., gdyż polityka rządu Schluetera zapewniła im bardzo wysokie zyski. Z kolei korona duńska zasiliła poczet najsilniejszych walut wewnątrz ERM. Gdyby nie potrzeba rewaluacji marki niemieckiej względem większości walut (a dokładniej większy zakres aprecjacji waluty niemieckiej niż duńskiej w latach 1986-1987), kurs waluty duńskiej nie był dewaluowany od lutego 1982 r., czyli ponad 30 lat temu.

Najtrudniejszy test dla duńskiej korony przypadł jednak na rok 1993.

Duńskie referenda.

Złośliwie można stwierdzić, że Duńczycy sami sobie zafundowali trudny test z utrzymywania się wewnątrz mechanizmu ERM. 2 czerwca 1992 r. Duńczycy w referendum odrzucili traktat z Maastricht. Ich decyzja była jedną z wielu przyczyn, które wywołały najostrzejszy kryzys walutowy w historii ERM. Mimo, że początkowo kryzys ten ograniczył się do tzw. peryferii (Włoch, Hiszpanii, Portugalii, a przede wszystkim stojącej zawsze na uboczu Wielkiej Brytanii), z upływem czasu zaczął pukać do drzwi krajów tzw. twardego rdzenia europejskiej wspólnoty.

Położenie duńskiej gospodarki było szczególnie ciężkie ze względu na fakt, że wszystkie pozostałe kraje skandynawskie zdecydowały się na upłynnienie swoich waluty. Tytułem wyjaśnienia, w 1992 r. ani Szwecja, ani Norwegia, ani Finlandia nie należały do ówczesnej EWG (ani tym bardziej do mechanizmu ERM), ale wszystkie te trzy kraje powiązały swoje waluty z ECU (jednostka rozliczeniowa, poprzedniczka euro) w sposób jednostronny. To znaczy, że władze walutowe zobowiązywały się do przestrzegania reguł płynących z ERM, przy czym zobowiązanie to nie dotyczyły krajów należących do ERM.

Przedłużająca się recesja u progu lat 90. oraz eskalacja samych napięć w ERM spowodowała, że wszystkie te trzy kraje de facto dały zielone światło (Finlandia we wrześniu 1992 r., Szwecja w listopadzie 1992 r., a Norwegia w grudniu tego samego roku) deprecjacji swoich walut. Kiedy kryzys ERM zapukał do drzwi Irlandii w lutym 1993 r., dewaluację korony duńskiej uznawano wręcz za kwestię godzin. Tym razem jednak spekulanci walutowi przeliczyli się. Władze monetarne Danii wyszły zwycięsko z konfrontacji. Trzeba jednak zaznaczyć, że Duńczycy mieli szczęście, że 2 sierpnia 1993 r. zdecydowano się w ramach ERM rozszerzyć dopuszczalne wahania notowań walutowych z +/- 2.25 do +/-15 proc. Decyzja ta bardzo ułatwiła przetrwanie zawieruchy kursowej, trwającej do połowy 1995 r.

W maju 1993 r. w kolejnym referendum Duńczycy zgodzili się na przyjęcie Traktatu z Maastricht. Jednym z uzyskanych ustępstw, dzięki któremu Dania zgodziła się na traktat było przyznanie krajowi (jako drugiemu państwu po Wielkiej Brytanii) tzw. klauzuli opt-out. Za jej sprawą Duńczycy mogą pozostawać poza dzisiejszą strefą euro de facto tak długo jak im się to podoba.

Referendum z 18 maja 1993 r. nie było ostatnim w sprawie przyjęcia euro. Na kolejne władze zdecydowały się we wrześniu 2000 r., już po inauguracji Europejskiej Unii Gospodarczej i Walutowej. Referendum przyniosło negatywny wynik i od tego czasu żaden inny duński rząd nie odważył się ponowienia próby wejścia do kraju do strefy euro.

Nieścisłością byłoby jednak twierdzenie, że  Duńczycy są zagorzałymi przeciwnikami euro. Kampania poprzedzająca referendum z 2000 r. adresowała zresztą tematy daleko wykraczające poza kwestie przyszłości walutowej Danii. Rzecz w tym, że niemal każde referendum dotyczące Europy jest dla Duńczyków świetną okazją do wyrażenia swojego sprzeciwu wobec tzw. federalizmu brukselskiego. Wejście do strefy euro uniemożliwiają więc tak naprawdę bariery o charakterze politycznym, a nie ekonomicznym.

Trzeba jeszcze w tym miejscu przypomnieć, że Duńczycy (w przeciwieństwie do Brytyjczyków) pozostając poza strefą euro zdecydowali się nie tylko na uczestnictwo w mechanizmie ERMII, ale dobrowolnie zrezygnowali z szerokiego pasma wahań (+/-15 proc.) na rzecz wąskiego (+/- 2,25 proc.). Mało tego, bank centralny Danii stara się aby wahania korony duńskiej nie sięgały 1 proc. (!). Można więc powiedzieć, ze Dania za sprawą swojego ustosunkowania ponosi wszystkie koszty wynikające z członkostwa w strefie euro (brak możliwości prowadzenia niezależnej polityki monetarnej), a rezygnuje ze wszystkich dobrodziejstw jakie daje euro. Nie jest to łatwe zadanie.

Za sprawą niemalże sztywnego powiązania korony duńskiej z euro, władze walutowe tego kraju nie mają możliwości prowadzenia niezależnej polityki pieniężnej. Nie oznacza to jednak, że bank centralny Danii kopiuje politykę EBC. Polityka tych dwóch banków różni się od siebie. Warto tutaj przypomnieć, że ujemne stopy depozytowe duński bank centralny wprowadził już w lipcu 2012 r. Powody takiego posunięcia były jednak odmienne od ostatniej decyzji EBC. Duńczycy wprowadzili ujemne stopy procentowe, gdyż nie chcieli dopuścić do nadmiernego wzmocnienia swojej waluty. Pisałem o tym obszernie w marcu.

>>zobacz też: Ujemne stopy procentowe to nic nowego

Nie tylko polityka monetarna

Omawiając duńskie doświadczenia warto wyjść poza politykę monetarną. Dania dostarcza wiele cennych wskazówek w zakresie prowadzenia rozsądnej polityki fiskalnej oraz bardzo ciekawych rozwiązań w zakresie reform strukturalnych.

Kilka słów o tej pierwszej. Przełom tysiącleci był bardzo pomyślny dla duńskiej gospodarki. Dobra koniunktura miała przełożenie na duże nadwyżki w budżecie. To właśnie za ich sprawą poziom długu publicznego do poziomu 26 proc. PKB w 2007 r. Dania była jednak pierwszą europejską gospodarką która popadła w recesję jeszcze w pierwszej połowie 2008 r. (a więc jeszcze przed upadłością Lehman Brothers). Ostatni kryzys odbił się na finansach publicznych Danii. W 2012 r. deficyt budżetowy przekroczył nawet 3 proc. PKB, ale w 2013 r. spadł on już do poziomu 0,8 proc. Nic wiec dziwnego, że dług publiczny tego kraju wynosi jedynie 47 proc. i jest poza zasięgiem większości krajów o podobnym poziomie rozwoju. Jeszcze ciekawsze wydają się być osiągnięcia na rynku pracy. To Duńczycy przyczynili się po wzbogacenia słownika ekonomicznego o wyraz Flexicurity, łączący niezbędną elastyczność dla pracodawcy oraz różnego rodzaju zabezpieczenia dla pracobiorców

Duńska gospodarka ma także cienie.  Mając też największy na świecie rynek hipotek (proporcjonalnie do PKB), wiele kontrowersji wzbudził ostatni spór z EBA dotyczących cover bonds. Obawy o ten właśnie segment rynkowy były jedną z przyczyn osłabienia się korony duńskiej na przełomie 2013 i 2014 r. Problematyka hipotek nabiera szczególnego znaczenia ze względu na jeszcze inny problem. Rzecz w tym, ze Dania ma najwyższy poziom zadłużenia  prywatnego na świecie. Wynosi ono ponad 320 proc. dochodów jakimi dysponują gospodarstwa duńskie. Swoje zaniepokojenie w tej sprawie wyraziły OECD i MFW. Mianem niepojącego określił tak wysokie zadłużenie Paul Krugman i trudno mu odmówić racji.

Już z tego nader powierzchownego opisu gospodarki duńskiej trudno uznać aby doświadczenia Danii (zwłaszcza w zakresie prowadzenia polityki monetarnej) były szczególnie przydatne dla Polski. Natomiast nic by się złego nie stało, gdyby nasz rząd skoncentrował się na doświadczeniach duńskich w przeprowadzaniu reform strukturalnych i w prowadzeniu polityki fiskalnej.

OF

 

 

Korona duńska (CC By SA Quinn Dombrowski)

Otwarta licencja


Tagi